Błyskawicznie zajęliście się rannymi. Dla Marcusa, kiedy już odpocznie i otrząśnie się z szoku, pamiątką po walce będzie tylko brzydka blizna na brzuchu. Jednak póki co nie mogliście liczyć na jego pomoc w kolejnych walkach czy innych przedsięwzięciach wymagających fizycznego wysiłku. Niestety Mendicus znalazł się w o wiele gorszym położeniu. Nie udało wam się go dobudzić. Został trafiony ostrzem miecza w głowę. Cios prawie pozbawił go oka. Rana wyglądała paskudnie i jeśli miał wyjść z tego cało, potrzebował prędko uzdrowiciela.
Gajusz odnalazł pochodnię i zdołał ją rozpalić resztką hubki i krzesiwa. Wreszcie zobaczyliście, jak wyglądała cela i stróżówka. Surowe ściany i sufit więzienia wykonane były z mieszanki brudnej, poplamionej ochry i zaprawy asfaltowej, która w części stróżówki dodatkowo przykryta była fornirem z rzeźbionego kamienia. Podłogę w obu pomieszczeniach położono z wypalonej cegły. Wejścia do stróżówki pilnowały drzwi ze starego, twardego i grubego drewna, wzmocnione patynowanym brązem. Mieliście też okazję przyjrzeć się paskudnym, jaszczurzym pyskom waszych oprawców… Łuski pokrywające ciała koboldów były purpurowo-czarnej barwy, a zgasłe już ślepia jeszcze chwilę temu jarzyły się na czerwono.
[media]
[/media]
Odzyskaliście swój ekwipunek. Na drewnianym stole leżało kilka bryłek węgla i zwojów pergaminu, częściowo zapisanych koślawymi liczbami w szyku rosnącym. Takie przybory mogły się przydać do sporządzenia mapy tego zapomnianego przez bogów miejsca. Ponadto zauważyliście, że gladiusy i małe okrągłe tarcze koboldów, zrabowane dzieła imperialnych rzemieślników, zachowały się w doskonałym stanie. Zaś zwierzęce skóry używane przez potworów jako miękkie pancerze nawet gdyby pasowały rozmiarem, były znoszone i porozdzierane w wielu miejscach, przez co bezużyteczne. Ograbiwszy wartowników znaleźliście łącznie pięćdziesiąt trzy aurańskie złote słońca. Kwota wystarczająca, by w niektórych z was wzbudzić nieracjonalną gorączkę złota. W końcu w Tiburze za tyle ktoś skromny mógłby wyżyć przez dwa lata!
Kaczka Livii była cała i zdrowa. Siedziała spokojnie w kącie stróżowki, tuż przy drewnianej klatce, w której koboldy zamknęły wielkiego, czarnego szczura o chytrych ślepiach. Wyglądało to, jakby dwa zwierzęta, mimo wszystkich różnic, czuły się w swym towarzystwie dobrze i bezpiecznie. Marcus i Mucius zrozumieli napis jaki wyryto na pokrywie klatki. “Złotonosek”. Musiało to być imię gryzonia.
Porcius postawił na ziemi pustą skrzynkę.
-
No proszę jak jesteśmy ładnie przygotowani. Tu wrzucimy cenne fanty. Poniosę ją i pomogę nieść Mendicusa - zaoferował grubasek. Po czym zgarnął do niej monety. - oczywiście upewniając się, że nikt nie protestował.
-
Mam olej - powiedział z kolei Mucius. -
Może mieć kilka zastosowań w razie kłopotów. - zerwał przy okazji resztki ubrania z koboldów. Kawałki materiałów mogły posłużyć do wielu rzeczy. Poupychał je po kieszeniach.
-
Pomogę Porciusowi - wziął do ręki gladius jak i małą tarczę.
-
Będę nas też osłaniał na tyłach. Marcus niech się trzyma blisko nas - nieoczekiwanie podszedł do klatki ze szczurem. Nikt nie powinien tu być więźniem, nawet taki gryzoń. Chciał sprawdzić czy będzie wobec niego agresywny. Uchylił delikatnie drzwiczki klatki i włożył tam rękę. Drzwiczki przymknął następnie tak by łatwo cofnąć rękę i je zamknąć. Nie dając możliwości ucieczki szczurowi. Może był oswojony i Mucius będzie mógł go ze sobą zabrać.
-
Spokojnie Złotonosku. [media]
[/media]
Po uchyleniu drzwiczek klatki szczur zamiast czym prędzej wyjść zamarł w bezruchu. Nie znał was. Był przestraszony. Do tego stopnia, że Mucius aż poczuł nieodpartą chęć zaopiekowania się nim. Zanim zdolny ale leniwy Kryseańczyk skończył przy kopaniu rowów, pobierał lekcje od wiedzącego i zapamiętał z tych spotkań chowańca swego mentora - sowę, która mu zawsze towarzyszyła. Samotny i na dnie drabiny społecznej, nagle zapragnął posiadać podobnego kompana. Szczurek miał w końcu taki uroczy pyszczek… Wydawał się do tego głodny, a wśród odzyskanych przez was przedmiotów znajdował się kawał śmierdzącego sera wyrobionego przez Vatię. Dlatego Mucius czym prędzej podszedł do wioskowej piękności i rozkazał jej oddać resztki jedzenia tonem nie znoszącym sprzeciwu. Vatia spojrzała na gladius Muciusa i z obawy przed niecodziennym zachowaniem miejscowego obiboka przełknęła głośno ślinę.
Clepsina, kręcąca się do tej pory po stróżówce w poszukiwaniu fantów, widząc sprzeczkę jaka wybuchła zwróciła się szybko do niedoszłego magika, nie omieszkując się pomachać groźnie odzyskanym przez siebie łomem.
-
Uspokój się! Karmiliby przecież własnego szczura! Mucius spojrzał na Clepsinę nie do końca przytomnym, ale gniewnym wzrokiem.
- Nie wymądrzaj się smarkulo, tylko oddaj ten słoik sosu, który kitrasz - wyciągnął żądną rękę. - Musimy zadbać o naszego nowego kompana! Nie karmili go chyba przez miesiąc!
-
Mucius, nie jesteś sobą! Jeśli się zaraz nie opanujesz, przywalę ci tym łomem tak, że odbijesz się od ściany. - kontynuowała żebraczka.
- Kto cię dziecko tak wychował, że bezbronne zwierzę gotowa byś była zagłodzić?! - wrzasnął Mucius, robiąc krok w stronę Clepsiny…
-
Nie ma co się kłócić, znajdziemy naszemu… kompanowi coś lepszego niż śmierdzący ser, dobrze Muciusie? Możesz odłożyć ten gladius, proszę cię… - westchnęła błagalnie Vatia, mimowolnie kuląc się w sobie i odsuwając się od mężczyzny, który niewątpliwie znalazł się pod wpływem jakiegoś uroku. Albo załamał się pod wpływem strachu i oszalał, ciężko jej było określić.
Porcius spojrzał na Vatię i Muciusa.
-
A może dla złagodzenia sprawy dasz mu kawałeczek sera Vatio? Taki nieduży. Tobie zostanie a Mucius będzie zadowolony. - nie żeby popierał nagłe dziwne zachowanie kompana. Jednak wolał nie przelewać krwi ani o szczura ani o ser.
Mucius na chwilę zamarł w bezruchu.
- M… masz rację, piękna Vatio… - Powiedział z diabelskimi ognikami w oczach. Podszedł do jednego z nieprzytomnych koboldów i szybkim ruchem poderżnął mu gardło. Następnie wziął Złotonoska na ręce jak dziecko i położył blisko trupa.
- No masz, jedz… Dobry Złotonosek, dobry…
Odwróciliście się pełni obrzydzenia. Kiedy szczur skończył posiłek, stanął na dwóch tylnich łapach i zaczął kręcić noskiem. Nagle podbiegł do jednego z rogów stróżówki i zaczął drapać pazurkami w odstający kawałek kamiennego forniru.
Mucius zaczął potrząsać głową. Jakby właśnie się obudził.
-
Co tam znalazłeś mały? - zapytał dobijając pozostałe koboldy. Następnie podszedł do ściany by ją dokładnie sprawdzić.
W ukrytym schowku była jeszcze jedna sakiewka. A w niej kolejne dziewiętnaście imperialnych złotych słońc. Mucius zrozumiał, skąd się wzięło imię Złotonoska.
-
Masz węch chłopie. - pogłaskał szczurka po głowie.
-
Vatio przepraszam za moje zachowanie. Chciałbym kupić trochę sera. - roześmiał się. Czy jednak żartował? Wątpliwe. Schylił się do szczurka.
-
Jeśli mnie rozumiesz zapiszcz albo chociaż pokiwaj główką. - zwrócił się do Złotonosa.
Złotonosek nie zareagował w żaden sposób, skulił się tylko w kącie.
-
Nie lubię tego szczura, to pewnikiem jakiś demon w przebraniu. Przypieczmy go na pochodni, żeby mieć chociaż coś do jedzenia. - Zasugerował Atrius, który dopiero co wyszedł z szoku po tym co widział.
Co prawda nie był może jeszcze na tyle głodny, aby jeść szczury, ale chciał zobaczyć czy zwierzę, o ile to zwierzę, zareaguje na groźbę.
-
Tknij go a poleje się krew - zauroczony Mucius mówił poważnie.
-
Pomógł nam znaleźć złoto. Chce go mieć przy nas. Jeśli mam stąd wyjść żywy a mogę żywy i bogaty wolę to drugie. Następnie ponownie spróbował przemówić do szczura. Niczym do psa.
-
Złotonosku do mnie. - poklepał się w nogę dla podkreślenia słów.
Złotonosek podszedł posłusznie do Muciusa, ale nagle stanął na dwóch tylnich łapach i pisnął strachliwie. Łypał czerwonymi ślepiami na lekko uchylone drzwi stróżówki, zza których wpadała tu łuna światła, pewnie z rozpalonych tam pochodni czy koksowników. Usłyszeliście zwielokrotnione szczurze popiskiwanie. Przepełniał je zwierzęcy ból. I było coraz bliżej...
-
Zamknijcie się i zostawcie szczura w spokoju - powiedział Gajusz -
mamy inne problemy.
-
Kwa - poparła go kaczka łypiąc podejrzliwie na towarzystwo spod pachy Livii.
-
Cuś tam się dzieje - powiedziała wieśniaczka ostrożnie wyglądając na korytarz.