Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2019, 17:22   #240
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Po kilku godzinach, ich komnata przypominała pobojowisko. Ubrania były wszędzie rozrzucone, wanna wypełniona wodą… dodatkowo rozlaną kałużami dookoła. Meble poprzestawiane. Okno otwarte, może nawet ktoś miał okazję podziwiać ich nagie ciała, gdy się przy nim kochali.
A to wszystko była dopiero runda pierwsza. Chaaya była nasycona i zrelaksowana. Nie skończyła jeszcze z kochankiem, ani on z nią, a Jarvis zamówił już kolację do pokoju i z pewnością po niej, albo już w trakcie, znów zaczną figle.
Na razie mężczyzna tulił ją do swojego ciała, pytając.
- Zamierzasz się zgodzić na tę wyprawę z tym diablęciem?
- Już się zgodziłam - odparła bardka, próbując rozwikłać kostkową łamigłówkę od gnoma. - To wyprawa do biblioteki, sprawdzone miejsce, nie ma nieumarłych.
- Hmm… i beze mnie? - zapytał z ukrytą nutką podejrzliwości i zazdrości. Chyba nie do końca mu się ta sytuacja podobała.
Dziewczyna popatrzyła na niego w obruszeniu.
- Zwariowałeś?! - Była bardziej wystraszona niż zła. - Nigdzie się bez ciebie nie ruszę - mruknęła, starając się ukryć rumieniec, podstępnie wypełzający jej na policzki i dekolt.
- Kiedy mu o tym powiesz? - zapytał magik i nagle zamyślił się, a potem wybuchł śmiechem. - Wiesz co? Pomyślałem, jaką by zrobił minę, gdybyśmy użyli pierścienia. I… pokazałabyś mu się z zazdrosną kochanką. Jakież to pokręcone wizje byśmy wywołali w jego głowie.
- Ale, że… ja… że… - Kamala zawstydziła się na myśl o Nervisi. Uciekła wzrokiem na ścianę. - Jeszcze mu się spodobasz i będę musiała go zabić. - Chyba nie za bardzo podobał jej się ten pomysł. - Przysięgam… zabiłabym.
- Kamalo. Nie ma znaczenia komu się spodobam. Dopóki ja pragnę tylko ciebie. I bez względu na płeć jaką bym miał, pożądałbym ust tylko jednej dziewuszki. Twoich ust - wymruczał czarownik całując czule tawaif.
Ta… gdzieś w pamięci wygrzebała sobie równie gorące spojrzenie oczu, ukrytych za wachlarzem kobiecych rzęs. Nervisia też na nią tak patrzyła… co było oczywiste, wszak była tą samą osobą.
- Nie-e - zaparła się tancerka. - I nic mu nie muszę mówić, to oczywiste, że będziesz razem ze mną. - Nastroszyła się dumnie. - Nikt nie będzie na ciebie patrzył pożądliwym spojrzeniem. NIKT!
- Nawet ty? No tak. Nie mogłem jako kobietka równać się z tobą urodą - odparł chłopak i połaskotał ją w nos. - I nie przejmuj się tym. Zrobimy tak jak ty chcesz. Po prostu… wyobraziłem sobie jak twój przyjaciel wybałusza oczy na widok ciebie w towarzystwie innej.
Faktycznie, była to zabawna wizja i Sundari z chęcią by na nią przystała, dzielnie znosząc obecność Nervisi, ale…
- Obawiam się, że to by tylko wzmożyło jego apetyt… i zaprosiłby nas obie do swoich komnat…
- Cóż… - Zamyślił się Jarvis i spojrzał na nią z łobuzerskim uśmiechem. - No i? Chciałabyś zobaczyć mnie… zazdrosnego o ciebie niczym mała osa? Wydymającego wargi i utrącającego wszelkie jego zakusy? - odparł wesoło, parodiując własny głos nadaniem mu falsetu. - Moja kochaniutka nie pójdzie z tobą nigdzie rogaczu… jest moja, prawda moja ukochana?
- To budziło by moją frustrację. - Dholianka postanowiła odkryć swoje karty. - Wolałabym ciebie w męskiej postaci… tylko po to, by później móc się na ciebie rzucić. Jesteś uroczy jako kobieta i przyjemnie… chyba? się z tobą spało, ale zdecydowanie wolę gdy masz coś między nogami. Zawsze gotowe i zawsze chętne by mnie posmakować.
- Na to mamy zwoje ze świątyni, które pozwalają ten przeklęty pierścień zdjąć. Acz rozumiem… - Pogłaskał ją po policzku przywoływacz, następnie całując delikatnie w wargi. - Więc będę w zasięgu twoich myśli, gdy się z nim spotkasz. I oznajmisz mu, że bierzesz ze sobą swojego narzeczonego na wyprawę. Możesz nawet błysnąć mu obrączką.

Zamyśliwszy się na dłuższą chwilę, partner kurtyzany pozwolił jej na chwilę niezmąconej ciszy i zabawy łamigłówką, po czym zmienił nieco temat ich wygasłej rozmowy.
- O ile dobrze pamiętam, byłaś wtedy bardzo namiętna i władcza… byłam twoją zabawką Kamalo. Ku mojemu niezadowoleniu, bo nie miałem ochoty być całkiem bierny… bierną wtedy.
- Tak… to podobnie do mnie… - przytaknęła smutno tancerka, przyglądając się ukochanemu. - Przepraszam, nie chciałam zrobić ci zawodu i nawet jeśli udałoby mi się trzymać roli i nie wpadać przy tobie w popłoch… to… on i tak wie o pierścieniu. Mógłby się domyślić.
- Nie zrobiłaś mi zawodu, a a propo gotowości... - Palce maga pochwyciły dłoń dziewczyny i naprowadziły na swoją męskość.
Sztywniejący organ zareagował na muśnięcie opuszkami niczym pies witający swą panią po powrocie do domu.
- Jak widzisz jest bardzo gotowy - rzekł jej wybranek nieco przesadzając.
Mała lisiczka zachichotała pod nosem, przyjaźnie bawiąc się z pupilkiem. - W takim razie… jak ja go teraz wykorzystam? - Rozmarzyła się, wpełzając na mężczyznę niczym anakonda. Wyprostowała się i siedząc mu na biodrach, gładziła jego przyrodzenie, wyraźnie zadumana nad mnogością możliwości.
- To twoja zabawka… zresztą chyba ulubiona - stwierdził z lubieżnym uśmiechem Jarvis.
W tej kwestii jeszcze jej nie zawiódł, więc wnet dołączył do grona ulubieńców Umrao. - Jak więc się nią pobawisz?
- Pamiętasz tę dziwną pozycję ze świątyni? - spytała ciekawsko. - Mówiłeś, że podołasz.. ale jeśli mam z ciebie spaść, to wolę to zrobić tu w domu, gdzie nikt nie widzi. - Zaśmiała się psotliwie panna, przytulając męskość do swojego podbrzusza.
- Spróbujmy więc.

To była najgłupsza rzecz jaką mężczyzna zrobił w łóżku.
Leżąc na plecach i dysząc po niedawno przebytym ograźmie, mag wpatrywał się w sufit, nie dowierzając co właściwie zrobił… co oboje zrobili. Chaaya siedziała na jego biodrach, nie chcąc jeszcze żegnać się z czarownikowym sprzętem i drżąc, śmiała się jak chochlik. W przeciwieństwie do Jarvisa, ona nie zaznała satysfakcji, ale chyba nie była z tego powodu wielce rozczarowana. Cud, że przynajmniej jednej ze stron się to udało, nie wspominając o zachowaniu przez oboje zdrowia i życia.
Nagle kobieta wybuchła czystym i niepohamowanym śmiechem, nie mogąc już kryć swojej wesołości. Może nie zdawała sobie sprawy, że seks potrafi ją jeszcze zaskoczyć? A może to co zrobili, było tak głupiutkie, że aż niepojęte?
Odwróciwszy się przez ramię, popatrzyła na partnera. Zmieniła pozycję, siadając przodem do niego i pochyliwszy się, pocałowała go w pępek, by ruszyć wspinaczką wilgotnych ust w kierunku jego obojczyków, szyi i na szczycie brody kończąc. Ułożyła się na boku, tuląc się do jego torsu i zarzucając kochankowi udo.
Jędrne piersi jeszcze przez jakiś czas podrygiwały w unoszonym, skocznym oddechem, chichocie. Ciepła dłoń gładziła odpoczywającego Smoczego Jeźdźca w delikatnej, czułej pieszczocie, a aksamitnie gładkie opuszki, muskały jego skórę niczym eteryczny, mały duszek.

- Wiesz… mam wrażenie, że byliśmy dziś z kimś umówieni… - Tawaif cmoknęła przywoływacza w kącik ust. Ten drobny gest, był u niej bardzo rzadki i nie pasował do zawodu jaki wykonywała… przynajmniej kiedyś. Był łagodny, nieco naiwny, trochę dziewiczy oraz silnie nacechowany czystym uczuciem.
- Tak. I mamy wykwintny posiłek za darmo przy okazji. Powinniśmy się ubrać, acz… - Mężczyzna uśmiechnął się czule do kochanki i dodał zawadiacko.
- …majtek nie zakładaj. Chyba, że liczysz na to, że je zniszczę. I będę musiał ci kupić nową bieliznę.
- A co z kolacją, którą zamówiłeś do pokoju? - Bardka nic z tego nie rozumiała, czy oni mieli właśnie gdzieś wyjść? Cóż za upierdliwość losu…
- Jak chcesz bym się ubrała?
- Elegancko i kusząco. Spraw, bym ledwo wytrzymał do końca spotkania - odparł czule, a ta westchnęła ciężko, złorzecząc na swój los.
- Ile mamy czas… a nie ważne. - Wstała z łóżka i podeszła do szafy, otwierając ją na oścież. Następnie przesunęła parawan, tworząc zamknięty pokoik, tylko dla siebie i zaczęła przebierać w ciuszkach.
- Sprawdzałeś tą magiczną księgę z wieży? - spytała, ciekawsko wyglądając zza ścianki. Była na nią za niska, więc musiała stanąć na palcach i mocno zadzierać nosa, by ledwo co zezować na towarzysza.
- Nie. Podobnie jak ty i zaklinacze, moja magia jest wrodzona. Nie używam ksiąg. Acz jeśli to jego księga czarów, to jest warta sporo - odparł czarownik, ubierając się pospiesznie.
Tancerka wróciła do poszukiwań, potrzebnych jej części stroju.
- Szczerze mówiąc… gdy ją przeglądałam w lochu… wydawała się być pusta. Nawet nie czułam od niej magii. Myślisz, że Gulgram mógłby ją wycenić? Czy lepiej iść prosto do magów?
- Ufam Gulgramowi. Jeśli nie będzie mógł jej wycenić, to pewnie nam to powie - ocenił z uśmiechem jej kompan, próbując dziewczynę podejrzeć. Westchnął ciężko, kiedy mu się to nie udało.
- Jutro zajmiemy się całą wyceną łupów, pomiędzy, oczywiście, posiłkami w łóżku, figlami w łóżku i pieszczotami w łóżku. I wszystkim tym co będziemy mieli ochotę robić… w łóżku?
- Plan jest dobry - odparła Dholianka wychodząc zza parawanu.

Ubrana była w szmaragdową sukienkę z aksamitu o nieprzyzwoicie wysokich rozcięciach w spódnicy.
Jeździec miał wrażenie, że pod spodem kryło się coś jeszcze, bowiem talia kurtyzany były węższa, a piersi bardziej uwypuklone i jędrniejsze, jakby spoczywały na podtrzymującym je gorsecie.
- Zobaczymy czy wypali… - stwierdziła trzpiotliwie, zakładając elfie sandałki na obcasie i wyciągając z torby dwie czerwone podwiązki, zaczęła zdobić nimi swoje uda.
- Kamalo… stawiasz mnie przed ciężką próbą - mruknął Jarvis, podchodząc do niej i obejmując dłońmi jej pośladki, gdy pochylona nakładała podwiązki.
- I nie założyłam majtek. - Ta dodała pikanterii, uśmiechając się wymownie. - Strzeż mnie więc przed niepożądanym wstydem.
Prostując się, zakołysała biodrami ukazując niebezpiecznie wiele nagiej skóry.
- Będzie ciężko… - Dłoń mężczyzny przesunęła się po udzie kochanki, muskając opuszkami palców skórę. - Może się powtórzyć to co zdarzyło się w kryjówce archiwisty.
- Drugi raz nie dam ci się złapać. - Nastroszyła się kokietka, pacając wybranka w rękę. - Na moje słodkości trzeba mocno zapracować.
- Chcę sięgnąć palcami do twoich słodkości - szepnął jej do ucha przywoływacz. - Już teraz… ale wtedy nie wyjdziemy z komnaty. Bądź więc czujna moja skorpioniczko. Bo czekam tylko na okazję.

Chaaya wizgnęła cichutko, biorąc się w garść. Wyprostowała się dumnie i odrobiną buty. Schowała za podwiązkę wachlarz, oglądając się wyzywająco na Jarvisa.
Z pewnością będzie czujna i z pewnością będzie zajadle walczyć… lub uciekać. Tak, w tym ostatnim była całkiem dobra i magik winien się mieć na baczności, bo może jej nie doścignąć.


“Pod Bykiem i Toporem” była tradycyjną, dużą karczmą, z uprzejmym wikidajłem, ubranym w kamizelkę i koszulę z żabotem. Niemniej, ani maniery, ani misternie ułożona fryzura, ani gładko ogolone lico, nie mogły odwrócić uwagi od tego, że był umięśnionym zbirem i równie łatwo, mógł kogoś sprać na kwaśne jabłko, co potem wytrzeć z krwi dłonie swoją perfumowaną chusteczką.
Na miejscu oczekiwano już na parę.
Oczywiście, wpierw w porze obiadowej, ale okazało się, że pani Pienazzane brała pod uwagę, iż mogą się “spóźnić”, więc zachowawcho kolację też tutaj jadła.
Bardka wchodząc do środka, odruchowo przytuliła się do czarownika, gdyż tu gdzie weszli, nie tylko zaglądali ludzie. Wampiry także kosztowały miejscowych “przysmaków”.
W sali głównej nie było stolików, bowiem pomieszczenie te, było dość małe. Krótkie korytarze prowadziły do wielu oddzielnych komnat. W jednej z nich, posilała się Eleonora, spożywając upieczonego w całości bażanta i popijając najlepszym, lodowym winem.
- Ach… witajcie moi drodzy. - Uśmiechnęła się ciepło, wskazując im miejsce przed sobą. Pstryknęła palcami, by jeden z jej ochroniarzy sprowadził sługę z tutejszym menu.
- Usiądźcie i zamówcie sobie co chcecie. Na mój koszt - rzekła uprzejmie.

Złotoskóra piękność obejrzała się na swojego partnera, utrzymując na buzi spolegliwą maskę dobrodusznej dziewczyny, której nie trzeba się było obawiać.
Skłoniła się grzecznie, wedle swoich zwyczajów i pozwoliła Jarvisowi odsunąć sobie krzesło.
- Najmocniej przepraszamy za naszą chwilę zwłoki, o pani. Koleje losu uniemożliwiły nam przybycie na czas - odparła grzecznościowo, składając dłonie na podołku.
- Rozumiem… młode małżeństwa nie potrafią się sobą nacieszyć. Sama to przechodziłam - odparła, gdy usiedli, z uśmiechem Eleonora.
- Mam nadzieję, że nie uznałaś czasu obiadu za zmarnowany - rzekł uprzejmie przywoływacz.
- Oto się nie martwcie - stwierdziła kobieta, popijając wino i dodała, zerkając na butelkę. - Sami możecie spróbować. A przy okazji, masz interesującą siostrę Jarvisie.
- Interesującą… w jakim sensie? - spytał magik.
- W każdym - wyjaśniła enigmatycznie rudowłosa, będąc trudną do odczytania nawet dla tawaif.
Tym bardziej, że jak na złość… jej ukochany nie umiał utrzymać przy sobie rąk i czuła palce bawiące się podwiązką na swoim udzie. Arystokratka zaś skupiła wzrok na tancerce.
- Przejdę od razu do rzeczy, jeśli pozwolicie. Uwielbiam prowadzić interesy z twoim ludem Paro. Nienawidzę jednak rozmów dyplomatycznych. Te wasze zwyczaje, podejście do pewnych spraw przyprawia mnie o migrenę.

“I vice versa ty tępa dzido” mruknęła Laboni, rozbudzając psotliwe emanacje, które zaczęły między sobą chichotać. “Jesteś tak prosta jak pierwsze… i jedyne pismo ludów z Północy. Białe, psie ścierwo… tfu!”
“Babciu… nie wypada tak.” Nimfetka jak zwykle dała się sprowokować, co wywołało pretekst do małej kłótni, która zakończyła się tradycyjnym płaczem dziewuszki.

- Mogę tylko podejrzewać jak uciążliwe to musi być dla tak wolnej kobiety jak pani - odpowiedziała spolegliwie Dholianka, przyglądając rozmówczyni. Nie miała jednak zamiaru dawać jej żadnej ulgi i cierpliwie czekała na meritum.
- I będzie bardziej uciążliwe. Pół Zerrikanu to teraz wulkaniczne pustkowie. Wolne miasta na północ od niego, praktycznie nie istnieją. Podobnie jak kilka innych królestw, ale ich obywatele przetrwali i część z nich ruszyła tutaj. Szukają nowego domu… to zrozumiałe - wyjaśniła Eleonora i spoglądając na oboje. - A przywódcy tych plemion chcą zapewnić swoim możliwość osiedlenia się tutaj. Wstępne rozmowy, jak pewnie się domyślacie, nie przebiegły za dobrze. - Uśmiechnęła się maskując tym grymasem autentyczne zmartwienie. W końcu jakiś przebłysk, który zdołała Chaaya zauważyć mimo dłoni kochanka wodzącego po jej nodze pod suknią.
- Zauważyłam was na weselu i pomyślałam o tobie moja droga. Jesteś jedną z nich i jednocześnie znasz nieco krainy zachodu. Mogłabyś zostać moją hojnie opłacaną doradczynią w tych kwestiach - zaproponowała spoglądając wprost w oczy bardki.
- Wielce mi pani schlebia… - zaczęła złotoskóra, uzbrajając się w cierpliwość do czarownika. - Nie rozumiem jednak skąd przypuszczenia, że znam się na dyplomacji z wyższych sfer, nie wspominając o tym… że jak już zapewne pani zauważyła… kobieta w polityce, a w zasadzie kobieta poza domem, na pewno się nie wybije w kulturze pustyni.
Kurtyzana nie dała rady wytrzymać i złapała Jarvisa za niesforną rękę, splatając ich palce ze sobą.
- Tak. To też jest problem w dyplomatycznych kontaktach. Ciekawe, że kupcy bywają elastyczniejsi niż posłowie. - Zachichotała lekko damesa, zakrywając usta dłonią, po czym spoważniała. - Bardziej chodzi o doradztwo w kwestii obyczajów. Jak dobór kolorów, strojów, jakie gesty i maniery… ważne kwestie dotyczące zwyczajów ludów pustyni. Detale niby drobne i nieważne, a mogące zaważyć na przebiegu negocjacji. Drobnostki o których nikt z moich podwładnych i współpracowników nie ma pojęcia. Nie jestem co prawda, tak… rzucająca się w oczy jak siostra twojego męża, acz… też nie potrafię się poruszać płynnie. Nie wspominając o tym, że moja płeć bywa dość trudnym do przełknięcia faktem.
- Pani… jest tyle symboli, obyczajów i obrzędów ile ziaren piasku ma pustynia. By to wszystko pojąć, trzeba by wieloletnich studiów i podróży - wyjaśniła cierpliwie Kamala, spoglądając na chwilę w kierunku przywoływacza.

“Trzaśnij ją w twarz!” rozkazała babka. “Trzaśnij tą tak, aż wywiniesz tę szkaradną paszczę na drugą stronę.”
“Przyznaj się staruszko, że po prostu spodobało ci się bezrobocie…” Umrao cmoknęła z politowaniem na wspomnienie matrony.
“Ja ci dam staruszkę, ty naga, napalona wariatko!”
Sundari westchnęła.

- Poza tym… nasza płeć, z góry skazuje wszelkie pertraktacje na niepowodzenie. Potrzeba do tego mężczyzny. Silnego na ciele i silnego w słowach, a takich w tym mieście… jeszcze nie uraczyłam.
“Paro” powstrzymała się od wyjawnienia prawdy na temat tawaif, które jako wysoko urodzone kobiety, potrafiły wstrząsnąć niejednym krajem w posadach.
Niestety… kurtyzany nie uciekały z pola walki. Były dumne, waleczne i odpowiedzialne. Prędzej wolałyby umrzeć, niż zniżyć się do mieszkania na obcych, barbarzyńskich ziemiach, z dala od swojego dobytku, kultury, klimatu, historii.
Tawaif mogły istnieć tylko na pustyni.
Bardka wiedziała to z własnego doświadczenia. W La Rasquelle, ani nigdzie indziej, nie było miejsca na takie jak ona. Nie było dnia i nocy, kiedy by się nie zastanawiała, co by było… gdyby nie uciekła, lub co by było… gdyby wróciła. Do tej pory w jej uszach brzmiały historie o tych, które zdobyły się na ucieczkę lub bunt, wszystkie kończyły się smutną porażką i chcąc czy nie, Chaaya wpatrując się w profil ukochanego, przygotowywała się na najgorsze.

“Nie płacz dziecko…” Laboni przemówiła łagodnym i czułym głosem. “Nie martw się. Dholstan nie upadnie, to przeklęta ziemia i przeklęty naród. Jesteśmy silni i ty też jesteś silna. Przezwyciężysz wszystko i wrócisz do domu…”
Tancerka odetchnęła głębiej, a spokój spłynął na nią niczym błogosławieństwo.
Babcia miała rację, Dholianie byli diabłami nie do zdarcia. Każdy to wiedział, choć nikt nie odważył się mówić tego na głos. Jej dom był bezpieczny. Jej dom… musiał być bezpieczny.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline