Gnimnyr nie oponował, kiedy zaczęli realizować plan Rusłana, polegający na jeździe od doliny do doliny. Wprawdzie widział jeden z licznych problemów związanych z realizacją tego planu, a mianowicie to, gdzie zaczynali poszukiwania, ale się nie odzywał. Przecież te góry ciągnęły się zarówno w prawo, jak i w lewo od miejsca, gdzie się obecnie znajdowali i nijak nie szło zbadać ich wszystkich. Ale gdy znaleźli ślad po trakcie, jego wątpliwości nieco się zmniejszyły. Nieco, bo krasnolud za bardzo nie wierzył w to, że trafią od strzała, za pierwszym razem. Jednak był to punkt zaczepienia, a jak wiadomo tonący brzytwy się chwyta.
- Dobre miejsce, jak każde inne – zgodził się na postój we wskazanym przez Yarislava wykrocie. Nie znał się na tym, ale skoro przewodnik mówił, że jest dobre, to pewnie takie było. Potem popatrzył na Rusłana. – No właśnie. Czego lub kogo możemy się tu spodziewać? – zatoczył ręką szeroki łuk obejmujący większość znajdującego się wokoło pustkowia. – Przecież tu nikogo nie ma.