- A żeby was pokraki zaraza wybiła... - pacnięcie w hełm zirytowało Detlefa. Mocniej naparł na żerdź i razem z pozostałymi tyczkarzami skierowali barkę na środek nurtu. Dalsze zajmowanie się łodzią musiało jednak poczekać, bowiem na pokładzie pojawili się sprawcy zamieszania - kilka zielonych poskud nadzierających się w swoim plugawym języku nie wiadomo, czy z przerażenia, czy raczej chcąc dodać sobie animuszu. A może jedno i drugie.
- Kuzynie, przywitajmy naszych zielonoskórych gości tak, jak nasza tradycja nakazuje! - zawołał do Galeba odkładając tyczkę i sięgając po tarczę i topór. Dziesięć metrów liny pozwalało mu na całkiem spory zakres ruchów na pokładzie - dla tych goblinów, którzy uciekną poza jego zasięg miał jeszcze pistolet i garłacz.
- Bij grobich! - zaryczał i rzucił się do ataku na najbliższego wroga.