Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2019, 20:22   #62
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
POWRÓT DO DOMU

Lili została do końca. Z przyklejonym do twarzy uśmiechem kręciła się po sali. Chociaż straciła ochotę do zabawy. Obserwowała jak J.R. tańczy z pilotam. A Także inne pary, którym całą głupia awantura nie popsuła jeszcze humoru.
Gdy już goście w większości rozeszli się Lili również postanowiła wrócić do domu.
Wyczekała aż gospodyni będzie sama i podeszła do niej.
- Dzięki Marge za zaproszenie. Było… dobrze się bawiłam. - Uśmiechnęła się przy tym .- Będę się już zbierać.- Zapadła chwila niezręcznej ciszy. - A słuchaj, może… zorganizujemy sobie mały turniej bilardowy? Wy kontra my? Daj mi znać.- Cmoknęła Marge w policzek na pożegnanie.
- Dam znać.- odparła pilotka zaskoczona tą nowiną.

Wyszła sama. Średnio była w nastroju do przyjacielskich pogaduszek. Także taki samotny powrót bardzo jej odpowiadał.
Po kilkunastu minutach takiej wędrówki usłyszała za sobą ciężkie kroki. Obejrzała się odruchowo i dostrzegła dużą sylwetkę zakończoną łysą głową. Był to BFG.
- Się pokomplikowało, co?- zapytał cicho.
- Owszem. Przynajmniej niektórym.- Odpowiedziała nie zwalniając.
- Słuchaj. Nie wiedziałem, że to ma być stypa. Chyba nikt nie wiedział.- odparł skruszonym głosem Dwight.
- Nikt nie wiedział.- Odpowiedziała trochę oschle.- Dwight. - zatrzymała się nagle i spojrzała mężczyźnie prosto w oczy. - Nikt o to nie ma do nikogo pretensji. Nie musisz się czuć winny z tego powodu. - Dodała już łagodniej, by Hauser jej tutaj nie popadł w jakąś depresję.
- To dlaczego ty się czujesz? Bo wyglądasz jakbyś straciła humor.- zapytał z troską Hauser.
- Bo ta stypa… to pożegnanie przypomniało mi...moje własne straty.
- No tak. Nie pomyślałem o tym. Wolisz sama wracać? -zapytał Dwight.- Kawałek idziemy w tym samym kierunku, ale mogę się cofnąć parę metrów, jeśli ci to przeszkadza.
- Nie, nie musisz. Tylko zostaw ten temat w spokoju. - Powiedziała Lili siląc się na uśmiech.
- Więęęc… jakieś podpowiedzi dla nowego co do randki? Ulubiona kuchnia, ulubione kwiatki, ulubione miejsca?- zapytał nieśmiało Dwight próbując poprawić jej humor.- I tak pewnie zaliczyłbym wpadki, więc wolę od razu zminimalizować straty.
Elizabeth aż zatrzymała się i bardzo, ale to bardzo dokładnie przyjrzała się Hauserowi. Przez krótką chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Rozbrajająca szczerość szeregowego ją nawet rozweseliła. Jeszcze słaby, ale już uśmiech, wypłynął na jej twarz.
- Kuchnia meksykańska.- Powiedziała wkładając mu rękę pod ramię i lekko pociągając, by mogli iść dalej. - W okolicy jest ze dwie czy trzy restauracje warte odwiedzenia. Margaretki.
- Masz szczęście. Akurat kuchnia meksykańska to coś co mi wychodzi. Tylko ostrzegam, to prawdziwa kuchnia meksykańska, a nie złagodzona wersja dla miastowych.- odparł zadowolony z siebie Hauser.
- Potrafisz gotować?- Zainteresowała się.
- Tylko kuchnię meksykańską i jajka… pizza mi w ogóle nie wychodzi.- wyjaśnił .- Nasza kucharka była z Meksyku. Kucharka i niania zarazem i pomoc domowa i przedszkolanka. I… Juanita właściwie to była częścią naszej rodziny. Choć niespokrewniona.
- To czekam aż mnie zaskoczysz.- sierżant van Erp roześmiała się mówiąc to.
- Czym niby? Umiem przyrządzać potrawy tej kuchni, ale żaden ze mnie mistrz chochli. Wychodzą co najwyżej poprawnie.- odparł wstydliwie Dwight przygnieciony presją oczekiwań Elizabeth. I dlatego pewnie zmienił temat.-Nie wiem czy ci to mówiłem, ale wyglądasz oszałamiająco.
- Dziękuję Dwight. - Odpowiedziała lekko kokieteryjnie.- Ty również wyglądasz świetnie w tym galowym mundurze.
- Jedyny, który nie jest na mnie za mały.- mruknął smętnie Dwight.-Ciężko być niewymiarowym.
- Tylko nie wciskaj się w niego na tę naszą randkę. - Zażartowała. - Bo ja również swój założę.
- Pewnie ślicznie w nim wyglądasz.- odparł z uśmiechem Dwight i zatrzymał się.-Czy to nie będzie śmiałe zaprosić cię do mojego domu już na pierwszej randce? Na kolację przy świecach? Tylko nie myśl, że planuję coś niecnego… tylko dlatego, że będę miał moją sypialnię w zasięgu kilku kroków.
- A to pech…- Lili udała wielce zmartwioną.
- Jeśli chcesz to ci ją pokażę całą. Choćby teraz!- spanikowany Dwight dał się nabrać na jej smutną minę niczym małe dziecko. I oczywiście zamierzał ją pocieszyć.
- Spokojnie, Dwight. - Elizabeth zachichotała. - Nie musisz brać wszystkiego na poważnie.- I pomyśleć, że to ona całe wieki temu była ostatni raz na randce i powinna się tym bardzo przejmować.
- Acha… wybacz. Nie miałem za wielu okazji do randek. Matka trzymała nas krótko, a potem było wojsko i mało czasu.- odparł z ulgą w głosie żołnierz.
- To kiedy twój brat wyrwał tę dziką pannę?- Lili nadal mówił żartem.
- Z początku taka nie była. Albo dobrze się maskowała. Po ślubie jej się odmieniło.- wyjaśnił Dwight drapiąc się po karku.- Choć mama chyba od początku coś podejrzewała, bo ją nie lubiła. Ale… wiesz, samo przeczucie to za mało.
- Jeśli mu z nią dobrze…- Powiedziała na poły filozoficznie Lili.
- Pewnie masz rację. No cóż… nie pytałem o szczegóły, więc nie wiem jak im się tam żyje.- odparł dobrodusznie Hauser. A Lili dostrzegła swój dom… Wbrew temu co mówił BFG, doprowadził ją pod same drzwi.
- Dziękuję za odprowadzenie mnie do domu. - Powiedziała gdy stali pod jej drzwiami. A następnie wspięła się na palce i cmoknęła BFG w policzek na pożegnanie. - Mimo wszystko to był nawet udany wieczór.
- Nie ma za co. Ja też bawiłem się dobrze podczas tego spaceru.- rzekł z uśmiechem Dwight.
- Dobranoc Dwight. - Lili pożegnała Hausera.
- Dobranoc. Śpij dobrze.- przez chwilę Lili miała wrażenie, że Dwight rozważa, czy nie chwycić ją w ramiona przycisnąć do siebie i całować namiętnie na pożegnanie. Ale dobre wychowanie zatriumfowało nad jego naturą, choć… czuła się przez chwilę jak łania w którą wpatruje się rosły jeleń… przywódca stada.
Kobieta nieśpiesznie otworzyła drzwi do swojego mieszkania w duchu rozczulając się nad podchodami jakie czynił żołnierz.
Kilka minut po wejściu do domu, Lili otrzymała SMSa od Dwighta. “Jutro, 19-30, może być?”
“Oczywiście
Odpowiedziała pośpiesznie.
A po wysłaniu zdała sobie sprawę co odpisała i spanikowała.




Koło 10:00
Telefon Lili zadzwonił nagle, przerywając obijanie się, kolokwialnie rzecz ujmując.
Elizabeth odebrała połączenie.
- Van Erp, słuchan?
- Hej… tu Marge. Nie przeszkadzam?- odezwał się znajomy głos pilotki.
- Hej. Nie, nie przeszkadzasz. Jak tam po… yyy… jak się czujesz?
- Lepiej. Lepiej. Płakałam pół nocy, ale kiedyś trzeba było się wypłakać. - odparła z wymuszonym optymizmem.-Wspominałaś coś wczoraj o turnieju?
- Bilard. - Przytaknęła. - Zainteresowana?- Lili również zmusiła się do wesołego tonu.
- Kiedy chcesz ten turniej zrobić? I na jakich zasadach?- zapytała Marge w końcu.
- Pewnie jak najszybciej. To raczej byłaby przyjacielska rozgrywka niż rywalizacja, co? - Westchnęłą sierżant przez telefon. - I fundujecie pół nagrody, jako wpisowe.
- Musiałabym popytać wśród kolegów i koleżanek, czy by chcieli brać w tym udział i na jakich zasadach.- zastanowiła się na głos pilotka.-Do kiedy mam czas?
- Musicie się zdecydować jeszcze dzisiaj. - Powiedziała szczerze. - To jak?
Cisza trwała dość długo.
- Nie mogę nic obiecać. Pogadam i zadzwonię… wieczorem?- zadecydowała w końcu.
- Dobrze. - Zgodziła się Elizabeth. - Wieczorem.
- Jakie są reguły tej zabawy? Jaka nagroda?- zapytała Marge po chwili.
- My stawiamy dobry alkohol. To zawsze jest w cenie.- Tym razem van Erp uśmiechnęła się szczerze. - Chicago?
- Może być. Popytam i powiadomię cię.- odpowiedziała Marge.-To chyba wszystko. Nie będę ci już zawracać głowy.
- Do usłyszenia zatem- Odparła Lili.
- Do usłyszenia.- Marge uprzejmie zakończyła rozmowę pozwalając wrócić Lili do słodkiego leniuchowania.


*****


Lili snuła się bez celu po bazie. Wolne przydawoło się zawsze, zwłaszcza po misji. Tym razem jednak nadmiar i jednocześnie niedomiar wolnego czasu dawał się we znaki Elizabeth. Miała za dużo czasu na rozmyślania i rozpamiętywanie wydarzeń z minionego dnia. A jednocześnie za mało by uciec od tego wszystkiego i w spokoju i z przyjazną duszą omówić wszystko i przepracować własne uczucia.
Spacerując bez celu po bazie dostrzegła bawiącą? się ze swoim nowym pupilem Ashley.
Podeszła powoli do lekarki machając jej z daleka.
- Cześć. Jak samopoczucie po… - Lili zawahał się na chwilę. Wspominanie wczorajszego wieczoru mogło nie być najlepszym pomysłem. Z drugiej strony może Ash też potrzebowała z kimś porozmawiać?
- po wczorajszej imprezie?
- Heeeeeeej!- Powiedziała lekarka z uśmiechem, miała szarą cerę i wyglądała na zmęczoną. - Okropnie ale chyba nie z powodu jakie mogą mieć inni. - Hansen trzymała swojego psa za obrożę wielkolud już wyrywał się ochoczo do innego człowieka który z nimi rozmawiał. - Musisz się z nim przywitać, nie będę ukrywać że jest wylewny w okazywaniu uczuć.
Elizabeth uśmiechając się pokiwała głową.
- No cześć. - Wystawiła powoli lewą ręką do przodu, wierzchem ku górze, tak by pies mógł ją obwąchać. Co ten uczynił a potem ochoczo zaczął ją lizać ośliniając.
- Tak o tym mówiłam...Butch nie obśliniaj Lili!. - Pies spojrzał na Ash szczeknął i z wyrazem nieskażonego pomyślunkiem umysłu zaczął machać ogonem.
- A ty jak? - Zapytała lekarka zagajając dalszą rozmowę.
Sierżant potarła lekko twarz w miejscu gdzie Gina ją trafiła.
- Bywało lepiej- Uśmiechnęłasię przy tym krzywo. - Chujowo tak naprawdę. - Przyznała w końcu i ciężko westchnęła.
- Chcesz się przejść i się gniewnie wygadać? - Ashley zaproponowała uśmiechając się w zrozumieniu.
- Część rzeczy wymknęła się spod kontroli. - Zaczęła Lili. - Zaburzając resztę. Albo może ją zaburzyć. I nie wiem co z tym zrobić.
- Chyba wczorajsza szarpanina nie przybiła cię tak bardzo? - Zdziwiła się Hansen chwile później orientując się, że poza wczoraj i pewnie akcją z JR musiało się zdarzyć coś jeszcze. - Jeśli chodzi o wczoraj...no cóż owszem wyszło chujowo i pewnie przez jakiś czas część z nas będzie patrzyć na to z zawstydzeniem, zażenowaniem i pewnie z niechęcią...Bear mi na przykład dzisiaj zarzucił, że żadna z nas nie pomogła Charlotte kiedy ta była cały wieczór oblegana przez nachalnego faceta...tak więc sytuacja z byłą Guerry nie była jedynym dramatem wczoraj. - Hansen dopiero potem zorientowała się że to co powiedziała pewnie wcale nie pomogło.
- Szarpanina? Nie. - van Erp pokręciła głową. - To raczej… to znaczy… może trochę. Bo gdyby nie to, to Marge nie powiedziałby… to miała być stypa. Gdybym wiedziała, to ubrałabym się inaczej. Stypa Ash.
- Paul był bardzo rozrywkowy...piloci ogólnie są bardzo rozrywkowi. Zdecydowanie wolałby być żegnany przez skąpo ubrane kobiety. - Ashley próbowała pocieszyć sierżant chociaż znałą ją na tyle żeby wiedzieć, że Lili będzie potrzebowała trochę czasu by to przetrawić.
- Co ty nie powiesz, że są rozrywkowi?- Sierżant uniosła jeden z kącików ust w czymś na kształt uśmiechu. Jej wypowiedź nie była żadną ironią czy przytykiem tylko prostym stwierdzeniem faktu, przez osobą która wie o czym mówi.
- No tak. No dobra to co się jeszcze stało, że się tak trochę...miotasz. - Hansem drążyła dalej dając Lili szansę się wygadać.
- Dwight zaprosił mnie na randkę.- Powiedziała Lili uprzednio biorąc głęboki wdech. - I zgodziłam się. - Mówiąc to patrzyła pytająco na rozmówczynię. - Ash! Randka! Ja nie wiem czy ja… yyy… no wiesz… pamiętam jak to się robi. - Kwestię tego czy jej wypada już przemilczała.
- To super. - Powiedziała niewzruszona Ashley z przyjacielskim uśmiechem. - Znaczy...chyba że żałujesz że się zgodziłaś? Żałujesz?
- Nie. Nie żałuję. - Odpowiedziała pośpiesznie Lili. - Bo chyba nie powinnam, prawda?
Ashley spojrzała na Lili jakby szukając odpowiedzi. Po chwili spojrzała w niebo i nic nie mówiła, kiedy już wydawało się że się nie odezwie znowu spojrzała Lili w oczy. - Moim zdaniem nie powinnaś się do tego zmuszać jeśli tego nie chcesz. Tylko że mówisz “nie żałuje”, więc chyba jednak trochę chcesz. - Dała chwile by Lili poukładała sobie co Ash powiedziała a potem kontynuowałą. - Uważam, że powinnaś iść i sprawdzić czy będziesz się dobrze bawić. Jeśli będziesz to znaczy, że wszystko jest w porządku. Jeśli nie, będziesz mogła się zastanowić co było nie tak.
Lili wypuściła głośno powietrze przez nos.
- Dwight jest miłym facetem. Tylko wiesz, to mój podwładny. - To była kolejna kwestia stanowiąca przeszkodę.- Nie chcę, nie powinnam sobie pozwolić na plotki czy pomówienia.
- Ok, brzmi jakbyś się też trochę bała...myślałaś żeby ...zminimalizować ‘romantyczny’ podtekst randki? - Zapytała Hansen zakładając że w tej dziedzinie życia Van Erp tak dawno nic się nie działo, że zaproszenie i jej zgoda, zapewnie zadziałało jak wrzucony do małego pomieszczenia granat.
- To też. - Sierżant zawahała się na chwilę. - To znaczy… my… on… ja… od dupy strony zaczęło się.
- Nie ważne od której, ważne gdzie pójdziecie z tym dalej. - Zaśmiała się Ashley. -Rozumiem dlaczego jesteś … trochę nie pewna, ale uważam że świetnie sobie poradzisz. Nie myśl o byciu przełożonym. Pomyśl o tym jakim miłym facetem jest Hauser i że możesz się po prostu dobrze bawić. Jeśli uznasz że potrzebujesz poduszki bezpieczeństwa zaproponuj podwójną randkę z “przyzwoitkami”. Zaproś kogoś kto wiesz, że nie będzie tego rozpowiadał i nie będzie was sztucznie ‘zaganiać’. - Ash próbowała podsunąć Lili sposoby które mogą sprawić że ta poczuje się pewniej i bezpieczniej w tej sytuacji.
- Przyzwoitka? Jak za szkolnych czasów?- Zachichotała Lili przypominając sobie randki z okresu liceum. I później, ze studiów, gdzie to ona głównie robiła za przyzwoitkę. I wyraźnie poprawił jej się humor. - Dzięki Ash. - Położyła ręką na ramieniu lekarki i delikatnie zcisnęła ją.- Jesteś pewna, że nie specjalizujesz się jeszcze w psychologii?*
- Rany Julek wydało się! - Ashley udała przerażenie. Po chwili jednak zaśmiała się sama. - Może powinnam zacząć kolejną specjalizację co by się nie nudzić na emeryturze. Ale serio postaw mu takie warunki spotkania w jakich Ty będziesz się czuła dobrze. Jestem pewna, że Hauser się dostosuje. No i baw się dobrze. A jak będziesz potrzebowała to przegadać możemy się wybrać na wspólny spacer. - Ashley zdecydowanie starała się zachęcić Lili do randki. Choć nie kazała jej rezygnować z własnego poczucia komfortu przy tym doświadczeniu.
- Postaram się. - Odpowiedziała jej van Erp. - Marge dzwoniła do mnie rano. - Szybko zmieniła temat.- Zaproponowałam jej małe zawody między nami A pilotami. Bilard. Piszesz się w razie czego?
- Uuuuu, “przyjacielskie” zawody w precyzji. Jasne, że się piszę. Jakieś nagrody czy tylko poczucie wyższości po zwycięstwie? - Ashley wyraziła optymizm na kolejną imprezę z pilotami. Odrobina rywalizacji powinna rozruszać towarzystwo.
- Zagramy o dobre trunki. Pół nagrody fundujemy my, pół oni. Ja naszą część już mam. Muszę jeszcze ludzi popytać kto chce. Po za Tobą Ronald już wyraził zainteresowanie. - Wyjaśniła sierżant. - Marge ma zapytać swoich. Powiem jej, że albo obiecują, że Gina będzie grzeczna, albo niech nie przychodzi. - Mówiąc to ponownie dotknęła miejsca na twarzy, które stało się celem pięści krewkiej pilotki.
- Powinnaś zaciągnąć Switch, ona dobrze gra...Nadal cię boli czy to tylko zadrapana duma? - Hansen przyjrzała się miejscu zderzenia pięści z szczęką oceniając ją swoją wiedzą medyczną.<musisz MG pytać >
- Czy ja wiem czy to zadrapana duma? - Lili skrzywiła się lekko. - Generalnie Gina wyszła na tym gorzej.
- No zrobiła sobie reputację...niemniej masz mnie w drużynie albo w zespole dopingującym. - Ashley potwierdziła swoją gotowość.
- Cieszę się. Dam Ci znać kiedy.- van Erp kiwnęła lekko głową. - Zobaczę kto jeszcze będzie chciał grać. Zaproponowałam wariant Chicago.
- Super będzie prościej je wbijać po numerkach a nie białe i połówki.- Ashley przytaknęła, i sprawdziła co robi jej podopieczny. Ten zmienił umaszczenia w nie wiadomo gdzie znalezionej kałuży. - Butch! Jak ty? Skąd ty wytrzasnąłeś błoto!?
- Też mi się marzy dzień w SPA. - Sierżant wybuchnęła śmiechem widząc co robi pupil lekarki. - A on to ma za darmo.
- Tiaaa wprost bije z niego zadowolenie… ok muszę zabrać mojego ‘brudasa’ na kąpiel. - Skomentowała AShley i ostrożnie by jak najmniej dotykać psa wzięła go na smycz. -Ok daj mi znać sms-em kiedy ten turniej. Nooo i powodzenia na randce.- Ashley uśmiechnęła się pokrzepiająco do Lili i zaczęła iść w stronę kompleksu mieszkalnego gdzie było jej mieszkanie. Po paru metrach do Lili dotarł pisk lekarki kiedy Butch postanowił się otrzepać dekorując kobietę latającym błotem.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 08-05-2019 o 20:24.
Efcia jest offline