Wyglądało na to, że dotarli do miejsca, w którym urzędował jakiś tłuścioch. Kim był ten spaślak, tego Cedmon nie wiedział i, prawdę mówiąc, niezbyt go to obchodziło. Ważniejsze było, jak się stąd wydostać. I czy trzeba będzie wcześniej mieszkańca tego pomieszczenia definitywnie wyeliminować. Co - uwzględniając warstwę tłuszczu - mogło być bardzo trudne.
- Smacznego - powiedział, równocześnie usiłując sprawdzić, czy za jego plecami jest faktycznie ściana, czy to może tylko iluzja. I wypatrując innego wyjścia.
Do grubasa zbliżać się nie zamierzał. Miał niejasne wrażenia, że tamtemu by było obojętne, czy zeżre baleron, czy też czyjąś rękę.
- Może jednak weźmiesz tamtego indyka? - Pokazał pokaźnych rozmiarów upieczone ptaszysko, leżące tuż obok nogi utuczonego jak stado wieprzy mężczyzny. - Wygląda smakowiciej niż ten chudy baleron.
A potem zaczął się zastanawiać, czy grubas jest tu z własnej i nieprzymuszonej woli, czy też może jest tuczony jak prosiak przed zarżnięciem.