Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2019, 20:02   #61
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Eidith
Wilczyca przesiadywała wewnątrz niewielkiego i przestarzałego statku kosmicznego. Kosmiczna puszka składała się z kabiny pilota zajętej przez droida należącego do Sarii. Ponurej, poważnej i nudnej kobiety przesiadującej razem z Eidith w środkowym pomieszczeniu pojazdu. Za parą znajdowało się tylko pomieszczenie techniczne, dublujące jako składzik.

Dziewczyny były naprzeciw siebie, zajmując dwie niewielkie, ale wygodne i miękkie kanapy. Między nimi znajdował się stół, głównie zajęty przez ekwipunek Eidith, który kobieta właśnie rygorystycznie sprawdzała. W tym samym czasie Saria polerowała swoje noże. Niewielka amunicja rzutna przypominała krzyże.

Niezwykle rzadko zdarzało się, żeby wilczyca pracowała z kimś, kto przerasta ją rangą. Eidith była inkwizytorem centrali, głównej stacji gwiezdnej Magica Icaria, podległej samemu papieżowi. Oznaczało to też, że kobiety nie znały się zbyt dobrze.

Niezapowiedzianie uruchomił się komputer pokładowy. Zainstalowany nad wejściem do kabiny pilota monitor ukazał znaną Eidith twarz Klausa. Ojciec zakonny drapał się po brodzie, zaciągając się fajką.
- I jak lot kochane? - spytał. - Byłem nieco zmartwiony, gdy otrzymałem detale zlecenia, ale
widząc, kogo wysłano do akcji, odczuwam pewną ulgę.
- wyznał Klaus. - Tym razem będziecie polować na adepta magii.
Wilczyca uniosła wzrok znad swojego karabinu który żywiołowo przeglądała.
- Chciałabym prosić o więcej szczegółów mistrzu. Koleżanka pewnie też ale się wstydzi. - Zerknęła na Sarię. - I najważniejsze czy to standardowe znajdź i zniszcz? - Po tym pytaniu usłyszała coś za prawym uchem. Z jakiegoś powodu zaczęła drapać to miejsce gdy jej wzrok utkwił na jakimś tylko jej znanym punkcie. Nie przestawała ani na moment.
- Nie chciałem prowadzić monologu. - zaśmiał się Klaus. - Zgadza się, macie odnaleźć nasz problem i się go pozbyć. Jest tylko jeden mankament. Planeta, na którą lecicie, posiada bardzo cenne surowce, które ciężko pozyskać gdzie indziej. Z tego powodu Cesarstwo nie umożliwi nam użycia ciężkiej artylerii. Nie będzie bomb, nie będzie bombardowań. Tylko wy i wasze umiejętności. - ostrzegł. - Wiemy, w której kolonii przebywa cel, nie wiemy gdzie wewnątrz niej. Będziecie musieli trzymać się na baczności. Różnica między adeptem a magiem, to kwestia lat doświadczenia. To już nie iskra, to żywy płomień, który musimy zdławić, nim rozpęta pożar.
Jak wilczyca sięgała pamięcią chyba jeszcze z adeptem do czynienia nie miała. O ile swych zdolności była pewna to swej koleżanki nigdy w akcji niewidziała. Ale skoro mają działać w parze to znaczy że cel musi być tego godny. Doskonale.
- Co z lokalnymi? Będą współpracować? Po dobroci w sensie. - Rrzuciła wilczyca powoli ubierając na siebie sprzęt.
-[i] Ciężko powiedzieć. Planeta zamieszkała jest przez ludzi i posiada bazę Cesarską, która na pewno udzieli wam informacji. Jednocześnie jednak kolonia jest zamieszkała przez wielu piratów, którzy prowadzą pseudolegalny biznes z Cesarstwem.
- Zajmę się wojskowymi. Przepytaj lokalnych. - Zdecydowała krótko Saria.
- “Pseudolegalny” heh. - Eidith wydała z siebie ciche prychnięcie, gdy kończyła przywdziewać cały swój ekwipunek. Stanęła tuż przed monitorem tak że jej mistrz widział tylko wilczycę.
-[i] Przewrócę to miejsce do góry nogami jeśli będę musiała mistrzu. Zrobię to.[i/] - Zapewniła, kładąc rękę na sercu
Klaus zaśmiał się.
- To tak jakbyś mi obiecała, że będziesz oddychać... Zrób im z dupy piekło.
Mistrz sięgnął, aby wyłączyć monitor, jednak zatrzymał się na moment. - Może zamiast tego, obiecaj mi, że będziesz się słuchać Sari. Wysłali ją z centrali, więc jej opinia na twój temat będzie miała wysokie znaczenie.
No proszę. Inkwizytorka z centrali będzię ją oceniać i rozsyłać wieści o jej działaniach.
To dopiero wilczyce kopnął zaszczyt. Będzie musiała zaniechać niektórych sposobów działania… albo i nie.
- Tak mistrzu. Będą błagać bym ich zabiła. - Dobrze że miała na twarzy maske, bo pojawił się u niej bardzo drapieżny uśmiech. O ile Klaus wiedział że wilczycy może w trakcie potyczek… odbić palma, to na szczęście i tak nie widział wszystkiego.

***

Niewielka kolonia wyglądała na zakład produkcyjny. Większość budowli stanowiły magazyny i przetwórnie. Ze wszystkich stron nieduże miasto było otoczone przez las gigantycznych drzew. Praktycznie każda osoba na ulicy wyglądała na robotnika w uniformie.

Na lotnisku parę przywitała młoda siostra zakonna. Była wysoką kobietą o krótkich blond włosach i szerokim uśmiechu. - Raduję się z waszego przybycia. Otrzymałam już informację o waszym zadaniu w naszej skromnej kolonii. Chcielibyście może odpocząć przed jutrzejszymi zmaganiami?
- Idę przepytywać cesarskich. - zadeklarowała Saria, ruszając w stronę kompleksu wojskowego kompletnie ignorując siostrę.
Wilczyca odprowadziła wzrokiem Sarię. W tej profesji maniery są kompletnie zbyteczne.
- Nie ma potrzeby. Zamiast tego niech mi siostra opowie o naszym problemie. - Mijając siostrę zakonną Eidith objęła ją jedną ręka i zaczęła powoli iść z nią na przód. - Wie siostra inaczej będę musiała przepytywać tych… ciężko pracujących… ludzi. Nie będzie to problemem o ile będą współpracować. Ale są też takie ludziki co czują potrzebę ukrywania czegoś. - Spacerując z zakonnicą Eidith rozglądała się wokoło, szukając jakiegoś punktu zaczepienia. W końcu się zatrzymała i przewiesiłą karabin przez plecy. Stanęła na wprost siostry zakonnej i położyła ręce na jej ramionach delikatnie ją gładząc. - A więc? - Czerwony wizjer maski przeszywał wzrokiem kobietę na wylot.
- Umm...nikt podejrzany nie przychodził do naszej kuchni. - Czoło kobiety dość prędko zalało się potem. Kuchnia, o której wspominała, była typową, darmową jadalnią prowadzoną w kościołach Magica Icaria dla budowania propagandy. - Ale jest tu pub, w którym zbierają się piraci...może ten adept to jakaś szumowina?
- Najgorszy rodzaj szumowiny. Dobra sugestia siostro. Zacznę tam a później zobaczymy. - Puściła siostrę zakonną. Nie do końca rozumiała dlaczego się jej tak bała, ale nie było to istotne.
Na pewno znajdzie się jakiś piracki śmieć chętny do rozmowy. Coś musieli słyszeć o tym adepcie, ta kolonia jest zbyt mała by te wyrzutki czegoś nie widziały. Wilczyca nie czekając ani chwili dłużej udała się do wspomnianego pubu.

***

Bar, o którym słyszała Eidith, znajdował się wewnątrz jednego z hangarów. Był on wypełniony stołami, miał lampy wymienione na kolorowe, a ściany zostały obładowane głośnikami wypluwającymi z siebie hymn pirackiej gildii.
Pod przyciemnionym fioletowym światłem banda ludzi, podludzi i kosmitów chlała i targowała się nad swoimi ostatnimi łupami. Stosunek piratów z Magica Icaria był neutralny, z kolei cesarska policja wykorzystywała ich do załatwiania spraw wychodzących poza ich prawne przyzwolenia. Efektywnie, ta rudera była rynkiem najemniczym.
- Mówię ci, nie mogła umrzeć. Była w stanie oddychać w próżni! - wysoki, barczysty mężczyzna w czerwonym spandexie z afro na głowie kłócił się ze swoimi kompanami niedaleko wejścia.
- Uspokój pizdę, rzuciła cię na długo przed incydentem, nad czym się tak kurwa użalasz. - odpowiedziała mu niska, umięśniona kosmitka o czerwonej skórze.
- Popieram jej konkluzję tej dywagacji. Jest immanentnym, abyś odszukał nową koalicję romansową. - skomentował wyższy, długowłosy mężczyzna w garniturze.
Olbrzym wzdychnął. - Nie wiem, o czym pierdolisz, ale chyba muszę znaleźć sobie nową kurwę. - człowiek z afro rozejrzał się na boki i zawiesił wzrok na Eidith:
- Oy, laska! Szukasz nowej załogi czy muszę najpierw upierdolić twojego kapitana?! - krzyknął w stronę wilczycy.
- Podać coś? - zapytał ją w tym czasie barman, polerując kufle za ladą.
Wilczyca od razu zwróciła wzrok na klauna który ją zaczepił. Wygląda na to że nie musi szukać chętnych do rozmowy. W żadnym przypadku nie czuła że przewaga liczebna może pomóc tym piratom.
- Piwo… w największym kuflu jaki macie. - Rzuciła do barmana po czym zwróciła się do pajaca z afro.
- Obawiam się że nie ma w inkwizycji rangi kapitana. - Rzuciła zbliżając się do niego. Zanim mówiła dalej zmierzyła pajaca od stóp do czubka afro. - Możesz mi za to opowiedzieć o adepcie magii który tu się zalągł. Otóż mam do niego sprawę. - Wizjer maski wbity był w pirata, a mogło mu się wydawać że na moment widział za wilczycą jakiś cień.
Odpowiedź Eidith usłyszała od czerwonej karlicy - Nara młoda, w tej ruderze nie ma żadnych iskr. - skrzywiła się kobieta. - Ale zanim tu wlazłaś, dostaliśmy ogłoszenie, że stacja jest pod kwarantanną a port gwiezdny zamknięty, więc dobra robota.
Afro strzelił otwartą dłonią w stół. - Jak chcesz skasować konkretnego pajaca, to może po prostu siądź z nami na dupie i poczekaj, aż ktoś coś odpierdoli i sam się podstawi? - zaproponował mężczyzna.
- Leży to w mojej informacji, że inkwizytorska gawiedź przechowuje dobro społeczeństwa w niskim priorytecie. - dodał ich kolega.
- On chyba mówi, że to nie twoja robota chronić ludzi, tylko zabijać tych złych, to czego się męczysz? - przetłumaczył spandeks.
- Gdybym wiedziałą gdzie ten śmieć jest bym z wami nawet nie rozmawiała. - Zauważyła wilczyca, ignorując gadanie o “ochronie ludzi”. Taki prostacki pirat nie zrozumie walki o większe dobro, i nie miała najmniejszej ochoty o tym dyskutować.
- Dlatego wcześniej pytałam. Czy słyszeliście cokolwiek na ten temat? Jakieś ploty, kretyńskie legendy związane z magią. Ludzie mają bogatą wyobraźnie. To mała kolonia i na pewno wszyscy są świadomi że macie chwasta. - Potarła się po skroni. - Im szybciej to załatwie tym szybciej minie kwarantanna. -
- Nie wiem skąd wy macie info, ale ja pierwsze słyszę. A chleję tutaj od tygodnia. - stwierdził mężczyzna.
- Nauczyłbyś się mechaniki, to byś miał co robić skurwysynie. - oburzyła się jego koleżanka.
- Nie do takiego gówna się urodziłem. - uderzył pięścią w dłoń. - Tak czy siak. - zwrócił się znów do Eidith. - W sumie Bonio ostatnio jakiś zasrany chodził. Chłopak ma reputację, że czego nie próbuje zrobić, zawsze to spierdoli, więc może coś odjebał. Znalazł przeklęty artefakt czy inne gówno. - zaproponował.
- Cavendish od cesarskich ostatnio jest potrójnie upierdliwy. Myślałam, że kurwicy dostanę, jak próbowałam części do okrętu odkupić. - skrzywiła się czerwonoskóra. - Jeżeli myślisz, że psiarnia coś knuje, to zaczęłabym od niego.
- Pozwalając sobie abstrahować ciemiężliwość wyszukania igły w stogach siennych, neguję aby to adept był chrobry. Najpewniej takowy kryłby się w anekumenie lasu. De facto prowadziłbym panny apopleksję w miejskie okolice. - ładnie ubrany mężczyzna również się wtrącił.
Eidith byłą trochę zdumiona tym kontrastem w wypowiedziach panów. Ze skrajności skrajność. Skrajne.
- Gdzie odnajdę tego Bonia? - Zapytała. W pracy też była dzisiaj Sarii więc kwestią cesarskich się na razie nie interesowałą poki się z nią nie skontaktuje. - Ciekawi mnie czy las też posiada jakąś faunę i florę do której trzeba strzelać. -
- Naaa, zwierzyna boi się maszynerii. Wszystko pouciekało zdala od kolonii. Bonio wynajmuje hangar numer 42.
- Dzięki, te piwo to za “info”. Idę porozmawiać z tym Boniem. - Zakomunikowałą kierując się w stronę wyjścia. Każdy punkt zaczepienia się liczył, a skoro kolonia była odcięta czas nie był tak istotny. Adept nie ma szans na ucieczkę. Miałą tylko nadzieję ża znajdzie go przed swoją koleżanką, w końcu trzeba się pokazać z najlepszej strony.
- Ale za nie nie zapłaciłaś! - krzyknął za kobietą afro.

***

Hangar 42 był prostokątem z blachy o półkolistym sklepieniu. Jego długość była połowiczna w porównaniu z resztą hangarów. Drzwi były zamknięte.
Nie zamierzała pukać do hangaru, a skoro był połowę mniejszy od tego pubu postanowiła obejść go dookoła szukając innych wejść. Na razie nie chciała się otwarcie włamywać, a może uda się jej kogoś na czymś przyłapać?
Z boku budowli znajdowały się małe, zamknięte okna. Eidith zobaczyła, że w środku znajduje się statek kosmiczny, oraz jakaś osoba siedząca na ziemi. Przez brudne okno ciężko było się jej przyjrzeć.
Po obadaniu terenu wróciła przed frontowe drzwi i zaczęła w nie mocno stukać pięścią. Widać szybko zmieniła zdanie co do pukania.
- Haaaaloooo? Boooooniooooo. - Wołała po czym nasłuchiwała szmerów zza bramy.
Z wewnątrz zaczęły dochodzić odgłosy szurania, nikt jednak się nie odzywał, a drzwi pozostały zamknięte.
Eidith skrzywiła się widząc ze po grzeczności się nie dostanie postanowiła użyć siły swojej klątwy by rozsunąć drzwi hangaru.
Dwie, mgliste, czarne ręce wyłoniły się z barków Eidith i złapały za drzwi hangaru. Niewielkie usta pojawiły się na jej policzku.
- Don't you have shoes, sugartits? You got to stretch those legs sometimes, get a few kicks in. How are you gonna stomp on heads without practice? - skomentował niezrozumiałym bełkotem, po czym czarne dłonie z rozmachu wyrwały drzwi i rzuciły nimi daleko za Eidith, ściągając na wilczycę uwagę całej okolicznej gawiedzi. W środku znajdowała się wysoka kobieta o paranoicznych, podkrążonych oczach, kopiąca dół pod ścianą za pomocą starej łopaty. Wtargnięcie inkwizytorki zerwało ją z nóg. Wyrzuciła urządzenie i przywarła plecami do ściany.
Znów jakiś plugawy komentarz ze strony obecności, choć widząc jak sobie poradziła z drzwiami, wilczyca chyba powinna sama najpierw spróbować.
- Bonioooo? - Przeciągnęła ostatnią literę w dość śpiewny sposób. Złapała karabin za rączke ale nie opierałą jeszcze palca na spuście, a broń trzymała blisko brzucha po skosie.
- Wiesz pukałam ale postanowiłaś się nie odzywać. Czy ty jesteś Bonio? I co tam kopiesz skarbie ciekawa jestem. - Bacznie się rozglądając zaczęła stąpać w stronę kobiety.
- yyy...nie, Bonio wyszedł. - odparła kobieta. - Ja tu tylko...szukam skarbów. Ale Bonio to facet, więc ten tego...
- Oj to nie dobrze. - Westchnęła smutno Eidith.- Jeśli posiadasz jakąś kartę identyfikacji to mi ją pokaż. Powiedz mi jeszcze dlaczego Bonia tutaj nie ma i dlaczego chodzi ostatnio jakiś “Zesrany”. - Zacytowała pirackiego klauna. Bacznie obserwowała kobietę o jakieś podejrzane ruchy.
- Moja...moje ID jest na statku...yyy...Bonia. - pokazała palcem na ogromną maszynę zajmującą większość hangaru.
Zainteresowana gawiedź weszła do środka, chąc wiedzieć co się dzieje. W tłumie znajdował się też żołnierz cesarski, ale na widok odznaki inkwizytorskiej wzruszył ramionami i wrócił do swoich spraw.
- Bonio, co odjebałaś? - zapytał ją jakiś facet, przyjmując zakłady od kolegów.
Oczy wilczycy zapłonęły - Lepiej żebyś miała jakieś rozdwojenie jaźni niż to że mnie okłamałaś. - Eidith chwyciła kobietę za kark i zaczęła prowadzić ją do statku. - Chodź tam sobie bez problemu porozmawiamy. Mam tremę jak mam tylu widzów. - Zaśmiała się cicho. Wolnymi krokami nadchodziła jedna z ulubionych części tej pracy, a Eidith miała problem z chowaniem ekscytacji. Zbliżyła się do małej rampy statku i czubkiem lufy nacisnęła przycisk aby ją opuścić. Po wejściu do środka zobaczyła sześć foteli ustawionych naprzeciw siebie po trzy, na które to cisnęła kobietę.
- Powtórzę ostatni raz. - Z tymi słowami zamknęła rampę za sobą.
- Gdzie jest Bonio? Co robi i czy słyszał coś o adepcie. Jak już skończysz z tym opowiesz mi o tym skarbie który chciałaś wykopać. - Wilczyca po tych słowach zaczęła coś wyliczać na palcach jednej ręki mamrocząc coś pod nosem. - Nom.- Wycelowała bronią w kolano kobiety.
Paranoiczna kobieta była na tyle przerażona, że jej zwężone źrenice były ledwo widoczne - ...Bonio...zakopał kiedyś artefakt na zlecenie gildii piratów... i chciał go wwykopać, ale... ale on znikł. - kobieta była zalana potem. - I możliwe...że bonio jest przed tobą...
- Artefakt. - Uniosła broń z kolana. - Też jestem bardzo ciekawa. Co to może być?- Eidith ponownie otworzyła rampę i stanęła na niej. Wystawiając rękę. - Chodź, będziesz kontynuować co robiłaś wcześniej. - Zakomunikowała, prowadząc ją na zewnątrz. Będąc poza statkiem puściła kobietę i zwróciła się do gapiów.
- Proszę się rozejść. Sprawy inkwizycji, - Odbezpieczyła broń, patrząc na reakcję tłumu.
Gapie zaklnęli i zaczęli się rozprzestrzeniać.
- Um...artefakt miał być za miastem pod drzewem. Ale już nawet drzewa nie ma. - przyznała się Bonio. - Myślałam że jesteś z gildii, więc wykopywałam wyjście awaryjne.
- Ugh… - Mruknęła Eidith niezadowolona. - Naprawdę myślałam że mnie to gdzieś zaprowadzi. Ale skoro adept nie opuści kolonii to mam czas. - Inkwizytorka wyglądała na zniesmaczoną takim obrotem spraw.
- Dlaczego gildia miała by cię ścigać, co im zrobiłaś? - Zapytała wilczyc, zabezpieczając broń.
- Umm...gildia się rozpadła. Sekretnie chowaliśmy artefakty przed cesarstwem po całej galaktyce. Teraz każdy, kto wie, gdzie są, zaczyna po nie wracać. - wyjaśniła Bonnie. - To był jedyny, jaki znam, i jeszcze się spóźniłam.
- Kto oprócz ciebie wiedział o artefakcie? - Jeśli to naprawde artefakt, to jest duża szansa że adept też się nim interesuje. Jako że Eidith nie posiadała innych punktów zaczepienia postanowiła iść w tą stronę. - Albo jakieś ploty że ktoś magii używa… - To drugie dodała jakby zrezygnowana.
Bonio pokręciła przecząco głową. - Sama go zakopywałam, więc… nic nie wiem. - przyznała.
- Może zostały jakieś ślady w miejscu gdzie był? - Zapytała samą siebie. Prócz powrotu do pubu nie widziała innych alternatyw na tą chwilę. Zwróciła się więc do kobiety.
- Zaprowadź mnie w miejsce gdzie był artefakt. -
- Umm... - Bonio złapała łopatę.

***

Aby wyjść do lasu, Eidith musiała wylegitymować się przy bramie, potwierdzając domysły, że to Saria zarządziła kwarantannę. W norze skarbów Bonio znajdowała się seria ściętych drzew. Jedno z nich było doszczętnie rozkopane wokół. - To akurat moja robota. - wyjaśniła kobieta. - Artefakt powinien był tu być, musieli go wykopać przy wycince.
Wilczyca zaczęła uważnie oglądać miejsce wykopalisk którym chwaliła się Bonio. Jeżeli ktoś był w pośpiechu zostawił po sobie jakieś ślady. Cokolwiek co mogło przykuć uwagę tego wyszukiwała Eidith. Obchodziła pniak dookoła, a nawet wskakiwała do dziury. Kątem oka też patrzyła czy Bonio nie postanowiła dać nogi.
Jedynym odstającym od normy znaleziskiem były łuski leżące w trawie niedaleko dziury.
Eidith uniosła łuskę na wysokość swojego wzroku. Oglądała ją z każdej strony po czym cisnęła w bok.
- To była dopiero strata czasu. - Oparła broń na barku po czym zwróciła się do Bonio.
- Jak to jest że ty to też bonio ale jednak to facet? Nie zgadza mi się coś. - Rzuciła do kobiety.
Zapadła minuta kompletnej ciszy.
- Muszę to tłumaczyć…? - spytała Bonio, gdy uszedł z niej szok.
- Jeśli to jakiś bełkot o milionu płciach to lepiej nic nie mów. - Rzuciła z jawną odrazą w głosie. - To wszystko co od ciebie chciałam. - Z tymi słowami skierowała się z powrotem do jadalni w której to wylądowała. Może jednak pirat miał racje? Wystarczy posiedzieć na dupie aż coś się wydarzy. Na tą chwile to była głodna, a adept nie zając… z kwarantanny nie ucieknie.
- Jak chcesz wrócić do miasta to radzę nadążać. -

***

Kościelna jadalnia była niewielką przestrzenią na otwartej przestrzeni przy kościele. Głodni mogli podejść do okna i dostać miskę zupy, po czym zjeść ją przy jednym z drewnianych stołów. Nie było tutaj ani siostry, ani Sarii, wyłącznie kilku zmęczonych robotników. Jak na większości planet, kościół stanowił oazę spokoju.
Wilczyca spojrzała po talerzach… nie wyglądało najgorzej. Ściągnęła maskę i udała się do kolejki. Gdy miała już miskę usiadła na wolnym miejscu i zaczęła jeść. Nie chciała przed soba tego przyznać ale musiała chociaż na chwilę oczy zmrużyć. Po wyczyszczeniu talerza udała się do najbliższego pracownika jadalni.
- Przepraszam czy macie tu jakieś łóżka? - Zapytała.
- Tak, oczywiście. Pani inkwizytor może zająć dowolny otwarty pokój na drugim piętrze. - odpowiedziała zakonnica z jadalni. - Panna Saria będzie nocować w bazie Cesarskiej. - dodała.
- Mhm… skorzystam z pokoju. - Mruknęła udając się w wymienione miejsce. Na miejscu zamknęła za sobą drzwi, i zaczęła się powoli rozbierać w stronę prysznica. Dzisiaj nawet za dużo się nie nabiegała ale i tak to było musowe przed snem. Snem który zwykle odwleka ile może. Po odświeżeniu się, sprawdziła czy zamknęła drzwi po czym od razu wpełzła do łóżka. Naprawdę miała nadzieję że adept da o sobie znać.

****
.
.
.

- Oy, slut. There's legal killing to be done and you're taking beauty sleep?
Eidith obudziły narzekania stałego rezydenta jej umysłu. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła zwisającą nad sobą siostrę zakonną. Nieznana wilczycy kobieta była pochylona nad łóżkiem z rozdziawioną mordą, śliniąc się na czoło Eidith. Długa, mglista włócznia z czarnej masy przebijała krtań kobiety na wylot.
Wilczyca uśmiechnęła się szeroko. Czy chciało się skraść całusa, czy też poderżnąć inkwizytorce gardło przez sen wynik jest taki sam. Oparła rękę na gębie zakonnicy by ją zsunąć z cienistej włòczni.
- Czyżby adept wykonał swój pierwszy ruch? - zapytała samą siebie. Najpierw sprawdzi jak się tutaj dostała, a potem przeszuka ciało.
Wstając z łóżka, Eidith zauważyła, że drzwi do jej pokoju zostały wywarzone. Gdy pochyliła się nad ciałem, aby je przeszukać, to zerwało się z nóg, wyciągając ręce i zaciskając je na gardle wilczycy.
- Ałuuuu~ - Zawyła cicho z zachwytem widząc że zwłoki ją nadal atakują. Bez ceregieli złapała za ręce zakonnicy i wyłamała je z nadgarstków. Następnie włożyła jej palce do ust i tak ją chwytając cisnęła nią na drugi koniec pokoju. Korzystając z dosłownej chwili spokoju zaczęła się ubierać. Musiała jak najszybciej powiadomić Sarię. W międzyczasie jak zapinała kurtkę zobaczyła ruch u zakonnicy. Prewencjonalnie zasadziła jej potężnego kopniaka w głowę, po czym chwyciła za maskę i ją od razu założyła. Od razu przyłożyła palec do przycisku w masce.
- Koleżanko, mag chyba wykonał pierwszy ruch. Atakują mnie zwłoki zakonnicy. Przesyłam obraz. - Zwróciła swój wizjer na nieszczęsny obraz niegdyś na pewno dobrej osoby.
W odpowiedzi Saria wysłała obraz przedstawiający jej nogi, idące wzdłóż plażowego leżaka znajdującego się na czymś, co przypominało dach budowli. Na jego krawędzi stali uzbrojeni cesarscy żołnierze strzelający pod siebie w zbiorowisko kilkuset zombie, które próbowały wykorzystać własne zwłoki jako podstawę do wspinaczki na szczyt. Po chwili kamera uniosła się w kierunku usytuowanego na wzgórzu kościoła, w którym znajdowała się Eidith. Budynek był otoczony przez dziesiątki zombie powoli wchodzących do wnętrza.

“Więc to tak.”

- Nie ważne ile magu mięsa przed sobą postawisz dopadne cię. - Eidith dobyła powoli karabinu i strzeliła zakonnicy prosto w łeb.
- W ogóle tak to dzięki. W sumie nie wiem jak cię mam nazywać. - Podrapała się po głowie wychodząc na korytarz. Widząc dwójkę zombie jednego postrzeliła w nogę, drugego zaś strzeliła na odlew pięścią i złapała za włosy, Z trzaskiem bitego szkła wyleciał przez okno.
- Teraz mamy moment na to aby poczuć że żyjemy co nie? - Nadal mówiłą do siebie.
- "So now we have a moment to be all gay and pansy"... Start killing woman, what do I pay you for. I mean I don't, but you get the drill. - bełkot ostatecznie brzmiał dla Eidith jak obcy język.
-Uznam to za aprobatę. - Rzuciła wilczyca, przeładowując broń. Na tą chwilę jej celem było oczyszczenie okolicy. Setka przeciwników, a w żaden sposób nie czuła się przytłoczona. W stołówce było multum celi. Najbliższe na schodach po prostu rozstrzelała, po czym przeskoczyła przez barierkę. - AŁUUUUU!~~~ - Zawyła ponownie zwracając na siebie uwagę wszystkich w stołówce. Zanim te najbliższe zdążyły chociaż wyciągnąć ręce, zostały zdekapitowane przez czerwony bagnet który wystawał spod lufy karabinu Eidith. Kolejny rząd nadciągał, którym to inkwizytorka przedstawiła swoją klątwe. Czarne dłonie wyskoczyły z barków wilczycy łapiąc dwóch najbliższych i gniotąc jednego o drugiego. To co z nich zostało było szybko rzucone w kolejnego. Inkwizytorka oparła broń na barku kierując się do wyjścia, a wszystko dookoła niej było cięte, miażdżone, rozrywane i dekapitowane przez mroczne ręce jej klątwy. Połówka zombie zdołała złapać Lothun za nogę, co od razu spotkało się z postrzałem prosto w mózg. Na zewnątrz było ich jeszcze więcej, co niesamowicie cieszyło inkwizytorkę.
- Jakiś pomysł jak temu zaradzić? - Rzuciła przez komunikator ostrzeliwując rząd snujących się zwłok w jej stronę.
- Zostaw. Wystawiłam stawkę 1,000 kredytów od łba. Kapitan jeszcze nie podpisał. - Było to najdłuższe zdanie, jakie Eidith usłyszała od Sarii do tej pory. Chwilę później coś strzeliło ją w tyłek.
- Your turn. This ain't free you know.
W porównaniu do setek zombie które wspinają się do Sarii to co miałą przed sobą wilczyca było niczym.
- Ja mam wrażenie że koleżanka na wakacje tutaj przyjechała. - Rzuciła wilczyca, godząc bagnetem przez oczodół najbliższe zombie.
W odpowiedzi Saria wysłała selfie, w którym leży na plażowym leżaku dachu gmachu wojska cesarskiego, trzymając drink z palemką. Jej twarz była tak samo pozbawiona uczuć, co gdy wpierw tu przylecieli.
- A ty nie?
-Umm? - Wilczyce zatkało. Jej tutaj nikt nie traktował jak księżniczkę. Pewnie dlatego tak pośpiesznie poleciałą do cesarskich, by teraz leżeć na leżaczku. Jej strata, wilczyca ma co chciała. - Ciekawe czy w tym tłumie zobaczę jakąś znajomą twarz. Niby dramaturgia w takich filmach. - Rozdziawiona paszcza która rzuciłą się na inkwizytorkę, stała się jeszcze bardziej rozdziawiona gdy Eidith rozwarła gębę zombie do takiego stopnia że ją wyłamała. Tak Dyndająca żuchwa nie nadawałą się już do niczego, prócz otrzymania kopniaka od inkwizytorki.
- W zasadzie czy nie horrory o zombie stają się dokumentem jak patrzysz na takie gówno? - Rzuciła odtrącając rękę żywych zwłok z taką siłą że odwróciło się plecami. Wilczyca odrazy wykonała piruet i odrąbała mu głowe bagnetem. Niedługo po tym zaczęła ostrzeliwać pozostałe niedobitki.
- Kurwa nie wyłączyłam nadawania. - Dotarło do niej. - Kieruję się w stronę centrum kolonii, może gdzieś grasuje ta kanalia. - Zakomunikowała.
- Isn't that your type of holiday? It is mine. - skomentował wewnętrzny głos. Saria nic nie powiedziała.
Kolonia była wypełniona głównie przez zombie, których znaczna większość podążała w kierunku cesarskiej bazy. Pozostali starali się wspiąć na dach pirackiej kantyny. Znajdujące się na nim znajome twarze oraz banda innych kosmicznych brudasów całkiem zmyślnie usuwała wszystko, co skierowało się w stronę hangaru.
Rozglądając się po tłumie, Eidith zobaczyła zombie z wyjątkowo zgniłym tyłem głowy. Rana po strzale z pistoletu była zakażona. Gdy postać odwróciła się, wilczyce rozpoznała ją, jako Bonio.
- Oh… Bonio. - Było szkoda jej dziewczyny gdyż miała o niej nieczyste myśli. Aktem łaski wilczycy było posłanie jej kuli prosto w móżdżek. Widząc piracką załogę zaczęła krzyczeć w ich stronę gdy jej klątwa zajmowała się nieuprzejmymi zombie przerywającymi jej rozmowę
- EJ YO! Wiecie skąd przylazły.?! - Wiedziała że ciężko jej będzie przebić się przez ten harmider więc ona sama posuwałą się w stronę pubu, od czasu do czasu posyłając zabójcze serie.
- Przynieś piwo z dołu bo się skończyło! - odkrzyknął Afro.
- Jebał piwo bierz whiskey! Barman zdechł alkohol za darmo! - odrzekł ktoś inny. - W te łapy dużo zmieścisz!
- You're not making me fetch bottles to some hobos. Unless you want me to cut them up with the tulips.
- Chyba zapominacie śmieci z kim gadacie. - Rząchnęła się, z pół obrotu uderzając pięścią w łeb zombie. Oczywiście nie miała zamiaru im nic przynosić tym bardziej pomagać w tej “walce”. Wilczyca postanowiła przegrupować się z Sarią, te hordy zombie to może być zbyt wiele dla cesarskich żołnierzy. Im jako że to słudzy cesarstwa bardzo chętnie pomoże. Albo może wilczycy chodziło o podobny leżak? Tak czy inaczej musiała się z nią przegrupować.

***

Saria znajdowała się dalej na leżaku ze zdjęcia. Teraz jakiś żołnierz trzymał parasol nad jej głową. Kobieta bawiła się telefonem i nawet nie skomentowała przybycia Eidith. Zamiast tego wilczycę przywitał tutejszy generał.
- Widziałem pani robotę w polu, bardzo dziękuję za wsparcie. Jeszcze wiele pracy przed nami. - mężczyzna ukłonił się.
- Unieś głowę żołnierzu. - Palcem wskazującym opartym na jego czole wyprostowała generała po czym zapytała.
- Ile liczy populacja kolonii? - Z jej karabinu wysunął się holograficzny celownik, i zaczęła punktować pojedyńcze chodzące nieszczęścia. - I czy dostanę kawę? - Dodała zmieniając magazynek.
- Około dwieście tysięcy osób. - odparł generał i machnął na jakiegoś żołnierza, który pobiegł w głąb kompleksu, najpewniej po kawę.
- Sobie śmieć dystrakcje urządził. Dwa tygodnie bym musiała czyścić, tydzień w zbroji, Pół tygodnia ze wsparciem. A może jakaś bomba biologiczna? Taka żeby surowców nie uszkodziła. - Zastanawiałą się na głos wilczyca. - Mistrz mówił że o standardowych czyściwach mogę zapomnieć. - Uniosła na moment głowę znad lunety. - Co myślicie? -
- Eksterminacja tej planety jest niedopuszczalna. - oznajmił generał z poważnym wyrazem twarzy. - Gdybyście zrobili swoje zadanie i załatwili adepta, który ożywił te zwłoki, może ten problem sam się posprząta. Pytanie tylko, kiedy jaśnie pani poprawi się na tyle humor?! - zapytał, ostatnie zdanie kierując do Sarii.

Na niedługo po komentarzu generała ziemia zaczęła się trząść. Tremor przeszył kolonię, a hangary zaczęły się zapadać. Kościół dygotał, zrzucając pojedyńcze kafelki z dachu. Pęknięcie za pęknięciem rujnowało jego piękno. Dzwonnica oderwała się od reszty, spadając na wzgórze z donośnym gongiem. Wtedy budowla eksplodowała, a spod niej wyłoniła się ogromna postać.

Ludzki golem miał nieregularne kończyny, groteskowe mięśnie i wyolbrzymioną muskulaturę. Bestii brakowało twarzy, nie licząc jednego okna. Na ramieniu kreatury spoczywała siostra zakonna, która wcześniej przywitała dwójkę inkwizytorów.
- Powinnam zabijać pierwszą osobę, którą spotkam. - Skomentowała Saria, wstając z leżaka. Wyjęła z sukni kolekcję noży do rzucania i spokojnym tempem ruszyła w stronę olbrzyma.
Była pewna że gdzieś już widziała identyczną bestię. Nie była jednak pewna skąd. Nie zwlekajać ani chwili załadowała swój podwieszany granatnik. Od razu poczuła przypływ adrenaliny celując w bestię.
- Osłaniam. Hihii - Zlepek zwłok najwyraźniej poprawił wilczycy humor, co postanowiła mu odwdzięczyć granatem prosto w środek.
Granat przeleciał kilometr odległości dzielący Eidith od golema i wybuchł, chwilowo oślepiając widzów, lecz nie powodując żadnej zauważalnej szkody, choć przynajmniej jego odłamki zabiły większość z okolicznych zombie. Saria skróciła dystans w mgnieniu oka, rzuciła sztyletami, celując nie w golema, lecz w siostrę. Niestety, spudłowała. Bestia była bardzo szybka, bez trudu zasłaniając swojego adepta. Obejście głównej atrakcji może okazać się niemożliwe.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline