Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2019, 20:01   #60
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
ENTER THE STORM

Jej wejście przyciągało uwagę. Blondynka w małej czarnej wkroczyła do sali niczym zimny wicher z północy i z miną niczym chmura gradowa. Blondynka ruszyła w kierunku baru z miną drapieżnika szukającego ofiary. Takiej którą może rozerwać żywcem na strzępy i to w zdecydowanie mało przyjemny sposób… za to bardzo krwawy.
Po kilku utworach, które Lili spędziła na parkiecie, w większości tańcząc z dobrze jej znanymi kolegami z oddziału, udała się do baru, by tym razem przy czymś bezalkoholowym przyglądać się wykraczającej na salony furii. Zastanawiała się przy tym czy to ta wspomniana przez Dwighta kotka rysia w rui. Bo to mogło być nawet zabawne.
Na drodze blondynki pojawiła się Marge i obie przywitały się ze sobą razem. Niemniej Guerra, akurat teraz w towarzystwie Louise i jakiejś pulchnej rudej pieguski o niezbyt atrakcyjnej figurze, nagle zakrztusił się alkoholem i zaczął coś szybko szeptać do Meyes.
- A wy co, gołąbeczki?- Lili podeszła bliżej do swoich. - Umawiacie się by zniknąć?- Mówiąc to rozejrzała się za Dwightem.
On akurat tańczył z wydekoltowaną czarnulką i czerwienił się jak burak, sądząc po rozmowie jaką prowadzili.
- Mam wrażenie, że tobie akurat byłoby wszystko jedno czy bym się zmyła czy nie.- stwierdziła nieco gorzko, nieco sarkastycznie Louise i wzruszyła ramionami.- Wkrótce tak. Wybacz że cię nie odprowadzę, ale mam już jakieś plany poczynione na tę noc.
- Myślę, że przyjęcie zrobiło się już dość nudne i też pewnie będę się zbierał.- dodał nieco nerwowo Guerra zerkając na Marge i jej towarzyszkę..-Za dużo dziś wypiłem. Widzę duchy
- Nie dramatyzuj Louise.- Lili zażartowała i puściła oko do Latynoski, na co ta odpowiedziała kwaśnym grymasem twarzy.- A ty, - Zwróciła się do Dominica. - zrób mi tę przyjemność i ze mną zatańcz.
-Nie. Wybacz Lili, ale chyba powinienem sobie pójść.- odparł Guerra zaglądając przez ramię Marge.- Straciłem nastrój do tańca.
Switch zaś zagarnęła pulchniutką pilotkę i dodała.- Masz ochotę się napić, Penny. Ja mam wielką i wierz mi tobie też się przyda mały drink.
-Ale…- zanim zdążyła zaprotestować, Meyes już zaczęła ciągnąć do baru.
- Przez ducha?- Lili zadała pytanie Handsome przez chwilę podążając wzrokiem za Latynoską i jej nową koleżanką. A następnie skupiła całą uwagę na stojącym obok okaleczonym mężczyźnie.
- Przez ducha… naprawdę nie jestem w nastroju.- odparł Dominic i spojrzał na Marge i jej przyjaciółkę.- Jeśli zdołałabyś przytrzymać tę co stoi obok Marge tak przez piętnaście minut, byłbym wdzięczny.
- Nie wiem jak ty mi się za to odwdzięczysz.- Van Erp zaśmiała się i powolnym, lekkim i pełnym gracji krokiem podpłynęła do Marge i jej towarzyszki.
- Wcale udane party. - Lili z uśmiechem skomplementowała gospodynię. A że od przywitania się na samym początku nie zamieniła z nią ani słowa teraz był na to odpowiedni czas.- Zawsze wiedziałam, że piloci potrafią się bawić.
- Tak… liczyłam na to, że będzie to udane spotkanie i przyjemne.- odparła Marge uśmiechając się. Za to je towarzyszka wydawała się mało zainteresowana obecnością Lili, wyraźnie szukając kogoś wśród gości. Guerry zapewna, sądząd po tym, że próbował się ukryć za posilającym się przy barze Bearze… nie mając obecnie czystej drogi do wyjścia.
- Mam nadzieję, że wszyscy dobrze się bawią.- dodała z uśmiechem.
- Jest i to bardzo. Tak dobrze nie bawiłam się od bardzo dawna.- Powiedziała całkiem szczerze Lili.
Bo i rzeczywiście unikała od dawna takich imprez. Przez pewien czas nie chciała, później nie wypadło, aż w końcu stało się to normą.
- Chyba nie zostaliśmy sobie przedstawione.- Wyciągając rękę zwróciła się do towarzyszki gospodyni.- Elizabeth.
- Gina.- stwierdziła krótko blondynka witając i nie poświęcając Lili więcej uwagi, a Marge uśmiechnęła się w zadowoleniu.
Lili przez chwilę przyglądała się swojej dłoni wiszącej tak samotnie w powietrzu. I cofnęła ją zaraz mówiąc
- Kolejna kobieta pilot.- Bardziej w zadadzie stwierdził niż zapytała.
-Co? A tak… przepraszam. Jestem zamyślona.- Gina dostrzegła dłoń i uścisnęła ją pospiesznie.- Szukam kogoś.
- Kolegi z oddziału?- Zapytała z zainteresowaniem sierżant van Erp.
- Znajomego. Może go znasz. Przystojny. Ma gadane. Guerra się nazywa.- stwierdziła cierpko Gina, a Marge już chciała jej wskazać starającego sie niepostrzeżenie przemknąć Dominica.
- Gurrera? - Powiedziała Lili jednocześnie powstrzymując delikatnie Marge. - Znasz naszego przystojniaka? No proszę. - Uśmiechnęła się przy tym. - Kręcił się gdzieś tutaj.- Lili zaczęła się rozglądać w zupełnie inny kierunku niż poszukiwany znajdował się. - Nie chwalił się znajomością z pilotkami.
- Och… doprawdy. Pewnie nie miał czym się chwalić.- odparła gniewnie Gina.

W końcu, w drzwiach wejściowych, zjawiła się J.R. ale w przeciwieństwie do innych kobiet z oddziału, miała na sobie mundur galowy. Czarna góra uniformu, niebieskie spodnie...



Omiotła spojrzeniem najbliższą okolicę, po czym ściągnęła czapkę z głowy, i przepisowo wsadziła ją pod lewą pachę. Swoje kroki skierowała prosto do baru, po drodze lekko kiwając głową na powitanie do Marge, oraz znajomych z oddziału. Gdy była już na miejscu, zamówiła z kolei bezalkoholowe piwo, pijąc prosto z butelki…

Chwile później do trójki podeszła Ashley i witając się z nieznajomą zwróciła się do gospodyni.
- Marge, dzięki za przyjęcie niestety będę się zbierać, Anthony ma dla mnie zajęcie od 6 rano i chce być przytomna wtedy.- pocałowała pilotkę przyjacielsko w policzek i powiedziała krótkie “Do zobaczenia” Lili i nowoprzybyłej.
- Już uciekasz? - Lili wygląda na lekko zdziwioną i niepocieszoną.- Tak szybko? Kto będzie bronił honoru AST? - Ostatnie dodała żartem.
- No Hamato i Dwight nadal są na posterunku, a ja chce wykorzystać, że Guerra z tego co widze też już wychodzi i nie będę wracać sama. - Powiedziała wesoło Ash.
- O tak, nasz zdobywca kobiecych serc.- Zachichotała Lili zerkając od czasu do czasu na płoniącego się BFG.
- Guerra… więc je tu, ta… - wymruczała blondynka przy boku Marge, cmoknęła ją w policzek. - Wybaczcie muszę kogoś poszukać.
Po czym ruszyła by oddalić się od reszty kobiet.
- Ty też uciekasz, Gina?- Elizabeth wyglądała na zawiedzioną. - Myślałam, że opowiesz coś niecoś z tego “nie ma się czym chwalić“?
Hansen w tym czasie ruszyła w stronę wyjścia i zbliżającego się tam Handsome.
- Ja nie…- wzrok Giny odrochowo podążył za Hansen i wtedy go dostrzegła ruszając w jego kierunku.- Dominic! Ty…- po tych słowach nastąpiła prawdziwie marynarska wiązanka.-... nie piszesz, nie dzwonisz… czyżbyś się mnie bał?
Oj tak… najwyraźniej się bał. Niemniej jej głos zatrzymał go w progu drzwi niczym spojrzenie meduzy zamieniające w kamień. Dwight gestykulował coś do Lili, co przypominało nieco pokazywanie chwytu wrestlingowego.
-[i] Ja pier…[i] - Lili zmęłła przekleństwo i ruszyła za krewką pilotką.
- E! Nie rób scen kobieto! - Sama kiwnęła na Guerre, żeby już sobie poszedł.
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, ciziu.- odparła gniewnie Gina wystawiając Lili środkowy palec i nadal zmierzała w kierunku Dominica. Ten spojrzał za siebie i mruknąwszy. - Daj spokój Gina. Stare dzieje.
Ruszył pospiesznie, ale i nonszalancko co by nie wyglądało to na tchórzliwą ucieczkę.
W tym momencie do gospodyni podszedł Kit. Miał zamiar się pożegnać, ale odłożył to na chwilę, czekając aż zamieszanie się skończy.
Ashley omiotła spojrzeniem zamieszanie. Nie miała pojęcia, że spotkają byłą Dominica. Do tego o bardzo żywiołowym charakterze. Zamiast iść do wyjścia stanęła koło Marge nie wiedząc jak się zachować. Pilotka może czuć się głupio za scenę jaką robi ta dwójka.
- Gina zawsze ma taki...suczy charakter? - spytała cicho gospodynię.
- Charakterek... - mruknął Kit, przyglądając się Ginie, o której wcześniej coś tam wspominał Dominic. Ale nie zamierzał się wtrącać między dawnych kochanków i uważał, że powinni sami załatwiać swoje sprawy. Acz niekoniecznie w miejscu publicznym. Od reagowania jednak była Marge, a Lili nie powinna się wpychać tam, gdzie jej nie proszą.

Marge nie miała takiej siły przebicia, ni siłą charakteru by powstrzymać nadciągającą awanturę. Próbowała nieporadnie zatrzymać Ginę.
- Daj spokój… co było to… było.- słowa te jednak nie docierały do wkurzonej blondynki. A reszta, albo była równie osłupiała, albo z ciekawością obserwowała wydarzenia. Albo miała wszystko w nosie… jak Bear.
Zaś przystojny pilot, który kierował się ku siedzącej samotnie JR. zatrzymał się w połowie drogi osłupiały. I zdołał tylko wydusić z siebie.
- O kurwa…- co posłyszała pani sierżant.
Pearson ruszył co prawda na ratunek Handsome’owi. Ale co mógł zrobić w tej sytuacji?
Jak uspokoić krewką Greczynkę?
Sam Guerra odszedł kilka kroków, nim końcu Gina do dopadł i z całej siły walnęła w kark krzycząc.
-Ty tchórzliwy, samolubny sukinsynie! Znowu uciekasz?! - wrzasnęła z wściekłością.
- Mimo równouprawnienia ma niewielkie szanse - powiedział cicho Kit. Z odrobiną rozbawienia w głosie.
- Dominic jej nie uderzy. - Powiedziała Ash ruszając szybkim krokiem w stronę zamieszania.
- Czy ja powiedziałem coś innego? - Kit rzucił w ślad za Ashley, która najwyraźniej nie zrozumiała jego słów.

- Hm? - J.R. zmarszczyła brewki, po czym wbiła spojrzenie w jakiegoś obcego mężczyznę, stojącego parę kroków od niej - Mówiłeś coś… do mnie? - Syknęła.
- Co? Nie.- mężczyzna zareagował zaskoczony, tym że JR. się do niego zwróciła. Po czym wskazał na Guerrę i agresywną blondynkę.- Gina go zaraz pożre. Nigdy nie widziałem ją aż tak wkurzonej.
- Nie mój problem - Jean wzruszyła lekko ramionami, po czym obserwowała dalej całe widowisko, od czasu do czasu popijając sobie piwko prosto z butelki…

-Teraz To już przesadziła - Mruknęła Lili idąc w kierunku drzwi.- Te, cizia, od okładania moich podwładnych to ja tu jestem.- Mówiąc to zablokowała kolejny cios chwytając Ginę za nadgarstek. I próbując go wykręcić… co nie było łatwe. Piloci też przechodzili podstawowe szkolenie z samoobrony.
- Nie wtrącaj się lala.- warknęła pilotka gniewnie i zamachnęła się planując uderzyć Lili. Była silna i gniew dodawał jej energii. I unik przed ciosem wymagał puszczenia ręki Giny. Czego Elizabeth nie uczyniła. I oberwała pięścią w twarz, całkiem mocno… choć w policzek.
-Puszczaj Lala…-syknęła Gina.
- Lili… chwyt. Czemu nie użyłaś chwytu?- odezwał się Dwight nie wtrącając się jednak do walki.
- Gina skarbie.. nie planowałem tego.- odparł Guerra próbując uspokoić sytuację, podczas gdy do akcji próbowała wkroczyć Marge… bez większego powodzenia apelując o spokój.
- Gdzie macie gaśnicę? - spytał, podnosząc nieco głos, Kit.
Ash w między czasie stanęła między Dominicem a swoją sierżant i pilotką. Odwróciła się do niego i szybko dodała: - Dominic może już zniknij my to ogarniemy.
- I co dalej? Będę się ukrywał w bazie po kątach w obawie przed Giną? - warknął gniewnie Guerra wyraźnie zawstydzony.
Nie tym tonem Guerra! I to przed chwilą chciałeś zrobić, więc możesz iść dalej i zadzwoń po żandarmów. - odwarknęła agresywnie Ashley, sytuacja z agresywną pilotką już była kiepska, a ona nie musiała znosić dodatkowo tupetu Dominica.
Lili trzymała nadal dalej szarpiącą Ginę, więc ta po damsku, kopnęła ją w kostkę. Marge najpierw przyglądała się temu w przerażeniu. A potem chwyciła za drugą rękę Giny, unieruchamiając szarpiącą się Greczynkę, wyrzucającą z siebie potok słów w rodzimym języku. Z pomocą Marge było już łatwiej… choć nie łatwo. Gina szarpała się jak dzikie zwierzę. Zdołały jednak wykręcić jej ręce do tyłu.
-[i] Uspokój się![i]- Syknęła Lili mocniej wykręcając ręką, tak by bolało.
- Nie wtrącaj się w nie w swoje sprawy. Temu gnojowi się należało… i więcej.- warknęła gniewnie Gina spoglądając na drzwi przez które Guerra już wyszedł.
- Handsome już sobie poszedł i nie będzie ci już psuć wieczoru, a ty się zacznij ogarniać bo zostanie nam wezwanie żandarmów- Powiedziała spokojnie Hansen.
Gina wymruczała kolejną grecką wiązankę i… powoli zaczęła się uspokajać.
- Ok… jestem spokojna. Puszczajcie.
Hansen spojrzała po dziewczynach i przytaknęła im by puściły Greczynkę.
- Dobranoc więc - Jean wykonała butelką piwa niby toast w kierunku rozwydrzonej kobiety, mając ubaw po pachy… choć jej wyraz twarzy był raczej obojętny. Tak naprawdę miała jednak niezły ubaw obserwując to wszystko, i wyjątkowo nie będąc w przysłowiowym pierwszym rzędzie.

Marge i Lili puściły ręce greczynki. Ta wstała z wściekłością nadal wymalowaną na twarzy i ruszyła do wyjścia. Zapewne chciała zachować jakieś resztki godności. Marge za to ruszyła w stronę łazienki Hansen i Van Erp zauważyły łzy cieknące po policzkach pilotki i obie w tym samym czasie ruszyły za Marge. Widząc swój ruch stanęły i popatrzyły po sobie.
- Ty idziesz, czy ja ? - Zapytała Hansen uważając, że jedna osoba wystarczy do pocieszana.
- Idź ty.- Powiedziała Lili. - Ja zostanę tu.,
Ashley popukała się w twarz w miejscu gdzie oberwała Lili.
- Idź po lód i sobie przyłóż. Obrzęk będzie mniejszy. - Potem ruszyła w stronę łazienki.
Kit ruszył w stronę baru, chcąc zdobyć dla Lili garść lodu.
- A nie masz jakiegoś magicznego preparatu? - zaśmiała się gorzko van Erp.
Po tych słowach wykonała zwrot w kierunku baru, by poprosić barmana o lód. Nie chciała, żeby pamiątka po małej rozróbie była wielka i widoczna.
Bar, jeśli chodzi o lód zapewniał go w dużej obfitości. Dostał kostki i Kit, i Dwight (który wpadł na ten sam pomysł) i sama Lili także, która ostrożnie przyłożyła sobie go do policzka. Nieprzyjemne zimno przeszło się po twarzy. Ale było to lepsze niż późniejsza opuchlizna.
- Mówiłem. Przecież pokazywałem. Jakbyś chwyciła od tyłu, to by nie mogła za wiele zrobić poza wierzganiem. Była całkiem szczupła… chucherko pewnie. - mruczał Dwight.-Pewnie też i Ash da jakiś lek na siniaki, więc nie ma się co martwić.
- To już nie ma znaczenia. - Lili odsunęla na chwilę zimny kompres i delikatnie sprawdziła stan swojego policzka. Trochę bolało.
Robiąc to sierżant rozejrzała się po sali, zauważając Ash wychodzącą z damskiej toalety i kierującą się ku barowi.


Impreza miała się w sporym stopniu ku końcowi… z AST został jeszcze Pearson, Bearem, Dwightem, Colier, J.R. , Lili i “Kit”. Szeregi pilotów również się mocno przerzedziły, zostało ich gdzieś tak z połowę… Jean dokończyła piwo, po czym spojrzała na zagadanego wcześniej pilota.
- Jak już skończyłeś kurwić to może mnie zaprosisz do tańca? - Spytała z nonszalanckim uśmieszkiem. Gdy z kolei byli już na parkiecie, raz, jedyny raz, kiwnęła głową.
- Uważaj na mój lewy bok.
- Postaram się - odparł mężczyzna posyłając firmowy uśmiech mający rozpalić jej serduszko. Tańczył całkiem całkiem i trzymał ręce w bezpiecznych obszarach. Pewnie mundur JR. odbierał mu śmiałość do atakowania strategicznych obszarów takich jak na przykład pupa pani sierżant.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline