Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2019, 21:36   #87
Dhagar
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Negocjacje przyniosły wymierne efekty, ale przynajmniej odzyskać miał swoje rzeczy z czego był zadowolony. Inną sprawą było rozprawienie się z dzikunami, do czego potrzebowali większego planu, siły ognia, pułapek… Ale to już nie była w tej chwili jego sprawa. Był póki co wyłączony z akcji z powodu odniesionych ran.
- Zabiorę się wozem do Night City. W aktualnym stanie bardziej bym przeszkadzał niż pomagał. Ten dzień przyda się na podlizanie ran. - skwitował wprost.

- Myślę, że odpoczynek przyda się nam wszystkim. A zwłaszcza wam. Dobrze, w takim razie proszę przygotujcie się do podróży bo będę zmuszony nalegać aby błękitna furgonetka wyjechała stąd jak najszybciej. - szef karawany uśmiechnął się lekko, skinął głową aby się pożegnać po czym odwrócił się i odszedł.

- To ja idę się spakować. Właściwie nie mam za bardzo co to powinno być szybko. - George skinął głową Marcusowi i też ruszył ku wyjściu na zewnątrz gdzie z kolei były wejścia do pokoi na parterze.

Marcus wzruszył ramionami. On sam nie miał wiele rzeczy do spakowania. Praktycznie rzecz mówiąc wszystko co miał przy sobie aktualnie było jego majątkiem. Dlatego irytowało go to, że musiał czekać na zwrot swoich rzeczy aż nie rozprawią się z dzikunami. Cóż, trzeba było się przystosować do sytuacji, nie pierwszy w sumie raz.
Stał teraz oparty o wóz, czekając aż skończą pakować ciała zabitych oraz rannego. Gdy w końcu wszystko było na miejscu on również wsiadł do środka, na pakę. Towarzystwo trupów mu nie przeszkadzało, gorsze rzeczy miał już za sobą.


---

Kierowca raźno zajął swoje miejsce i uruchomił maszynę czekając aż dwóch ostatnich pasażerów zajmie swoje miejsca. Wcale nie było to takie łatwe. Jedną boczną ławę wzdłuż burty zajmował półprzytomny ochroniarz a podłogę zaściełały koce i płachty pod jakimi były ciała dwóch zabitych karawaniarzy. Dla dwóch lżej rannych pasażerów, Marcusa i Georga, została więc do dyspozycji wolna ławka po przeciwnej stronie.

W końcu ruszyli w drugiej połowie dnia aby wyjechać z Espanioli. Jechało się zdecydowanie sprawniej i szybciej niż w konwoju. Alex jechał w detroidzkim tempie i stylu wreszcie nie musząc się ograniczać innymi “niedzielnymi kierowcami”. Czyli właściwie każdego spoza Detroit. Do osady w jakiej poprzednio doszło do zderzenia dwóch samochodów i nieplanowanej naprawy i postoju prawie na cały dzień dojechali o wiele szybciej niż gdy jeszcze na wpół po omacku jechali przedtem w przeciwną stronę. Granatowa furgonetka z werwą zajechała przed już całkiem znany trójce spośród przytomnej czwórki osób podróżujących vanem.
- Co z nim? - Alex gdy zgasił silnik zapytał wskazując kciukiem na powalonego gorączką i pogrążonego w letargu ochroniarzu Federaty.

Przejazd z detroiczykiem za kierownicą do najspokojniejszych nie należał, ale przynajmniej nie rozbił samochodu po drodze.
- Wygląda na to, że dogorywa. Ale lepiej spytajcie jakiegoś lekarza o to. - rzekł prostując i masując ranną nogę. Wstrząsy po drodze nie były najlepszym sposobem na szybszą kurację.

- Pytam lekarza. - Alex wskazał brodą na wysiadającą z pojazdu Vesnę. George też wysiadł i stanął przy burcie samochodu czekając na to co z tego wszystkiego wyjdzie.

Technik nie odpowiedziała od razu, zajęta kończeniem żucia tego co miała akurat w ustach. Tym razem był to jeden z placków bananowych, urozmaicony suszoną figą. Rzuciła żurawia aby ocenić stan rannego i wzruszyła ramiona.
- Wiecie jak jest, loteria - westchnęła smutno, pociągając z manierki kompot - Jeśli nie dojdzie do zakażenia krwi, ani nie uaktywni się żadna wada wrodzona o której nie wiemy i nie możemy jej wykryć… wtedy przeżyje. Czeka go długa rekonwalescencja, szybko nie wyjdzie z wyra. Ze swojej strony zrobiłam co się dało, teraz chłopak potrzebuje czystej pościeli, dobrej opieki… i czasu - skrzywiła się - Święty spokój też jest wskazany.

- No ale zostawić go tutaj czy zabieramy go do środka? - Alex machnął brodą w przeciwstawnych kierunkach wskazując to na otwarte wnętrze pojazdu to na niedaleko stojące drzwi do wnętrza lokalu.

- W środku będzie chłodniej - Vesna mruknęła ponuro, tęsknie patrząc w stronę budynku - Wszystko lepsze niż ten piekarnik na kółkach.

- Zatem ruszcie się i pomóżcie go przerzucić. Chyba że wolicie aby zdechł w środku. - Marcus spojrzał na resztę i zabrał się do wyjścia z wozu. Jeśli tamci chcieli mu pomóc to wspólnymi siłami przenieśli by rannego do środka. Ale jeśli nie cóż, nie miał zamiaru samemu się przemęczać i po prostu ruszyłby do lokalu.
===================


W środku Vesna z ekipą zaczęli już swoje rytuały powitalne i godowe, na co Marcus tylko uśmiechnął się znacząco. Ci zawsze mieli w głowie głównie zabawę, choćby mieli zaraz zginąć. On sam jakoś nie miał do tego drygu.

- Nie żebym narzekał na wasze urocze powitanie, ale sam też bym z chęcią skorzystał z usług tego baru. - mruknął do barmanki gdy ta odeszła przyjąwszy w końcu zamówienie. Siadł ciężko przy jednym ze stolików nieopodal. - Pokój, kąpiel i coś dobrego na ząb. Może być to ciasto i piwo. - Nie planował większych rozrywek podczas odpoczynku. W końcu to Vesna miała zająć się oficjalną częścią całej misji, gdy już skończy się zabawiać z facetem. Miał zatem czas do rana. Mnóstwo czasu na wypoczynek.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline