Powoli czarna mgła tajemnicy zaczęła się rozwiewać. Zaczynała widzieć coraz jaśniej. Wszystko układało się w jedną spójną całość. Dobrze sytuowany hrabia, który nie widzi problemu w ożenku ze szlachcianką z zadłużającej się coraz bardziej rodziny. To jeszcze była w stanie zrozumieć. Wszak wielu starszych mężczyzn decydowało się na taki krok, gdy wybranka okazywała się młodą i powabną. Kupowali sobie po prostu ozdobę, licząc na to, że odwzajemni się im należycie za ratunek w potrzebie. Nigdy jednak nie potrafiła zrozumieć tego, jak zachował się w czasie nocy poślubnej, gdy dotknął jej i próbował pocałować, a jej twarz wykrzywiła się w grymasie obrzydzenia. Wygładził jej zadartą koszulę, szepnął: przepraszam, pocałował jej dłoń i wyszedł z sypialni. Następnego dnia kazał urządzić sobie osobną sypialnię w drugiej części dworku i nigdy już nie próbował odwiedzać jej w nocy. Najpierw była zszokowana, czuła się winna, że przecież mu się to należy, że powinna wypełniać swoją rolę żony nie tylko za dnia. Potem jednak, widząc, że on nie czyni jej z tego powodu wyrzutów, postanowiła przestać się zamartwiać. Właściwie to, że nie zmuszał jej do niczego, że nie musiała czuć do niego odrazy, w pewien sposób ich zbliżyło. Nie stroniła od jego towarzystwa w ciągu dnia, od rozmów, wspólnego spędzania czasu. Byli jak dobrzy znajomi, a może i przyjaciele, co zewnętrzny świat brał za prawdziwą miłość. Początkowe komentarze o małżeństwie z rozsądku czy też dla pieniędzy, szybko ucichły, gdy dostrzeżono ich niewymuszoną relację. A do alkowy przecież nikt im nie zaglądał. Długo starała się być lojalna i odrzucać wszelkie męskie względy. Do czasu gdy poznała Zosię. Niesamowitą kobietę, która wprowadziła ją w świat, o którym jej się nawet nie śniło. Świat zabaw i rozrywek, ale przede wszystkim wolności. To było już po tym jak Nałkowska wygłosiła słynny referat przeciw małżeńskiej hipokryzji obyczajowej. Fascynowała ją ta jawność w domaganiu się dla kobiet swobody w miłości i seksie. I uległa tej fascynacji w postaci adorującego ją już od długiego czasu krytyka literackiego, po przyjęciu, które zresztą sama zorganizowała. To był przypadek, że nie zamknęli drzwi, to był przypadek, że Stanisław wrócił wcześniej z podróży.
Była pewna, że tego nie zniesie. Od awantury zaczynając, na rozwodzie kończąc. I wtedy też nie zapaliło się przed nią ostrzegawcze światełko. Już wtedy powinna wiedzieć, że jego rzucone przy śniadaniu z lekkim uśmiechem : „Rozumiem, że masz swoje potrzeby” jest mocno podejrzane.
Teraz pojęła jego wyrozumiałość. Była mu do czegoś potrzebna, dlatego tolerował wszystko.
Popatrzyła na Barskiego. Nie chciała, by jej współczuł.
- Czyli to wszystko przez listy mojego ojca? Czy pan wie co w nich jest? - zapytała, dopijając drugi kielich wina.
__________________ A quoi ça sert d'être sur la terre? |