- Przyleci... Zanim ktoś tu przyleci, to wszystkich nas wpierdolą żywcem... Ten nie był jedyny, Kapitanie. W korytarzach coś łazi i nie jest to śmigacz Admina, słyszę to. Mamy przejebane... - lamentowała Zwiadowczyni, choć przez obecność Kapitana była zmobilizowana do działania.
Zastanawiała się... I żadne myśli nie były tak optymistyczne jak kompana. Choć pomieszczenie łączności... To było całkiem kluczowe. Przecież dopiero po nadaniu sygnału S.O.S. kapsuły mogły być aktywowane. W kapsułach można było przecież wypieprzać z tej skorupy...
- Sprawdzę - oznajmiła wyraźnie natchniona. - Po cichaczu dam radę... Ten pierwszy mnie nawet nie zauważył... Kolejny... Też... Nie powinien... - dodał mniej pewnie, choć nie zrezygnowała i skierowała się na cichy zwiad w kierunku górnego korytarza.