Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2019, 21:00   #364
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Marek nie odezwał się ani razu w czasie gdy Fyodor dogadywał się z kowalem. Kobieta z chęcią przyjęła zaproszenie do domu Dohna. Nie pomogła w prawdzie ze skrytkami czy tajnymi przejściami. Poleciła rozmówić się z jakimś murarzem czy cieślą. Obejrzała dokładnie łańcuchy. Była zaskoczona, tym, że inkwizytor oczekuje od niej czegoś lepszego. Choć miała kilka pomysłów. Rzekła, że potrzeba jej między tygodniem a dziesięcioma dniami na wszystko, łącznie ze stalową kratownicą i wzmacnianą stalową futryną zamykającą piwnicę.

Cena jaką podała Stygia była wysoka jak na standardy Płocka. Dla lokalnego mieszkańca nawet bardzo wysoka. Ale Fyodor wiedział, że jest uczciwa. Jego oczekiwania były daleko bardziej wykraczające ponad oczekiwania przeciętnego mieszczanina. Nie zamawiał przecież łańcucha dla psa, czy furtki na plebanie. On zamawiał wysokiej jakości łańcuchy i kajdany, które w razie potrzeby miały powstrzymać istoty o nadludzkiej sile.

W końcu Stygia opuściła gmach inkwizycji ze stosowną zaliczką. Fyodor musiał przyznać, że kobieta o urodzie tura była niezwykła serdeczna. Zaliczki wzięła jedynie tyle ile potrzebowała na zakup materiałów, których nie miała w swojej kuźni. Mniej niż dziesiątą część ceny.

Zostali w końcu sami w jednym z pokojów na piętrze. Inkwizytor postanowił złamać Marka. Człeka, który cały dzień nie odezwał się słowem, a teraz miał wymierzać ciosy w Czerwonego Brata.

- Nie uderzę was mistrzu. - Mówił po polsku, nie po łacinie - wszak wierzę w Boga. Nie wiem skąd w was podejrzenie, że nie wierzę. Przed Wielkanocą dzień cały na podłodze katedry krzyżem leżałem, żeby grzechy odkupić. Wierzę. Wierzę, że gdybym was za okno wypchnął, to anioły Pańskie na skrzydłach by was uniosły.

Zupełnie nie tego kierunku rozmowy spodziewał się Czerwony Brat.

Przystąpił w milczeniu do rytuału obmyślając jednocześnie jak dalej rozwiązać temat Marka. Zaskoczenie przyszło zaś ze strony samego Marka. Po świętym rytuale powstał i zarzucił swój topór na plecy.
- Myślicie mistrzu, że warto odwiedzić Welindę? Tak mianuje się ta baba z domku nad rzeką.

***

Witold kiwnął przecząco głową w stronę Eberharda. Anioł nie pomógł. Nie umiał leczyć, lecz umiał zadawać ból. Trucicielka za to wszystkich obdarowała naparami. Teraz pozostawało czekać i się modlić.

Do obozu wbiegł z lasu Dobromir.
Ocenił zdolnych do walki mężczyzn.

- Znalazłem ślady trzech bestii. Mają jakieś trzy do czterech centnarów. Z odcisków łap myślę, że raczej wielkości sarny niż konia. Może to Trzęsiwiady albo Mamony. Raczej obstawiam Mamony. Nie powinny nam zagrozić, jeżeli nie naruszymy ich terenu.

***


Klara wędrowała wiedziona palcami po nierównej drewnianej ścianie karczmy. Węchem szybko zlokalizowała spiżarnię i kuchnię. Jednak nie miała pod ręką swojego towarzysza. Przerażenie narastało. W końcu po kolejnym przywołaniu Witold pojawił się przy niej. Pochwycił ją mocno. Przepraszał, jednak nie spodziewał się, że tak szybko wstanie. Opisał nieudaną próbę pomocy towarzyszom.

I wtedy wyszli na zewnątrz.

Smród fekaliów przyćmiewał wszystkie jej zmysły. Choroba zbierała żniwo wśród ich szeregów. Akurat teraz, gdy słudzy Złego byli tak blisko. I wtedy przyszło kolejne widzenie. Dawno nie miewała ich w tak krótkich odstępach czasu.

Widziała polowanie. Dobromir na czele drużyny inkwizytorów. Młody Eberhard zamykający pochód. Polowali na bestię.

Ujrzała czerwone cielsko skąpane we krwi i szczerzące na nich swoje kły.

Potem zobaczyła Hugina z jego zawsze gładko ogoloną twarzą. Wznosił nad głowę świetlistą włócznię, którą przebił bestię na wylot.

Potem zobaczyła jak giną kolejne dwie krwawe bestie. Jedna zmiażdżona młotem w cieniu katedry, a druga przebita ostrzem w leśnych ostępach.

Powietrze opuściło jej płuca i przez chwilę nie chciało w nich zagościć. Dopiero Witold musiał nią nieco wstrząsnąć. Podsunął jej bukłak z winem pod nos.

- Napij się zanim coś powiesz. Szlachetny Mistrz zarządził, że bronimy się tu do rana.

***

- Dlaczego wróciliście w towarzystwie ludzi kanonika z archidiecezji poznańskiej? Czyż nie jest tak, że pod pozorem śledztwa w Mogilnie zostaliście przekupieni i oddaliście Poznaniowi najcenniejszy klasztor naszych ziem?
Temat ten ugodził biskupa dużo bardziej niż mgła zbierająca się wokół katedry wieczorami.
Francisca długo patrzyła się na biskupa. Wydawał jej się spokojniejszy o własne życie i pozycję. To i dobrze, i źle. Ale na tę chwilę dobrze. Stuknęła mocno paznokciem w krzyż.
- Z jakimi to największymi wyzwaniami mierzy się teraz diecezja płocka? Czy nie są to mroczne, nierozpoznane siły i potwory z piekła rodem atakujące niewinnych ludzi? - zawiesiła głos.
- Czemu to Święte Officium powinno stawić czoła? Przeciw czemu gromadzić siły chrześcijańskiego świata? Oglądałam mapy przed wyjazdem z Italii. Nie widziałam tam żadnych istotnych granic poza granicą chrześcijańskiego świata.
Gunter opadł na fotel.
- Wilkołaki. Coraz częściej słyszę o wilkołakach na południu. Nie wiem…. Mgły i magia w Płocku, to jest przerażające. Ale ta mgła nikogo nie zabiła. A tam coraz częściej słychać o Czarnych Bestiach. Co gdy i one zapukają do bram miasta? - Gunter tym razem patrzył z na kobiety z prawdziwą troską. Troska o mieszczan.
Zanurzona w jego myślach Francisca nie czuła fałszu w tej obawie.
- Słusznie - potwierdziła wenecjanka - w tym właśnie celu zbieramy siły wszystkich dobrych ludzi, którzy ofiarowali nam pomoc. I na tym cała lokalna wspólnota powinna się skupić. Na sprawdzanie granic przyjdzie czas, gdy odżegnamy śmiertelne zagrożenie.
Gunter został w końcu zapędzony w kozi róg. Rozłożył dłonie.
- Drzwi katedry są otwarte. Jeżeli potrzebujecie pomodlić się przed wyruszeniem w dalszą drogą, nie wahajcie się, choćby dziś w nocy.

Stało się. Doprowadziła do tego. Mieli szansę na konfrontację z mgłą i cieniami. Trzeba było tylko zebrać drużynę wojów. Albo… polegać na wrodzonym uroku Wenecjanki i siostry Anny.

Gdy szły do domu Dohna Anna zauważyła, że w ślad za nimi podążała jakaś postać w szarych szatach i kapturze. W pierwszej chwili myślała, że to jeden z mnichów. Z drugiej strony śledząca ich postać wyraźnie starała się ukryć.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline