Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2019, 13:29   #354
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Stimy był ponad czterdzieści stóp nad tą tragiczną sceną. Możliwości już dawno mu się skończyły. Nigdzie wokół nie było miejsca, by przywiązać linę, a czar lewitacji skończył się, gdy sięgnął po kuszę, by poprawić celność.

Mógł jedynie obserwować z góry, jak w bladym świetle zrozpaczona półelfka rozrywa podłużne ciało czerwia, jak wydobywa z jego wnętrzności coś, co kiedyś było Jorisem. Cała umazana we krwi rozpacza nad ciałem. Mógł, ale postanowił działać.
- TORIKHĘ! UŻYJ ZAKLĘCIA! JUŻ !!!!!! - kto przypuszczałby, że niziołek jest w stanie tak głośno krzyczeć.
Selunitka nie zareagowała na krzyki, pogrążona we własnym i okrutnym świecie. Odgłos jej zawodzeń przypominał nieco wycie banshee - szczęśliwie mało niebezpieczne dla żyjących… a i umarli mieli na to z deczka wylane.

Stimy raz jeszcze nerwowo rozejrzał się. Nic, nie było nic, co dałoby się zauważyć, a mogłoby przysłużyć się do pomocy.
- NIE MAM JAK ZEJŚĆ !!!!!!

Trzewiczek bał się, że zaślepiona smutkiem Selunitka, miast pomóc jeszcze żyjącym towarzyszom odda się rozpaczy, tym samym skazując ich na śmierć. Bo żyli jeszcze, prawda? Mogli.

~ Nic co dałoby się zauważyć. ~ Stimy szybko zerwał cięciwę z kuszy, pocierając o sztylet rozciął na dwie części, bełt złamał na pół.

- Powstań sługo…
Stimy raz po razie rzucał w powietrze złamanym bełtem i struną, aż za którymś razem zawisły w powietrzu, by wsiąknąć w coś niematerialnego, nienamacalnego. To coś ruszyło, choć ciężko było dojrzeć jakikolwiek ruch, w stronę porzuconej liny. Trzewiczek zaś powtórzył czynności ponownie. Po chwili drugi sługa wraz z Trzewiczkiem podszedł do pierwszego.

Trzewiczek złapał za, z jakiegoś powodu unoszącą się w powietrzu, linę i spojrzał w dół.

Przerażonymi oczyma dostrzegł zmasakrowane ciało elfa, które martwymi, nieruchomymi oczyma wpatrywało się w górę, na niego. Patrzył, jakby mając wyrzuty. Słyszał jego głos w głowie.

~ To twoje dzieło mości Trzewiczku, twoje... - Trzewiczek odpędził te myśli wstrząsając głową i zaczął schodzić. Wystarczyło, że trzymał się liny, a ta sama opuszczała go niżej i niżej. Nie zszedł na sam dół. Zasięg zaklęcia na to nie pozwalał. Lecz po chwili i tak klapy plecaka Tori, jakby same z siebie zostały otwarte. Nie minęło dużo czasu, a drugi niewidzialny byt spośród wyjmowanych przedmiotów odnalazł miksturę, która w ocenie Trzewiczka była ową miksturą leczniczą, o której mówiła kapłanka. Duch trzymający eliksir podszedł w stronę elfa i podał mu miksturę zmuszając do wypicia zawartości. Większość wylała się na boki przez martwe usta.

Niedane było niziołkowi obejrzeć braku efektu, zaraz po wykonaniu tej czynności rozkazał bytowi na górze wciągać linę. Zaczynał odczuwać zmęczenie, nie chciał myśleć co by było, gdyby nie wrócił na górę. Jak wyszliby z tej piekielnej otchłani?

Trzewiczek został wyciągnięty po linie zostawiając za sobą jęki przywodzące na myśl potępionych w piekielnych otchłaniach. Jak wystraszony zając rzucił się na plecaki, które wadziły w walce swoich towarzyszy. Zaczął je przebierać, wyjmować, wysypywać (gdy upewnił się że w środku nie ma już żadnych szklanych fiolek). Prócz zawodzenia kapłanki nie słyszał z dołu żadnych dźwięków sugerujących, że Marduk odzyskał przytomność.

W plecakach odnalazł kilka przedmiotów jarzących się bladym blaskiem. Były to magiczne przedmioty. Coś dziwnego wydarzyło się wtedy, gdy spojrzał w tamten kamień i po dziś dzień dostrzegał magię zaklętą w przedmiotach gołym okiem.

Mikstury leczenia, zwoje, które sporządził dla Jorisa, ogień alchemiczny, antidotum...

Trzewiczek złapał za zieloną buteleczkę z czarnym płynem opisaną jako odtrutka i już miał ponownie schodzić w dół. Nagle poczuł się jakby odzyskał słuch i wzrok. Do jego uszu dobiegło łkanie Tori. W oczy uderzyło wspomnienie martwych twarzy i licznych obrażeń Marduka i Jorisa. A do świadomości Stimiego coraz natarczywiej dobijała się myśl, że elf nie odzyska już życia. Ta robacza myśl całkowicie zatruła jego umysł gdy ponownie spojrzał w dół w otchłań, z której wiało przenikliwym chłodem śmierci.

Nie lubili się. Chyba. Ale to strata elfa zakuła go boleśniej niż strata Jorisa. Wiązał z tym kompanem wiele nadziei. Tak wiele odkryć czekało na nich dwoje. Miał pomóc mu ze smokiem, mieli razem rozwikłać zagadkę ksiąg i teleportów, a na koniec mieli się zaprzyjaźnić.

Stimy usiadł na skraju przepaści i spojrzał w górę. Widział tam przeróżne rzeczy, mimo że patrzył jedynie na skały. Jego nogi huśtały się radośnie, lecz oczy spowiła wilgotna mgła. Odczuwał jakiś taki... piękny smutek.

~ Żegnajcie. ~ Nie powiedział, lecz pomyślał i chlipnął nosem.

 
Rewik jest offline