Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2019, 13:49   #2
Rozyczka
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Vatia odsunęła się o krok czy dwa od sakiewki, zupełnie jakby ta miała rzucić na nią jakiś zły urok. Wpatrywała się w miejsce, gdzie usłyszała głośny brzdęk przez dłuższą chwilę, nie wiedząc czy bezpieczniej będzie spełnić polecenie potworów czy też pozwolić zrobić to komuś innemu. A może i nawet zachować jej zawartość? Nie, to na pewno sprowadziło by na nich ich gniew, a tego nikt nie chciał.
Podobne wątpliwości dręczyły Atriusa, chociaż był bardziej skory do sprawdzenia zawartości woreczka. Któż wie, może te stworzenia mają jakieś ludzkie odruchy i postarają się odwdzięczyć? Bogowie podobno czasem czynią cuda… Nawet zaczął już kucać i miał wyciągnąć rękę po znalezisko, ale w ostatniej chwili się zawahał. Równie dobrze mogłyby spróbować go zabić za to, że próbował ich “okraść”. Koniec końców, słowa nie opiszą, jak bardzo brutalny i nieludzki był ich najazd.
Clepsina za to nie pojęła z początku, skąd wzięło się to zamieszanie. Jej spostrzegawczość była bardziej niż żałosna i nie zorientowałaby się pewnie o sakiewce, nawet gdyby dostała nią po twarzy. Rozglądała się więc bezradnie, zastanawiając się co się właśnie wydarzyło.
Mucius nie był wojownikiem. Wykorzystał jednak chwilę zamieszania i kopnął delikatnie sakiewkę w głąb celi. W końcu sam zarobił nią w głowę więc miał chwilę na reakcję. Nim jeszcze koboldy spojrzały co dokładnie się stało. Dało to czas pozostałym więźniom na chwilę zastanowienia.
Porcius zaczął się rozglądać. Gówna było widać, taka ciemność panowała wokół grubaska. Mimo to po chwili nieudolnych prób wyszeptał.
- Kombinujemy coś? Inaczej nas zeżrą. - Przynajmniej tak, jemu człekowi który lubił pojeść się wydawało. Choć Porcius miał pewne wątpliwości w postaci sześciu ostrych szczegółów tego planu.
- Tak. Musimy. Skąpe kurduple pewniakiem tu wejdą - wyszeptał Fodjuncjusz. - To będzie nasza szansa, pewnie jedyna szansa. Nie spieprzcie więc jej wahaniem swym. Wszystkie pewnie nie wejdą, a jak wejdzie jeden, czy dwa, to wszyscy mają się na nich rzucić. Wszyscy. Jasne?
Mendicus nadawał się do lochu, jak mało kto. Żył, jakby się do takiej swej doli przygotowywał. W końcu więc i los go tam zaprowadził. Miał skończyć miernie swe mierne życie.
- Bym oddał drogi panie, bym oddał, ino jej wyczuć ja nie mogę - rzekł chrapliwm głosem.
- Też ni - zawołał Fodjuncjusz.
Usłyszeliście gniewny świst powietrza wypuszczonego z miniaturowych, psich czy jaszczurzych nozdrzy. Koboldy odbyły szeptano-warczaną naradę, po czym najodważniejszy szczeknął:
- P… po… pod ścianę ś... śl... ślepaki! - Zbliżały się, co oznajmił odgłosy małych kroków i brzęk pęku kluczy. Zamierzały wejść do celi i odebrać swoją własność.

Clepsina doznała w końcu olśnienia i wiedziała, co jest sprawą zamieszania. Przynajmniej częściowo. Wstała, i czym prędzej czmychnęła gdzieś do tyłu, nie mając zamiaru napadać na uzbrojoną bandę. Przenosiła wzrok to na sylwetki strażników, to na dziurę w ścianie która wydawała jej się być drzwiami. Czy udałoby im się wybiec szybko z celi, gdyby zaskoczyli strażników? I jeśli tak, to czy mogliby wtedy uciec?
Vatia wyszeptała jedynie przerażona “Gdzieś jesteś, mój Taurusie?”, przykładając ręce do piersi i napierając plecami na ścianę. Oni tu wchodzą! I pewnikiem nie znajdą tej sakiewki! Cóż zrobić?
Atrius miał nieco więcej przysłowiowych jaj i nie zamierzał płaszczyć się przy murze jak poprzednie panie. W głębi ducha chciał się nawet postawić oponentom, jednak koniec końców i on powoli szedł do tyłu, starając się wypatrzeć, gdzie jest sakiewka.
Mucius usłyszał cofające się kroki. Część więźniów wykonała rozkaz. On nasłuchiwał czy klucze zostały w celi i jak wiele istot do niej weszło. Zostawił sobie furtkę na reakcję w obie strony lekko się cofnął jedynie. Czekając na ruch pozostałych więźniów.
Gajusz i Marcus trzymali się razem nawet teraz. Ale to pozostało im z dawnych czasów, zawsze trzymali się razem w biedzie. Mogli liczyć tylko na siebie. W rozróbach nie byli orłami i starali się zniknąć zanim te się zaczęły na dobre. Dziś niestety, jedyne co mogli to odsunąć jak najdalej się da. I liczyć na instynkt, który podpowie kiedy brać nogi za pas.
Livia tymczasem nie miała takich rozterek. Prosta dziewczyna ze wsi miała proste problemy. Jednym z nich było to, że czekało ją lanie. Ojciec wysłał ją na targ, a ona straciła całe stado gęsi i kaczek na dokładkę oberwie za to, że włóczy się gdzieś po jaskiniach z potworami.
W ciemnościach rozległo się przekręcenie zamka i brzęk chowanych kluczy. Otwierana krata zaskrzypiała przeraźliwie. W nozdrzach poczuliście zwierzęcy smród, gorszy niż niemytego psa. W podnoszonej sakiewce miedziak brzęknął o miedziaka. Kobold nie omieszkał skorzystać z sytuacji i splunął złośliwie, prawdopodobnie na czyjeś buty lub nogawki. Na czyje konkretnie - trudno było ustalić. Mucius i Marcus, którzy mieli większy talent do języków niż pozostali pojmani, zrozumieli intencje stojące za szczekaniem jednego ze strażników… i cali oblali się zimnym potem.
- Dźgnij któregoś w gały dla przykładu! - Podjudzał kolegę. - Jak nie widzą po ciemku, to na co im?

Porcius i Mucius grzecznie cofnęli się pod ścianę. Brak działań ze strony pozostałych był jasnym sygnałem beznadziejności próby oporu w obecnej sytuacji.
- Na szczęście nie zauważyli, że pochowaliśmy klejnoty w kącie celi - powiedział scenicznym szeptem Gajusz.
- Ciiii - uciszył go podobnym szeptem Marcus - bo usłyszą.
- Etam i tak nie rozumieją po naszemu…
Obaj byli schowani za pozostałymi więźniami. Starali się jak najmniej rzucać w oczy.
Fodjuncjusz i Mendicus przywarli do ściany. Fondjuncjusz zacisnął pięści czekając na reakcję kobolda.
Oni tu weszli. Smród wymieszany z lękiem sprawił, że Vatii łzy napłynęły do oczu. Czy to właśnie teraz i w taki sposób miał dopaść ją jej koniec? Przenosiła nerwowo ciężar ciała z jednej nogi na drugą, nie mogąc się zdecydować między pospiesznym popędzeniem ku wyjściu z celi, a odbiegnięciu do rogu celi, gdzie powinna być bezpieczna.
Clepsina, jako nieco bardziej zdecydowana kobieta, powoli dążyć do wyjścia z celi, oczywiście ciągle trzymając się ściany.
Atrius z kolei przypomniał sobie, że dwójka z nich mówi w języku tego tałatajstwa.
- Mucius, Marcus, co one tam gadają pod nosem? - rzekł cicho.
Gajusz poczuł pod okiem dotyk zimnej stali.
- Dawaj te klejnoty… albo stracisz swoje. - Wypowiedział podjudzany kobold w przypływie odwagi. Im bardziej czuły wasz strach, tym bardziej zmieniały się z małych tchórzy w małych sadystów. Nawet przestały się jąkać.

- Panie kobold - powiedział Gajusz - widzę, że pan rozumie po naszemu. Więc nie będę kłamał, skoro dotyka pan mojego oka sztyletem. Schowałem to tam w kącie - pokazał ręką w przeciwną stronę niż stał Marcus. - O TAM.- ostatnie słowo zaakcentował.
Marcus tymczasem, najspokojniej w świecie dał sekundę koboldowi by spojrzał “tam”, a potem przywalił z całej siły koboldowi. A przynajmniej tam gdzie go słyszał przed chwilą. Wskazówki od wspólnika wiele mu w tym pomogły.
- Teraz! Nie możecie się wahać! - krzyknął Fodjuncjusz. - Na pozostałych, jak wbiegną - dodał, gdy sam pomagał obezwładnić kobolda, którego zdzielił Marcus.
Porcius i Mucius byli przerażeni. Jednak w odruchu desperacji zaatakowali bez wahania. Najbliższe koboldy których położenie dało się jako, tako ustalić.
Mucius, mimo że czuł jeszcze zakwasy od pracy łopatą, wymierzył potężny sierpowy, który napotkał w ciemności coś przypominającego długi pysk. Przypadkowo trafiony kobold stęknął i padł na kamienną posadzkę. Nie straciwszy ani chwili doskoczył do kolejnego, jednak drugi celny cios był mniej pewny i nie zdołał obalić strażnika.
Marcus zaliczył w życiu kilka występów, które kończyły się rozróbą po ciemku. Zwykle był na tyle sprytny, aby wpełznąć pod stół i przeczekać zadymę, ale tu nie miał takiej możliwości. Dzięki jako takiemu słuchowi wytropił w ciemnościach właściwy cel i podbródkowym posłał go na kamienne płyty. Chciał szybko powtórzyć ten wyczyn, ale jego pięści napotykały tylko ciemną pustkę.
Clepsina rzuciła się na kobolda. Chyba na kobolda. Przewróciwszy go, usiadła na potworze i okładała go piąstkami tak długo, aż była pewna, że ten prędko nie wstanie. Nagle się poderwała. Miała wrażenie, że czuje w pobliżu drugiego, ale spóźniła się z atakiem.
- W nogi! - Usłyszeliście piskliwe wrzaski.
Jednak zanim koboldzi wartownicy zaczęli się wycofywać, w ciemnościach świsnął pewnie miecz najodważniejszego z nich. Ostrze długości aurańskiego gladiusa dźgnęło Marcusa. Grajek zwalił się z jękiem na ziemię. Bicie serca później to samo żelazo z ugodziło Mendicusa. Upadł na kolana, a kobold poprawił cios uderzając więźnia rękojeścią w twarz. Uderzenie posłało go na posadzkę.

Fodjuncjusz próbował wymacać na ziemi broń i zaatakować nią jednego z uciekających koboldów.
- Dziewczyny, pomóżcie rannym - krzyknął w międzyczasie.
Gajusz słysząc jęk Marcusa i odgłos padającego ciała przykląkł i zaczął macać w poszukiwaniu wspólnika.
Livia tymczasem poniesiona entuzjazmem, z okrzykiem skoczyła na koboldy.
Chaos rozpętał się w mgnieniu oka, pętając umysły swych koboldzich dzieci jak i uwięzionych wieśniaków. Clepsina z pogardą dla rozsądku i własnej siły rzuciła się w środek jatki, ciężki zapach krwi unosił się w powietrzu, posadzka była mokra… Atrius nie miał ochoty myśleć nad tym, od czego była mokra. Naparł w stronę wyjścia, starając się zejść z drogi swoim i tłuc koboldy na modłę parodii wojownika, która wzbudziłaby tęgi śmiech wśród jego dzieci, gdyby ciągle znajdowali się w bezpiecznej wiosce…
Vatia pasowała do roli damy w opałach aż nadto dobrze. Słaba i gapiowata, nie nadawała się na pole bitwy. Zamiast tego szlochając przemierzała podłogę w poszukiwaniu rannych komratów starając się im pomóc, a gdyby było to niemożliwe, wyciągnąć ich przynajmniej z tego piekła.
Mucius podniósł broń kobolda którego zabił. A następnie w pogoni zaatakował kobolda którego już zranił gdy ten rzucił się do ucieczki.
- Nie dajmy się tu zamknąć. - krzyknął. - Do wyjścia jeśli ktoś wie gdzie jest. - zakończył lekkim sarkazmem. Był wniesiony emocjami. Był cholernym tchórzem całe lata. Teraz przeciśnięty do muru. Dosłownie i w przenośni Mucius podjął walkę o życie. Odebrał je nawet komuś. Co nie mieściło mu się w głowie.
Porcius próbował zaatakować jednego z koboldów. Miał nadzieję, że biegnąc za nim uda mu się na czuja opuścić cele.
Przerażone waszą determinacją koboldy zamierzały rozbiec się jak szczury, jednak przez krótkie nogi były skazane na powolne, pokraczne człapanie. Nawet w zupełnej ciemności dorwanie ich nie stanowiło dla was wyzwania. Livia złapała jednego za skórzane odzienie i trzasnęła łbem potwora o ścianę. Fodjuncjusz wziął drugiego za kark, przycisnął do kraty i sprał po pysku. Ostatniemu Porcius podstawił nogę i zakończył więzienną walkę kilkoma okrutnymi kopnięciami w brzuch leżącego.
 
Rozyczka jest offline