Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2019, 09:31   #12
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Leo i Tasha ruszyli do Cafe Robina. Lokal był znany w całej dzielnicy i znajdował się niedaleko, więc nie minęło wiele czasu, a dwójka znalazła się przed jego frontem. Przez szybę można było obejrzeć praktycznie całą salę. Wampirzyca z ciekawością rozejrzała się po nowym miejscu. Po chwili aprobująco skinęła głową, to były jej klimaty. Ruszyła więc w stronę baru.

- Pokażmy od razu że byle kim nie jesteśmy, co? - Leo mrugnął do Tashy po czym z nonszalancką pewnością siebie wkroczył do baru, jakby to miejsce należało do niego. Oczywiście starał się przy tym nie tracić czujności.

Tasha roześmiała się pokazując białe zęby.
W jednej chwili jej ciche kroki drapieżnika zamieniły się głośne miarowe stukanie, które zwykle sprawiało że mężczyźni obracali głowę w jej stronę.
Mężczyźni rzeczywiście odwracali się w stronę Tashy. Zresztą nie tylko oni. Każda osoba obecna na sali wbijała w nią wzrok, a gdyby spojrzenia mogły zabijać, z wampirzycy zostałaby tylko kupka prochu na podłodze.
Nie minęło dużo czasu, a z zaplecza wyskoczył łysiejący mężczyzna, który musiał mieć pod pięćdziesiątkę, ale brak włosów na głowie nadrabiał wielkim wąsiskiem.

- Eh, muchacho, czy ty wiesz, gdzie się znajdujesz? Musisz mieć pusty łeb albo wielkie cojones, żeby sprowadzać tu taką jak ona! - zwrócił się do Leo.

- Cafe Robina, prawda? Masz jakiś problem z moim intelektem albo moimi cojones, kolego? - Leo wyszczerzył się bezczelnie, patrząc wąsalowi prosto w oczy.Tasha opadła dłoń na biodrze i sugestywnie oblizała wargi.

- Pewnie, że Cafe Robina, szyldu żeś nie widział? Ślepyś?! - warknął, po czym mruknął do siebie. - To by w sumie wiele wyjaśniało… Tak czy inaczej, to jest serce Małej Havany z pokolenia na pokolenie! Jeśli twoja kobieta ma ochotę na kawę, to zabierz ją "Pod Drzewo" w Małym Haiti, gdzie jej miejsce! - oświadczył gniewnie.

Nim zdążył zabrzmieć ostatni dźwięk Tasha już stała może dwa, może trzy centymetry od niego. Nawet nie zauważył kiedy i w jaki sposób tam się znalazła…
- Oh well, zatem mówisz mi, że nie mogę wejść do tej budy ponieważ jestem kobietą? - nawet nie wiedziała kiedy jej kły wysunęły się z jej ust. - miał wrażenie, że się do niego zbliżyła, ale to przecież było już niemożliwe. - Jesteś dobrym chłopcem prawda, nie chcesz obrazić damy prawda?
Leo zaśmiał się, reakcja Tashy była łatwa do przewidzenia, choć zaraz mogło skończyć się burdą, co ściągnie na nich uwagę… był więc gotów do działania.

- Nie. Nie chcę - odparł kubańczyk, lekko wstrząśnięty zachowaniem Płomienia. - Szanuję kobiety. Gdybyś była mężczyzną, wyrzuciłbym cię na zbity pysk! - oświadczył, grożąc palcem. - A tak tylko mówię, żebyście wyszli. Często wpadają tu chłopcy, co jak widzą czarną skórę to najpierw strzelają, a potem zadają pytania. A ostatnio są szczególnie nerwowi po tym co haitańskie psy odwaliły w Laundromacie…

Dotknęła palcem ust i szepnęła mu do ucha
- Rozumiem compadre, tyle tylko że mamy tu dziś umówione spotkanie, dasz radę znaleźć dla nas zaciszny kącik, w którym nie będzie rzucać się niepotrzebnie w oczy, potrafimy się odwdzięczyć.
- Normalnie powiedziałbym zdecydowane "nie", ale coś czuję, że tobie niebezpiecznie odmawiać… Zaraz, zaraz… Zaraz! Umówione spotkanie? - spojrzał w kierunku Ravnosa. - To o tobie wspominała mi Maria? Ty jesteś "magik Leonardo"? Ty pomogłeś Tony'emu w Miami jak wpadł w gówno po same uszy?

- Tak, to ja we własnej osobie - odparł Leo, rozkładając teatralnie dłonie. - Czy Maria już tu jest? - Ravnos rozejrzał się po bywalcach klubu, szukając kogoś kim mógłby się pożywić, musiał mieć Vitae na uleczenie ran. A jeżeli byli na wojnie, Sfora mogła rozważyć przeistoczenie paru ludzi jako mięso armatnie….

- Bohaterze mój! Przyjacielu! - wąsacz podszedł do Leo i zamknął go w niedźwiedzim uścisku. - Wszystko ci wybaczę, nawet towarzystwo w jakim się obracasz - spojrzał jeszcze raz z ukosa na Tashę. - Chodź, zaprowadzę cię na piętro, gdzie spotykają się Maria i jej przyjaciółki.

Kiedy mężczyzna szukał odpowiedniego klucza, Ravnos rozejrzał się po kawiarni. Większość klientów siedziała w małych lożach, oddzielonych od siebie prostymi, drewnianymi ściankami, które zapewniały minimum prywatności. Lokal musiał być popularny, bo kilkanaście osób, wszystkie o latynoskiej urodzie, przyglądało się scenie rozgrywającej przy ladzie.
- No i jest! - wąsacz wreszcie odnalazł właściwy klucz i otworzył drzwi, za którymi znajdowały się schody prowadzące na piętro. - Chodź! - rzucił jeszcze przez ramię i zaczął się wspinać.

Z pomieszczenia na górze biło światło, trwała tam rozmowa i rozbrzmiewał śmiech.
- Maria! Twój gość się zjawił! - zawołał wąsacz.
- To go wpuść do nas - rozbrzmiał łagodny, ale stanowczy kobiecy głos.
- Nie jest sam…
- To kolegę też wpuść.
- Ale…
- Tatku! Proszę! Nie rób problemów. Wiesz dobrze, że mamy u niego dług wdzięczności...
- Uhm - odchrząknął wąsacz - On stoi tu już ze mną.
- Och! Nico, Sierra, uspokójcie się, mamy gości!
- Przystojnych? - zapytała przyjaciółka i zachichotała.

Tymczasem Maria otworzyła drzwi i uśmiechnęła się do ojca przepraszająco. Ten tylko odzwajemnił uśmiech, odwrócił się i ruszył schodami w dół.
- Leo! Dobrze, że jesteś, wchodź! Poznasz moje przyjaciółki - przywódczyni gangu zaskakująco przyjaźnie zaprosiła gościa do środka. Lekko zdziwiła się widząc Tashę.
- Sądziłam, że jeśli przyjdziesz to z kolegą, nie z dziewczyną - skomentowała. - To znajomość biznesowa czy może twoje zimne serce wreszcie dla kogoś drgnęło, hmm?

Flame z zaciekawieniem spojrzała na kubankę, wszak widziała ją po raz pierwszy. Maria Robino musiała dobijać już do trzydziestki, miała wyraziste rysy i długie, ciemnobrązowe włosy spływające falami na plecy i ramiona. Jej naturalne piękno szpeciła blizna na górnej wardze i trzy kolejne, wychodzące spod zasłaniającej prawe oko opaski, ślady brutalnej przeszłości. Nosiła nieco wymiętą, białą bluzeczkę bez rękawów i wygodne, nieco wytarte dżinsy. Żadnej biżuterii czy innych ozdób.

Odezwała się zanim Leo zdążył otworzyć usta
- Ciężko aby drgnęło zimne serce takiego skurwysyna - roześmiała się mrugając do latynoski. - Jak już człowiek nie żyje na znaczeniu zdecydowanie traci płeć a zyskują … - zawiesiła głos dla lepszego efektu - kompetencje.

- Dobrze powiedziane - stwierdziła Maria, uśmiechając się kącikiem ust. - A tobie zapewne kompetencji nie brakuje. Jeśli będziesz w stanie to udowodnić, to mogę zechcieć wyrwać cię z zimnych, surowych rąk twojego dotychczasowego towarzysza i przyłączyć do naszego małego kręgu, w którym osoba o twoim charakterze może się poczuć bardziej doceniona - zaoferowała, po czym szturchnęła łokciem Leonarda. - Powinieneś bardziej uważać na skarb, który masz pod ręką, bo może się okazać, że łatwo go utracisz.

- Jaki skarb? - zapytała ubrana na żółto dziewczyna, która stanęła właśnie w drzwiach. Była ewidentnie przynajmniej kilka lat młodsza od Marii, jej rysy były łagodniejsze, a orzechowe oczy pełne ciepłego blasku. Jej czarne włosy były równie faliste co u starszej przyjaciółki, ale nie tak długie - ścięte na wysokości ramion. Koszulka, którą nosiła, nie miała rękawów, które zasłaniałyby liczne tatuaże.
- Przedstawiam wam Nico… - zaczęła Maria, ale nie zdążyła skończyć zdania.
Ubrana na żółto dziewczyna poprawiła okulary z czerwonymi oprawkami, które miała na nosie i bacznie przyjrzała się przybyłym.
- Bez urazy, ale nie w moim guście - skomentowała, przerywając introdukcję. - Mam jednak nadzieję, że nasza współpraca będzie się znakomicie układać! - oświadczyła radośnie i wróciła do pokoju.
Pomieszczenie było spore, ale przytulne, urządzone skromnie, ale w dobrym smaku. W jego centrum stał okrągły stolik, przy którym do tej pory siedziały trzy przyjaciółki. Teraz na swoim miejscu pozostała tylko jedna - niezwykle wysportowana dziewczyna, która mogła mieć około dwudziestu lat. Miała na sobie brązowe spodnie dresowe i szary, sportowy top. Siedziała ze skrzyżowanymi na piersiach rękami i patrzała nieufnie na wchodzących gości.

- To zaś jest Sierra - przedstawiła ją gospodyni. - Przyszła mistrzyni sztuk walki i wielka pomoc, gdy szukasz kogoś od solidnej rozwałki. Nico zaś, co chciałam powiedzieć, zanim mi przerwała, jest specjalistką od technologii, potrafi naprawić niemal wszystko, jeśli tylko potrafi skupić się wystarczająco długo na jednej rzeczy…

- Wiadomo! - potwierdziła czarnowłosa. - Czy chodzi o samochód, toster czy kałasznikowa, bez znaczenia! Poradzę sobie ze wszystkim - oświadczyła z wielką pewnością siebie.
- Siadajcie - Maria wskazała nowym gościom krótką sofę, po czym zwróciła się do przyjaciółek. - Przedstawiam wam Leo Copperfielda, zimnokrwistego drania, który swego czasu wyciągnął mojego brata z kłopotów. Prawdziwy magik, który w ten czy inny sposób zawsze osiągnie swój cel. Jego towarzyszka niestety musi przedstawić się sama, gdyż nic mi nigdy o niej nie wspomniał - spojrzała na Ravnosa z lekkim wyrzutem.

- Dzięki Mario, czarująca jak zawsze - skwitował Leo, rozciągając się wygodnie na sofie po tym jak przywitał się z Marią. Z zainteresowaniem studiował imponującą sylwetkę Sierry.
- Tashy niestety nie pozwolę sobie ukraść, jest nam razem za dobrze, prawda? Ale może będziemy mogli współpracować, widzę że mam przed sobą zespół prawdziwych ekspertek w swoim fachu… Ja i moi ludzie przybyliśmy do Vice City wczoraj, niestety zostaliśmy prawdopodobnie zdradzeni i zaatakowani przez konkurencję, przydałoby by się nam dowiedzieć więcej o tutejszym półświatku.

Wampirzyca skinęła głową.
- Leo gdzie twoje maniery, nie wypada gadać o robocie zanim nie siądziemy do stołu. Jestem Tasha, zajmuję się raz tym raz tamtym, jestem tam gdzie zawieje mnie wiatr, albo tam gdzie jestem potrzebna, aktualnie jestem w Vice City i chce się zabawić, obawiam się tylko, że nie wszystkim to się spodoba...

- Podoba mi się twoje podejście, zaszalej, dziewczyno! - Nico uśmiechnęłą się promiennie.

- Leo jest magikiem, nie dyplomatą - rzuciła Maria do Flame po czym usiała naprzeciwko Ravnosa. - Na początek chcę powiedzieć, że strzelaniny, która miała wczoraj miejsce, nie sposób było nie zauważyć. DBP ostro do was wygarnęło, a wam udało się to przeżyć. Nie żebym była zaskoczona, Leo, ale i tak jest to godne podziwu... Ale dobrze, przejdźmy do konkretów. Chcesz wiedzieć jak wyglądają układy w tym mieście? Masz szczęście, bo w ogólnym zarysie nie jest to szczególnie skomplikowane. Na samym szczycie siedzi, niczym monarchowie, rodzina Vercettich. Poprzez gang V kontrolują oni najważniejsze nieruchomości w mieście i wywierają wpływy na pozostałe grupy. Oficjalnie są oni w sojuszu z DBP, quasi-legalną mafią, działającą pod frontem firmy ochroniarskiej. Ja jednak słyszałam, że w ostatnich latach coraz większe napięcia pojawiają się między tymi dwiema organizacjami…

- Co trzeba będzie wykorzystać - mruknęła Sierra. - Niedługo - dodała tajemniczo.

- Trzecią największą siłą - kontynuowała Maria - jest Sojusz Południowy, do którego włączyły się gangi meksykańskie, kolumbijskie, boliwijskie i kubańskie. Potem są jeszcze haitańczycy z Małego Haiti i banda anarchistów z Downtown. Obie grupy na przestrzeni lat ostro obrywały, ale za każdym razem podnosiły się z popiołów. Na samym dole drabinki są gangi motocyklowe i wszyscy ci, którym wydaje się, że są niezależni. Jakieś pytania?

Tasha oblizała usta.
- A Wy gdzie jesteście w tej układance, bo chcielibyśmy nią wstrząsnąć - uśmiechnęła się radośnie - a gdy miasto otrząśnie się z ognia pojawi się miejsce dla nowych grup trzymających władzę.

Maria oniemiała, Sierra zarechotała, a Nico nieco nieśmiało zabrała głos.
- Wiesz... Mała Havana, Cafe Robina, serce kubańskiej społeczności? Czy naprawdę musisz pytać, gdzie się znajdujemy?
- Och, daj jej spokój - Sierra machnęła ręką. - Nie każdy musi być bystrzachą. Ja też inteligencją nie grzeszę. Od tego mam moje siostry i resztę rodziny.

Tasha roześmiała się chcąc rozładować atmosferę, w końcu jak to mawiają ludzie przyjaciele moich przyjaciół… Nie odezwała się jednak uznając, że nie ma powodu tłumaczyć że nie wszystko jest tym czym się wydaje, a błędy w ocenie sytuacji zwykle wychodzą z szafy i gryzą nas w dupę. Nadal zastanawiała się jak wysoko dziewczyny znajdują się w hierarchii sojuszu Południowego ale nie miała już ochoty o nic pytać.

- Ach, wybaczcie, Tasha jest jeszcze trochę oszołomiona, nowe miejsce i od razu chcą nas zabić - Skwitował Leo ironicznie.
- No, DBP są już naszymi wrogami, więc i z Vercettimi jest nam nie po drodze… jeżeli planowałbyście jakieś akcje przeciwko nim, jestem pewien że nasze… unikalne zdolności mogą się przydać - dodał.

- Zrozumiałe. Czasem można zgłupieć od nadmiaru wrażeń. A tych w mieście nie brakuje - pokiwała głową Sierra.
- DBP są też naszymi wrogami - przyznała Maria. - Byli wrogami kubańczyków od dziesięcioleci. Zaangażowani w te same interesy, ale korzystający z "białego przywileju", żeby osiągać większe zyski przy niższym ryzyku. A odkąd Hugo Black przejął u nich kontrolę, mocno dociskają śrubę wszystkim pozostałym…

- Dlatego jeśliby się ich pozbyć... - Sierra uśmiechnęła się pod nosem. - Cóż, znalazłybyśmy się w idealnym miejscu by wymusić na Vercettich przetasowanie struktur w mieście. A gdyby Vki się nie zgodziły, wtedy i nimi trzeba by się zająć - uderzyła pięścią w otwartą dłoń.

- Oby do tego nie doszło - pokręciła głową Nico. - Już wojna z DBP może być aż nazbyt kosztowna. Musimy więc za wszelką cenę upewnić się, że nie będziemy walczyć na dwa fronty, bo to by się skończyło katastrofą.
- O to się nie musicie martwić - prychnęła Sierra. - Mówiłam wam już, że moja rodzinka zadba o to, żeby oczy Vercettich były zwrócone w innym kierunku. Przynajmniej tak długo jak nie będzie żadnych wpadek ze strony Sojuszu.
- Nie będzie, bo nie możemy sobie na nie pozwolić - mruknęła Maria. - A z pomocą dawnych… wspólników, możemy nawet poprawić nasze szanse - spojrzała z przebiegłym uśmiechem w stronę Leonarda. - Chcecie się odegrać za wasze gorące przywitanie? Możemy wam w tym pomóc. Pozostaje tylko kwestia tego jak i gdzie… Moim zdaniem najlepiej będzie zaatakować Vice Port. Tam oberwaliście, więc raczej nie będą się spodziewali, że tam wrócicie. A jak uda nam się przejąć dzielnicę, to nie tylko zabezpieczymy tyły, ale też umożliwimy sobie łatwiejszy przerzut ludzi i materiałów. A to będzie niezwykle korzystne tak dla Sojuszu jak i naszych przyjaciół.
- Zgadza się - Sierra potaknęła.
- To zostaje tylko odpowiedzieć na pytanie "jak" - odezwała się Nico, a w jej głosie pobrzmiewał wyraźnie optymizm. - Jaki rodzaj działania preferujecie? Bo najlepiej będzie was umieścić w tej części operacji, która najbardziej odpowiada waszemu stylowi. Wolicie umieścić odpowiednich ludzi na właściwych miejscach, zabezpieczyć teren czy przygotować dywersję?

Tasha spojrzała na Leo pytająco gdy mówiła
- Dywersja brzmi całkiem nieźle.
- No nie? - Sierra się uśmiechnęła w sposób, który wydawał się niemal złowieszczy. - Będziecie odpowiedzialni za duże "bum" a do tego będziecie mogli stamtąd odejść, nie patrząc na eksplozję, co zawsze sprawia, że jest się o dwadzieścia procent bardziej odlotowym.

Leo uśmiechnął się drapieżnie do Sierry (ktora byłaby ciekawym kandydatem na przeistoczenie):

-Widzę, że Tasha już się zapaliła na te eksplozje, och te kobiety…. tak, chętnie odciągniemy uwagę, uderzając w innym punkcie. Na ile zaawansowani jesteście z planem? Ja muszę zebrać resztę mojej ekipy. No i jest też kwestia naszego zysku z tego projektu, oprócz dołożenia kilku aroganckim makaraniarzom… szukam bezpiecznego schronienia dla mojej ekipy, z którego będziemy korzystać głównie w dzień.

- Macie dwie doby na zaaklimatyzowanie się w mieście - odparła rzeczowo Maria. - Do tego czasu umieścimy pionki na właściwych pozycjach.

- Czyli nam pozostanie zabezpieczyć teren - uśmiechnęła się drapieżnie Sierra, nieopatrznie ukazując nieco wysunięte kły. - Najlepszy możliwy dla mnie układ. Nie mogę się doczekać, żeby rozłupać kilka zakutych łbów… A co do waszych potrzeb mieszkaniowych, to moje siostry mogą coś załatwić. Chcecie pokój w hotelu na Ocean Beach, mieszkanko w Vice Point czy jakąś klitkę w Down Town? Osobiście polecałabym opcję numer jeden przez wzgląd na anielskie towarzystwo. I blask neonów…

- Bardziej zależy nam na bezpieczeństwie niż na luksusie, mieszkanie z piwnicą byłoby raczej najlepszą opcją - odparł Leo.

- A kto mówi o luksusach? Tak czy inaczej dostaniecie tylko miejsce, gdzie można się od biedy przekimać. Na piwnicę bym nie liczyła. Od biedy może da się załatwić garaż - odpowiedziała Sierra.

- A propo… - odezwała sie Nico - Słyszałam, że ostatnio służby miejskie zaczęły się interesować piwnicami, że niby zalania, wilgoć, szkodniki… podobno miasto szykuje jakiś program, żeby temu zaradzić, więc urzędnicy wściubiają nosy w każdy kąt.

- To prawda - potwierdziła Maria. - Musieliśmy opróżnić kilka skrytek i rozmontować trochę sprzętu. Uciążliwość.

- O! - Sierra klepnęła się w kolano. - Może chcecie, żebym was obwiozła po mieście i pokazała lokacje. W końcu nie jesteście stąd, więc pewnie nazwy, które wam podałam, niewiele dla was znaczą.

- To dopiero miła propozycja! - pochwaliła Nico. - Nie poznaję cię…

- Dobry pomysł - wtrąciła Maria. - Nie będę musiała się obawiać, że coś nieprzyjemnego stanie się naszej nowej, ciemnoskórej współpracowniczce.

- Dobra - Sierra pokiwała głową i znów założyła ręce na piersi. - To jak macie jeszcze pytania do dziewczyn, to walcie śmiało. A jak skończycie to pojedziemy na wycieczkę.

Leo powstrzymał śmiech, rozbawiony tą troską o Tashę. Zastanawiał się też na ile Maria i pozostałe o naturze Sierry.
- Dziękuje, propozycja przejechania się po mieście to fajny pomysł, mamy jeszcze pewne sprawy do załatwienia więc ruszajmy od razu, po drodze skontaktuje się z resztą mojej ekipy. - odparł.

- Już? Myślałam, że będziemy mieli więcej czasu, żeby się bliżej poznać, wymienić historiami! Wolałabym osobiście poznać kogoś z kim mam współpracować zamiast polegać tylko na opowieściach z drugiej ręki. - Nico dała wyraz swojemu zawodowi.

- Wiele nocy przed nami, nie wydaje mi się aby udało nam się wykosić DPB jedną akcją, więc na pewno zdążymy się jeszcze poznać poznać i nagadać. Nie mniej jednak najpierw musimy zabezpieczyć leże i naszych towarzyszy zanim zaczniemy się bawić - odparła Tasha.

- Leże? Kto tak mówi w dzisiejszych czasach? - zciszonym głosem zapytała Nico, gdy trójka gości opuszczała pomieszczenie. Maria tylko wzruszyła ramionami.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 28-04-2019 o 09:34.
Lord Melkor jest offline