Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2019, 15:18   #58
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Udało się. Angie nie bardzo mogła w to uwierzyć, szczególnie biorąc pod uwagę to, że ich przeciwnicy sprawiali wrażenie bycia doświadczonymi w fachu, który wykonywali. Udało się jednak i póki co tylko to się dla niej liczyło. To i fakt, że Mitras także zdołał wydostać się z tarapatów, w których się znaleźli. Jakoś tak miała wrażenie, że nie byłoby jej szczególnie dobrze z tym, że zostawiła go samego, a tamci zdążyli go znaleźć zanim wróciła. Ot, delikatny powiew wyrzutów sumienia, zbyt słabych jednak by żałowała podjętej decyzji.

Wysiedli na Żeromskiego, przystanek ten Angie znała bo niedaleko tego miejsca znajdowała się księgarnia, w której lubiła się zaopatrywać. Białe Kruki było miejscem oferującym czytelnikom nie tylko szeroki zasób woluminów, ale też przystępną cenę. Lavelle jakoś nieszczególnie przepadała za kupowaniem książek przez internet. Lubiła poczuć dotyk kartek na opuszkach palców, woń papieru w nosie i tą rozkoszną atmosferę słabo oświetlonego miejsca, przesyconego magią wystawionych na półkach portali do innych światów.

Przez chwilę zastanawiała się nad tym, czy nie zaprowadzić Mitrasa do księgarni i tam nie przeczekać kilku minut zanim ponownie wsiądą do środka transportu publicznego. Informacja, którą przekazała, nakazywała przypuszczać, że będzie czekać na ratunek w pobliżu parku. Teraz jednak nie była przekonana czy to taki dobry pomysł. Wymknęli się tamtym, byli woli, czy zatem naprawdę rozsądne było wracanie do zagrożonego rejonu? Niemcy z całą pewnością dalej przeszukują teren, próbując namierzyć ich dwójkę. Powrót oznaczałby pakowanie się z powrotem w ich zachłanne łapy. No i pozostawała także kwestia kajdanek. Angie nie miała zielonego pojęcia jak się ich pozbyć. Jedyne co jej przychodziło do głowy to piłka do metalu. Niestety, nie miała akurat żadnej przy sobie…

Braki istniały także w innych kwestiach. Nie miała telefonu, zatem porozumiewanie się z Mitrasem ponownie było problematyczne. Gdyby chociaż miała kartkę papieru i długopis, tego jednak także poskąpił jej los. Mogli wstąpić do jakiegoś sklepu bo portfela jej nie zabrano, tylko co z tego skoro z rękami zasłoniętymi kitlami, za bardzo rzucaliby się w oczy. Jak nic od razu zostaliby posądzeni o próbę kradzieży.
Kolejne pomysły pojawiały się i zostawały odrzucane, podczas gdy nogi pewnie prowadziły do niewielkiej uliczki przecinającej sznurek dwupiętrowych budynków, w których na dole znajdowały się sklepiki wszelkiego rodzaju, a na górze niewielkie mieszkania. Schowanie się na chwilę za kontenerem na śmieci może nie było szczególnie przyjemne, jednak wydawało się rozsądne. Na kilka minut potrzebowała w spokoju zastanowić się nad sytuacją zamiast oglądania co sekundę za siebie, mając wrażenie, że już ich wykryto.

Mitras usiadł obok Angeli, z kontenera jak i z całej uliczki śmierdziało, jednak to dobra cena za chwile spokoju. Lekko się rozluźnił, i oparł się o kontener. -W sumie czemu od Parku do mnie nie mówisz, znowu mam cię zdenerwować byś coś powiedziała?- lekko się zaśmiał w stronę Angii. -Może ty też masz jakiś ,,dziwny” dar… tak jak ja.-. Odetchnął, i sprawdził budowę kajdanek, robiąc z nóg i zawieszonego na kolanach kitla prowizoryczną osłonę. -Chyba widziałem jakieś Ruskie Life Hacki jak wydostać się z kajdan… tylko problem że to był life hack. Hmm… ciekawe czy zadziała-.

Na swój żart Mitras otrzymał nader zasłużoną odpowiedź, w postaci środkowego palca. Do tego, na szczęście, nie trzeba było słów. Przypominanie o słabości, która na chwilę zdołała odejść na nieco boczny tor, było nieco poniżej pasa. Szczególnie, że przypominająca osoba mogła się pochwalić umiejętnościami żywcem wyjętymi z hollywoodzkich produkcji.
Angie żadnych filmików instruktażowych dotyczących dręczącego ich problemu nie oglądała, co nie znaczyło, że nie podjęła prób uwolnienia się. Teraz, gdy mieli chwilę względnego spokoju, można było podjąć się tego zadania. Co prawda opcja z piłką do cięcia metalu nadal wydawała się najlepsza, to jednak w filmach postacie jakoś wydostawali się z okowów bez jej użycia. Wyłamywać kciuka nie miała zamiaru, za to już sposób na “za mały pierścionek” wydawał się lepszy. Przydałoby się mydło, to bez dwóch zdań, jednak z doświadczenia wiedziała, że ślina też była w stanie załatwić sprawę. Niestety, ani myślało załatwić i Angie skończyła z zaślinionymi nadgarstkami… Bleh… Z nadzieją w oczach spojrzała na Mitrasa, licząc na to że jemu szło lepiej.

-Mamy trochę szczęścia, są łańcuch, i zęby. No to teraz zobaczymy czy rosyjski, czy tam turecki poradnik się zda… najpierw najbardziej wysiłkowa metoda…-. Mitras zaparł się jedną częścią kajdanek o kontener, a drugą zrobił coś na zasadzie dźwigni, by rozerwać łańcuch w słabym miejscu… -Cholera coś nie idzie, na filmikach turek za trzecim razem to zrobił. Ale następnym razem powinno się udać, a jak nie za tym, to za kolejnym. I tak do skutku.- Mitras po swoich wysiłkach, i lekko sinych nadgarstkach spojrzał się na Angii, -To gdzie teraz idziemy? Chyba już można iść dalej... Może pójdziemy tamtędy.- wskazał na studzienkę do kanalizacji, labiryntów w których nawet Minotaur by się zgubił.

Angie spojrzała na niego jak na wariata. Jej nadgarstki nadal były skute, a temu się zachciało spacerów po kanałach. Miał szczęście, że po kilku próbach ręce już ją na tyle bolały, że nie miała ochoty nadwyrężać ich dodatkowo poprzez zaciśnięcie dłoni na czyjejś szyi. To, że nie było mowy by za jej zgodą zeszli pod ziemię, a przynajmniej w to miejsce, które wskazał, było jasne jak słońce w letnie południe.
Udało mu się nieco odzyskać w jej oczach po tym jak udzielił pomocy w sprawie kajdanek. Angie z westchnieniem ulgi zrzuciła w końcu ten przeklęty kitel z rąk i potrząsnęła nimi by nacieszyć się swobodą. Zaraz jednak dojrzała kolejny problem. Pozostałości kajdanek raziły oczy. Dobrze by było coś na to zaradzić, najlepiej kupić opaski, które by je zasłoniły przed oczami wścibskich i niekoniecznie wścibskich ludzi. Tylko jak to wytłumaczyć Mitrasowi? To i potrzebę powrotu do parku, a przynajmniej w jego okolice? Nie chciała tam wracać ale mając swobodne dłonie mogli sobie pozwolić na więcej niż gdy byli skuci. Najpierw jednak…
Palec Angie tknął Mitrasa w pierś. Następnie wylądował na piersi Angie. Znaczenie było proste, cokolwiek chciała przekazać chodziło jej o ich dwójkę. Następnie ułożyła dłoń tak jakby trzymała w niej długopis i zapisała kilka słów w powietrzu. Na koniec złapała Mitrasa za nadgarstek i skierowała swoje kroki z powrotem w stronę ulicy. Jej celem był sklep z materiałami papierniczymi. Musiała zdobyć możliwość porozumiewania się z nim w sposób bardziej konkretny niż język gestów.

Zadowolony że ma już wolne ręce poszedł za Angii. Teraz wyglądają jakby nosili rozwalone kajdanki dla mody. Tak jak zniszczone spodnie, kolczyki, czy co tam influencerki na Instagramie nie wymyślą. Nawet ładna ozdoba… kolor idealnie współgra z ubraniami, styl także, jak spotka nas jakiś projektant mody to się nami zainspiruje. W tym czasie obserwował jak Angii poprowadziłą go sklepu papierniczego. Chyba znowu chce coś do pisania… czyli wtedy w parku mu się zdawało że ją słyszał, coś w rodzaju światła na końcu tunelu? Oby nie był tak zdesperowany by Angii była jego aniołem stróżem… Mitras od razu podszedł do jakiegoś regału z zeszytami, i długopisami. Popatrzył na Angii, i wybrał jakiś gruby, ale mały notesik chyba A6, czy tam C4. I jakiś ładny kolor długopisu… o czerwony idealnie będzie do niej pasować! -Chyba ty masz portfel, mój został w torbie.- wyciągnął rękę po niego -Daj, kupimy szybko, i zaplanujemy co dalej.-.

Szybkie zakupy i wprowadzenie planów w życie jak najbardziej Angie pasowały. Oddawanie portfela…? Mniej, zdecydowanie mniej. Mogła jednak bez większego bólu rozstać się z paroma banknotami, które się w owym portfelu uchowały. Tym bardziej że w końcu kupowali coś co było dla niej obecnie niezbędne.
W samym sklepie spędzili łącznie może pięć minut, wliczając w to stanie w kolejce za panią, która nie mogła się zdecydować czy skusić się na paczuszkę czekoladek, które stały przy kasie, czy jednak nie. Lavelle miała ochotę wsadzić te czekoladki w pewną część tej kobiety, jednak udało się jej powstrzymać. Gdy tylko opuścili sklep, wyjęła notes i długopis i pospiesznie zaczęła pisać.
- Musimy wrócić. Będą na nas czekali moi znajomi. Z nimi możemy się udać w bezpieczne miejsce. Oni nas ochronią i może odpowiedzą na parę pytań. Można im zaufać - dopisała, wiedząc, że Mitras jest wyczulony na te kwestie.

-Jesteś pewna że to dla nich bezpieczne… choć nie mam aktualnie żadnego wyboru. Wiesz o tym jak będzie bardzo źle trzeba będzie dalej uciekać, i czekać na odpowiedni moment… do czegoś- Mitras spojrzał na ulice, i komunikację miejską którą będą znowu wracać. Znowu zaczął zagryzać swoją ranę która już się trochę zagoiła. -W takim razie prowadź, obyśmy nie musieli czekać długo na tramwaj, czy autobus. A i masz twój portfel. Czyli wyruszamy w dalszą drogę, a raczej zawracamy.-. Mitras czuł że wraca na tereny łowieckie, dlatego wystrzegał się zagrożeń jak najmniejszy gryzoń. Każdy Passat, każde niemieckie auto może być wrogiem.

Nie była do końca pewna czy dobrze robią, ale siedząc już w tramwaju i zerkając przez szybę na zajętych codziennym życiem ludzi, uznała że przynajmniej w razie czego będzie mogła powiedzieć, że chociaż spróbowała nawiązać kontakt z osobami, które wysłano jej na ratunek. Co prawda babcia nalegała by Angie zaszyła się gdzieś w bezpiecznym miejscu, to jednak takie całkowite wystawienie do wiatru ekipy ratunkowej, nie leżało w jej naturze. W ten sposób, który właśnie wprowadzali w życie, istniała niewielka szansa zostania wykrytm, przy w miarę sporej szansie wypatrzenia czy to napastników czy sojuszników. Nie mówiąc już o anonimowości jaką zapewniał środek komunikacji miejskiej. Większość osób, które miały szczęście i przypadło im siedzące miejsce, wlepiała spojrzenie w ekrany smartphonów. Ci, którzy tego szczęścia nie mieli także próbowali powrócić do uzależniającego świata, kryjącego się w niewielkiem prostopadłościanie, trzymanym w dłoni. Pod tym względem można było wręcz powiedzieć, że ona i Mitras wyróżniali się w tłumie. Na szczęście, nikogo to najwyraźniej nie zainteresowało.

Szczęście zdawało się przyczepić do nich i kierować zwrotami akcji, jakie ich dotyczyły. Los nie tylko zapodział gdzieś Niemców, ale także przywiódł pomocną dłoń. Co prawda czarna limuzyna marki Mercedes, którą Angie wypatrzyła nieco za parkiem, nie była widokiem na który normalnie by się radośnie uśmiechnęła, to jednak dzień ten przyniósł zmianę w tej tendencji. Nie marnując czasu szturchnęła Mitrasa w ramię i wstała by ruszyć do wyjścia. Przystanek znajdował się ledwie kilka kroków od miejsca, w którym parkował samochód. Nie powinni zatem mieć problemów z dotarciem do niego, a gdy już znajdą się w klimatyzowanym wnętrzu… Wtedy, chociaż nawet myśl o tym wydała się dziewczynie nienaturalna, będzie mogła odetchnąć.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline