Axel był najszybszy. Nim jeszcze dziwaczna postać go zaatakowała, a Wolfgang zdążył spleść czar i posłać ogniki na drugą stronę zawału, aby oświetlić pole walki, Axel uniósł kuszę i wystrzelił szybko, nie przymierzając. Mlasnęło nieprzyjemnie, gdy bełt wbił się w długą kończynę mutanta. Nie dość, że zawył z bólu, to jeszcze odnóża zwinęły się i stwór spadł z sufitu, tworząc bezkształtną masę na podłodze. W tym momencie nadleciały ogniki, migotliwym światłem rozjaśniając nieco mrok korytarza. Teraz Axel mógł przyjrzeć się potworowi. Ten musiał kiedyś być człowiekiem. Jego kończyny przekształciły się w kilkumetrowe macki pokryte przyssawkami, szyja wydłużyła groteskowo, a skóra na głowie zrogowaciała i pokryła się kolczastymi naroślami. Najwyraźniej jego zapał ostygł po trafieniu, bo skowycząc zaczął wycofywać się szybko w kierunku korytarza prowadzącego w prawo, chcąc zniknąć w otchłani labiryntu.
Wolfgang w tym czasie zaczął wspinać się z powrotem na hałdę.