Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2019, 20:49   #108
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Trzym się - Maroldo rzucił na pożegnanie do Remo, po czym spojrzał z nieco większym zaciekawieniem na nową partnerkę.
- Niedostępny nie jestem, styrany co najwyżej - wyjaśnił półżartem. - To zadanie tylko komplikuje się z każdym dniem, Zaczynaliśmy w trzy osoby od misji pozyskania szefa gangu i śledztwem w sprawie nowego dragu a teraz to jak pożar burdelu, który próbuje ogarnąć pół pionu operacyjnego firmy. Przyjechał mój motor i nowe ciuchy - błądzące po niewidocznym tekście oczy świadczyły, że dostał wiadomość. - Przebiorę się i opowiem ci wszystko po drodze. Znasz się na przesłuchaniach?
- Wyzwanie - podsumowała krótko. - Co nieco, zależy jakich. Nie jestem dobra w długich, wymagających cierpliwości podchodach do obiektu przesłuchania. Poczekam, podstawowy sprzęt przywiozłam ze sobą - skinęła mu głową.
- I tak nie mamy czasu na długie podchody - oznajmił jej Mik. - Zorganizuj sobie pancerz i tarczę energetyczną, jak nie masz. Generalnie jest tak, że w każdym momencie i miejscu ktoś może zacząć do nas strzelać. Zwłaszcza jak jesteś ze mną - mrugnął okiem i zjechał do podziemnego garażu, gdzie czekał firmowy kurier. Terenowy motocykl, chyba ten sam, był już wyładowany z ciężarówki. Mik odebrał zimowy opancerzony strój motocyklowy wraz z hełmem, kamizelkę kuloodporną oraz komplet cywilnych ciuchów, również wzmocnionych grafenowymi włóknami. Cztery warstwy, wliczając pancerz podskórny. Od tego miał mechaniczne nogi, żeby to wszystko nosić. Pistolet, pistolet maszynowy, granaty, spydery… znów przestał się czuć nagi.

Wjeżdżając na górę wysłał wiadomość do Basri, z nowego holowatcha, przez stałe łącze kliniki:
“Wieczorem, tam gdzie ostatnio? Mam wieści i prezent. MM”
Napisał jeszcze do Elsifa:
“Do wieczora fajrant, potem możecie być potrzebni. Zadanie transportowe. Dobrze byłoby, żebyście zorganizowali sobie stałą bazę na Bronxie. Oczko i Mira niech dziś odpoczywają.”
Przebierając się, Mik sprawdził czy najemniczka jeszcze śpi.
Spała, nie dostała takich środków jak Mik. Pielęgniarka poinformowała go, że planowane wybudzenie jest za godzinę. Basri oczywiście na razie milczała, co by sobie pomyślał, gdyby odpisała tak szybko? Najemnik odpowiedział od razu.
"Zgoda, szukamy czegoś stałego. Obiecali nam do jutra postawić ich na nogi. Zasoby na tą misję wzrosły, co?"
“Yep” - odpisał Mik. - “Pierwsza zasada pracy w konspiracji: nie piszemy i nie mówimy nic ważnego przez holo. Spotkamy się to obgadamy szczegóły. Odpoczywajcie i do zoba.”
Przebrany, z kaskiem pod pachą, wrócił do Angeli.
- Ja gotowy. Masz własny transport czy jedziesz ze mną? - zapytał.
- Mam własny - wstała, kiedy tylko się pojawił, wyłączając ekran holo. - Dokąd jedziemy?
Podał jej adres, który dostał od Dirkauera.
- Pracowałaś już kiedyś z gangami? - zapytał, gdy zjeżdżali windą do garażu.
- Głównie z białymi, które toczyły wojny z kolorowymi - odpowiedziała bez większych emocji związanych z tym tematem. - Wiem jak działają i jakie zwykle mają wartości. Każdy ma swoją denną ideologię.
Już na dole okazało się, że bez w sumie zaskoczenia, Angela także posiada motor. Nie wyróżniał się z tłumu, bardziej pasował jdo sprzętu gangu niż większość zabawek Psyche.
Mik pokiwał głową z uznaniem.
- The Rustlers to takie multi-kulti - powiedział. - Większość to kolorowi, ale są też biali. Przodują azjaci. Póki żył Wujek Li, ta wybuchowa mieszanka się jakoś trzymała, teraz wszystko jebło. Koleś, którego jedziemy przesłuchać to czarnuch, człowiek Meatboya, pretendenta do tronu, który niby się kitra, bo ranny, ale może to ściema. Nie spodziewam się żadnych rewelacji, ale Zbawiciel dopuścił go blisko siebie, warto spróbować.
- To brzmi jak informator - kobieta zatrzymała się przy swojej maszynie. - Co chcemy z niego wycisnąć? I co więcej, zaraz po przesłuchaniu ofiarujemy zdrajcę wraz z ciałem Zbawiciela?
- Tak właśnie zrobimy. Z Jay-L-a chcę wyciągnąć głównie info o Meatboyu. Czy żyje i czy też zdradził. Gnojek ma być nafaszerowany serum prawdy, więc może będzie rozmowny. Lecim? - zapytał, siadając na motocykl i wkładając kask.

Skinęła głową i bez dalszych dyskusji założyła kask i ruszyła za nim jak tylko ruszył. Mik znał lokalizację, do której podążali, on więc prowadził. A zgodnie z przyjętymi strategiami na ten cały cyrk, JayL nie był trzymany w żadnej normalnej placówce, pod którą podpisywało się oficjalnie C-T. Namiar GPS wskazał jeden z magazynów na Queens, niezbyt duży blaszak z niewielką rampą i parkingiem przed nim. Otoczony był siatką, a kiedy zatrzymali się przed szlabanem - jedynym przejściem - z budki wyszedł podstarzały ochroniarz, pewnie z grupą inwalidzką.
- Kto wy? - zapytał, mrużąc oczy.
- Ja pierdolę - mruknął pod nosem Maroldo, wyświetlając cieciowi firmową przepustkę. - Czy ta buda jest wygłuszona? Znaczy, czy na zewnątrz słychać co się dzieje wewnątrz?
Mężczyzna dokładnie sprawdził imię i nazwisko.
- Tam gdzie trzeba, jak mi powiedziano - odparł niewzruszony strażnik.
- Key - Mik skinął głową i weszli z Angelą do środka, rozglądając się za więźniem. Gdy drzwi się za nimi zamknęły, Maroldo zerknął na holo, by sprawdzić czy magazyn jest też ekranowany. JayL był chyba zadrutowany i miał nadzieję, że ktoś w firmie o tym pomyślał.
- Po wejściu w prawo - odpowiedział jeszcze na nie zadane pytanie.
Do wejścia od bramy to mieli jeszcze dobry kawałek. Drzwi otwierały się na firmowy chip, ktoś zadbał o odpowiednie dostępy na nim. W środku ich oczom ukazały się proste korytarze i przestrzenie standardowego magazynu, dopiero jak udali się we wskazanym kierunku, to po minięciu szeregu metalowych stelaży zapakowanych pudłami ujrzeli niewielkie pomieszczenie z kolejnymi, stalowymi drzwiami. Tam siedział już zupełnie innego kalibru strażnik, cały na czarno, z nowoczesną bronią.
- Wy do tych na dole? Jeden się strasznie rzuca, wygląda jak ćpun potrzebujący działki.
- Dobra nasza - Mik uśmiechnął się do Angeli. Ćpun na głodzie był słaby, wiedział coś o tym. - Prowadź, wodzu. A jak drugi? Mówili coś?
- Drugi wygląda na półprzytomnego, nie odzywa się - strażnik wstał, wyświetlając dwa ekrany. Oba przedstawiały prawie puste pokoje, w których stały tylko metalowe krzesła. Na jednym był nieznajomy jeniec, wydawał się spać. Na drugim kompletne przeciwieństwo - szarpiący się JayL. Chyba coś krzyczał, ale to miejsce świetnie tłumiło dźwięki. - Powiedziano mi, że macie zgodę na serum. Będziecie musieli mi poświadczyć dokumenty jak się na nie zdecydujecie.
- Key - zgodził się Maroldo. - Może nie będzie potrzebne. Znaleziono coś przy nich? Holo, broń, dokumenty?
- Niewiele, holofony skonfiskowano, tu ich nie mam. Z rzeczy osobistych zapalniczka, kilka kart płatniczych - odpowiedział strażnik.

Gdy zeszli do JayL-a Mik nie odzywał się pierwszy, czekając jak jeniec zareaguje. JayL nie znał jego nowej twarzy. I nie znał też twarzy Angeli, która nie odzywała się pierwsza, uważnie oglądając jeńca. Ten szarpnął się na swoim krześle. W jego oczach Mik widział głód, podobny, ale jednak inny do standardowego u ćpunów na Bronxie.
- Wypuścicie mnie, albo was wszystkich zniszczy! - warknął.
- Sram po gaciach, koleś - prychnął Maroldo. - To twój Zbawiciel cię nam wystawił. Wiedział, że przyjdziemy i was nie ostrzegł, prawda? On ma cię głęboko w dupie, przyjacielu. Spełniłeś swoje zadanie i jesteś spisany na straty, jak te wszystkie jego bezmózgie cyborgi. Pytanie brzmi czy komukolwiek jesteś jeszcze potrzebny?
- Gówno wiesz! - splunął pod nogi Mika. - Dobrze wiem, jak cenny dla niego jestem!
Mik tylko się roześmiał.
- Na pewno ci to mówił - rzekł. - I kto wie, może nawet tak było, kiedy jeszcze nie miał Marlene.
Wyświetlił fragment nagrania z Psyche uciekającą razem z Navarro, tyle ile kamera zdążyła nagrać, nim ogień cyborgów zmusił go do ukrycia się za rogiem.
- Powiedzmy sobie szczerze, Jay. Przy niej jesteś jak… zwykły czarnuch z ulicy, co tu porównywać. To wszystko dzisiaj było ustawione, żeby ją pozyskać. Gdybyś był cenny uciekłbyś ze swoim mistrzem zamiast niej, a nie gnił tutaj.
- A skąd ty wiesz co było, a nie było ustawione, hę? - co by nie mówić o tym gościu, to nie był zwykłym pociągaczem za spust. W końcu zdołał jakoś zwodzić swoich kumpli. - Zgodzę się tylko, że jesteś kupą ścierwa, skoro tylko ją chciał - roześmiał się, zadowolony ze swojego żartu.
Angela nie odzywała się głośno, ale uważnie badała zachowanie jeńca. Szepnęła do ucha Mika.
- Obawiam się, że w obecnym stanie on sam nie wie co mówi, nie jest wiarygodnym źródłem. Musimy mu podać jego narkotyk albo serum.
Skinął jej głową i ruszyli do strażnika, żeby podał jeńcowi serum.
- Nie mamy tu Odlotu, to może później, jak zawieziemy go Rustlersom - powiedział Mik. - Na razie pozostaje serum. Nie sądzę, żeby Zbawiciel ryzykował pojmanie przez nas Jaya, gdyby miał naprawdę wartościowe informacje, ale kto wie. Może miał zginąć w wybuchu, który zablokował Remo.
Angela skinęła głową.
- Nas nic to nie kosztuje - kącik jej ust wygiął się w uśmiechu. Strażnik natomiast wcale nie zamierzał schodzić na dół, aplikując coś do niewielkiej rurki wystającej ze ściany.
- Ciężko ukryć taką nowoczesność, co? - zagadał, wstrzykując serum. - Zacznie działać za minutę i będzie działać przez dziesięć - dał im holo do podpisu. - Na tyle wyrażono zgodę. Choć moim zdaniem to przereklamowany specyfik - wzruszył ramionami.
Zachowania Jay'a na pierwszy rzut oka wcale to nie zmieniło. Nienawiść była bardzo szczera. Nienawiść Mika narastała. Jebane świry i fanatycy. Gdzie się podziały wszystkie poczciwe gangusy, gotowe śpiewać nawet nie ze strachu przed śmiercią co przed dłuższą odsiadką w pierdlu?
- Dobra, Jay. Nie chcesz czy nie jesteś w stanie być pomocny to oddamy cię dawnym kumplom. Meatboy najlepiej będzie wiedział co z tobą zrobić.
Maroldo obserwował reakcję z włączonym programem do analizy głosu i mimiki twarzy. Niezależnie od odpowiedzi, był ciekaw co się na niej odmaluje: ulga czy stres? Rozbawienie.
- Meatboy jest trupem - śmiał się Jay, bez wątpienia pod wpływem serum. - A duża część jego ludzi pracuje już dla drugiej strony. Tylko czekają na sygnał.
Mik również się roześmiał, żeby podtrzymać ten wesoły rozmowny nastrój.
- Niezłe jaja - przyznał z rozbawieniem. - A cały czas gadali, że tylko oberwał i się kitra. BigJ i Alecto to ściemniacze pierwsza klasa.
- Muszą ściemniać, bo im by się wszystko rozsypało, nie? To sobie pewnie wykombinowali, że sami poprowadzą. Zresztą Alecto jest po naszej stronie, to dopiero dobre, co? - JayL nawet zapomniał na chwilę o nienawiści. - Także gówno już zrobicie, wasz atak był za późno!
- No, wyruchaliście nas w dupsko aż boli. Aua. - śmiał się Mik, nie zamierzając psuć więźniowi tego napawania się tryumfem. - Chyba musimy spisać Jina na straty. I tak jest frajerem. Już dzisiaj go załatwią czy będziemy musieli jeszcze się z nim męczyć?
- Głupi jesteście, co? Tępaki straszne, zwłaszcza ty. Od razu było widać, że to ta twoja świetna dupa za ciebie myśli - śmiał się JayL. - Pozbywać się Jina? Przecież on jest nam na rękę z tym swoim czekaniem. Najpierw wyłapiemy albo przekabacimy resztę ważnych, potem za jednym zamachem i jego i tego jego wściekłego psa. Ta nowa dupa też niezła, laleczko nie chcesz sprzymierzyć się z bogami? - zapytał Angeli, która uśmiechnęła się kącikiem ust.
- A co oferujesz?
- Z takimi możliwościami, jakie nam oferuje?! Wszystko, laleczko! Wystarczy, że pozbędziesz się tego patafiana tutaj i dam ci czego zapragniesz! - wydawało się, że serum w połączeniu z przymusowym odwykiem ma pewne skutki uboczne. Ślinił się i zdecydowanie nie myślał ani trochę rozsądnie.
- Jak tylko przygotujesz konkretną ofertę to wiem gdzie cię znaleźć - odparła i cofnęła się odrobinę, aby to znów Mik znalazł się na pierwszym planie i mógł wykorzystać lepiej pozostały im czas.
- On chyba ma rację - Maroldo spojrzał na Angelę. - Nie możemy go teraz wypuścić, bo się zorientują, ale warto pogadać z BigJ-em, to on będzie teraz rządził dzielnicą. Wiesz gdzie co znaleźć? - zapytał Jaya.
- Pewnie ukrywa się w jednej ze swoich melin, razem z resztą kumpli. Alecto ich pilnuje. BigJ to zwykły głupi ćwok, ciągle wierny pies - parsknął Jay, aż mu ślina z ust prysnęła.
- Znaczy dureń wciąż wierny The Rustlers, cokolwiek to teraz znaczy? - dopytał Mik, który w tym bełkocie trochę się pogubił. - Od tej całej rdzy niektórym tam mózgi pordzewiały.
- Ta, nie wiadomo tylko czy TheRustlers czy temu martwemu kawałowi mięsa - Jay raz jeszcze parsknął. - Wciąż wierzą, że skitrał się gdzieś i żyje.
- Dobrą im sprzedaliście wkrętę, no - pochwalił go Maroldo. - BigJ nic nie zdziała. Bo wśród ludzi Jina też pewnie macie wtyki, nie?
- Mniej, te żółtki są zbyt drętwe i za mało ćpają.
- Ta, jebani księgowi. Poza tym, no… Wtyka u Jina nazywa się… - Mik zamachał dłonią w powietrzu i zmarszczył czoło jakby próbował to sobie przypomnieć, licząc że naszprycowany gaduła mimowolnie dokończy zdanie.
- Najbliżej jest, ta no.. - Jay faktycznie myślał nad imieniem. To nie świadczyło dobrze o tym jak wysoko jest w hierarchii ten ktoś - ..Juri? Jari...? Z Lin na końcu. Kurwa oni wszyscy się nazywają tak samo. Coś z J na początku, mamy niezłego haka na nią i miała uwieść ochroniarzy Jina.
- Tych Meksów? - Maroldo był teraz autentycznie rozbawiony. - Oni pewnie wolą gorące latino chicas. Ale chuj z nią i z nimi. Słuchaj Jay, żeby nie wzbudzać podejrzeń na razie musisz tu zostać, ale niedługo. Pewnie byś sobie przygrzał Odlotu, co nie? Przywieziemy ci go ile dusza zapragnie, jak wiesz gdzie go robią.
- Kurwa, wiesz gdzie gościu te fabryki poukrywał?! - parsknął śmiechem Jay. - Ja też nie, taki skurwiel dobry! Słyszałem, że pracują przy tym tylko androidy i dogadał się z jakimś korpo na użyczenie miejsca. Nie wiem jakiego, ale znam kilka magazynów towarów - pospieszył od razu z rekomepnsującą informacją, podając adresy trzech miejsc na Bronxie.
- No patrz - Mik udał zaskoczenie. - I nawet koleś zwący się pieprzonym Zbawicielem wisi na korpo-pasku. Przed nimi nie uciekniesz, tak już ten cholerny świat skonstruowany. Nazwy tego korpo nie znasz?
- Wiem tyle, że to konkurencja zielono-białych, jakoś mi się kurwa nie zwierzał z tych ich umów-srumów - język JayL'a zaczynał się plątać, słownictwo stawało się coraz bardziej… luźne, jeśli można to tak nazwać. Mogło to oznaczać, że działanie serum się powoli kończy.
- Spoko. Trzymaj się Jay, niedługo cię stąd wyciągniemy i razem zapanujemy nad galakty… znaczy dzielnicą.
Mik spojrzał jeszcze pytająco na Angelę. Może przyszło jej do głowy jakieś pytanie o którym zapomniał.
Kobieta nie miała pytań, dając mu znać lekkim ruchem głowy. Przydzielona tu z łapanki wyraźnie chciała dowiedzieć się jak najwięcej zanim coś sama zacznie proponować.
- A, Jay - Maroldo zatrzymał się przy wyjściu. - Ten koleś co go z tobą złapali, co to za jeden? Ktoś ważny, opłaca się go stąd wyciągać?
- Jakiś pajac, co ciecia w magazynie udawał w razie czego - Jay wzruszył ramionami. - Tylko wracaj tu zaraz i z działką dla mnie, bo czuję jak mnie telepie!
- Masz to jak w banku - zapewnił go Mik i zamknął drzwi.

- Może i cieć, a może Zbawiciel chciał, by Jay tak myślał - powiedział do Angeli, gdy szli do drugiego jeńca.
Jay raczej nie kłamał, ale Mik i tak wyświetlił raport programu behawiorystycznego. Program, tak jak staromodne wykrywacze kłamstw, dało się oszukać, ale po narkotyku było to prawie niemożliwe.
- Ale jeśli to faktycznie zwykły cieć - podjął - to nawet niechcący mógł sporo widzieć i taki ze strachu wypapla nam wszystko.
Skan nie powiedział wiele więcej niż to co widzieli: za kogokolwiek Jay się nie uważał, to nawet jak nie był wyłącznie prostym cynglem, to nie był także przeszkolonym do oszukiwania tego typu substancji agentem. Było wręcz niemożliwe, aby kłamał, ale czy jego prawdy były tymi obiektywnymi?
- Nie zaszkodzi przesłuchać - zgodziła się Angela. - Może się okazać trudniejszym orzechem do zgryzienia niż ten tu. Bo albo miejsca strzegł ktoś naszprycowany, łatwy do kontroli. Albo ktoś zaufany. Zbawiciel nie umieściłby tam przeciętniaka.
- A może jest zadrutowany. - Przed wejściem Mik otworzył zwięzły opis jeńca otrzymany od Dirkauera. - Potrafią ich warunkować tak, żeby wydawali się normalnymi ludźmi. Odlot ma w tym jakąś rolę, ale nasi jajogłowi wciąż tego całkiem nie rozgryźli.
- O ile dobrze przeczytałam materiały, Odlot działa niezależnie od zadrutowania. Ludzi z komputerem w głowie maszyna może kontrolować w znacznie większym stopniu.
Skan, który wykonano więźniom, znalazł jedynie kilka nieistotnych modyfikacji u JayL'a i jedną u tego drugiego - komputerowy rozrusznik serca. Ustalono też tożsamość, mężczyzna nazywał się James Walker, co mówiło tyle samo co "Joe Doe". Z zawodu mechanik, ostatnie informacje dotyczyły natomiast kierowania ciężarówkami. Tyle CT wyciągnęło przez standardowy skan.
Mik pokazał raport Angeli. Włączył znów analizę behawioralną, tym razem z podglądem na żywo. Był ciekaw reakcji na imię.

Weszli do celi i zamknęli drzwi.
- Cześć James. W niezłe gówno się wpakowałeś.
Nie towarzyszyła temu żadna reakcja. Mężczyzna kiwał się na krześle i ocknął się dopiero jak Angela podeszła i spoliczkowała go. Zamrugał. Szarpnęły nim torsje. Spojrzał bez słowa na ludzi przed nim. Mik zarejestrował brak strachu. Raczej… rezygnację? Nie odpowiedział, kiedy Maroldo powtórzył swoje powitanie.
- Masz rodzinę, James? - zapytał Mik. - Kogoś bliskiego? Chcesz stąd wyjść czy ci masz wyjebane? A może chcesz Odlotu?
Poświecił jeńcowi w źrenice, wypatrując objawu zażycia narkotyku. Nie znalazł ich. Nie odpowiedział. Dopiero serum sprawiło, że przemówił przez zaschnięte, zachrypnięte gardło.
- Nie mogę mówić, zabije ich jeśli nie będę wobec niego w pełni lojalny.
- Rozumiem - Maroldo skinął głową. - Kilka dni temu porwał kogoś bliskiego mi, ale tą osobę udało się ocalić. Twoich bliskich też się uda, szybciej jeśli nam pomożesz. A możemy mieć mało czasu, wiesz, że tamten budynek wyleciał w powietrze kilka minut po tym jak was stamtąd zabraliśmy? - pokazał Jamesowi urywek ujęcia z holowizyjnego śmigłowca z dzisiejszych wiadomości. - A wysadziłby go wcześniej, z wami, gdybyśmy go nie powstrzymali. On już spisał was na straty. Wiesz co to znaczy? Że zakładników też może już nie potrzebować.
Te słowa nie mogły Jamesa uspokoić, ale miały wywołać efekt przeciwny: wzbudzić napędzane katastroficzną wyobraźnią przerażenie w już rozedrganym narkotykiem mózgu.
- Nie ma zakładników. Po prostu powiedział mi co może zrobić, a ja mu wierzę - stan mężczyzny zbliżał się bardziej do katatonii niż rozedrgania. Pogodzony z losem, gdyby nie serum to nadał by milczał. - Czego ode mnie chcecie? Niewiele wiem.
- Nikt się nie dowie, że coś nam powiedziałeś - rzekł Mik. - A twoją rodzinę możemy ukryć. Może ktoś poza nim i Jayem odwiedzał tamto miejsce? Może były jakieś dostawy sprzętu samochodami z logo firm?
- On wszystko wie - powiedział zrezygnowany mężczyzna. Wyglądał jakby miał się rozpłakać, ale serum działało i nakłaniało go do mówienia. - Pracowałem tam tylko miesiąc, w tym czasie było kilka dostaw, sporo ruchu dronów. Ci nieludzie wychodzili i wchodzili nieregularnie. Ale żadnego logo, żadnych szczegółów, większość działa się nocami. Czasami przywozili pudła, czasami przywozili właśnie te… to chyba roboty były, tylko obleczone skórą. Czasami ludzi. Wtedy było najtrudniej, ale udawałem, że nic nie widzę.
- W porządku, James - Maroldo kiwnął głową. - Potrzymamy cię tu trochę, bo jak cię teraz puścimy to będzie podejrzane. Jak już będzie bezpiecznie, będziesz wolny. To kwestia paru dni. Powiedz jeszcze tylko czy rozpoznajesz którąś z tych osób.
Wyświetlił więźniowi pokaz zdjęć wszystkich znanych sobie członków The Rustlers a także Izaaka White’a oraz Ayako Dan. Kręcił głową przy każdym oprócz JayL-a.
- Bardzo niewielu ludzi się tam kręciło. Głównie dostawcy, którzy nie wychodzili z kabiny przy rozładunku ich samochodów.
- Key. Wierzę, że niewiele wiesz. Tylko na przyszłość uważaj bardziej z kim się zadajesz, bo masz w chuj farta, że żyjesz. Ale będzie dobrze.
Mik uśmiechnął się na pożegnanie unosząc kciuk do góry i opuścili celę.
- Dzięki, my już finito - oznajmił strażnikowi. - Tego drugiego traktujcie lepiej.
 
Bounty jest offline