Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2019, 20:40   #63
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Zły dzień....a napewno nie najlepszy. Część 1/2

Poranki

Bear załomotał pięścią o świcie. Dokładnie punkt szósta. Jak w zegarku. To musiał być on. Mocne silne uderzenia pięścią o drzwi.
Dzięki ulokowaniu sypialni odgłosy dobijającego się mężczyzny były by ledwo słyszalne. Niestety lekarka nie mogła zignorować Butcha który z czujniejszym słuchem podleciał do drzwi obwąchał je po czym wrócił do sypialni i zaczął tarmosić pościel. Skuteczny proces wybudzania nie da się zaprzeczyć.
Hansen z jękiem dezaprobaty wypełzła z łóżka, zdecydowanie za krótko spała. W drodze do nadal głośnego łomotania złapała za smycz Butcha.
Drzwi otworzyły się i na widoku Beara pojawiła się zaspana, zmęczona nadal wpiżamce Ashley.
Zanim cokolwiek powiedział zza niej wyleciał Butch skacząc, witając się z Anthonym o a chwile później w jego dłoni znalazła się smycz.
- Wróć z nim za godzinę. - Powiedziała zachrypiałym, zaspanym głosem. A potem drzwi się zamknęły, zostawiając Cook’a z Butchem na korytarzu.
Ten odpowiedział silnym łomotem w drzwi. Nie zamierzał się poddać. Ani odpuścić.
- Auuurgghhh - Hansen wydała z siebie długi przeciągły zirytowany jęk po czym wróciła do drzwi. Otworzyła je kolejny raz odzywając się swoim zaspanym ochrypłym głosem. - Jak chcesz kawy musisz poczekać aż uruchomię ekspres i przestać hałasować bo sąsiadów pobudzisz.
- Idziemy pracować przy trawniku i ogródku. Świeże powietrze orzeźwi cię bardziej niż kawa i przywróci jasność myśli.- odparł swoim mrukliwym głosem Cook.
- Dasz mi się przynajmniej przebrać czy może mam wyjść w piżamie, albo mogę pracować tez nago z wczorajszych rewelacji jakie powiedział Person to już nikogo nie zdziwi jeśli chodzi o ‘nas’. - Sarkazm mógł być mało słyszalny z uwagi na poranną chrypę. Butch dalej skakał i ciągnął Anthonego w stronę korytarza.
- Mam stać na korytarzu? Jak ty się będziesz przebierała?- zapytał niewzruszonym głosem Bear i spojrzał na psa. To spojrzenie sprawiło, że nagle się uspokoił.-Od kiedy ty przejmujesz się plotkami?
- Od kiedy probuje sobie życie uporządkować…- Powiedziała wycofując się do mieszkania. Drzwi zostały otwarte. Nieme zaproszenie by nie stał jak kołek przed drzwiami. W środku na podłodze nadal walały się sukienki Switch. Ash otworzyła szafę i wyjęła z niej ubranie. Idąc do łazienki zatrzymała się w kuchni i włączyła ekspres.
- A co do tego mają plotki?- stwierdził Bear wchodząc do środka.
- Normalnie. Chciałby sobie układać życie z kobietą o której krążą plotki z kim to nie spała? To czy spała czy nie już jest w tym momencie nie istotne. - Wyjaśniła łopatologicznie zza zamkniętych drzwi łazienki.
- Chciałabyś sobie układać życie z facetem, dla którego twoja reputacja jest ważniejsza od ciebie?- odparł Anthony pytaniem na pytanie.
-Ludzie są okrutni i potrafią zohydzić każdą rzecz i relację. Moja i tak jest kiepska, nie chcę dokładać paliwa do tego. - Odezwała się z łazienki Ash uznając, że Anthony jest pełen gówna. Owszem teraz mówi “nie przejmuj się”, ale kiedy miałby do wyboru kobietę “zepsuta” czy “normalną” jak każdy facet wybrałby tę drugą. Bo dla nich problem jest problemem wtedy kiedy zaczyna ich bezpośrednio dotyczyć. Ashley wyszła z łazienki przebrana w dres .
- Daj jeszcze minutę. - Powiedziała wchodząc do kuchni i podstawiając pod ekspres kubek termiczny.
- Jacyś konkretni ludzie… czy ogólnie?- zapytał Cook wzruszając ramionami.
- Ogólnie. Jakby byli konkretni to bym załatwiała konkretnie. - Powiedziała Ashley kończąc nalewać sobie kawy i zakręcając kubek. Spojrzała na Anthonego. - Też chcesz? Mam drugi taki kubek.
-Tak.- zgodził się Bear i dodał po chwili.- I dlatego wolę się trzymać od związków. Kobiety… komplikują wszystko.
- Myślę że nie doceniacie jak wy mężczyźni potraficie skomplikować życie. - Odpowiedziała mu Ashley szykując dla niego porcje kawy. Po wszystkim zapytała jeszcze o ewentualny cukier czy mleko. A tak naprawdę mogli ruszać na dwór.

Bear zaprowadził i ją i jej psa, wpierw do niedużej komórki pełnej narzędzi. A potem zabrali się za prace porządkowe. Anthony brał się za najcięższe z nich, pozostawiając Ashley lżejsze (co nie znaczy że lekkie) prace przy sadzeniu nowych kwiatków. On zajął się kopaniem, używaniem motyki. Przy tym wszystkim Cook nie odzywał się prawie w ogóle, poza wydawaniem krótkich poleceń. I rzucaniu patyków Butchowi bo ten upodobał sobie Anthonego jako głównego rzucającego, nawet jeśli zamiast rzuconego patyka przynosił mu inny,zazwyczaj większy, albo piłkę lub drzewko.
- Przerwa.-powiedział Cook po godzinie. Poszedł do składzika i przyniósł z niego dwie puszki piwa. Podał jedną Ash.
- Dzięki ale nie pije przed śniadaniem. - Powiedziała dopijając swoją resztę kawy. No tak śniadania też nie zjadła i ściskało ją w żołądku przez to.
Cook wzruszył ramionami i otworzył swoją puszkę, popijając piwo powoli.
- Będziesz szczęśliwa? Po tym całym uporządkowaniu sobie życia?
- Spytaj mnie jak już sobie je uporządkuje….ale widzę poprawę. - Powiedziała uśmiechając się kiedy Butch przyszedł do niej po porcję głasków.
-Jeśli tak twierdzisz.- podsumował mężczyzna z powątpiewaniem.
- Anthony z tego co zdążyłam się nauczyć to dla wam nie przeszkadzają… kobiety lubiące seks, póki nie są to wasze kobiety i co chwila nie spotykacie ich ‘byłych’- Powiedziała czując jak jej zdanie o inteligencji Anthonego pikuje w dół. - Tak, możliwe że będę bardzo szczęśliwa z mężczyzną z który będzie chciał ze mną być. Więc odpuść sobie te mądrości bo zaczynasz utwierdzać mnie że wy widzicie problem dopiero kiedy was bezpośrednio dotyczy. Tak jak wczoraj, Wszyscy wiedzieliście że może być dym jak Gina przyjdzie i zobaczy Guerre, ale czy pomyśleliście żeby się tą informacją podzielić z reszta z nas? Nie! Przynajmniej z Marge, żeby ta mogła pogadać z byłą Handsome i by nie robiła scen na imprezie. Która była po części by uczcić ich kolegów którzy zmarli jak nam Gargulca rozpierdzieliło. Ale po chuj się tym przejmować prawda lepiej uznać, że to nie problem? Lili dostała po twarzy interweniując, Marge się rozkleiła bo, słusznie zresztą, stwierdziła, że nie tak chciała uczcić nas i pamięć po kolegach. No ale to nie był wasz problem prawda, żadnego! Nikt z was nie pomyślał jak to się może skończyć!- Być może głód albo nadal żywy wkurw z poprzedniego dnia podsycały ilość ironii jaką była przesycona jej wypowiedź, w końcu wstała i ruszyła do budynku. - Zachowaliście się jak banda głupich piętnastolatków w tej kwestii. Idę zrobić sobie kanapkę, bo od wczoraj przed imprezą nic nie jadłam. - I poszła z Butchem przy nodze w stronę mieszkania.
Gdy wróciła Cook nadal cierpliwie pracował przy ogródku, w milczeniu zajmując się dalej jego porządkowaniem.
Ash po powrocie zabrała się za to co robiła wcześniej. Niby kanapka trochę ją uspokoiła, ale spokój i całkowicie niewidoczne oznaki jakiejkolwiek refleksji na Anthonym sprawiły, że ona również nie odzywała się do wielkoluda.
- Guerra… narobił wiele głupot w życiu i jest zbyt dumnym facetem, by się do nich przyznawać. Co oznacza, że nie zmądrzał.- mruknął po jakimś czasie Anthony. Znów milczał przez chwilę.-Nie wiem co dokładnie między nim i ową Giną zaszło. Wiem, że coś nieprzyjemnego dla niego i dla niej. Nikt nie wspominał, że to ma być ten rodzaj imprezy, więc… nie wiem… może chciał się… może liczył, że znajdzie okazję by się z nią pogodzić? W każdym razie nie chciał, by to się rozeszło. Może i zrobił błąd, ale ludzie… popełniają błędy.
- Jak jeden człowiek popełnia błąd no to wtopa trudno się mówi. Jak Siedmiu dorosłych facetów solidarnie pomaga mu popełnić kolejny to to jest porażka rasy ludzkiej! - Odgryzła się Hansen w ataku agresywnie sadząc kolejne roślinki.
- Nie pomogłaś Collier, ni Lili… dziewczyna męczyła się samotnie nagabywana przez nachalnego faceta całą imprezę. - odparł Bear.-Dopiero na końcu zyskała nieco oddechu.
- Och a ty jej rozumiem przyszedłeś z pomocą? I chyba zapominasz kto negocjował z Giną żeby się w końcu uspokoiła, ale fakt nie było już szamotaniny to nie było na co patrzeć.- Ashley nie była z tych których można było wmanewrować w poczucie winy. To co robił Bear doskonale znała, wybielał ich głupotę wypominając to co reszta zrobiła źle albo nie do końca poprawnie. Czyli jeśli: “ktoś inny spieprzył to nie można mnie winić za moje błędy”.
- Tak. Na końcu. - potwierdził Bear i spojrzał na swoje dłonie.- Mam duże i ciężkie łapy, wolę nie tykać kobiet. Bywają delikatne.
- To nie ma nic do rzeczy. Przekazując nam informacje możliwe, że mogliście w ten sposób tego uniknąć! - Hansen nie cierpiała jak natrafiła na ludzi którzy nie rozumieli o co jej chodzi. Po zachowaniu Antoniego widziała że dla niego temat jest niezręczny, trudny i bardzo niekomfortowy zwłaszcza im więcej wymówek stosował by odsunąć od siebie współwinę.
- Możliwe że masz rację.- przyznał Cook krótko.-Niestety… jest coś takiego jak męska duma… i męska solidarność. I cóż… wyszło jak wyszło.
Ashley miała powiedzieć coś bardzo złośliwego ale ugryzła się w język. Miała nadzieję że ich “męska duma i solidarność” nie odezwie się kiedyś na misji i ich pozabija. Kontynuowała sadzenie roślinek, przez następne dwie godziny. Sporadycznie robiąc sobie przerwę by napić się wody i rzucić zabawkę psu. Na dzień dzisiejszy miała dosyć Beara, powoli dawało jej się we znaki niewyspanie.

Propaganda


Ashley miała kiepski dzień, przymusowe roboty ziemne, niewyspanie. Nadal świeży wkurw na męską część oddziału, osobny wkurw na Switch i rozczarowanie postawą Hamato.
Ogólnie nic tylko się położyć i zakopać w jakiejś norze. Choć Butch by jej na to nie pozwolił ten nadpobudliwy worek mięśni nie pozwalał jej na ‘smęty’.
Sama idąc za ideą by jednak negatywną energią trzeba zastępować pozytywna postanowiła zrobić coś miłego. Napisała odpowiednią wiadomość do odpowiedniego człowieka.
Po zebraniu paru drobiazgów i psa wyszła z domu i skierowała się na tyły messy.
Odebrała pakunek i ruszyła w stronę Św. Józefa. Szpitala wojskowego gdzie wcześniej pracowała a teraz miała zmiany jako rezerwowy lekarz.
Wyposażeni w odpowiednie karty ID, Hansen jako lekarz, Butch jako pies terapeutyczny, wkroczyli do szpitala i skierowali się na trzecie piętro z pokojami osobowymi.
Akurat natrafili na moment rozdawania obiadów. Po wyjściu pielęgniarki Hansen sama weszła do środka z radosnym.
- Hej Wolvie! Przyjmujesz już gości? - Butch rozglądał się po pomieszczeniu jednoosobowej sali, choć bardziej interesował go zapach wątróbki która podawana była w celu poprawienia produkcji czerwonych krwinek.
- Jeśli nie liczą na domowo wypiekane ciasteczka, to tak.- odparł mężczyzna odkładając na bok książkę którą czytał. Dość staromodny wybór w epoce e-booków.
Butch chwilowo zignorował człowieka i podszedł do stolika skąd wydostawał się zapach szpitalnego jedzenia. Położył łeb na stoliku i dopiero wtedy przybrał minęgłodującego zwierzęcia.
- Tym razem to ja przynoszę wałówkę i mam coś lepszego od ciastek. - Zaśmiała się Ashley, unosząc w górę torbę, ale jeszcze nie wyjmując z niej zawartości.
- Nie musiałaś. Ale nie odmówię.- odparł Jones z uśmiechem.
- Nie no jak wolisz szpitalną wątróbkę…- Zaczęła, wyjmując z torby to co przygotowała w domu.Kawałek soczystego steku z ostrym ziołowym sosem. -...zawsze mogę dać to psu. On nie gardzi- Butch zmaterializował się koło łóżka porucznika jużjawnie żebrząc.
- Możesz podzielić na połowę.- zadecydował łaskawie porucznik.
- Wspaniałomyślnie, ale spokojnie.Całość jest dla ciebie, ale jak chcesz oszukać pielęgniarki możemy mu dać wątróbkę. - Zaśmiała się Ashley. Lubiła tego człowieka, był zawsze w porządku. Usiadła na krześle dla gości. - Ok a jak w ogóle się czujesz?
- Znudzony. Przede wszystkim i głównie znudzony.- odparł weteran leżąc na łóżku.- Tak znudzony, że czytałem raportu z naszej ostatniej misji.
- Oho,.. srogo. Przynajmniej dostarczyło ci to rozrywki?
- Można tak powiedzieć.- ocenił po chwili namysłu.-JR. zawsze miała szalone pomysły i dużo szczęścia.
- Oj tak zdecydowanie przegapiłeś widowisko, ale jak poprosisz Hamato to da ci powtórki filmu nagranego z mojego kasku.- Ashley zabrzmiała niewinnie. - Co poza tym sądzisz o rozwoju sytuacji? - Chodziło jej o dalsze zderzenie ich sierżantów ale równie dobrze mogła usłyszeć jego zdanie o sytuacji z misji.
- Nasze panie sierżant… powinny się nauczyć współpracować ze sobą. A McAllister powinna sobie przypomnieć, jak cudownie podejmować decyzję wiedząc, że od ich wyniku zależy życie jej ludzi.- odparł dobitnym tonem Phil i położył się wygodniej na łóżku, kładąc sobie potrawę na brzuchu i dając Butchowi kawałki mięsa odrywane palcami.- Czy może ci chodzi o to, co widziałaś?
- Głównie o relacje w drużynie,...ale tak widoki mieliśmy...nie z tej strefy rozumienia. - Przyznała niechętnie, kiedy byli na misji musieli się trzymać w karbach dyscypliny, podobnie w OKO, ale tutaj w bazie wszystko powróciło i Ashley musiała przyznać, przynajmniej przed samą sobą, że to nadal przekracza jej normy. Dodatkowo ta sytuacja z wczoraj.
- Niewiele mogę ci powiedzieć… bo są to rzeczy tajne, ale jak pewnie wiesz… Chińczycy i kilka innych państw łamało i łamie konwencje praw człowieka, przez ulepszanie kodu genetycznego i projektowanie dzieci. Takie… ulepszeni obywatele nie zawsze są tylko odporni na choroby genetyczne i podpakowani mentalnie. Niektóre eksperymenty są bardziej śmiałe.- rzekł poufnym tonem i bardzo cicho, zerkając przy tym na kamerę.-I… muszę przyznać, że ciężko mnie zaskoczyć. A co do drużyny…
Tu odezwał się głośniej.- Są ludźmi… urodzonymi z matek i wyhodowanymi za pomocą doboru naturalnego w miejsce probówki… z całym dobrodziejstwem wad i zalet jakie to niesie. Zostali wyszkoleni i sprawdzeni w boju. Mogą mieć swoje wady i popełniać błędy, ale każdemu z nich zawierzyłbym swoje życie. Ty nie?
-Nie wiem czy chcesz usłyszeć moją prawdziwie szczerą odpowiedź. - mruknęła z lekką ironią. Na misji nie było innego wyboru niż wykonywać rozkazy i pilnować sobie pleców. Czy po misji nie miała czasem ochoty kogoś potrząsnąć...miała. Przekrzywiła głowę na bok.- Mała dygresja jesteś zadowolony z pokoju? Czy mam przekazać komu trzeba by wpadał częściej robić porządek? - To że byli obserwowani nie było niczym nowym, niemniej logi, filmiki, elektronika lubiła się psuć i gubić. Wystarczyło przekazać info pewnemu Azjacie.
- Nie. Tym bardziej, że generalnie nie bardzo się przejmuję warunkami w jakich śpię.- machnął ręką Wolvie.-Nie kłopocz się.
- Jasne. - Przytaknęła Ashley z lekkim uśmiechem. - Przegapiłeś imprezę,...była taka sobie.- Zaczęła Hansen czekając na znak, że ma kontynuować.
- Za stary już jestem na imprezy. Nie wiem ile pociągnę, ale jeśli nie muszę walczyć to wolę stare książki i stare filmy. Z pewnością Lili mnie tam godnie zastąpiła.- odparł porucznik.
Ashley zamyśliła się przypominając sobie, szarpaninę, opowieści o tango które przegapiła i ogólnie wszystko. - No wieczorowa zdecydowanie leżała na niej lepiej niż na tobie. - Puściła żart, pomijając komentarze o wtopach jakie się wydarzyły.
Wolvie zaśmiał się na ten żart i dodał. - Jednak nie żałuję. To nie jest impreza dla mnie. Dlatego też jak ognia unikam awansów. Im wyżej się pniesz, tym mniej zostaje tobie żołnierskich obowiązków do wykonania, a więcej tych za biurkiem i oraz tych towarzyskich. To nie dla mnie.
- Mówisz że nie ma co liczyć na towarzyski grill pod chmurką? ...Tragedia. - Podpuściła go lekarka widząc jak mężczyzna lubi takie spędzanie wolnego czasu.
- W małym gronie… może.- zadumał się Wolvie i wzruszył ramionami.-I pod warunkiem drzemki zaraz po posiłku. Spokojne trawienie grillowanego w moim w wieku wymaga już snu.
- Jasne zobaczymy kiedy cię wypuszczą, choć pewnie nie będzie to długo, - Przyznała lekarka bezczelnie przeglądając dokumentację medyczną przewieszoną przez ramię łóżka. - Wyniki masz bardzo dobre.
- Długo mnie tu trzymać nie będą. Zresztą co mieli wymienić w moim ciele, już dawno wymienili.- potwierdził porucznik i spojrzał na dziewczynę dodając poważnie.-A co do mojej niesfornej gromadki, to widziałem za wiele heroicznych śmierci, by nie ufać swoim podkomendnym. Także takich poświęceń, których się nie spodziewałem. Dlatego wolę nie oceniać surowo moich podwładnych… oszczędza mi to wyrzutów sumienia, przy ich trumnach.
- Cóż mówisz ...rozmawiasz z lekarzem, my nie mamy sumień…- I znowu przypomniała sobie Paula. Kolejny raz ukuło ją w środku.
- Ja też nie powinienem. Chyba wymieniono mi już całe serce.- zaśmiał się Wolvie i spojrzał na dziewczynę dodając.- Niemniej… cóż… im dłużej walczyłem, tym bardziej stawałem się wyrozumiały dla moich podkomendnych. A co do scysji między paniami sierżant, cóż… rozejdzie się po kościach. Sama zobaczysz.
- Trochę chyba już się rozeszło...choć zobaczymy jak bardzo na kolejnej misji prawda? -Lekarka przytaknęła.
- Z pewnością.- odparł enigmatycznie Wolvie z tajemniczym uśmiechem błąkającym się mu na ustach.
- No dobrze. Dzięki za wspólny czas Wolvie...cieszę się, że jesteś w formie. - Powiedziała ze szczerą sympatią. Naprawdę potrzebowała poczuć że udało jej się przywieźć przynajmniej swój team w dobrym stanie.
- Ciężko mnie zabić. Musi ktoś nade mną czuwać tam w górze. I ma ze mną sporo roboty.- zaśmiał się Jones na pożegnanie.

Sprzątanie siebie...i życia

Ashley i Butch wracali ubłoceni. podczas Spaceru spotkali van Erp która w dosyć krótkiej ale absorbującej rozmowie sprawiła że Argentyńczyk miał swoje pięć minut swawoli. Pies był zachwycony Hansen nie bardzo. Zwłaszcza, że po wyszorowaniu psa trzeba było jeszcze wysprzątać mieszkanie zwłaszcza łazienkę. Zajęcie które się dłużyło niemiłosiernie z uwagi na zmęczenie jakie mimo nadaj dużej ilości godzin do końca dnia.
Po wszystkim sama wzięła gorący prysznic. Założyła swójnajwygodniejszy dress i sweter.
Nie miała siły na wymyślne gotowanie wiec usmażyła sobie na szybko jajecznicę. A po posiłku legła na kanapę gdzie szybko dołączył do niej Argentyńczyk. Hansen narzuciła na nich koc i włączyła telewizje. Szybko jednak odpłynęła w drzemkę zmęczona po niewyspanej nocy, roboczym poranku i spotkaniach terapeutycznych.
Dzwonek do drzwi oznaczał, że ktoś się dobija do jej mieszkanka choć w cywilizowany sposób.
- Nieennn…- Wydobyło się spod koca, Ash nawet nie sprawdzała ile drzemała, jej ciało mówiło jasno “Niewystarczająco”. Butch zerwał się niezgrabnie z kanapy i podbiegł do drzwi szczekając w podnieceniu.
“Nawet nie mogę udawać że mnie nie ma” pomyślała na granicy płaczu. Niemniej zwlekłą się z łózka i poszła do drzwi ziewając. Nawet nie sprawdziła kto to po prostu otworzyła drzwi wyglądając kto stoi za nimi.
- Przychodzą z sześciopakiem pokoju.- rzekła na powitanie Louise. Workowe spodnie i luźny t-shirt świadczył, że nie było w jej planach flirtu. Spojrzała na Ash pytając.-Nie w porę?
- Nie. - Powiedziała zachrypniętym zaspanym głosem lekarka czując jak irytacja i złość na nowo wypływa na powierzchnię. - Choć przynajmniej zabierzesz swoje rzeczy. - Powiedziała oschle i odsunęła się wpuszczając snajperkę do środka.
- Widzę, że masz do mnie jakiś uraz.- mruknęła dziewczyna i wzruszając ramionami dodała stawiając na stole w kuchni.- Nie mam pojęcia czemu, ale jestem gotowa posypać głowę popiołem. Jak chcesz… mogę rzeczywiście przyjść później.
- Jestem zmęczona i chce się zdrzemnąć.- Hansen powiedziała obojętnie starając się panować nad złością i irytacją. - Co do mojej ‘urazy’ no cóż...jeśli sama nie rozumiesz jak swoim zachowaniem mnie wczoraj załatwiłaś to twoje ‘kajanie się na pokaz’ jest całkowicie bezcelowe i możesz je sobie darować. - Kobieta stała przy ścianie koło wejścia do małego korytarza z drzwiami do wyjścia, ewidentnie czekając aż Louise zabierze rzeczy i sobie pójdzie.
- A ty łaskawie nie zdradzisz mi powodów swojego zagniewania, co?- odparła nieco smętnie Louise. Po czym przez chwilę milczała. Spojrzała na swoje rzeczy i ruszyła po nie.- No cóż… dobrze wiedzieć, jak bardzo cenisz naszą przyjaźń.
Westchnęła ciężko i zabrała swoje torby kierując się do wyjścia.- Piwa możesz wypić lub wylać. Na mój koszt.
- Łaski bez Louise. - Skomentowała Hansen na komentarz o przyjaźni i piwie. Uznała Switch za hipokrytkę, mówiącą o przyjaźni. Znały się bardzo długo i żołnierka dobrze wiedziała jak Hansen podchodzi do zachowania w miejscach publicznych w bazie. Jej próby wciągnięcia Hansen w taniec erotyczny w obecności innych współpracowników były już przekraczaniem granicy. Nie wspominając jej upór dotyczący Lili. Jeśli po takim czasie Switch nie rozumiała Hansen, najwyraźniej nie były takimi przyjaciółkami jakby się wydawało. Choć pewnie Hansen rozegrałaby tę rozmowę inaczej, gdyby nie zmęczenie.
Meyes nic już nie powiedziała tylko zabrała swoją torbę i wyszła ze smutną miną. Ashley trzęsąc się ze złości wróciła na kanapę. Usiadła na niej chwile później Butch przyszedł poprzeszkadzać jej w złości. Ashley nawet się uśmiechnęła i przytuliła zwierzaka. Pachniał nadal jak mokry pies, ale czysty mokry pies.
- Dobry pies. - Powiedziała płaczliwie i położyła się znowu zakrywając kocem chcąc jeszcze chwilę odpocząć.
 
Obca jest offline