Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2019, 22:56   #517
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Rankiem wstał całkiem wypoczęty, na co składało się poczucie bezpieczeństwa, pełny brzuch i hojnie serwowane piwo, a wszystko to dzięki gościnności miejscowych dawi. Nie chcąc robić zbędnego rabanu, jaki powstałby niechybnie podczas poszukiwań czegoś do przepłukania gardła, sięgnął po swój nieco sfatygowany już bukłak. Już pierwszy łyk sprawił, że brodacz zachłysnął się i krztusząc się oraz (niestety!) ulewając nieco odstawił naczynie od ust.
- Niemoż... khe... liwe... khyy... - wycharczał poczerwieniałą z wysiłku twarzą. Wszystko wskazywało na to, że albo pomylił bukłaki, albo ktoś mu podmienił zwykłego rozwodnionego sikacza warzonego przez człeczyny na prawdziwe XXXX! Trunek sprzed napaści na Browar Bugmana, którego ilości były tak znikome, że aż nieosiągalne. Tylko raz spróbował tego wyśmienitego piwa i nigdy później nie pił czegoś, co mogło się z nim równać. Zapewne nikt nie zrobiłby mu tak kosztownego prezentu, a z drugiej strony wymęczony intensywnym użytkowaniem bukłak był wyraźnie jego...

Dalsze rozmyślania nieco zaspanego jeszcze brodacza przerwały przekleństwa miotane przez Rittera i akolitkę. A to, że wspomniana dwójka wychodziła na zewnątrz przez okno było tak zdumiewające, że Detlef zupełnie zapomniał o XXXX miło chlupoczącym w bukłaku. Było tak aż do kolejnego sięgnięcia po skórzany worek i miało powtarzać się aż do zupełnego wyczerpania tego zapasu. Thorvaldsson obiecał sobie spożywać to płynne złoto w niewielkich ilościach tak, by starczyło jak najdłużej.

* * *

Decyzja o zaokrętowaniu była logiczna, jednak wywołała grymas niechęci na fizjonomii Detlefa. Od zawsze nie cierpiał głębokiej wody (podobnie jak jazdy konnej i paru innych rzeczy) i sama myśl o przebywaniu na pokładzie barki budziła w nim niechęć. Wyznawał zasadę, że dawi powinni mieć twardą ziemię pod butami, a nie wodę. Chwilowo nie pozostawało mu nic innego, jak wejść na pokład i znaleźć sobie jakieś miejsce, które będzie wywoływało w nim jak najmniejszą odrazę. Z pewnością będzie to dla niego nie lada wyzwaniem...

Złożył swoją skrzynkę z ładunkami a na niej umieścił plecak. Po chwili namysłu postanowił nie zdejmować płyty - i tak nie potrafił pływać, więc nawet bez pancerza pójdzie na dno. Do tego bez zbroi czuł się jakoś dziwnie, jakby był nagi. W celu minimalizowania ryzyka utonięcia nie zbliżał się do burt, a jeśli już, to przywiązany do liny solidnie przymocowanej do polera.

Larum podniesione przez Rittera postawiło go na nogi. Już wcześniej słyszał, jak kapitan z sierżantem gadał o grobich - czyżby te małe pokraki były gdzieś w pobliżu? Garłacz i pistolet były nabite, jednak Detlef postanowił chwilowo z nich nie korzystać - częściowo zasłonięty ładunkiem, a częściowo tarczą z toporem w ręku spoglądał w kierunku południowego brzegu. Dziesięć metrów liny, do której był przywiązany w pasie pozwalało mu na zadbanie o bezpieczeństwo skrzynki z ładunkami, która stała blisko polera.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline