Robin, która pierwsza pobiegła w kierunku zwierza, spostrzegła, jak na szlak wypadł mężczyzna. W dłoni trzymał łuk, był zdyszany, ale na pierwszy rzut oka był cały i zdrowy.
~A to ciekawe - pomyślała Robin, gdy jej ręce niemal bez udziału świadomości napięły łuk.
- To Ty krzyczałeś? - zapytała. Trudno było ocenić czy celowała w mężczyznę czy za jego plecy.
- Eeee - zaciął się mężczyzna z przerażeniem w oczach patrząc na grot strzały, ale dosyć szybko się pozbierał. - N-nie, to mój towarzysz. Thomas. Niedźwiedź nas zaatakował! - wyjaśnił szybko z nieco sztuczną uległością i rozżaleniem. Sposób wypowiedzi sugerował, że nie do końca przejmował się losem towarzysza lub, że była to jego maniera, typowa dla chłopa, na jakiego wyglądał.
- Lepiej on niż Ty, tak? - mruknęła Robin. Kwaśna mina łuczniczki mówiła co o tym myśli. - Jak daleko stąd i czy żył gdy uciekałeś? - zapytała - Wsparcie jest tuż za mną, może damy radę go uratować - dodała, mając nadzieję, że to prawda. - Tutaj! - krzyknęła.
Sytuacja była dziwna. Magnus mówił, że podróżował z Damienem. A tu nagle jakiś chłop wspomina o Thomasie. Na szlaku robiło się tłoczno, a gobliny okazywały się bardzo niedbałe w obronie swojego terytorium… Czekała na wsparcie. I odpowiedź. A jeśli spróbowałby wycelować w nią broń albo się na nią rzucić, strzeli.
- A paniusia by wolała odwrotnie? - zapytał jakby patrzył na kogoś niespełna rozumu. - Paniusia widzę nie stąd. Tutaj głodnego niedźwiedzia na wiosnę tak łatwo się nie przepłoszy. Na pewno nie tym - podniósł do góry dłoń z trzymanym w niej ręcznie robionym łukiem. - No chyba, że ktoś umie go trafić w oko w biegu, bo ja nie potrafię. - Rozłożył bezradnie ramiona na boki. - Niedźwiedź jest ze sto metrów stąd, a Thomas w sporej części jest pewnie już w jego brzuchu. - Odwrócił się i wyprostowaną ręką wskazał kierunek. - Dobrze przynajmniej, że to nie byli beastmeni - dodał tonem jakby widywał ich przynajmniej raz w tygodniu.
Borys gdy dobiegł z pozostałymi zaczął od pytania.
- Robin jak sytuacja? - kusze miał w pogotowiu. Może nie celował do gościa ale miał zamiar być w pogotowiu. *
- Paniusia wolałaby… - zaczęła Robin, ale przerwała gdy nadbiegł Borys i nikt nie dowiedział się, co wolałaby.
- Zostawił kolegę w paszczy niedźwiedzia i zwiał. W sumie rozsądne zachowanie, ale nasz uratowany gość mówił o jednym Damienie, a nie dwóch chłopach. Także przejmijcie go, wiesz, że ja nie bardzo w gębie mocnam, a ja pójdę sprawdzić co się dzieje tam dalej - powiedziała i zaczęła skradać się w kierunku “niedźwiedzia”. Możliwe, że te dwie sprawy były niepołączone, ale cała ta sytuacja robiła się coraz dziwniejsza.
Szła powoli i ostrożnie, nasłuchując i wypatrując zwierza, a w razie czego korzystając z rady chłopa i biorąc nogi za pas. Choć jeśli mówił prawdę, to “miś” powinien być zajęty jedzeniem.
Borys bez ceregieli wycelował kuszę w napotkanego człowieka.
- Bez urazy. Jak mówisz prawdę nic ci się nie stanie. Kasztaniak w tym czasie stanął bliżej i demonstracyjne sprawdził ostrość topora. Przeciągając po nim palcem.
- Bez urazy - powtórzył mężczyzna jakby niewiele przejmując się sytuacją. Zrobił ostrożny posuwisty krok w kierunku traktu i wychylił się, żeby człowiek i krasnolud nie blokowali mu pola widzenia. Widząc karawanę skierował wzrok w drugą stronę i popatrzył wzdłuż drogi jaką najprawdopodobniej się kierowali. Na koniec ocenił wysokość słońca. - Mortensholm jest tam? - upewnił się stając znowu do nich przodem i pokazując kciukiem za siebie. - Mogę iść z wami? - zapytał z nadzieją w głosie i pokazując zęby w służalczym uśmiechu.
- Jak potwierdzimy sprawę Niedźwiedzia sądzę, że tak. Pogadam w twoim imieniu z właścicielem karawany. Rozumiem, że my chronimy twoją dupę ale i ty nam pomożesz w razie kłopotów? - Borys zapytał wprost nowo poznanego człowieka.
- Jasne! - przytaknął z entuzjazmem, nie przestając się szczerzyć. - W zasadzie to planowałem przejść przez góry i nigdy tu nie wracać, ale sam raczej nie dam rady. Może w Mortensholm znajdę kogoś wybierającego się do Wissenlandu - dodał z większą juz powagą. - Przydam się! Polować umiem, gotować, zwierzętami się zajmę no i łuki naprawiam.
Borys wciąż starał się być podejrzliwy. Choć entuzjazm mężczyzny trochę osłabił jego podejrzenia. Za co sam siebie po chwili zganił.
- W drodze powrotnej będziemy szli do Kreuzhofen. Może zaczepisz się z nami na dłużej. - zaczął Borys. Dokończył jednak Kasztaniak pełnym jadu tonem. - lub na krócej jeśli młoda nie zobaczy Niedźwiedzia. - patrzył przy tym na nieznajomego tak, jakby owo krócej oznaczało od razu skrócenie o głowę.
- Tak po prawdzie to nie ważne co znajdzie. Mój los zależy od tego co powie jak wróci - poprawił krasnoluda. - Tak czy inaczej nie ma się przejmować czymś co nie zależy ode mnie. - wzruszył ramionami i najwidoczniej z nudów zajął się ciekawskim przyglądaniem karawanie i jej obsadzie, ale nie ruszając się z miejsca.
***
W międzyczasie Robin skradała się w stronę, którą pokazał spotkany mężczyzna. Spodziewała się wszystkiego... zwierza... zbójów... toteż zmysły miała wyostrzone i była całkowicie skupiona. Każdy krok ważyła i przed postawieniem stopy upewniała się, że nie wywoła najmniejszego dźwięku. W końcu go ujrzała… wygłodniałego niedźwiedzia, który właśnie żywił się byłym kompanem spotkanego chłopa.
Zaskoczona (tym że chłop mówił prawdę) łowczyni wycofała się powoli i ostrożnie, a wróciwszy do kompanów pokazała by opuścić broń.
- Prawdę mówi. Rzeczywiście jest tam niedźwiedź - wyjaśniła - A ofierze nie pomożemy.
- Ty, jak masz w ogóle na imię? Widziałeś tu innych ludzi? Albo gobliny? - zapytała - Wybacz wcześniejszą nieufność, ale podejrzanego gościa spotkaliśmy i myślałam żeś jego wspólnikiem.
- Jestem Georg – przedstawił się mężczyzna. – Od kilku dni, we dwóch, wędrowaliśmy na wschód żeby przedostać się przez góry do Wissenlandu. Poza lasem i jego normalnymi mieszkańcami nic nie widzieliśmy, ale też nie rozglądaliśmy się zbytnio – dodał z bezradnym uśmiechem. - Gdyby Thomas się nie dał zabić to pewnie by nam się udało, a teraz nie dam rady jednocześnie odpoczywać i stać na warcie, bo też mnie coś zeżre – stwierdził bez cienia strachu, jakby to było coś normalnego. – A co do innych to znajomej twarzy w okolicach się nie spodziewam.