| Sylvania, Teufelheim
5. Brauzeit
Przed świtem
Duża Krata
Czwórka chłopaków zebrała się pod Dużą Kratą jeszcze, gdy było ciemno. Czekali w milczeniu na Klausa, sprawcę całego zamieszania. Byli przygotowani do dłuższej wyprawy do kanałów, mieli jednak nadzieję, że cały ten trud będzie godny nagrody, jaką obiecywał ich przyjaciel. Młodego nie było i nie było, a wkrótce przybędą rycerze na poranną wartę przy Kracie. Coś musiało Klausa zatrzymać.
Nie rozmawiali wiele. Niektórzy byli zaspani, inni zaniepokojeni. Pieter i Emil nie gadali o tym, co było wczoraj. Po rybaku było widać podenerwowanie, natomiast Beksa zawsze zachowywał taki sam wyraz twarzy, z którego trudno było cokolwiek wyczytać. Wreszcie pierwsze promyki słońca oświeciły pokryte rosą domy Teufelheim, a chłopaki zaczęli pytać się wzajemnie, gdzie jest Klaus, który tak nalegał, by byli przed świtem.
W tej samej chwili krata delikatnie uchyliła się, a zza niej wyglądnęło ciekawsko umorusane oblicze Klausa. Pokiwał, by podeszli do niego. Rozejrzawszy się bacznie, czy nigdzie nie ma rycerzy, przemknęli chybko za kratę. Klaus wyjął z kieszeni swoich spodni na szelki klucz i zamknął kratowe przejście.
– Skąd go masz? – zapytał ze zdziwieniem któryś z nich. Klucz był mosiężny, z wygrawerowanym elfickim wzorem, który później partacko przerobiono na sigmarycki młot. W posiadaniu takich kluczy były tylko władze miasta.
– Musiałem jakoś zabezpieczyć się na wypadek, gdyby ktoś pomyślał ruszyć za nami. Albo zauważył, że krata jest otwarta. Dlatego jestem później.
Klaus był bardzo zdenerwowany – odkąd tylko go zobaczyli – ręce trzęsły mu się, na czole miał pot, mimo że był dość chłodny poranek. Zresztą, pot nie tylko widzieli, ale i czuli. Poza tym był blady, może jakieś choróbsko go wzięło? Niemniej wciąż bardzo zdeterminowany, by dojść do celu.
Przy nodze miał pochodnię, przy pasie przytroczony woreczek z prowiantem, a przez ramię przewiesił sobie długi, konopny sznur. Skończywszy z bramą, urwał rozmowę i skierował się ku kanałom. Przeszli raptem kilkanaście kroków i napotkali ziejącą mrokiem otchłań. Tutaj elficki korytarz zapadł się pod wpływem ruchów ziemi i odsłonił ukrytą pod nim pieczarę, jak wyjaśnił Klaus. Dlatego mało kto zapuszczał się na kanały drogą wiodącą przez Dużą Kratę.
Na dole płonęło ognisko, Klaus wytłumaczył, że to jego i że tam przysiądą i przedstawi im dokładnie trasę wędrówki. Zdjął linę i rzucił jeden jej koniec w ciemność, drugi przymocował do wystającego kamienia. Spuścił się w dół po skalnej ściance, a za nim reszta chłopaków. Gdy byli już na dole, podeszli do dogasającego ogniska Klausa. Młody przysiadł na rozłożonym obok kocu, odetchnął i zaczął mówić.
– Najpierw podpalimy nasze pochodnie w ognisku, a potem ruszymy tam – palcem wskazał gdzieś w ciemność, na prawo od siebie. – Przejdziemy niższym poziomem tuneli, uwaga, bo będzie ślisko, a obok jest urwisko. Ta część, w której jesteśmy, jest dość mocno zniszczona. Jak już będziemy za urwiskiem, wejdziemy do kolejnej groty. Tam bądźcie gotowi na… przeciwności. Ale jak dobrze pójdzie przemkniemy cicho i tam zaraz za tym, jest to, o czym wam opowiadałem.
Twarz miał stężałą, oczy podkrążone i zmęczone. Jakby nie spał całą noc. Mówił szybko, język mu się plątał, ale umysł wydawał się mieć trzeźwy. Rzut na Spostrzegawczość: 20 (udany)
Wtedy Pieter kątem oka zauważył dziwny kształt. Gdzieś przy skalnej ściance, w ciemności, w lekkim zagłębieniu leżał ludzki kształt. Nie poruszał się.
Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 26-04-2019 o 22:12.
|