Wieczorem zaczęła się stypa. Zgodnie ze zwyczajem, wspominki zmarłego na bogato.
Uczta dla gości była sporym ale koniecznym wydatkiem.
I była także ucztą dla oka. Atłasowe tkaniny, pierścienie z klejnotami, pasy wyszywane jedwabnymi i złotymi niciami. Baa… nawet potrawy nie tylko kusiły zapachem, ale pięknem. Basia zdawała sobie że na tą ucztę wydano pewnie cały kuferek monet. A przecież nie tylko za posiłek zapłacono, ale i za muzykantów, którzy przygrywali gościom.
Rzewna muzyka pasowała do nastroju żałoby, tak jak uszyta z czarnego aksamitu i ozdobiona koronką jaką nosiła młoda wdowa. Wraz z wyszywaną perłami siateczką na trefionych włosach i diamentową kolię na szyi. Była była wielką damą i przyglądając się mademoiselle Lanoire...
Zjawiskowej jak zwykle, Basia miała wrażenie, że jest jej młodszym odbiciem. Zarówno kolia jak i suknia, oraz fryzura zostały dobrane wedle gustu francuskiej ochmistrzyni. Ta na szczęście mogła się jednak poszczycić dobrym gustem. I przez to młoda wdowa po Żmigrodzkim przyciągała spojrzenie każdej osoby składającej kondolencje na jej młode dłonie.
A było tych osób sporo. Basia starała się zapamiętać każdego z tych notabli, ale… każdy z nich miał tytuł (lub kilka nawet), imię (lub kilka) i nazwisko. Basia starała się każdy z tych ciągów skojarzyć z twarzą, ale wkrótce było ich zbyt wielu i pozostało dziewczynie tylko odpowiadać grzecznie i z uśmiechem. Oraz wyglądać smutno… w końcu była kobietą w żałobie.
I musiała radzić sobie sama. Cosette tym razem czuwała nad nią z daleka, a sam Michał Gierałtowicz pilnował porządku na sali i by goście zasiadali na przeznaczonych dla nich miejscach pilnując porządku wśród gości, bo wszak nie wypadało się kłócić, a tym bardziej pobić na stypie (choć upić do nieprzytomności już jak najbardziej).
Basia po przywitaniu sznuru znakomitych gości i wysłuchaniu ich życzliwych słów współczucia związanego z owdowieniem w tak młodym wieku (czasami prawdziwych, częściej nie…) i usiadła na honorowym miejscu. Pomiędzy nobliwym świeżo wyniesionym do tej funkcji biskupem krakowskim
Kazimierzem Dębskim, oraz sztywną i nobliwą również Barbarą i również
wdową tyle że z rodu Firleyów. Basia nie zapamiętała po którym z nich Barbara była wdową, a zimny charakter starszej kobiety bynajmniej nie ułatwiał tego. Biskup był co prawda bardziej rozmowny, ale mimo tego dziewczyna czuła się pomiędzy nimi więźniem. I musiała baczyć na to co mówi, gdzie i na kogo się patrzy i jak długo, oraz ile je i czego… i wszyscy święci brońcie przed upiciem się winem. Taka swawola była godna młodych i starych szlachciców… a i nawet w takim przypadku okraszona była złośliwymi uwagami wdowy po Firleyu. Młoda wdowa musiała się więc pilnować, a choć czasem jej spojrzenia prześlizgiwały się po jakimś szlachcicu, to kose spojrzenie Barbary sprawiało, że jasnowłosa opuszczała wzrok na stół. Więcej swobody miała w przyglądaniu się żonom i córkom szlachty. A przez doświadczenia jakie nabyła podczas rozmów i zabaw z Cosette sprawiły, że wodziła wzrokiem po ich gładkich liczkach, piersiach uwięzionych w gorsetach i sukniach. I pojawiały się w jej głowie myśli, które wcześniej nie miałyby prawa zakwitnąć. Ochmistrzyni pokazała jej nowe horyzonty.
Aż w końcu nadszedł czas na jej przemowę.
Michał dał znak grajkom, by zaprzestali brzdąkania. Wyszedł na środek sali i tubalnym głosem uciszył rozmowy. Następnie oznajmił, że dziedziczka Żmigrodzkich przemówi do gości.
I wszystkie spojrzenia skupiły się na Basi, która poczuła jak odruchowo wciska się w krzesło.
Niewątpliwie Cosette z panem Michałem to zaplanowali. Chciała władzy, samodzielności i niezależności? Miała okazję przekonać się co to oznacza.
Wszystko to bowiem wiązało się z odpowiedzialnością, z oczami skupionymi na niej i brzmieniem decyzji spoczywających na jej kruchych ramionach.
Zarówno tych dobrych czy ty złych?
Ta przemowa była próbą dla Basi. Miała okazję pokazać swoim opiekunom, że potrafi poradzić sobie w takiej sytuacji. Że nie potrzebuje klatki którą oboje budowali wokół niej, nawet jeśli była ze złota i pełna wygód.
To był czas jej próby, więc wstała mimo tego, że nogi jej drżały i...