Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2019, 20:28   #6
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Druga cela

Śpiewaliście swoje pieśni wrzaskliwymi głosami. Cela więzienna na krótką chwilę zamieniła się niemal w hałaśliwą karczmę. Brakowało tylko pieniącego się piwska, które wyżłopalibyście w przerwach między zwrotkami i refrenami. W odpowiedzi z ciemnej stróżówki dało się dosłyszeć… rytmiczne klaskanie i tupanie koboldzich nóżek.

- To jest to!

- Więcej tego!

- Ten, ten się nada!

- Tego też bierzemy!

- Jeszcze, chcemy jeszcze!

- Taki talent rodzi się raz na sto lat! - Rozległy się niespodziewane owacje dla waszych fałszujących, niewyszkolonych głosów.

Kiedy brawa przeszły w podekscytowaną, szeptaną między koboldami naradę, śpiewać zaczęła Dairinn. W przeciwieństwie do was w jej śpiewie nie było ani jednej fałszywej nuty. Nie spotkaliście istoty umiejącej czarować głosem lepiej niż elfka. Jej pieśń rozległa się w miejscu, które dotychczas nie słyszało nic prócz wrzasków strachu i bólu. Była to pieśń rześka i dumna, przenikająca serce, jak śpiew skowronka, gdy wzlatuje z bram nocy i sięga głosem między blednące gwiazdy…

- Ach, przestań! Przestań natychmiast!

- To rani moje uszy!

- Nie bierzmy jej!

- Co za beztalencie!

Dairinn nie przestała aż do końca pieśni. Słyszeliście dyszenie koboldów. Były wymęczone wokalnymi torturami, jakie im urządziła.

- To skoro mamy decyzję... - brzęknęły klucze, kiedy koboldy chwilę odpoczęły.

- Nie! Poczekaj! - szepnął drugi. Coś powiedział mu na ucho. Następnie usłyszeliście skrzypienie drzwi i człapanie. Któryś z nich wyszedł ze stróżówki.

Nie musieliście długo czekać, a gdzieś w pobliżu rozległo się ciężkie stąpanie. Jakiś wielki, ciemny kształt wysoki na dobre dziewięć stóp wszedł do pomieszczenia wartowników. Drusilla pierwszy raz od dłuższego czasu usłyszała… ogrzy język.

[media]
[/media]

- Ich mam eskortować!? I to jeszcze w towarzystwie waszych paskudnych, niesmacznych ryjów? Jedynie upieczeni na patykach jesteście jako tako znośni. No co, naprawdę nikt wam nie mówił, że smakujecie gorzej od gówna…?

- No już, bez warczenia! Moja pomoc będzie was drogo kosztować... w żarełku, he, he - w ciemności mlasnął jęzor. Ogrzy jęzor. - Chcę tą spiczastouchą. Jak już mi się znudzi, będzie z niej dobry rosół. Z elfic jest najlepszy. Pietruszkę, cebulę, marchewkę, seler i por zdobyliście? Bo inaczej nie mamy o czym gadać.

- Wszystko, wszyściusieńko mamy! A elfiaczkę sobie bierz! - Odszczeknął kobold. - I tak nie potrafi śpiewać! - Dodał.

- To przygotujcie kajdany i bierzmy się do roboty, bo taki kąsek nie może czekać. - Zadzwoniły łańcuchy i klucze.

- Mam dosyć tej paplaniny! - Warknął Quintus. - O czym oni do cholery mówią?! Gadajcie, znacie się w końcu na językach! - Syknął, mówiąc do nikogo konkretnego.

- Stawać pod ścianę! - Po raz kolejny padł rozkaz potwora nieprzyzwyczajonego do wydawania rozkazów. Tym razem, w towarzystwie ogra, nie zająknął się ani razu. - Śpiewacy, do przodu!


Drusilla stała tak przez pewną chwilę, zastanawiając się czy powinna oświecić elfkę czy też pozwolić jej spędzić ostatnie chwile żywota w błogiej nieświadomości… Koniec końców doszła do wniosku, że owa błogość i tak przeminęłaby w mgnieniu oka.

- Więc… Nie spodobał im się twój występ, więc chcą cię przekazać na własność ogrowi… - wyszeptała z pewną dozą… współczucia w głosie? O ile można je odczuwać wobec potencjalnie ludożernego elfa. - Może spróbuj jeszcze raz, z innym repertuarem? - dodała.

- Nic to nie da - głos zabrał skryty Vestus. - Co dla nas piękne, dla nich brzydkie.

- Nic tylko narzekasz. Jak dalej będziesz tak przynudzał, zasnę tutaj - odparła wieśniaczka, próbując mniej subtelnej metody.

- Gdybym tylko miał swoje księgi i zapiski, inaczej byśmy gadali! - Syknął Vestus.

- Błagam skończcie! - przerwała szlochająca Dairinn. Mówiła w argollańskim, języku elfów, aby potwory nie zdołały jej zrozumieć. - Nie zbezczeszczę pieśni mego ludu dla uciechy i na rozkaz jakiejś parszywej kreatury choćbym miała umrzeć! Tak jak inni zwierzoludzie, wyszli oni z zaharańskich kadzi ze skrzywieniem w mózgu, z powodu którego to, co my uznajemy za piękne, im wydaje się odrażające i brzydkie. Świat to dla nich miejsce pełne goryczy, a elfów traktują z najwyższą wrogością...!


Varius zwrócił się do elfki. Stając wraz Taurusem i Alterem pod ścianą.

- Ogr chce cię zjeść. Musimy rozwalić tę ścianę. Jesteś go w stanie zauroczyć, uśpić albo coś? W bezpośrednim starciu nie mamy z nimi szans. Jesteś szlachetna i piękna nie pozwolę cię zabić - drwal wydawał się pewny i zdecydowany w słowach.

- Dobry człowieku, oby twoja odwaga nie była tylko skutkiem strachu! - Dairinn odpowiedziała Variusowi rozedrganym głosem. - Mogę spróbować, ale będzie to na granicy moich możliwości. Nigdy nie mierzyłam się z takim wrogiem! Jeśli jakimś cudem się uda, musicie pokonać koboldy zanim wybudzą go ze snu. A jeśli nie… Uciekajcie ile sił w nogach!

- Najpierw uderzmy na uszkodzoną ścianę - wyszeptał. - Pokieruj nas. Na szaleństwo przyjdzie czas za chwilę.

Wraz z Atlerem Varius opierając się na sugestiach elfki “uderzyli” na ścianę w miejscu gdzie wydawała się słabsza. Był to ich pierwszy plan. Nim dojdzie do bezpośredniego starcia.

- Jeśli nie chcesz skończyć w garze, a my mamy uniknąć służenia ich plugawym panom, musimy się postawić - rzekła Merenda, z mieszanką strachu i desperacji w głosie. - Są sytuacje, gdy musimy wybierać między złym, a złym wyjściem…

Pusiliusz, Sokolariusz i Sarmencjusz stanęli przy ścianie czekając na rozwój wydarzeń. Byli zdenerwowani, gdyż czuli, że zaraz będą walczyć o swe życie.

Nagle niespotykany głos Dairinn wybił się ponad brzęk łańcuchów, krzyki, szepty, szurania, kroki, oddechy i inne odgłosy wypełniające ciemny loch. Elfka snuła senną kołysankę, o stopniu wyrafinowania artykulacji i modulacji przewyższającym wszystko, co dotąd słyszeliście, a jednak pozostającą prostą, zapadającą w pamięć melodią.

- T… to znowu te elfie sztuczki! B.. brać ją! - Ostrzegł kobold. Wartownicy zbliżali się aby otworzyć kraty i spacyfikować elfkę oraz każdego krnąbrnego więźnia po drodze.

Merenda wyrwała się z szeregu i skoczyła na kobolda próbującego otworzyć kratę, jednak ten zdołał się w odpowiedniej chwili odsunąć i uniknąć pięści! Wartownikowi równie łatwo poszło z wyminięciem Drusilli, która naparła na kratę, próbując dorwać przez nią klucznika.

- P… Poż… POŻAŁUJECIE TEGO!

Wychowane na surowych Pograniczach Merenda i Drusilla z zaciętością godną aurańskich legionistów odpierały i unikały pchnięć i cięć formującego się koboldziego szyku, nie pozwalając potwornym wartownikom wejść do środka celi.

- T… To d… dop… dopiero p… początek!

Dairinn doszła do ostatniej nuty elfickiej pieśni. Nerwowo wyczekiwaliście efektu. Jednak nie usłyszeliście ciężkiego uderzenia o posadzkę, jakiego spodziewalibyście się, gdyby jej magia faktycznie uśpiła ogra.

- Tylko nie to! - Krzyknęła pełna rozpaczy. - Zawiodłam was! Musimy uciekać!
Tiberus i Decimus wpakowali zaciśnięte pięści w koboldy. Wartownicy tylko skrzywili się z bólu i rzucili im w twarz przekleństwa w prymitywnym języku, wciąż trzymając uformowany szyk.

- J… już p… po was!

Ogr ziewnął znudzony i podparł plecami ścianę. - Szybciej tam, bo mi elfica się zestarzeje, he, he!

Atlerowi wspólnie z Variusem udało się rozwalić kruszejącą ścianę. Droga ku wolności nie wyglądała zachęcająco. Widzieliście tylko ciemności, które napełniały was najgorszymi przeczuciami.

- Próbują uciec! P… PRZEZ ŚCIANĘ!

- JAK TO PRZEZ ŚCIANĘ?! Z… ZATRZYMAĆ ICH!


Taurus nigdy nie był pierwszy do ucieczki. Teraz jednak wiedział, że trzeba sprawdzić teren. Mogło się to okazać nawet bardziej śmiercionośne niż walka.

- Jeśli nie krzyknę czysto, znaczy, że nie żyję - po tych słowach wbiegł w otchłań.

- Gdybym miał tylko swoje księgi i zapiski…! - syknął Vestus i wbiegł w ciemność za Taurusem.

Słyszeliście opowieści o brutalnych barbarzyńcach z odległej, północnej Jutlandii, którzy wpadali w szał bojowy i nie ustawali w walce, póki wszyscy nie zginą. Ponoć pośród aurańskich legionistów również zdarzali się dzicy okrutnicy, walczący nie mniej zawzięcie, będący na bakier z armijną dyscypliną. Quintus był jednym z nich. Na usta cisnął mu się groźny okrzyk bojowy.

- Zróbcie mi miejsce i uciekajcie! Już dość czasu spędziłem w niewoli! Spróbujcie mnie wziąć, psy! - Warknął w kierunku potworów. - Ogrze, jeszcze dzisiaj napiję się twej krwi! HAHAHA!

Tiberius, Decimus i pozostali pojmani uciekali na łeb, na szyję. Zaś Merenda i Drusilla ostrożnie wycofały się z walki, niepewne czy Quintus sam sobie da radę z połową tuzina koboldów i ogrem czającym się gdzieś za rogiem. Karykaturalne potwory w starciu z Aurańczykiem wyglądały w ciemnościach jak stado psów usiłujących rozszarpać królewskiego tygrysa. Z oczyma zasnutymi czerwoną mgłą bitewnego szaleństwa awanturnik jak szalony wywijał pięściami, jednak wkrótce bardziej niż jego okrzyki bojowe słychać było jęki bólu i wściekłości. Musiał solidnie krwawić, i to z niejednej rany.

- Uciekajcie...! - Powtórzył zdyszany. - Prędzej umrę niż pozwolę im przejść!

- Przed nami spore rumowisko. Jedna ze ścian musiała się zawalić. Trzymajcie się za ręce, jeśli nie chcecie połamać nóg. Tylko tego by nam teraz brakowało! - Poradziła Dairinn i złapała za rękę Taurusa. Ten złapał Pusiliusza, Pusiliusz Vestusa, Vestus Sarmencjusza, Sarmencjusz Sokolariusza, Sokolariusz Atlera i Atler Variusa. Truchtaliście po omacku, starając się uważnie stawiać kroki. W komnacie było nienaturalnie chłodno i w pewien sposób niekomfortowo, choć nie byliście w stanie powiedzieć, dlaczego.

- Poczekajmy na pozostałych, może jeszcze nie są straceni! W tych podziemiach czai się zło... - szepnęła elfka. - Na ścianach widzę wyrzeźbione inwokacje w prastarych, nieznanych mi językach. Jesteśmy w samym środku jakiejś przeklętej świątyni!

- Gdybym tylko miał twój pierś... tylko widział tyle, co ty Dairinn, mógłbym odczytać każdy z tych ortostatów. - Mruczał pod nosem zrezygnowany Vestus.
- Tyle zapomnianej wiedzy do odkrycia, a my musimy zajmować się jakimiś głupstwami!

- Od kiedy przeżycie to głupstwo? Niestety mój pierścień ma ograniczoną moc - odparła elfka - i może obdarzyć zdolnością widzenia w ciemnościach tylko mnie. Przeczytałabym te inwokacje, gdybym chociaż znała alfabet, w którym je napisano. Te litery… wyglądają tak obco... i złowieszczo!


Varius czuł się nieswojo.

- Szukajmy wyjścia wzdłuż ścian. Może natrafimy też na niewykorzystane pochodnie. Zostanie problem ich podpalenia ale lepiej je mieć niż nie mieć. Bogowie przyjmijcie do siebie Quintusa - w ciemnościach było słychać jeszcze urywki modlitwy.

- HAHAHA! NIECH WASZA KREW ZALEJE WSZYSTKO DOOKOŁA! - Rozbrzmiał ostatni okrzyk bojowy najodważniejszego wojownika, jakiego spotkaliście. Zanim Siedmiu przyjęło Quintusa do siebie, ten skręcił kark dwóm koboldom.

Człekokształtne stwory zabulgotały i skonały. Pozostali wartownicy chwycili za miecze i niejednokrotnie przeszyli ciało poszukiwacza przygód, przekłuwając jego serce. Strachliwe potwory po uświadomieniu sobie poniesionych strat nie rzuciły się za wami w pościg.

- Elfica czy ludź, rosół i tak będzie pierwsza klasa - miał powiedzieć do siebie ogr, ciągnąc ciało Quintusa do swego legowiska…

- Zginął dla nas - powiedziała rozpaczliwie Dairinn. - Musimy się stąd wydostać, jeśli jego poświęcenie nie ma pójść na marne!

Merenda, Drusilla, Tiberius i Decimus dołączyli do reszty. Ruszyliście dalej, polegając na magicznych zmysłach Dairinn. Wkrótce mieliście się przekonać, że stukot w ścianę celi, który Taurus mylnie uznał za użycie kilofów, był czymś zupełnie innym…

Taurus, Atler, Vestus. Nie znaliście się zbyt długo, ale mimo tego zdołaliście rozpoznać kompanów po prawdopodobnie przedśmiertnych krzykach. Każdemu towarzyszył odgłos kłapania szczęk. Nie wiedzieliście, co się stało. Mieliście jedynie mglistą świadomość wpadnięcia w pułapkę. Instynkt podpowiadał wam, że w pobliżu czaił się jakiś ogromny, wrogi kształt niepodobny do człowieka… i w szybkości leży jedyna szansa ucieczki!

 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 25-05-2019 o 12:51.
Lord Cluttermonkey jest offline