Jagoda w obliczu nieuchronnej śmierci postanowiła zachować się mężnie i z honorem. Rozdziawiła więc gębę do kolan i gapiła się na cudoków jak sroka w gnat. Cudok szlachecki coś mówił, ale dziewczyna nie bardzo zrozumiała co. Dopiero jakiś czas po jego odejściu do Jagody dotarło, że nie jest martwa i że ten dziwoląg chyba powiedział “Dziękuję”.
Potem sytuacja zmieniła się w przeciągu zaledwie uderzenia serca. Strażniczka złapała trupy za ramiona, ułożyła je obok siebie, dla porządku przeszukała, a potem wyciągnąwszy kija zaczęła zaganiać gapiów do roboty. Jednego, aby w trymiga zaniósł na ulicę Bohaterskiego Szlaku Bojowego Dwieście Osiemdziesiątej Szóstej Nadprzasnyszańskiej Lekkiej Brygady Zwiadowców Konnych pod Dowództwem Generała-Majora Przemysława Anatoliusza hrabiego Pełć-Niedorozpiórkowicza herbu Brzeszczot ps. "Ogniotrwały" 99 informację dla obecnych tam przedstawicieli prawa, że cudoki idą. Resztę zaś zagoniła do przeniesienia martwych nieszczęśników na cmentarz. Myślała o wrzuceniu ich do rynsztoka, na to jednak miała za dobre serce.
Poza tym porzondek musi być.
Potem ruszyła zaraportować sierżantowi, że cudoki pomogły ująć groźnych lokalnych bandytów i zrzekły się na jej korzyść nagrody za nich. Miała nadzieję, że jej kwota dorównywała cenie tej nowej tileańskiej chusty z targu, bo zaczynało już ją powoli drażnić, że uposażenie i nagrody już drugi dzień przechodzą jej koło nosa w tej odpowiedzialnej robocie. Ktoś powinien coś zrobić z tą jawną niesprawiedliwością.
Gdy już załatwiła sprawy biznesowe miała zamiar udać się tam gdzie poszedł Georg z Jackiem. Była jednak przekonane, że to oni prędzej znajdą ją.