Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2019, 11:30   #34
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację



Nie tego spodziewali się gdy opuszczali Okinawę. Jakoś tak żadne z nich nie pomyślało, że Gwiazda Północy może być okrętem wojennym. Tymczasem czekał na nich wielki statek z pustym lądowiskiem dla helikopterów. Nie było nigdzie żadnych widocznych dział, czy karabinów, ale i tak porównanie stalowego giganta z ich żaglówką wzbudzało pewną dozę poczucia bezsilności.

Z daleka w oczy rzucała się też niewielka łódź podwodna podwieszona na burcie stalowego okrętu. Swoją jaskrawą barwą odcinała się od paramilitarnego charakteru statku. Kojarzyła się raczej z National Geographic niż z marynarką wojenną.

- Widzisz tamte kule? To radary. Widzieli nas dużo wcześniej niż my ich.


Wrona była bardziej zdziwiona faktem, że w logach portowych w Naha brakowało informacji tak podstawowych jak choćby wielkość lub rodzaj jednostki pływającej. Sprawdzali dokumentację, śledzili trasę Olega ale brakowało jakiejkolwiek fsnej na temat tego, że płynie on morską krową. Doprawdy z super elektronicznym hotelem, w którym klucze mastery były jedynie w posiadaniu ekipy sprzątającej tworzyło to obraz wręcz kuriozalny w głowie ragabash. A to nie był łatwa rzecz do osiągnięcia. Rozejrzała się by dostrzec kule wspomniane przez Maksima.
- No to co? Nikt nie powiedział, że nie można płynąć do Rosji, nie? - dziewczyna wzruszyła ramionami spoglądając pytająco na partnera - Coś mi umyka? Bo nie wiem w czym problem. Wyjaśnia się za to po cholerę mu kontakty z Shinzou. Budują drugą Atlantydę? Czy zbierają na podwodne, szklane, superlojalne wilkołaki nie do pokonania, które przy okazji tańczą, stepują i myją zęby?

Dragan wzruszył ramionami.
- To były Rosyjski pułkownik. Może kupił łódź na jakiejś akcji prywatyzacji? Cóż, z jakiegoś powodu dogadują się z Shinzou. Może kupił też jakieś rakiety i chce kupić oprogramowanie do namierzania? Która strona twoim zdaniem skorzystałaby bardziej? Roboty? Czy Mroczne Wilkołaki?

To w jaki sposób to powiedział przypomniało jej jak bardzo są oderwani od rzeczywistości. Byli jak w jakimś anime, czy innym science fiction. Fakt. Od wielu tygodni Żenia operowała na zupełnie innych płaszczyznach. Nawet teraz działania koncentrowała na ‘uwalnianiu Żmija’.

- Musiałbym wywołać ich w radio, że chcemy wejść do nich na pokład. Ten okręt nie ma żadnych oznaczeń narodowych. Czyli nie musiał być rejestrowany jako wojskowy. A w porównaniu z kontenerowcami przepływającymi przez port w Naha, to raczej niewielki statek. No ale fakt, my mamy łupinkę - podsumował i podał jeszcze raz lornetkę dziewczynie.

- Nie musiał być rejestrowany jako wojskowy - Żenia machnęła ręką na tłumaczenia rzeczy jakie dla niej zdawały się oczywiste - Wywołasz ich przez radio i co? Powiesz ‘hej Oleg, szukamy cie i chcemy pogadać?

- A nie szukamy? Nie chcemy pogadać? - zapytał zaskoczony.
- Szukamy. Chcemy. Ale nie sądzisz, że to trochę… bezpośrednie? Nie wiem czy Oleg funkcjonuje nadal jako Oleg. Nie wiem czy na pokładzie tego statku funkcjonuje jako Oleg czy inny Jan.
“Ta łódź jest pełna śmierci”
Rozmyślanie wilkołaczki przerwał wewnętrzny głos Zmory.
“ Ja pierdziele. Bktho. Nie chcesz przypadkiem dołączyć do jakiegoś szamana, co?” ostatnie kryptologiczne wstawki Zmory zaczynały być nieco irytujące.
“Eh…” - jęknęła w jej głowie.
“Gdy byłysmy na cmentarzu to czułam tam trupy. Wtedy w Warszawie. Kilkadziesiąt bytów ocierających się o nas. To typowe dla cmentarzy. A tam? Na tej pieprzonej łodzi jest ich kilkasetek.
- No a jaki masz plan z dostaniem się na pokład? Pewnie jest tam cała wataha Olega.
- Zmora mówi, że jest tam kilkasetek trupów czy duchów. Średnio ciekawa perspektywa na radosne machanie. Fomory? Jakieś inne cuda? Tak czy siak. Kilka setek nie brzmi zachęcająco.
- Ja niczego nie czuję - wzruszył ramionami Dragan.

“Szaman od siedmiu boleści…”

- Ale energia Żmija jest dość wyczuwalna - dodał.
- Można podejść z Umbry i sprawdzić co to wszystko jest. Albo zamiast włazić do niego zaprosić go tutaj. Potrzebny jest nam tylko Scotty…
- No dobrze, czyli umbra - założył swoje przyciemniane okulary.
- Niech Zmora pokaże na co ją stać.
“Bo szaman odpadł w przedbiegach?”

Dragan ruszył pod pokład. Tam było lustro.
- Czy po drugiej stronie przypadkiem nie utoniemy?
- Umiesz pływać? Jeżeli nie, to możemy utonąć. Może się zdarzyć, że oni nas spróbują utopić.

“Albo ich zmory. To Spirale. Poprzednie sześć miało swoje zmory w umbrze.”

- Nie wiem czy umiem. To Ty pamiętasz czy umiem pływać - Żenia uśmiechnęła się lekko - Nie wiem czy Bkhto umie...
- Umiesz - uciął. - A Bkhto umiała latać zdaje się, prawda?
- Mam inny pomysł. Oboje umiemy latać. Może polecimy i stamtąd hmmm… zawyję zachęcająco? - Żenia poruszała brwiami w górę i w dół znacząco.
Dragan podrapał się po podbródku.
- No dobra. Jak Oleg usłyszy to z tego świata? Bo w umbrze nie ma nie tylko naszej łupiny, ale tej ich pewnie też nie. Więc raczej tam nie siedzi.
- Mówię o tej stronie. Skoro statek jest pełen umarlaków, to nie będzie łamanie litanii. Ale jeżeli zawycie zaowocuje atakiem, to latanie wydaje się być przydatną opcją. Okej? - Ragabash spojrzała na Szklanego Smoka.
- A jeżeli Oleg otacza się najemnikami, to na otwartym niebie zestrzelą nas zanim się zbliżymy. No bo w żaden sposób się nie zapowiemy. Każda opcja ma tyle samo plusów, co minusów.
“Matematyk… ja pierdolę”
- Najemne trupy watahą Olega? - Żenia zaczynała się zakręcać pod wpływem logiki Maksima i komentarzy Zmory. - No chciałeś wzywać go przez radio…
- No i poprosić o możliwość wejścia na pokład. Nie chcemy robić sobie wrogów, prawda?
- No to prawie to samo. Można zawyć przez radio jakby co.

“Ja pierdolę… czemu nagle wszystko stało się tak skomplikowane?”

- Wywołaj go przez radio ale zaproś tutaj. I szykuj się do odlotu.

Żenia straciła kolejną porcję cierpliwości. Czy to był wpływ Mike’a? Czy może to, że do tej pory działała solo a nagle ma kogoś dodatkowego?
- Nie chcę się kłócić. Tylko wskazuję, że przybyliśmy po jego wsparcie. Okazało się, że koleś ma okręt wojenny. A wszystko co ty proponujesz mógłby odebrać jako atak. Wydaje mi się to zbyt wielkim ryzykiem.

Dragan sięgnął po radio.
- Żaglowiec Wschód Słońca do Gwiazdy Północy. Czy mnie słyszycie? - powiedział do radio. Po chwili powtórzył po japońsku i po rosyjsku. Przy trzecim wywołaniu usłyszał odpowiedź:
- Odbiór.
- Chcemy się spotkać z Olegiem Volkovem. Jest tu siostra Marka Mazuta - powiedział spokojnie. Tym razem odpowiedziała mu cisza. Spojrzał pytająco na Żenię. Ta odpowiedziała spokojnym spojrzeniem ale w duchu szykowała się do odlotu…

Nie wiedziała na ile imię jej brata otwiera drzwi do armii martwych najemników - watahy Volkova i łodzi śmierci. Wcale nie podobała jej się idea spotykania truposzy.
- Volkov do was przypłynie - powiedział głos w radio.
- Widzisz? - podsumował Dragan z wyraźną satysfakcją.
- Zbieraj się - Żenia nadal była nieufna - On nie będzie sam. I zakładam, że właśnie kombinują jak sprawdzić nas.
Żenia wyszła z kokpitu machając na Smoka ponaglająco.

Rzeczywiście trwało to. Kilka minut zanim ktoś na pokładzie pojawił się przy stanowisku szalup. Żenia obserwowała pięć sylwetek. Chwilę stały nad szalupą, a potem trzy osoby wsiadły do czegoś wyglądającego jak ponton z silnikiem motorowym. Obok mini łodzi podwodnej. Łódź wylądowała na powierzchni i ruszyła pełnym pędem w ich stronę.
Córka Ognistej Wrony z uwagą obserwowała pokład Gwiazdy Północy przez lornetkę. W trzech miejscach rozstawili się snajperzy. Starali się ukryć, ale nie dali rady. Jej bystre oko okazało się skuteczniejsze. Dzieliły ich jakieś dwa kilometry, więc teoretycznie strzał był niemożliwy. Ale teoretycznie wilkołaki nie istniały, a piędziesięcio kilogramowe dziewczyny nie urywały łbów gołymi rękami. Faktem było, że trzech snajperów rozstawiło się na burcie okrętu. Poza tym dojrzała też jednego faceta zajmującego pozycję na otwartej przestrzeni. Miał ze sobą coś ciężkiego. Coś w umyśle dziewczyny podsuwało dziwnie obce słowo: moździerz. O tyle o ile precyzyjny atak z karabinu był mało prawdopodobny, o tyle bombardowanie mogło już skutecznie posłać ich łupinę na dno. Pięćset kilometrów od brzegu?

- Chodzące trupy atakują. Trzech snajperów plus koleś z moździerzem. - relacjonowała Draganowi przenosząc wzrok na łódź płynącą w ich stronę. Chciała upewnić się, że długowłosy Oleg jest wśród płynących.

Był. Siedział przy sterze. Wyglądał dokładnie jak na nagraniu z hotelu. Nawet kurtka była ta sama. Miał ze sobą dwóch ludzi. Obaj byli ubrani w wojskowe ciuchy, choć nie zauważyła żadnych flag czy stopni. Obydwaj mieli też ze sobą broń automatyczną. Wprawdzie krótką, no ale na ich łódce specjalnie nie było gdzie za daleko biegać. Przy Olegu też leżała jakaś broń. Ale byli jeszcze za daleko, żeby mogła rozpoznać, czy to też półautomat, czy zwykła spluwa. Nie był to kleiv, co było pocieszające. Siostra Mazuta była krewniaczką przecież.

- Dwóch typów z krótkimi automatami. Oleg też uzbrojony. No. To teraz wyciągnijmy chleb i sól i wódkę. - Żenia mrugnęła do Smoka - Dam radę być wzięta za krewniaczkę?

„Dwie zmory. Jedna slabiuteńka. Druga pewnie Olega, ale też szału nie robi. Trzeci nie ma niczego ze sobą”
Raport „duchowy” szybko uzupełnił damski głosik w głowie dziewczyny.

Ponton dobił do burty ich łódki. Pierwszy wszedł jeden z żołdaków.
„To ten nie ma zmory”
Potem drugi. Volkov wchodził jako ostatni. Cała trójka miała półautomaty. Przewieszone luźno przez ramiona. Nie był to napad. Raczej pokazanie kto rządzi.

- Witajcie na pokładzie naszej łupiny - powiedział Dragan z szeroko rozłożonymi ramionami szykując się do „misia” z Olegiem.

Żenia pociągnęła go lekko z tyłu za koszulę nieco stopując smocze czułości. Cholera wie jak odebrać mogliby je snajperzy skoro nie były inicjowane przez długowłosego bezdomnego. Zza Maksima obserwowała samego Olega.

Tym razem jej wrodzona spostrzegawczość nie powiedziała jej wiele. Oleg z pewnością cieszył się wielkim szacunkiem u swojej obstawy. On sam był raczej zaciekawiony przygotowanym przedstawieniem. Ciężko było jej wyczuć coś więcej. Za to Dragan zatrzymał się w pół kroku.

Jeden z żołnierzy pochylił się do swojego dowódcy i powiedział:
- Ona to wilkołak. Jego zapach jest jakiś dziwny, ale to nie jest człowiek.
- To nowy Old Spice - skontrował Maksim - żałuj, że nie widziałeś jak siedzę na koniu tyłem - i obdarzył żołnierza uśmiechem.

- Powołujecie się na dość ryzykowne nazwisko - zaczął Oleg. Po rosyjsku, a jakże. Jego głos był mocny. Donośny. Nawykły do wydawania rozkazów. - Znany terrorysta. Jego siostra też. Zabić was, to jak wyświadczyć przysługę dla świata.

- No to faktycznie by była duża pomyłka szukać Cię na otwartym morzu, gdybyś siedział w biznesie robienia przysług światu, Olegu Volkovie.
Żeńka rzuciła ironicznie używając standardowo dla rosyjskiej kultury pełnego imienia i nazwiska rozmówcy.
„Są tutaj. Chyba z dziesięć osób. Czuję ich obecność… niespokojne dusze… cierpiące… spętane przez nich… one chcą odejść w zaświaty, ale nie mogą.”
- Ale cieszę się, że zdołaliśmy Cię znaleźć i zdecydowałeś się z nami spotkać. Nawet jeśli w tak przeważającym gronie. Mamy ważne rzeczy do omówienia. A ty będziesz musiał podjąć istotną decyzję. - Żeńka zrobiła niewielki krok w bok wychodząc nieco zza Maksima choć nadal trzymając się za nim.

Oleg zaśmiał się głośno.
- Masz rację, świat jeszcze niczym sobie na moją pomoc nie zasłużył. A robienie przysług bez wcześniejszych ustaleń nie leży w moim zwyczaju. Nie wiedziałem, że Marek miał siostrę wilkołaczkę. Wiedziałem o krewniaczce i o bracie wilkołaku. Czy ten skubaniec ma się dobrze? - słowa kierował do Sonii. Już wiedział, że Maksim, czymkolwiek był, nie stanowił mózgu zespołu.

- To była niespodzianka nie tylko dla Ciebie. Z chęcią opowiem Ci o bracie. Ale… snajperzy to jedna z moich fobii - kiwnęła głową w stronę, z której przypłynął Oleg. - Chyba masz dość pomocników na miejscu. Usiądźmy. Pomówmy. - zachęcający uśmiech pojawił się w kąciku ust chuchra na pokładzie.

- No cóż. Dostaną karę za to, że nie ukryli się dość dobrze - uśmiechnął się szelmowsko w stronę Sonii, choć coś jej mówiło, że naprawdę miał zamiar ukarać snajperów. Uniósł rękę wysoko, odwrócił się w stronę swojego okrętu i wykonał trzy machnięcia ręką. Ostatnie wyglądało jakby chciał zakreślić jakiś eliptyczny symbol nad swoją głową. Po tym odwrócił się znów twarzą do zebranych.
- Odwołani. Mam nadzieję, że nie wywołuję zadnych innych fobii - jego szeroki uśmiech wydawał się na moment niemal lubieżny.

„Ja nadal mam ciary przez te duchy”
„Ehh nie mogę mu kazać ich zwolnić. Jeszcze nie.”
„Wiem, wiem”

- Dziękuję. O fobiach pomówimy… na deser. - Coś gdzieś głęboko drgnęło w Żenii.
„Harad nr 2?”
Drgnęła jej wadera, która postawiła uszy i uniosła lekko wargi w odpowiedzi na na niewypowiedziane wyzwanie starszego spirali.

- Chodźmy. - Żenia zaprosiła Olega na dół. Maksima wstrzymała spojrzeniem. Chciała pomówic z Volkovem sam na sam.
- Ja zajmę się resztą szanownych gości - powiedział Maksim z uśmiechem patrząc na ponure miny dwóch Rosjan.

Oleg zszedł pod pokład i od razu poczuł zapach ich przygód z ostatniej nocy. Tym razem uśmiechnął się jedynie kącikiem ust. Przeniósł karabin na plecy, gdyż utrudniał on poruszanie się w wąskiej przestrzeni. W końcu usiadł przy stole, na którym nie tak znów dawno leżała ona. Broń położył na blacie, choć dziewczyna zauważyła, że jest zabezpieczona. Ot położył ją tak, żeby nie uwierala w ciasnym pomieszczeniu. Gdyby nagle obydwoje zmienili się w formy bojowe, to tak małe pomieszczenie rozleciałoby się w drobny mak. Prawdopodobnie też uszkodzili by konstrukcje kadłuba i w efekcie zatopili łódź.

Żenia bez trudu wsunęła się za stół i przez krótką chwilę studiowała Olega.
- Potrzebuję twojej pomocy. I nie w związku z tym chłamem w mediach - Żenia machnęła dłonią - Ale w związku z czymś dużo poważniejszym. Marek wskazał Cię jako godnego zaufania.

Drobne palce dziewczyny lekko zabębniły o blat stołu.
- Potrzebuję pomocy. Twojej. Niezależnie od łodzi, duchów, i ekipy snajperów. Choć to wszystko może być miłym dodatkiem. Chcę zjednoczyć Spirale i dokonać kilku zmian. Wystarczająco wiele by na koniec przejąć blok wschodni.

Żenia skończyła mówić ale pozwoliła na to by rozmówca dojrzał, że to nie koniec tematu.

- Gdy w tym świecie uznajesz kogoś za „godnego zaufania” to najprawdopodobniej czeka cię nóż w plecy od tej osoby. Tancerze Czarnej Spirali to nie drużyna skautów - pokręcił głową - gdy chcesz nimi rządzić, to najpierw będą chcieli urwać ci głowę.

„Od urywania głów, to jesteśmy my!”.

- Musisz im dać cel. Tak działają dyktatury. Łowcy Dusz zawsze działali w cieniu i nic się w tej kwestii nie zmieni. Większość Tancerzy Czarnej Spirali nawet nie wie, że istniejemy. Więc nie licz, że nagle stanę na jakimś wiecu i będę przemawiał dla czyjegokolwiek poparcia.

„Łowcy Dusz to ich wataha? W sumie nazwa pasuje.”

- Mam kilka celów. Od urywania głów jesteśmy my - Żenia dostosowała sposób mówienia do odbiorcy i chyba po raz pierwszy powtórzyła wypowiedź Bkhto głośno - Jestem Zhyzhak, wybranka Szmaragdowego Smoka i to ja jestem od przemawiania na wiecach. Zbieram armię by zmieść do końca Pentex, oczyścić Rosję z wampirów i ostatecznie uwolnić Żmija.

Na temat Shinzou postanowiła na razie pomilczeć.

- Wydaje mi się też, że kwestia Żmija interesuje Łowców Dusz mniej niż realne przejęcie wpływów i umacnianie swojej pozycji. Skoro jesteś w akcji tyle czasu to dla mnie znaczy, że wiesz jak dożyć swoich lat. A to nie jest nigdy proste. Proponuję sojusz. Ty poprzesz mnie, ja poprę twoje działania. Pod dwoma warunkami. Wiesz jak działa mafia. - Żenia uśmiechnęła się dziewczęco - Chcę pełnej lojalności i w zamian też ją dam. Po drugie chcę żebyś mnie uczył.

Przez pewien czas Oleg siedział z kamienną twarzą. Miała rację. Ustawił się ze swoimi zasobami.
- Nie lubię fanatycznych gadek o Żmiju. Nigdy nie dogadywałem się z islamistami, katolami, czy innym tałatajstwem. Więc proszę, daruj sobie kwestie światopoglądowe. Świętojebliwy Jaksa też ciągnie na fanatyzmie i choćby dlatego nie mam zamiaru się z nim układać. Zhyzhak zginęła. Ale podoba mi się sam pomysł. Mów dalej.

- Gadka o Żmiju jest dla tych, których to kręci. To żaden fanatyzm. Odbieraj to raczej jako pragmatyzm. Potrzebuję dojść do tych spiral, które dogadały się z Tatarką. Dojść do weteranów Spiral na Bałkanach. Wiem, że albo masz takie kontakty albo możesz je odkurzyć. Obecnie posiadam dojścia, które mogę zaoferować w zamian. A Zhyzhak… cóż… odrodziła się niczym feniks z popiołów. I nawet dla niedowiarków jest symbolem.

“Jeżu kolczasty… feniks z popiołów…”
Żeńka starała się nie roześmiać w głos ale wspomnienie awantury po żar ptaku nagle odżyło bardzo wyraźnie.

“ Pokaż mu się, co?”

Wrona poruszyła ramieniem by ukazać legendarną broń wroga swojego ojca.
Tatuaż z wyobrażeniem Anioła w kapturze zaczął się zmieniać. Zwijać. Najpierw wyglądał jak ekstrawagancki tribal, a potem powoli pełznącym ruchem przeszedł w owinięty wkoło przedramienia bicz.

„Tylko nie dawaj mu mnie do ręki”
“To nie ten etap znajomości by dać mu cię obłapiać”

- Czegoś potrzebujesz skoro dobijasz targu z konkurencją Pentexu. Skoro jesteś z nimi w kontakcie to wiesz o ich ekspansji i osłabieniu pozycji firmy w Europie środkowej. Zapewne słyszałeś o zmianach w Polsce i Słowacji. - Wrona uśmiechnęła się sugestywnie - Chętnie usłyszę coś więcej od Ciebie i twoich potrzebach natychmiastowych bądź długoplanowych.

Dziewczyna powoli wypuszczała myszy. Oleg miał przewagę i powinien być przekonany o tym cały czas. Jednocześnie ustawiała się na pozycji takiej by go zaciekawić jako zasób do wykorzystania i zapewnienia

- Pentex jest spalony. Korupcja i paranoja nie pozwoli im dalej rosnąć. Japończycy zjedzą ich bez popijania. Ale nie, daleko mi do zostania bezwolnym robotem strażniczym. Ot mają pewne zasoby, których mnie brakuje. Albo oni, albo Pentex, albo Grashok. Z kimś muszę się dogadać. A z twojej wypowiedzi wnioskuje, że wybór był dobry.

Oleg skrzyżował ręce i oparł się na łokciach.
- A czego chcesz się uczyć ode mnie? Bo z batem mi nie idzie.

- To jedynie świadczy o tym, że byłam dobrym wyborem na Zhyzhak. - Żenia uśmiechnęła się lekko
- Strategii. Byłeś wysoko w GRU. Wiesz jak tam myślą. Jesteś Tancerzem Spirali, który przeżył ile? Sześćdziesiąt lat? - Żenia specjalnie zwiększyła wiek mężczyzny obdarzając Volkova oceniającym spojrzeniem - Z pewnością wiesz jak planować i utrzymywać się na fali. Tego chcę się nauczyć.

Zmrużyła oczy na chwilę.
- Załóżmy przez chwilę, że Rosja zostanie przejęta z Twoim wsparciem. Jako kolejny cel co byś obrał? - spytała z dziecięcą ciekawością. Faktycznie była ciekawa.

- Rosja nie zostanie przejęta. Rosja to nie tylko Pentex. Rosja to Bratva. Rosja to Bożogrobcy. Rosja to Grashok i jego ludzie radośnie bawiący się w swoim ukraińskim zakątku. Między tymi siłami równowaga budowała się przez dekady. I to jest Rosja. Mozaika. Nie wielka płyta, którą usuwasz i wstawiasz wielką Zhyzhak. Chcąc zastąpić Grashoka musisz ułożyć się z resztą. Sama przeciw wszystkim zginiesz zanim zorientujesz się co się dzieje.
Wsunął ręce w kieszenie kurtki.
- Wiesz jak przeżyłem? Nie wychylałem się. A co ty proponujesz? Proponujesz stanięcie między bronią a tarczą strzelniczą i krzyknięcie “tutaj jestem”.

„On chyba nie słucha co mówię tylko kombinuje jak zabrać Ciebie? Albo to co go fascynuje hm?”

- Dlatego mówię o kontaktach z mafią i tamtejszymi Spiralami. Dlatego mówię o czyszczeniu wampirów. Rosja to Rosja. Ukraina to Ukraina. I kto powiedział, że jestem sama? - Żenia spojrzała na Volkova kątem oka. Czyżby ocena Marka była przestarzała?

- Będziesz mieć coś dla Bratvy? Bo wampirów chcesz się pozbyć. Może to jest plan? Może podzielić wpływy wampirów między mafię i Spirale? Młoda jesteś. Mam wrażenie, że chcesz wszystko na raz. Ja za ciebie tego nie zrobię, bo Łowcy Dusz są czymś w rodzaju Miejskiej Legendy. Nawet ty po dzisiejszym spotkaniu nie będziesz pewna, czy istniejemy. Czy może nie gadałaś z szalonym pułkownikiem wywiadu.

“Nie wiem. Jęki tych umarłych mnie blokują.”
„Może to celowe? I to właśnie to ma mi mieszać w głowie?”

Wziął głęboki oddech.
- Mówisz, że ofiarujesz mi swoją lojalność. A jakie konkrety? Chcesz się pozbyć Grashoka? Wojny nie wywołam. Ale mogę się rozejrzeć. Czy w ogóle jakąś strategię masz?

- Mówię, że ofiaruję lojalność za lojalność. Skoro poszukujesz u azjatów konkretnych zasobów, mogę sprawdzić swoje dojścia by pomóc Ci je Zdobyć niezależnie od nich. Układów z Shinzou unikałabym na Twoim miejscu ale zrobisz jak zechcesz.

- Chcę wykorzystać to co mogę do wbicia kija w mrowisko. Czyli w Rosję. Dotrzeć do starszych tancerzy i dogadać i z nimi. Potem pozbyć się Grashoka i przejąć Ukrainę. Kwestia znalezienia odpowiednich punktów nacisku. Byłeś w GRU. Nie mów mi, że nie wiesz jak wprowadzać destabilizację…

Żenia zaczęła dostrzegać problem. Błędem będzie sięganie do starszych Spiral. Oni skostnieli w pewnych ramach. Będą bać się ryzyka utraty tego co udało się im dochrapać. Do tego planu potrzebować będzie takich, którzy są zdeterminowani bo nie mają nic. A chcą wszystko. Młodych. Jak ona. Stwierdzenie przyjęła z lekkim zaskoczeniem. Nie tego spodziewała się po Spiralach.

- Dobrze więc. Przysługa za przysługę. Zobaczymy czy będziesz w stanie zrobić dla mnie to, o co prosiłem Shinzou. Chcę wzbogacić 1760 kilogramów uranu.

Patrzył na nią uważnie. Pierwszy raz od początku tej rozmowy naprawdę sondował jej przydatność. Jednym pytaniem miał potwierdzić jej determinację i rzeczywiste możliwości jej potencjalnych sojuszników. Jego twarz była kompletnie bez wyrazu, ale oczy… oczy zdawały się wbijać w nią i oceniać każde nawet drgnięcie powieki.

Żenia za to przestawiała klocki w swoim planie. Przestawiała elementy układanki podobnie jak niedawno Czarny.

Z jednej strony były Spirale jak Pieśń Udręki, z drugiej skalcyfikowana wierchuszka jak Oleg, który “przeżył bo się nie wychylał”. Albo Łowcy Dusz - miejska legenda - odpowiednicy Niosących Światło.
Ona zaś nie miała jednego. Czasu. Okno bycia na szczycie Pentexu było wąskie. Nie chciała i nie mogła narażać Marka. Pertraktacje z każdym pomniejszym alfą Spiral zajmą ten czas. Nawet załatwienie wzbogaconego uranu dla Olega zajmie czas, którego nie ma. Nie skreślała go kompletnie z listy sprzymierzeńców ale przesuwała go już w okno sprzymierzeńców a la Pazur w Mroku czy inne Raje. Ruszą dopiero wtedy gdy zobaczą, że jest w tym interes dla nich, lub jeśli poczują krew lub ktoś lub coś ich do tego zmusi. Sami jednak nie ruszą na początek.

Trzeba jednak załatwić Spirale ze Stanów. Tych brykających i nie bojących się “Rosji”. Którzy byliby też przeciwwagą dla mafii. Mafia włoska? Czeczeńska?

W końcu skinęła lekko głową:
- Masz jakiś termin w planach? - spojrzała gdy nowy plan zaczął utwardzać się w jej głowie.

Oleg wyciągnął lewą rękę. Na nadgarstku błysnął złoty zegarek.
- O 13:30 czasu lokalnego Shinzou ma mi dostarczyć baterię ekstraktorów wirówkowych do wzbogacenia uranu. Oni jako duża firma są prześwietlani z każdej strony. Nie mogą tak o kupić sobie uranu i wzbogacać. Dlatego w zamian dostaną ode mnie ponad tonę uranu. Skoro nie mieliby go oficjalnie, to nie musieliby się spowiadać ze wzbogacania. Proste? Obopólna korzyść, ręka rękę myje i takie tam.
Wredny uśmiech nie znikał z twarzy pułkownika.

- No ale może się okazać, że starego Volkova przechytrzyli. Uprowadzili mu statek, żeby zrobić skok na Shinzou. Helikopter przyleciał w umówione miejsce z umówionym towarem, a tam w zasadzce ktoś zabił wszystkich ludzi Shinzou. Bateria ekstraktorów przepadła bez wieści. Helikopter przepadł bez wieści. Obiecany uran przepadł bez wieści. Wchodzisz w to?

“No proszę. Chce cię wrobić w wojnę z Shinzou. Cwane.”

Żeńka uśmiechnęła się pod nosem zdając sobie sprawę z tego jak blisko była do rozwalenia Olegowi transakcji z Shinzou. Wyszczerzyła zęby i gdyby miała ogon pewnie by nim machała.

- Wojnę z Shinzou nazywasz nie wychylaniem się? - Sonia uniosła brew - Pomogę Ci w tym, ale jeśli mam nadstawiać kark za parę godzin, to ustaw tobie i nam spotkania ze Spiralami i Bratvą na jutro.

- Bo ja się nie wychylam. Ja jestem w tym wszystkim ofiarą. Pokonany zgłoszę się do Shinzou za kilka dni. Poproszę o pomoc w odzyskaniu sprzętu i uranu. Poproszę o broń, amunicję, zasoby. Przecież mi pomogą, no bo mną kieruje zemsta. Nimi chęć zysku. Kto lepiej wytropi ich zgubiony sprzęt?

Uniósł brwi. Przez moment mierzył spojrzeniem dziewczynę.
- Nie mam w kalendarzu wolnych terminów na jutro. Jakich Tancerzy Czarnej Spirali chciałabyś zobaczyć? I jak niby chcesz dostać się do jutra do Moskwy?
- Myślę sobie, że opcja zachowania prawie dwóch ton uranu, zyskania helikoptera, sprzętu, uzbrojenia, łodzi, ludzi i przede wszystkim ujścia z życiem z okrutnej zasadzki motywuje do znalezienia terminu w trybie przyspieszonym, hm? - Żenia uśmiechnęła się ciepło niczym do dobrego wujka.
Kiwnął głową.
- Czyli za atakiem na moją Gwiazdę Północy stoi Zhyzhak? Powracająca buntowniczka? Odegrasz przedstawienie przed Shinzou, a ja cię zaanonsuję. Powiedzmy na piątek. Ja naprawdę nie mam kiedy wybrać się do Bratvy. Pasuje?
- Nie masz kiedy czy nie chcesz bo nie wychylałeś się? Dzisiaj jest środa, co będziesz robić na pełnym morzu do piątku bez łodzi, Oleg?
- Dlaczego bez łodzi? - odpowiedział zaskoczony. - Plan w żadnej opcji nie zakłada realnej straty Gwiazdy.
- Hm czyli dostaniesz zabawki od ręki, ja nadstawię głowę żebyś dostał więcej zabawek a wypłatę dostanę po 48 godz bez gwaranta w postaci Twojego towarzystwa, “bo nie masz czasu”. Mogę zaakceptować termin 48 godz pod zastaw. Tylko pytanie co będziesz robił do tej pory no bo pozory przechytrzenia starego Volkova trzeba zachować.
- Będę robił wzbogacony uran. Niecałe dwie tony - podsumował.

“Chyba na drutach”

Żenia nie odpowiedziała, przyglądając się spokojnie Spirali. Czasem mniej słów brzmiało lepiej.
- Czyli piątek wieczór pasuje? Chcesz czekać na tej krypie, czy płyniemy do mnie?
Volkov wstał powoli. Musiał się chylić będąc pod pokładem.

- Chyba mnie nie słuchałeś. Pomogę jeśli spotkanie ustawisz dla Ciebie i mnie na jutro. Piątek, bez twojego udziału jest do zaakceptowania pod zastaw zabawek. Spotkanie się odbędzie, dostaniesz cacka z powrotem. Wiesz to ta lojalność i pamięć, że tancerze spirali to nie drużyna skautów.

- Jesteś cholernie twarda jak na tak młoda osóbkę. Płyniemy na Gwiazdę. Umówię spotkanie. Mamy jeszcze czas do trzynastej. Przy okazji nie wiem czy kojarzysz historię o twardym drzewie i trzcinie?
Stał i czekał w małym wyjściu.

“Myślisz, że Dragan zabił tamtych dwóch?”

“Tak. Swoją dyplomacją.”
- Nie znam. Ale chętnie posłucham i nauczę się czegoś na temat botaniki. - Żenia podniosła się zza stolika.

- Panie przodem - powiedział wskazując jej wyjście i poprawiając swoją broń. - Było sobie twarde i nieustępliwe drzewo i giętka trzcina. I przyszedł huragan. Drzewo było tak twarde i tak nieustępliwe, że huragan wyrwał je z korzeniami. A trzcina ugięła się pod wiatrem i trwała następnego dnia bez zmian. Pomoge ci, bo w tej historii o Zhyzhak i w bacie jest coś… ale pamiętaj, że Bratva jest huraganem.

- Dobrze, wujku Olegu - mruknęła Żenia potulnie odgrywając niewinną minę Nahajki. Odwróciła się do Volkova tyłem łypiąc na niego przez ramię z krzywym uśmieszkiem - Zobacz jak trzcinuję. Idę przodem…
Lekko złośliwy chichot był mało co słyszalny.

***


Na pokładzie trzej mężczyźni siedzieli spokojnie. To znaczy takie można było odnieść wrażenie. Dragan miał szeroko rozłożone ręce i uśmiechał się. Dwaj faceci z obstawy Olega siedzieli spięci z bronią w zasięgu ręki. Żaden się nie uśmiechał.

- Coście mu zrobili? - Żenia dla odmiany ściągnęła brwi i zjeżyła się. Maksim znał ją lepiej niż ktokolwiek inny i mógł dostrzec zduszony błysk w oku. Dziewczyna robiła sobie jaja z nastroszonej dwójki.

Napięci strażnicy spojrzeli po sobie zaskoczeni, a Dragan wtrącił:
- Graliśmy w kto pierwszy mrugnie. Przegrałem.

- Dobra - odezwał się władczo Oleg - Bierzemy ich ze sobą na Gwiazdę. Tę łajbę puścimy z dymem. Macie coś przeciwko?
Ostatnie pytanie zadał niemal z troską, ale jednocześnie niby przypadkiem położył dłoń na swoim automacie.

Sonia wiedziała, że jest zadowolony z tego co udało mu się osiągnąć. Był jak ktoś, kto dostał nagle prezent od losu. Jednocześnie musiał utrzymać swoich ludzi w ryzach i pokazać kto rządzi. Raczej, żeby to oni nie wpadali na jakieś głupie pomysły niż Maksim i ona.

- Nieee - odparła z wahaniem ale spojrzała bystro choć prosząco na Olega - tylko… nie strzelałam nigdy z moździerza… Pozwolisz?

- Tak. Jasne - powiedział niby lekko. W praktyce napiął się, a jego oczy się zmniejszyły. Nie spodziewał się, że zauważyła moździerz. Nie należał do osób nie doceniających przeciwnika, jednak dziewczyna zdawała się robić na nim coraz lepsze wrażenie.
 
corax jest offline