| - Nie, no. Spokojnie. Brałem udział w kilku nudniejszych rozprawach niż twoja opowieść - powiedział prawnik z powagą wpatrując się w twarz dziewczyny, ale po kilku sekundach wybuchnął śmiechem. - Jeśli liczysz na podobną opowieść z mojej strony, to przykro mi, ale dla mnie to zamknięty rozdział. Zaraz po studiach, w czasie aplikacji, poznałam pewną osobę, która spowodowała, że odciąłem się od przeszłości i zacząłem nowe życie. Nie sądzę też, że moje perypetie prawnicze by cię zainteresowały, a o innych perypetiach lepiej żebym ci nie opowiadał. Dla naszego wspólnego dobra - odpowiedział podobnym do niej mrugnięciem. - Co do naszych relacji to muszę przyznać, że jesteś pierwszą osobą, z którą tak daleko zaszedłem. I nie mam tutaj na myśli podłoża fizycznego.
Corday westchnęła i przez chwilę w milczeniu zbierała myśli. To co między nimi się działo było tak bardzo niewiarygodne, że... W sumie mogła po prostu powiedzieć to co siedziało w jej głowie.
- Spokojnie mogę przyznać, że to co do ciebie czuje sprawiło, że zamiast wypełnić mój ludzki obowiązek i wyspowiadać się z ciebie, to jestem tu. I nawet tego nie żałuję - powiedziała spoglądając na niego odrobinę zmieszana tym jak łatwo przyszło jej to wyznanie. - Ale wiedz, że lubię cię pomimo tej aury chłodu jaką emanujesz - dodała.
- I co ja mam z tobą zrobić - westchnął bezradnie i przetarł dłonią twarz. - Tłumisz we mnie wszelkie instynkty samozachowawcze. Powinienem właśnie gdzieś porzucać twoje zwłoki, a nie robić z tobą to wszystko.
- Charles, to zabrzmiało tak bardzo romantycznie... - skomentowała blondynka z rozbawieniem. - Czy to możliwe, że żywot heretycki mógł cię aż tak bardzo znudzić, żeby zacząć się zachowywać w moim stylu?
- Chyba wręcz przeciwnie - odpowiedział traktując zaczepkę dosyć poważnie. - Nie pamiętam kiedy ostatnio byłem tak zrelaksowany jak teraz.
- Też mnie to zaskakuje - powiedziała niejako przyznając się do dzielenia tego co sam czuł. - Nawet pomimo tego miliona problemów jakie to za sobą niesie... Ale to przecież tylko kolejne wyzwanie, któremu trzeba spróbować sprostać - uśmiechnęła się do niego.
- Ale wiesz, że to droga w jedną stronę? Nie ma opcji, że się rozstaniemy i będziemy przyjaciółmi - upewnił się, ale wypowiedział to w formie żartu. - Ale po co to mówię. Przecież już masz przesrane.
Irya roześmiała się. Faktycznie dzisiejszego dnia pogrążyła się tak bardzo, jak jeszcze nigdy.
- Oj, ważne, że nie jestem w tym sama - mrugnęła do niego. - W końcu wygląda na to, że twoi znajomi cię kontrolują. Pandorina przecież przypadkiem nie znalazła się w naszej restauracji.
- A może chodziło bardziej o ciebie niż o mnie. To zależy czy wyczuła to samo co ja gdy się spotkałyście za pierwszym razem.
- Wyczułeś coś? - szczerze ją zaskoczył, ale nie dowierzała temu. - Zakładam, że nie jesteś w stanie "wyczuć" Cleanera, a wtedy, przy naszym pierwszym spotkaniu na sali przesłuchania, chodziło wyłącznie o moje wybitnie wyraźnie nieogarniające tematu zachowanie, przez co nietrudno było się domyślić. Nie, przy niej się już pilnowałam i zachowywałam jak zwykła wścibska i zarozumiała ja.
- Tak, to było widać po twojej reakcji - przyznał. - Nie potrzebowałem żadnych mocy specjalnych. Jednak wy kobiety macie tą swoją intuicję, więc w przypadku Pandoriny cieżko mi coś powiedzieć, szczególnie, że nie było mnie tam wtedy. Z drugiej strony sam fakt, że tyle uwagi poświęcam jednej kobiecie może być interesujący dla każdego kto lepiej mnie zna, a tych osób nie jest dużo.
- Sam więc widzisz. A na obecną chwilę tylko ty masz wiedzę o tym co potrafię - westchnęła. - Póki nikt inny tego nie wie, to mogę sobie z dużym sukcesem udawać rozpuszczoną ignorantkę, która zachłannie dybie na twój majątek - zaproponowała całkiem poważnie, ale zaraz parsknęła śmiechem.
- To może przejść w takiej formie w przypadku twoich znajomych i rodziny - pokiwał głową. - Natomiast moje otoczenie będzie zainteresowane moimi motywami i tutaj zaczynają się schody. A skoro już o tym mowa, to co tak konkretnie potrafisz? - zaciekawił się.
- Charles, mój ojciec jest zastępcą szefa policji na Lunie. A ty dopiero co przespałeś się z jego córką. I nic więcej nie trzeba dodawać - podsunęła mu coś wielce oczywistego. - Nawet ja bym to kupiła - zaśmiała się. - Oj będę się z ciebie długo tłumaczyć przed ojcem... - pokręciła głową, jakby to miało być największym problemem. - Co potrafię? - powtórzyła po nim. - Wyczuwam obecność heretyków. Jestem jak taki detektor Geigera dla promieniowania radioaktywnego.
- Kogo do tej pory wyczułaś? - doprecyzował pytanie.
- Z imienia wymienić potrafię jedynie Pandorinę i jej pracownicę Vanessę. Ostatnim "nowopoznanym" heretykiem było to dziecko z parkingu - po tym co powiedziała na koniec, aż wzdrygnęła się na samo wspomnienie tamtego momentu.
- A kto z nas według ciebie jest najpotężniejszy? - dociekał.
- Gdybym nie miała okazji poobserwować sobie heretyków w naturze to powiedziałabym, że ty, a później Vanessa - zaczęła. - Ale wtedy nie reagowałbyś tak nerwowo na Pandorinę, prawda? Tak czy inaczej jest jeszcze wasz guru, którego raczej nie miałam okazji poznać. Ale i to nie jest pewne, bo z założenia nie znacie imienia szefa kręgu, tak?
- W tym przypadku układy nie są typowe. Vanessa faktycznie podlega Pandorinie, ale ja jestem raczej wolnym strzelcem. Jednak mimo wszystko nie mogę odmówić polecenia od naszej wspólnej znajomej. A jak oceniasz Pandorinę na podstawie swoich zdolności?
- Najsłabiej od niej wyczuwam mroczną harmonię. Z drugiej strony jak ty się zacząłeś przy mnie pilnować... Nadal wyczuwam w tobie chłód, ale jest jeszcze słabszy niż u Pandoriny gdy ją pierwszy raz spotkałam - stwierdziła w zamyśleniu. - Czemu tak dociekasz? I dlaczego musisz jej usługiwać? Co cię do tego przymusza?
- Instynkt samozachowawczy - wyjaśnił krótko. - Dlaczego mafia słucha swojego szefa? Jakie są konsekwencje nieposłuszeństwa? - zapytał retorycznie. - Tutaj analogia jest podobna, a konsekwencje poważniejsze. Co do twoich supermocy to po prostu jestem ciekaw jak działają.
- Sama tego nie ogarniam, więc nie mam za wiele do opowiadania... - wzruszyła ramionami. - A w obecnej sytuacji szukanie sobie nauczyciela mija się z celem. Z resztą… Miałeś wcześniej do czynienia z Cleanerami? Bo szczerze to jest imponujące, że przez ten cały czas jak jesteś na Lunie, w domu Bractwa, udawało ci się pozostać w ukryciu.
- Widać ani nie jestem na tyle ważny ani potężny, żeby Bractwo wzięło mnie na celownik, a jak już z kimś zadrę to raczej starają się mnie zabić niż sprawdzać - odpowiedziałę ze wzruszeniem ramion. - Nie wiem czy to byli Cleanerzy. Może najwyżej przy okazji.
__________________ Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start. |