Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2019, 16:31   #239
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Kiedy Chaaya wyszła na ulicę, rozejrzała się na boki. Axamander skinął jej na pożegnanie i udał się w swoją stronę. W chwili gdy diablę znikło jej z oczu, dziewczyna uśmiechnęła się psotliwie i ruszyła w kierunku przystani z gondolami, nawiązując ze swoim kochankiem telepatyczną rozmowę.
~ Poszedłeś sobie, czy kisisz się gdzieś pod ścianą, planując odwet?
~ Pilnuję twojego kuperka, planując na nim złowieszczy odwet. Dobrze się bawiłaś? ~ Nie było gniewu w jego myślach. Było podążanie, a bardka zerkając przez ramię zobaczyła czarownika podchodzącego do niej szybko. Przygryzła wargę, rozważając ucieczkę. Westchnęła tęsknie, posłusznie przystając, by dać się złapać.
~ Na tyle dobrze, że postanowiliśmy to powtórzyć ~ odparła, ciągle czując zawód. ~ Powiedziałam ci, że się boję, a ty i tak mnie zostawiłeś.
~ Przepraszam. Gdybym miał choć cień podejrzenia, że coś ci grozi, to bym tego nie zrobił. ~ Jarvis objął ją i przytulił do siebie. Nachylił i pocałował delikatnie, czule… publicznie.
~ Tak jak nie zabronię ci spotkania z nim. Choć pali mnie zazdrość, to nie mogę ci zabronić. Nie powinienem.

Tawaif wytrwała dzielnie tę próbę, trwożliwie muskając męskie usta, zanim do końca nie obezwładnił jej wstyd.
~ Jeśli ci na mnie zależy… to raczej powinieneś, cóż… może nie zaszliśmy jeszcze tak daleko ~ stwierdziła gorzko.
~ Kamalo… ~ Przytulił ją mocno jej wybranek. ~ Ja tak nie mogę. Nie chcę być twoim więzieniem. Nie chcę być twoją klatką. Nie mogę cię zamykać przed światem. Nie chcę cię ograniczać. Jestem twój, tak jak ty jesteś moja… i ufam, że to jest mocny fundament naszego związku.
~ Hipokryta… ~ Sundari starała się nie rozpłakać. Spróbowała się odsunąć i odejść, nie mogąc spojrzeć przywoływaczowi w oczy. Ten jej nie wypuścił z ramion, dociskając mocniej do siebie.
~ Przepraszam Kamalo. ~ Pogłaskał ją czule po włosach. ~ Pozwolisz mi się porwać?

Dholianka napięła się i zaparła w miejscu, jakby szykowała się do walki.
~ Nie. Puścisz mnie teraz i pozwolisz się oddalić, bo przecież tego właśnie chcesz prawda?
~ Nie. Nigdy tego nie powiedziałem. ~ Mag wziął ją w ramiona i podniósł. ~ Choć budzi to moją zazdrość, cieszę się, że znalazłaś przyjaciół w tym mieście. I mogę ich… tolerować, nawet jeśli mam ochotę zetrzeć diablęciu zadziorny uśmieszek z twarzy. I jak jeszcze raz będzie cię macał ogonem po łydce, to mu spuszczę grad żywiołaków ziemi na rogaty czerep.
~ Skoro tak cieszy cię mój nowy kolega, to wiedz, że nie tylko pojutrze się z nim spotykam, ale za tydzień wyruszam na wyprawę… w dżunglę. ~ Myśli tancerki były rozedrgane. Miało się wrażenie, jakby drobne łupiny jakiegoś naczynia, podskakiwały na dudniącym bębnie. Nie dało się przewidzieć, który kawałek gdzie odskoczy, a już tym bardziej który zrani. ~ Postaw mnie… postaw i zostaw ~ syczała wściekła, gromiąc ukochanego roziskrzonym od łez spojrzeniem.
~ I kiedy chciałaś mi o tym powiedzieć, co? ~ zapytał czarownik i w odpowiedzi na jej fukanie, mocniej dociskając złośnicę do swojego ciała. Wskoczył z nią do gondoli. ~ I co ja mam z tobą zrobić. Przecież nie puszczę cię z nim samej na bagna. Będę musiał się dostać albo do samej wyprawy, albo podążać za wami… jak twój cień.
~ Zapomniałeś? Nie jesteś moją k l a t k ą, nie muszę ci mówić z kim się spotykam, ani kiedy, ani po co, ani gdzie!
Kobieta była tak wściekła, że nie baczyła na co Jarvis robił. Trzymała się ostatkiem sił, trzęsąc się jak osika, by nie rozpaść w drobny mak na oczach mieszkańców miasta.
~ Nie musisz ~ odparł chłopak i spojrzał na nią ze smutkiem. ~ Ale możesz… a ja po prostu chcę cię chronić. I wychodzi mi to słabo. Sprawiam ci ból, a nie chcę tego czynić.
Przytulił mocniej dziewczynę, wtulając twarz w jej pierś, a ona instynktownie przytuliła jego.
Gondolier zapytał gdzie mają płynąć, ale Smoczy Jeździec dał gestem znak by płynęli przed siebie.

Płynęli przez chwilę w milczeniu. To znaczy przywoływacz milczał i bardka również… choć w sumie to nie do końca, bo jakieś głosy słyszał. Bardziej niż słowa, rozpoznawał emocje. Nie były one ani przyjemne, ani pozytywne, a dodatkowo wszystkie sprowadzały się do jednego mianownika - strachu przed wolnością.
Z czasem kurtyzana zaczęła słabnąć i więdnąć niczym kwiatek, opierając się policzkiem o cylinder kochanka. Spróbowała się wyciszyć i wycofać, przerywając łączącą ich więź, by ukryć się za murem obojętności.
~ Jestem przy tobie. Nie musisz się ze swoimi lękami mierzyć sama ~ stwierdził czule magik i podał gondolierowi jakiś adres. Ten skinął głową i zmienił kurs.
~ Godiva próbuje romansu korespondencyjnego. Marnie to widzę, ale wiesz jaka ona jest… prze naprzód, nawet jeśli wie, że pewnie się sparzy. ~ Spróbował zająć jej myśli czymś innym.

***

„To jak nie jesteśmy w klatce” odezwała się radosna i już coś planująca Umrao.
„Nawet nie zaczynaj” przerwała jej Deewani.
„Ale…”
„Nie-e, nie próbuj…” oponowała Nimfetka.
„No ALE jak nie jesteśmy…”
„Ćhiii… Umrao odpuść.” Ada dołączyła do sporu, zachowując stoicki spokój.
„A…”
„E-e-e… co ci siostry mówią, buzia na kłódkę.” Nawet Laboni była przeciwko, ale rozpustnica była nieugięta. „Jeśli to nie klatka, to ja chce penisa… Axamandera.”
Maski westchnęły w zrezygnowaniu i geście poddania się.
„Nie możemy” wyjaśniła Rohini.
„Czyli jest klatka?” dopytywała się Umrao. „Ale Jarvis powiedział…”
„Nie ważne co powiedział, nie możemy” tłumaczyła Seesha.
„Ale… to jednak jest klatka?”
„TAK!” zawołały panny chórem.
„Ale nie Jarvisa..?”
„NIE JARVISA!!!”
„To… czyja?” Pasja nic z tego nie rozumiała.
„Można powiedzieć, że nasza własna…” rzekła mentorsko babka. „Nasza, ale DLA Jarvisa…”
„Ale on nie chce” naciskała emanacja.
„Chce…” mruknęła Kismis.
„Zaraz, zaraz… to jesteśmy w klatce, ale Jarvis nie jest klatką, więc… jesteśmy tutaj całkowicie same?”
„Na to wygląda” odparła Jodha. „Jesteśmy w tej klatce same…”
~ Nie jesteście same…. przy tym całym jazgocie trudno was ignorować ~ burknął Starzec i zaczął paplać, wykazując kompletny brak zrozumienia ludzkiej natury i empatii. ~ Nie wiem czemu wy sobie tak lubicie komplikować życie. On cierpi dla waszego szczęścia, wy dla jego. Nie wiem czemu po prostu oboje nie możecie być szczęśliwi. Wiele by to spraw ułatwiło.
“No ale on nas nie chce” stwierdziła obojętnie Deewani. “Od początku mówiłam, że to się nie może udać…”
“Jak nas nie chce, to dlaczego jesteśmy w klatce? Ja chce penisa, skoro nie mogę mieć Jarvisa, to będę mieć rogacza!” Piekliła się Umrao.
“Ty durna jełopo. Nie możesz mieć Axamandera!” krzyczała chłopczyca.
“Dlaczego nie?!” kłóciła się naguska. “Chce mieć penisa w klatce!”
“Nie będziesz mieć” warczała poddenerwowana Nimfetka. “Jesteśmy same…” Jeszcze chwila, a najstarsza maska wybuchnie w gniewie.
“Ja chce penisa!” upierała się Pasja.
“Będziesz mieć penisa, ty skretyniała kretynko!” Ada zapiała niczym bóg z niebios.
“Ale… jesteśmy w klatce, która nie jest przynależna naszemu mężczyźnie… a więc… nie mamy mężczyzny… nie mamy penisa… możemy więc szukać nowego… lub mieć kilku na raz.”
“Na miłość wszelkich bogów.” Załamała się Laboni. “Co uczyniłam nie tak, że zostałam pokarana taką idiotką.”
“Ma trochę sensu” stwierdziła Kismis, przeciągając się leniwie.
~ Jak was nie chce? Skoro was tuli i trzyma? ~ stwierdził smok, wydając się być lekko speszony. Bądź co bądź nie wypadało wielkiemu Starcowi zniżać się do pocieszania bandy dziewczyn. ~ Skoro twierdzi, że kocha… i skoro same ćwierkałyście, że zazdrosny? Ot to inny rodzaj… klatki… bardziej opoka taka, która ma chronić coś co mu drogie… niż więzić. On tak to pojmuje… no bo jest stąd… same widzicie jakie to miasto jest. Ale kocha was… kocha Kamalę… i chcę ją dla siebie. Obiecał was pojąć za żonę jak tylko wykonacie moją misję. I wiecie same, że to zrobi...
“ON NIE JEST Z NAMI W KLATCE STARCZE!” Deewani ryknęła na cały umysł, nie wytrzymując jego durnego słowotoku. “Powinien być z nami w klatce… powinien nas pilnować, strzec, bronić, powinien mówić co robić, a czego nie…”
“...jesteśmy dziwką, nie widzisz tego? Nie słyszysz Umrao? Co miesiąc był u nas inny mężczyzna, nie umiemy inaczej… próbowałyśmy i widziałeś jak się to skończyło…” kontynuowała Rohini.
“Widziałeś naszego synka, widziałeś umierającego Ranveera… Musimy być w klatce. Życie poza klatką jest straszne. Jest złe. Nieprzewidywalne. Skoro nie chce być naszą klatką, będziemy tu same” dokończyła Ada.
“To czemu nie przygruchamy sobie…”
“PRZYMKNIJ SIĘ!” Huknęły dziewczęta na zdurniałą maskę.
~ Jak się stąd wydostanę to sam zamknę was w złotej klatce ~ burknął smok gniewnie, tracąc kontrolę nad swoim temperamentem. Syknął głośno i dodał. ~ Życie zawsze jest straszne i złe, dlatego trzeba być potężnym jak ja. Wtedy nikt cię zra… aaale odbiegamy od tematu.
Spojrzał na maski, ukryte pod popękanym zlepkiem Kamalisundari. ~ Myślisz, że widzi w tobie dziwkę? Myślisz, że Ranveer widział? Samce nie zakochują się w dziwkach. Samce zakochują się w tym co jest głębiej. Samce są głupie, miłość jest głupia. Ale miałem tyle godów za sobą, że wiem co widzą zakochane samce…. one widzą skarb w tobie.

Nimfetka załkała gorzko. W głowie zrobiło się, bardzo, bardzo cicho… tak cicho, że Ferragus wyraźnie posłyszał płaczliwe słowa dziewczęcia.
“A więc Jarvis nas nie kocha?”
~ Raczej kocha… bardzo mocno i bardzo głupio. Jak to samiec ~ odparł w odpowiedzi Starzec. ~ Kocha i pragnie uszczęśliwić. Nie jest w tym zbyt dobry… w uszczęśliwianiu. Ale jednego może być pewna. Kocha was.
“My jesteśmy tawaif… a samce nie zakochują sie w tawaif… Jarvis nas okłamał… on nas nie kochaaaa!” Delikatna emanacja rozpłakała się na całego, a jej głosik był bardzo przepełniony bólem, aż łamało serce, nieczułego, jak dotąd, gada.
~ BZDURA. On was kocha! ~ Ryknął gniewnie Starzec, widząc to co się działo przed nim. ~ Kocha bardzo mocno i szaleńczo. Po prostu jest głupim samcem i was nie rozumie. Może gdybyście mu powiedziały… wytłumaczyły. I nie plećcie bzdur. Można pokochać tawaif, a w was ciężko się nie zakochać. Ba… nawet ja was trochę… polubiłem. Alee tyylko troszeczkę… proszę nie wyciągać pochopnych wniosków. Jestem czerwonym smokiem, naprawdę kocham tylko siebie! ~ Powoli i antyczny gad zaczął panikować.
“UUUUAAAAAAAAA!!!” Dziewuszka zanosiła się coraz większym spazmem. “Staruszek nas nie kocha tylko troche lubi, więc Jarvis z pewnością równieżżżż…”
~ No kocha, kocha… bardzo… no już nie płaczcie. On was kocha, ja was kocham... każdą. Nawet Laboni. ~ Ferragus stracił grunt pod łapami i próbował je pocieszyć jednocześnie.
“Ja ciebie z pewnością nie pokocham” sarknęła babka, ale na szczęście małe nimfiątko zaczęło się uspokajać.
“N-naplawdę?” spytała sepleniąc jak dziecko.
~ Naprawdę. I ja cię kocham i on cię kocha ~ odparł czule czerwonołuski, po czym dodał głośno. ~ Ale żeby było jasne. Jak już odzyskam ciało, to nigdy się do tego nie przyznam otwarcie!
Maska pociągnęła nosem i tylko cicho posapywała. Wyglądało na to, że uzyskała to czego chciała.
~ No… już nie płaczcie. Jarvis może i osioł-ek. Ale kocha mocno i chce waszego szczęścia ~ mruknął Ferragus zadowolony z nastroju masek.

***

Dotarli do niedużej kamienicy nad drzwiami której wisiał szyld.
“ Wynalazki starożytne. Museum”
- Zaciekawiona?- zapytał cicho czarownik, ale złotoskóra mu nie odpowiedziała… przynajmniej nie werbalnie. Wczepiwszy się w poły jego marynarki, przytuliła się w szczupłą pierś.
- Płyń dalej - zarządził więc mężczyzna gondolierowi i mocniej przytulił dziewczynę, nucąc jej tę samą pieśń, którą zawsze nucił, gdy wpadała w panikę lub odrętwienie. Chaaya poruszyła się niespokojnie.
- Z-zostańmy, proszę - mruknęła zmęczona i speszona.
- Gdzie… przy muzeum, czy w łodzi? - zapytał Jarvis czule.
- Muzeum… choć tu też dobrze, ale… - Ale bardka nie chciała, by starania ukochanego poszły na marne, pomimo tego, że nie była w nastroju na zwiedzanie.
- Wolę cię jeszcze tulić. Mam wrażenie, że to ci bardziej potrzebne. A i ja lubię cię tulić. A muzeum… zawsze możemy obejrzeć później. Aaaaa… i mam tę kostkę od.. no wiesz. W kieszeni płaszcza, jeśli chcesz zająć czymś rączki, gdy cię będę zaborczo trzymał w ramionach. - Cmoknął ją łagodnie jej kłopotliwy towarzysz.
Tancerka wsunęła rękę do wskazanej kieszeni i wyciągnęła łamigłówkę. Wtuliła się mocniej w tors przywoływacza i zabrała się za zabawę.
- Wracajmy do domu - poprosiła cichutko, pocierając policzkiem o miękki materiał jego koszuli.
Mag musnął pocałunkiem jej policzek. - Lubię to, wiesz? Mieć cię w ramionach i całować kiedy chcę i gdzie chcę. To cudowne uczucie.
- Nadal się trochę wstydzę - przyznała zarumieniona tawaif. - Ale tak… to przyjemne, gdy tak robisz.
- Wyglądasz nadal bardzo kusząco. W naszym pokoju, mogę ci nie dać spokoju - mruczał czarownik z lubieżnym uśmieszkiem, ale potem dodał. - Niemniej możemy poczytać i zidentyfikować tamte przedmioty, jeśli nie masz nastroju? A… Godiva wieczorem wybywa na miasto. Mamy trzy pokoje tylko dla siebie. Możemy być bardzo głośni.
Kurtyzana kiwnęła głową na znak, że rozumie..? Lub po prostu wciągnęła ją gra, bo uparcie przekręcała ścianki kostki, i nie panowała nad swoimi ruchami. Ich przeprawa wodami kanałów, odbyła się w ciszy, przerywanej jedynie kliknięciami w drewnie obracanym w zwinnych palcach Dholianki.

Kiedy przyszedł czas wejścia po schodach, na górę, do ich małego mieszkanka, Kamala schowała przedmiot to pojemnej torby i tuląc się do Jarvisa, nie opuszczała go nawet na krok. Nawet w pokoju, trzymała się blisko. Niepewnie szurając stopami o posadzkę, jakby ją gdzieś gnało. Tylko gdzie? I po co?
Jej wybranka to nie obchodziło. Nie opuszczał jej ani na krok. Najwyraźniej chciał wynagrodzić jej tę chwilę rozłąki i dać poczucie bezpieczeństwa. Musiało to poskutkować, bo Sundari uniosła głowę i wpatrzyła się błagalnie, trochę tęsknie i odrobinę w zawstydzeniu, w oczy magika.
- ...sz...e...i...aa...a - wyszeptała tak cicho, że nie dało się nic zrozumieć. Sprawa musiała być jednak natury osobistej, bo kobieta zaczerwieniła się jak dorodna piwonia.
- Spokojnie. Nie wstydź się. Możesz powiedzieć mi wszystko - odparła przywoływacz, cmokając czubek jej złotego nosa i tuląc ją do siebie. ~ Lub telepatycznie rzec.
Bardka schowała głowę w ramionach, mocno speszona niepowodzeniem swojej próby. Jej oddech przyśpieszył, przez co brzmiała i wyglądała trochę jak zwierzątko w potrzasku.
- Prszzmknijmniwswjklatce - wymruczała jednym tchem.
- Dobrze… - Mężczyzna osunął się na kolana i trzymając ją mocno w pasie rzekł. - …Kamalo, zostaniesz moją żoną, gdy już Starcowi znajdziemy ciało?

“Co?” Laboni zgubiła gdzieś swoją szczękę.
~ Aaaa tak… przypomniało mi się. Małżeńska klatka ~ wtrącił się smok ~ Tak się mówi na zachodzie. Przecież mówiłem, że on chyba nie do końca rozumie to pojęcie.

Złotoskóra stała w osłupieniu, spoglądając coraz większymi oczami na ukochanego. Co się właściwie stało? Co poszło nie tak? Jak interpretować to co się działo?
- C...co się właściwie mówi w takiej chwili? - spytała przestraszona i zbita z tropu. - Czy… czy ja też muszę uklęknąć… jaką macie procedurę na… to?
- Ty w zasadzie powinnaś powiedzieć… “tak zostanę” - odparł czarownik, całując jej łono przez sukienkę. - A jutro pójdziemy poszukać jakiegoś jubilera, zakupimy narzeczeńskie obrączki i wszyscy będą wiedzieli, że jesteś tylko moja… a ja twój.
Chaaya zaczęła kwilić i dyszeć na zmianę, kiwając potakująco głową i nie mogąc wydusić z siebie słowa, aż w końcu nie zaczęła popiskiwać: Tak, tak, tak!
- To dobrze. Teraz jesteś tylko moja. - Jarvis wstał i wziął dziewczynę w ramiona by położyć ją do łóżka. Po czym zaczął całować, zakłopotaną kochankę, po ustach, szyi i dekolcie, a jego dłoń zanurkowała między jej uda, pieszczotliwie muskając ciało w najbardziej intymnym zakątku.

~ Zuch chłopak. Może wreszcie Laboni przestanie się mądrzyć i zrozumie, że nie jest wcale taka wszechwiedząca. ~ Ferragus był więcej niż zadowolony z chwili słabości swojej rywalki.
“Ja tu nadal rządzę!” żachnęło się wspomnienie babki.
~ W snach chyba. Nimfetka rządzi, Deewani, Umrao… tylko co najwyżej zrzędzisz ~ odparł ironicznie gad, łaskawie nie wspominając, że tak naprawdę on tu rządzi.

- J-jestem? Ale co to znaczy… dlaczego? - Tawaif nie bardzo rozumiała sytuacji, ale i nie za bardzo dbała o to by się dowiedzieć. - Przepraszam cie… za wszystko - odpowiadała w przerwach między pocałunkami.
- Ja też cię przepraszam. Nie powinienem pozwalać ci poczuć się opuszczoną i samotną - mruczał jej wybranek muskając ustami szyję. Był delikatny, choć całkowicie nieprzyzwoity w działaniach.
- Nie… nie zrobiłeś nic złego… to ja jestem głupia, przepraszam… - Sundari wyślizgnęła się z objęć i poprowadziła ich w kierunku stolika.
- Po prostu… ja się boje i nie wiem co mam robić, gdy mnie zostawiasz… gubię się i wracam do starych… nawyków, bo tylko to umiem.
- Poradzimy sobie z tym Chaayu. Postaram się być zawsze co najmniej w zasięgu twojej telepatii, byś zawsze mogła poczuć, że nad tobą czuwam - przyrzekł przywoływacz, poddając się jej kaprysom. Kobieta usiadła na blacie i rozsunęła nogi. Wczesała dłonie we włosy mężczyzny, przysuwając jego twarz do swojej, by móc go namiętnie całować.
- Ta swoboda jest straszna… jak ty sobie z nią radzisz?
- Ja? Czasami pozwalam rozumowi zadecydować, czasami sercu. - Czarownik pogłaskał kurtyzanę po puklach włosów. - Nie zawsze przynosi to sukces. Czasami jest porażka. Ale się nie poddaję. I nie martw się… pomogę ci ze wszystkim. Nie musisz się niczego bać. Nawet swobody.
- Ja nie potrafię… ja się boję. - Ciałem bardki wstrząsnął cichy szloch, który zwiastował łzy. - Jestem tawaif… jestem dziwką. Mój rozum nakazuje mi służyć mężczyznom, ale ja jestem z tobą i nie obchodzą mnie inni mężczyźni… tylko, że to silniejsze ode mnie… robię coś, nawet jeśli tego nie chcę… bo czym w zasadzie jest chęć? Co ona oznacza? Zajmij go czymś, bo panna młoda nie jest gotowa… i co ja robię? - Kamala zgarbiła się, zwieszając głowę w znużeniu. - Nie ważne co robię, ważne czego nie zrobiłam… a mogłam, a jednak, pierwsze co mi przyszło do głowy to nie to czego chciałam? Nveryioth miał rację, bez niego sobie nie poradzę.
- Ale… żałujesz tego, co mogłaś zrobić. - Jarvis pogłaskał ją po policzku. - Wiesz… że ja dość długo nie umiałem spać na łóżku? Nie potrafiłem zasnąć, bo nigdy w dzieciństwie… nie spałem w nich. Musiałem się oduczyć starych nawyków. - Ujął jej podbródek by mogła spojrzeć mu w oczy. - Nie jesteś tawaif… już nie. Nie jesteś dziwką. Owszem… nawyki i stare nauki tkwią w tobie tak jak i we mnie tkwi to miasto i… wszystkie nieprzyjemne doświadczenia jakie mi przyniosło. Wszystkie śmierci jakich byłem świadkiem. Ale to tylko bagaż, który muszę nieść. Nie czyni mnie bardziej Ragaghem, jak ciebie twoja przeszłość… czyni tawaif. - Uśmiechnął się i przytulił do siebie stroskane ciało. - Nie bój się. Jestem przy tobie i zawsze będę. A jutro będziesz nosiła tego materialny dowód na paluszku.
Sundari nie była pewna czy taki dowód chciała. W zasadzie, temat wszelakiej chęci był jej wielce ambiwalentny, dlatego wolała się opierać na pragnieniach, które pierwotnie odnosiły się do podstawowych potrzeb. Zamiast pierścionka, wolałaby dostać w twarz i siedzieć przez tydzień w zamknięciu. Magik okazałby swoje pragnienia i... wtedy wiedziałaby na czym stoi… teraz - Nie, bo ten niby… chce by była szczęśliwa, ale z drugiej strony puszcza ją samopas, co nie mieściło się w ramach pojęcia mężczyzn z pustyni.

- I jak ci się udało przyzwyczaić do łóżka? - spytała, mając nadzieję, że może jego odpowiedź cokolwiek jej wyjaśni.
- Pamiętasz tę biuściastą córkę karczmarza? Miała mięciutki zadek nienawykły do twardych powierzchni i lubiła seks w łóżku. Bardzo lubiła seks. Jak już mnie wymęczyła to nie miałem sił zejść z tego łóżka. - Zaśmiał się cicho mężczyzna, zsuwając ramiączko jej sukni i delikatnie całując jedwabiście gładką skórę. - No i potem… cóż… otrzymałem w ramach zapłaty pokój z łóżkiem. Mogłem jak dzikus, nadal w kącie pokoju sypiać, lub spróbować nowych rzeczy. Na początku było trudno. Zawsze jest…
W trakcie gdy opowiadał, dziewczyna wyciągnęła mu koszulę ze spodni i wsunęła ciepłe ręce pod materiał, by się przytulić do nagiego ciała.
Nadal jeszcze nie dokładnie pojmowała co ma robić, ale przynajmniej serce przestało ją boleć, a oczy szczypać.
- Następnym razem… spróbuję porozmawiać - obiecała bardziej sobie, niż kochankowi, podejmując decyzję co do “zajmowania czymś” czyiś mężów.
- Widzisz? Masz już plan przyszłość - mruknął Jarvis wprost do jej ucha. - A co podpowiada ci twoje serce i umysł w tej chwili? Wolisz mnie rozebrać czy swoim urokiem nakłonić do rozebrania?
Chaaya ukryła połaskotane uszko w ramieniu. Zaśmiała się cicho, mocno rumieniąc.
- Mówią by się z tobą kochać… dużo.
- Taki plan bardzo, bardzo mi się podoba… zdecydowanie za dużo zajmowaliśmy się dziś innymi rzeczami, a za mało sobą. Ale… bierz pod uwagę jedno. Mam na ciebie duży apetyt. Na pewno poradzisz sobie z takim lubieżnikiem jak ja? - Znów rzucał jej wyzwanie, aczkolwiek z szerokim uśmiechem. Wiedział bowiem, że bez względu na to kto wygra, oboje będą zadowoleni.
- A czy ty wytrzymasz z taką zachłanną dzikuską jak ja? - spytała retorycznie tancerka, rozpinając kochankowi spodnie, a później koszulę. Jej oddech stał się cięższy, wzrok nieznacznie pociemniał o pożądania i chęci zapomnienia się.
- Wytrzymam… ale zdejmij tą sukienkę, zanim ją z ciebie zerwę - odparł, całując drapieżnie jej usta i wodząc dłońmi po talii.

~ O tak. Zdecydowanie was kocha. Jest wami odurzony ~ ocenił smok obserwując te figle. ~ Nie rozumiem czego w ogóle się bałyście?
“No bo nie jest zazdrosny, a nawet jeśli jest… to za mało” burknęła naburmuszona Jodha.
“Właśnie… jakby mu nie zależało, czy będziemy z nim czy nie…” Seesha również miała podminowany nastrój, który w bardzo prosty sposób można było wytłumaczyć. One były o Jarvisa zazdrosne i to cholernie.
“Nie jesteś za stary na podglądanie?” wtrąciła Deewani, jako jedyna będąc znudzona.
~ Jestem smokiem. W tej formie figlowanie ludzi jest… cóż, dla mnie równie interesujące jak kogut siedzący na kurze. Ciekawy widok, ale nie podniecający. Zresztą smocze gody, to jest coś... znacznie bardziej intensywnego. Widowiskowego. ~ Napuszył się Starzec i ziewnął dodając. ~ Ludzie zachodu nie są tak ekspresyjni w gniewie i zazdrości. Co jednak nie znaczy, że ich nie odczuwają.

Dholianka zdjęła sukienkę, rzucając nią jak najdalej. Uśmiechnęła się drapieżnie, przyglądając się partnerowi. Mężczyzna nie miał złudzeń, że to co będą robić, będzie dalekie od czułości i romantyczności. Stanik został podciągnięty w górę, dłonie zaciśnięte na krągłościach piersi, a usta muskały i kąsały delikatnie szczyty jej biustu. Co oprócz przyjemności budziło uśmiech na twarzy… Oczywiście, że musiał to zrobić. Jej Jarvis nie potrafił nie wielbić jej ciała, był jak żebrak błagający o jej względy. Nie potrafił być do końca samolubny podczas seksu.
- Wpierw zaspokojenie… później będziemy się bawić. - Wydyszała bardka, opierając się z tyłu rękoma. - No chyba, że… mam cię błagać? - Spojrzała pytająco przywoływacza, będąc gotowa do działania.
- To byłoby troszkę podniecające… - szepnął czarownik i nachylił się, by pocałować ją w usta. - …ale jesteś za dużą pokusą, bym mógł nie ulec.
Odsunął koronkę majtek na bok, by okryć jej spragniony obecności kochanka zakątek. Chwycił ją za biodra i silnym ruchem bioder posiadł ją. Mocno, silnie, władczo. Był jej panem i teraz władał jej ciałem podporządkowując ją sobie. Był jej… narzeczonym. Cudowna to była myśl. Należał do niej, a ona do niego.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline