- Wyjście! Tam! – Enki postanowiła nieco dopomóc zrozpaczonemu tłumowi niewolników i wskazała im drogę, którą ona i jej towarzysze chwilę temu przyszli. – Uciekajcie! – kto mógł, czy to idąc, biegnąc czy czołgając się, ruszył do przejścia. Na podłodze, w gównie i brudzie pozostali tylko martwi i ci, którzy nie byli w stanie się poruszać o własnych siłach.
Ciemnobrody mężczyzna nie miał sił by stać. Usiadł i oparł się plecami o ścianę. – Nie wiem co tam jest… Małpoludy czasem wpuszczały do tego korytarza któregoś z jeńców, ale nigdy nikt stamtąd nie wyszedł… Z tych, których zabierali w tamtą stronę – wskazał na izbę tortur – czasem kogoś przyprowadzali z powrotem. Okaleczonego lub obitego, jak mnie… Tutaj gadali, że część z nas będzie jedzeniem…
- Małpoludy są inteligentne… Mają trzech przywódców… Białego olbrzyma, czarnego karła i rudego chudzielca… Oprawcę… - mężczyzna ukrył twarz w dłoniach i chwilę szlochał. – Wszyscy lubują się w zadawaniu cierpienia i bólu. Bywało, że wywlekali kogoś z klatki i na oczach innych… Zabijali, męczyli albo zjadali żywcem… A potem… - nie był w stanie mówić nic więcej. Zaczął krzyczeć niezrozumiale, znów przeżywając sceny, jakie miały miejsce w pomieszczeniu, gdzie trzymano jeńców.
Przez jego krzyki przebiły się inne odgłosy. Głośny bulgot i następujące po nim wrzaski, dobiegające od strony studni. Powietrze i tak cuchnące, wypełnił inny fetor, wgryzający się w nozdrza i wypełniający oczy łzami. Enki zgięła się w pół i starała zwymiotować, ale po poprzednim razie nie miała czym. Dołączył do niej Cedmon, a Ianus powstrzymywał torsje.