Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2019, 16:37   #3
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Druga cela

Varius słyszał o lesie niejedno w końcu sam w nim mieszkał. Większość potworów i dziwów była zupełnie inna na językach ludzi, niż później we własnym poznaniu. Stąd elfka może i wydawała się podejrzenia ale nie niebezpieczna.
- Tibur. Spalili, wymordowali a resztki żywych pojmali. Jaka była wasza historia? - zapytał spokojnym głosem. Traumatyczne przeżycia w tym śmierć żony wyprały go na chwilę obecną z przejawów strachu czy emocji. Taurus z kolei nerwowo rozglądał się za ukochaną. Widział ją żywą wśród jeńców ale potem ich rozdzielili. Twarz strażnika karawan wykrzywiła się w wyrazie frustracji. Alter natomiast któremu jeszcze szumiało w głowie najpierw zdusił odruch wymiotny. Potem spojrzał totalnie zbaraniały na elfkę. Jakby nie dość pewny czy już wytrzeźwiał.
- Niech Demara ulituje się nad poległymi, a Tuireann da wam okazję do zemsty. - W ciemności dało się słyszeć płaczliwe westchnięcie Dairinn. - To długa historia… Długa historia, której pewnie nie uda mi się już nigdy zakończyć po swojemu... Przybyłam zza morza, z północnej Argolli, w poszukiwaniu ludu centaurów. Przewodniczył im Zenos, niegdyś przyjaciel mego ojca. Tyle mil tułaczki prawdopodobnie na nic...! Moich towarzyszy niedoli, Quintusa i Vestusa, poznałam w Türos Tem, skąd wyruszyliśmy do lasu Viaspen, nieświadomi splugawienia tych ziem. Kiedy przekradaliśmy się przez leśny gąszcz, spostrzegliśmy wilka, ale nie takiego, jakiego sobie wyobrażacie… Jego futro było pokryte żółtawymi strupami, a grzbiet najeżony... kościanymi kolcami? Tropiliśmy go aż nie natrafiliśmy na to miejsce. W mej beznadziejnej głupocie postanowiłam porzucić pierwotny cel naszej wyprawy i zbadać te dziwy, jednak zanim się nie obejrzeliśmy, wpadliśmy w pułapkę koboldów!
Usłyszeliście głuche walnięcie. Któryś z kompanów elfki na wspomnienie ich porażki uderzył ze złości pięścią w ścianę. Za murem musiała znajdować się inna komnata.
- Pst… Dairinn, Quintus, zachowujcie się ciszej. - Odezwał się Vestus. - Ściany mogą mieć uszy. Poza tym, nasza historia powinna pozostać wyłącznie naszą. - Dodał nieufnie.

- Kto pyta o historię, ten powinien dzielić się własną. Te plugastwa zabrały moją ukochaną. Powlokły ją innym korytarzem. Muszę się stąd wydostać. - Taurus rozglądał się wściekłym wzrokiem po celi. Strażnik chciał a nawet musiał się stąd wydostać. - Jest nas tu sporo, razem możemy więcej. Jakieś pomysły z waszych obserwacji tych kreatur? Siedzicie tu dłużej.
- Och, niestety niewiele dłużej! Jeszcze nawet ani razu nie zmrużyliśmy oczu w tej celi, choć czas w niewoli płynie inaczej. Jeden z koboldów ponumerował nas i zapisał sobie węgielkiem na pergaminie każdego jako sześć cyfr. Z wami postąpią pewnie podobnie, w demonom wiadomym celu... - Dairinn przełknęła ślinę i milczała chwilę, rozdygotana. - Nie widzicie tego, ale do ścian przytwierdzone jest wiele par kajdan… pociemniałych od zaschniętej krwi! Oby światło Eamona Arne nas odnalazło zanim poczernimy je jeszcze bardziej!
- Kajdany! Ha! Niech tylko spróbują!
- Zagroził Quintus stentorowym głosem. - Zerwę łańcuch ze ściany i uduszę każdego kundla, który stanie mi na drodze!
- Cii… do diaska! -
Uciszył go Vestus. - Już potwory w całej świątyni dygotają ze strachu na myśl o tym, co ty im nie zrobisz! - Skomentował ironicznie.

- Nas nie numerowały - odparł Sarmencjusz. - Pewnie wrócą. Kiedy was oznaczały? - Dopytał.
- Jeszcze nie, ale pewnie zaraz wrócą i to zrobią. - Odparła Dairinn. - Czas działa na naszą niekorzyść!
- A cóż możemy zrobić? - Milcząca do tej pory Drusilla postanowiła wtrącić się do rozmowa. - Nie widzimy nawet murów tej celi, nie mamy niczego przy sobie, a nawet nie wiemy gdzie jesteśmy.
- Widzicie po ciemnicy. Nie ma tu nic, co byśmy mogli wykorzystać, by się bronić przed nimi?
- zapytał Sarmencjusz.
- Quintus schował pod koszulę kawałek kamienia, który odpadł z sufitu, kiedy ziemia zadrżała. A tak poza tym… - Dairinn westchnęła pesymistycznie. - Tak jak już wspomniałam, do ścian przytwierdzone są łańcuchy z kajdanami, a pomiędzy nimi puste kinkiety po wypalonych pochodniach. Mój śpiew byłby w stanie uśpić kilku z nich, ale całą szóstkę? Wątpię, żebym dała radę. - Myślała na głos. Usypianie śpiewem do tej pory kojarzyło wam się co najwyżej z maminymi kołysankami. Nie potrafiliście sobie wyobrazić jak miały okazać się skuteczne w walce z potworami.
Nagle elfka podskoczyła: - O bogowie, mysz! Skąd się tu wzięła?!

- To łagodne stworzenia, póki nie pałętają się po domu, nie ma co się nimi przejmować - westchnęła Meranda, chuda, brązowowłosa pasterka, kuląca się w kącie celi. - Nie zje cię przecież.
- Moja droga.
- zwrócił się niepewnie do elfki Atler. - Widzisz może jakaś dziurkę w murze? Może gdzieś skruszał i moglibyśmy to wykorzystać. - rzucił luźną myśl. Nie miał i tak lepszego pomysłu.
Dairinn coś pięknie zanuciła pod nosem i rozpoczęła poszukiwania.
- Jest! Ledwo widoczna, ale jest! Cała ściana pęka! Quintusie, jak mi pomoż… - Wypowiedź przerwało trzaśnięcie drzwiami na oścież. Rozszczekane koboldy wróciły do stróżówki.

- S… st… stawać pod ś… śc… ścianę! - Padł rozkaz potwora nieprzyzwyczajonego do wydawania rozkazów. Usłyszeliście rozwijanie pergaminu. Chyba przyszedł czas na wspomniane numerowanie więźniów. W celi nagle zaśmierdziało ostrym łajnem. Drusilla przypomniała sobie o wypełnionym nieczystościami worku, jaki potwory wyrwały jej z rąk jeszcze we wiosce. Najwidoczniej były zdolne pobić się nawet o gówno. Zaś po soczystym beknięciu kobolda Merenda zaczęła się zastanawiać, jaki los spotkał jej psa pasterskiego…

- Nie… Nie ważyli się zrobić krzywdy Canosowi… - wyszeptała Meranda, zrywając się z niemiłosiernym brakiem gracji na równe nogi. Nigdy nie była materiałem na gimnastyczkę, na dodatek ciągle kulała po tym, jak za dziecięcia złamała sobie nogę i ta jej się źle zrosła, także nawet tak proste czynności sprawiały jej trudności. - Türas z pewnością obronił poświęcone mu życie… Prawda, Canosie, jesteś cały? - kontynuowała tak dalej, ciągle będąc w szoku i nie umiejąc uwierzyć w to, co się stało.
Drussila z kolei jedynie skomentowała chciwość potworów słowami, jakich nie godzi się przywodzić. Grzebać w gównie aby oczyścić ulice to jedno, ale żeby się o nie kłócić?
- Dużo ich tu jest? - wyszeptała najciszej jak umiała w kierunku elfki.
- Sześciu - odszepnęła Dairinn.
- Może tylko nas ponumerują a nie zarżną. Jak pójdą na ostro usypiaj. Jak nie to nie wychylamy się. - szepnął Alter.
Pusiliusz, po cichu, przytaknął słowom Altera.
- Możecie na mnie liczyć - wyszeptał Tiberius, wielki barczysty facet. Stojący obok niego osobnik rozglądał się jak łasica, próbując chłonąc nie tyle obrazy co dźwięki i zapachy.
- Nic nas tu dobrego nie czeka, lepiej szczeznąć szybko niż gnijąc w lochach - mruknął także szeptem.
Słyszeliście liczby mruczane pod koboldzim nosem. Brzmiało to jak nie lada wysiłek intelektualny. - Czterdzieści sześć… Czterdzieści siedem… Czterdzieści osiem… - Co bardziej obyci językowo rozpoznali nawet konkretne cyfry. Smród nieczystości na tak niewielkiej przestrzeni zaczynał być nie do zniesienia. Tym bardziej, że koboldy zamknęły drzwi do stróżówki.
Varius czekał trzymał się blisko elfki i miał nadzieję, że na numerowaniu się skończy. Bez wywlekania z celi i niepewności z tym związanej.
Pusiliusz, Sokolariusz i Sarmencjusza również czekali mając nadzieję, że stwory szybko opuszczą celę.
Tiberius i Decimus stali spokojnie, ale w środku aż się gotowali.
Drussila czuła, jak serce podchodzi jej do gardła. W jakim celu ich liczą? Chcą wiedzieć, kogo złożyć w ofierze jako pierwszego? Ile mięsa mają pod ręką? Z pewnością nikt nie miał ochoty o tym myśleć… Lepiej już było temu zapobiegać.
Stres, ciemność i uczucie beznadziejności w końcu ją złamały. Rzuciła się na najbliższą sylwetkę przypominającą jej opresora z morderczym zamiarem.
Drusilla odbiła się głową od kraty i zobaczywszy wszystkie gwiazdy padła na kamienną posadzkę. Rechoczące z niej koboldy wkrótce zakończyły karkołomne dla nich liczenie. Wartownicy przestali zwracać na was uwagę, rozpoczynając niemiłosierną paplaninę jaszczurzymi jęzorami.
- Próbują ustalić - szepnęła Dairinn łamiącym się głosem - którego z nas jako pierwszego złożą w ofierze! Wspominają o niejakim Idimmu. To imię nic mi nie mówi, niestety…
- Brzmi jak starożytny zaharański
- dodał Vestus. - To może być imię… demona!

- Więc pozostało nam wybrać jak umrzemy - mruknął Tiberius - Albo walcząc, albo krwawiąc jak świnie na ołtarzu. Ja nie jestem świnią.
- Ani ja
- poparł go Decimus.
- Co z tą ścianą? - zapytał Pusiliusz. - Dacie radę powiększyć otwór?
- Cii… Nie tak głośno. - Powiedział Vestus.
- Dairinn śpiewaj gdy uznasz, że mają zamiar kogoś zabrać. Walimy ich po mordach i część z nas przeżyje. Uciekniemy dziurą w ścianie. - powiedział Varius. Alter dodał - Trochę szkoda umierać na trzeźwo. Ale lepiej na trzeźwo niż na ołtarzu - zakończył cicho.
- Gdybym poległ postarajcie się uratować Vatię. Musi tu gdzieś być więcej więźniów, bo nas rozdzielili - głos Taurus był mieszaniną poważnego tonu z nutą desperacji.
Drusilla, upokorzona, wstała powoli rozcierając bolące czoło. Cholerna krata, powinna była to przewidzieć.
- Nie trać nadziei, musimy wierzyć w to, że wszyscy wyjdziemy z tego cało.
Merenda podeszła do miejsca, gdzie powinna być dziura, starając się wymacać jej rozmiary.
- Dokąd prowadzi w ogóle ta szczelina? W głębię lochów?
- Rozdzielili - bardziej powtórzył niż zapytał Quintus. - Też ich rozdzielimy… - Powiedział i zarechotał stłumionym, niskim śmiechem. - Rozczłonkujemy! - Parsknął tak gniewnie, że Taurus aż poczuł ślinę na oku. Piekielnik go przypadkowo opluł.
- Cii…! - Vestus niestrudzenie kontynuował uciszanie kompana. - A ty, mimo że nie znam twojego imienia, nie wydajesz się należeć do gremium najdyskretniejszych osób imperium aurańskiego - syknął złośliwie do Merendy.
- To nie ta ściana - Dairinn poprawiła Merendę szukającą po omacku tego, co elfka zdążyła odkryć, ale też nie pokazała jej dokładnej lokalizacji dziury. - Gdzie prowadzi? - Szepnęła, zainteresowawszy się pytaniem wieśniaczki. - Może tylko bogowie znają odpowiedź. Tego pewnie nawet nie wiedzą nasi oprawcy. Inaczej trzymaliby nas gdzie indziej; gdzieś, skąd nie da się uciec. Mnie to przeklęte miejsce z zewnątrz wydawało się ogromne. Może uciekniemy tylko po to, by na zawsze zgubić się w labiryncie niekończących się korytarzy...?
Nagle, usłyszeliście trzy serie szybkich stuknięć we wspomnianą ścianę, aż postacie stojące najbliżej tego miejsca odsunęły się z zaskoczenia. Każdą serię oddzielało kilka suchych klapań. Stuknięcia podążały w kierunku od posadzki do sufitu. Nie potrafiliście sobie wyobrazić, co stoi za tymi odgłosami.
Koboldy chyba wypracowały jakieś porozumienie co do swych złowieszczych planów, gdyż psia paplanina nagle ustała. Usłyszeliście człapanie. Któryś z nich się zbliżył. Stuk, stuk, stuk, uderzył czymś drewnianym w żelazne kraty, żeby zdobyć waszą uwagę.
- M… ma… macie szansę u… uni… uniknąć śmierci! - Obwieścił skrzekliwie. - K… kto umie ś… śp… śpiewać, ten d… do… dołączy d… do chóru, gdzie b… bę… będzie ć... ćw… ćwierkać na chw… chwałę Idimmu i innych sm… smocz… smoczych panów!
Przetrawienie tej niespodziewanej informacji zajęło wam chwilę dłuższą niż smokowi zajęłoby przetrawienie któregoś z was.
- N… No już! P… po kolei! Ś… śp… śpiewać! - Rozpoczął oficjalnie rekrutację.

Taurus spodziewał się, że ktoś po drugiej stronie używa kilofa. Nie był pewien czy pojawi się tam wróg czy przyjaciel. Uznał, że lepiej by koboldy były w środku co zmusi obie strony do walki jak i otwarcia krat w celu wyciągnięcia śpiewaka. Najlepiej było póki co osłonić stukot śpiewem. By koboldy nie zorientowały zbyt wcześnie.
- Dziewczyno córko rybaka! O włosach jasnych niczym… niczym słońce co budzi mnie o świcie w rozkwicie. O ustach słodkich niczym miód! O piersiach pełnych, o ja bezczelny! - Taurus wył na całe gardło piosenkę którą wymyślał na poczekaniu.
“I tak ją pewno widzą…” ~ Miała rzec Merenda, ale wtedy dało się słyszeć dziwne odgłosy zza ściany. Najwyraźniej szczelina nie była aż tak głęboka… Zanim miała szansę wgłębić się w tą myśl rozległ się jednak kolejny hałas. Tym razem koboldzi… Widać te stworzenia nie miały najlepszego słuchu… A mimo to kazały im śpiewać… Nie miała jednak zamiaru się z nimi sprzeczać, spróbowała więc i swoich sił w śpiewie.
I Sarmencjusz postanowił dołączyć do tego konkursu piosenki więziennej. W różnych miejscach występował, różne występy wykonywał, umiał się znaleźć i w takiej sytuacji. Zaczął więc.

Drużynę już masz,
Na wyprawę gnasz,
By łupów zdobyć pełen wór!
Nęci cię skarbów blask,
Lecz pułapek trzask
Przypomina, że wiecznie brak ci tur.

Łap, co popadnie,
A nuż legenda wpadnie
I łupów góra będzie twoja!
Wziąć wszystko tak kusi,
Lecz coś zostać musi...

Moja świecunia, moja!

Lecz jeśli tak cię nosi,
By wosk im zakosić,
Zrób to i nogi bierz za pas!
Pędź ile w piersi tchu,
Musisz zgubić ich ze stu,
Mówiąc sobie, że to już ostatni raz.

Doganiają cię,
To skończy się źle
I zamknie się wieko twojej trumny!
Gdy gubisz się w mroku,
Wszędzie są wokół...

Koboldy i katakumby!

Śpiewał głośno, śpiewał długo (na ile mu tylko stwory pozwoliły), miał zamiar pozostałym dać chwilę, by przemyśleć kolejne kroki, czy “podziałać” ze ścianą. A może też usłyszą ich pozostali porwani. Zawsze lepiej dowiedzieć się, że pozostali wciąż żyją.
Tiberius i Decimus popatrzyli po sobie. Znali tylko jedną piosenkę. Wzruszyli ramionami i wysłużonymi głosami zanucili:

Piwo, piwo, piwo, pyszne z pianką piwo, piwo.
Dawno, dawno temu, w historii daleko,
gdy do picia było, chyba tylko mleko.
Żył raz sobie człowiek, co zwał się Janus Kiep
I stworzył cudowny, chmielowy napój, po którym szumiał łeb.

Hej! To pewnie był uczony, co rozum miał za stu.
I zawsze wielkie, dzięki będziem składać mu.
Popatrzcie, co nam dał, dał szczęścia nam paliwo.
Niech żyje nam nasz Janus Kiep, który wynalazł piwo
piwo, piwo, pyszne z pianką piwo, piwo.

Dębowy Bęben, Trowi Pub, a także Szczur Pijany,
jednego możesz być pewien, tam browar Janusa jest lany.
Więc chłopcy i dziewczęta o jedenastej dajcie STOP
I Janusa wspominajcie, bo fajny był to chłop.

Raz, Dwa, Trzy, Cztery, Pięć...

Hej! To pewnie był uczony, co rozum miał za stu.
I zawsze wielkie dzięki będziem składać mu.
Popatrzcie co nam dał, dał szczęścia nam paliwo.
Niech żyje nam nasz Janus Kiep, który wynalazł piwo
piwo, piwo, pyszne z pianką piwo, piwo.

Zamieszaj w beczce słodu i chmielu sypnij w połowie,
od tego smarowania rozjaśni ci się w głowie.
Czterdzieści kufli dziennie zabije każdy ból,
a koszt to osiem pensów i podatku pensa pół.

Raz, Dwa, Trzy, Cztery, Pięć...

Hej! To pewnie był uczony, co rozum miał za stu.
I zawsze wielkie dzięki będziem składać mu.
Popatrzcie co nam dał, dał szczęścia nam paliwo.
Niech żyje nam nasz Janus Kiep, który wynalazł piwo
piwo, piwo, pyszne z pianką piwo, piwo.
Niech Żyje Janus Kiep!
 

Ostatnio edytowane przez Mike : 29-04-2019 o 16:45.
Mike jest offline