Georg nosił na ciele ślady oparzeń z Dzikokrakena, pobicia w Hitopotamusie i duszenia piersiami Jagody. Nic, ale to nic, nie mogło zatrzymać strażnika miasteczkowego na służbie. Nic, poza ceglaną ścianą. Na szczęście pokazała się strażniczka przejścia. Na nieszczęście, uzbrojona we wiadro i pomyje. Kto miał refleks, temu się udało uniknąć pocisku. Nichtmachen miał pecha i zazgrzytał zębami, wycierając twarz i zrzucając obierki ziemniaków z łysej czaszki.
- No to by podpadało pod czynną napaść na funkcjonariusza na służbie, paniusiu. Będę skłonny zapomnieć o tym, jak otworzycie teraz drzwi i okna na oścież. Albo wyciągnę odpowiedni paragraf.
Gie nie wiedział co to, ale musiała to być straszliwa broń ten paragraf, bo wszyscy się go bali. On sam w sumie też, szczególnie że na stojaku były tylko pałki i halabardy.
- Ty, ty, ty i ty! Przez chałupę! Ty i reszta za mną, pójdziemy tamtą uliczką, co ją minęliśmy. Spotkamy się z drugiej strony i idziemy dalej szukać czerwonego paska albo wstążki. Rikki, ty jesteś szybki i sprytny, wyczaj kto nas śledzi! Jasiek, ty czytać umiesz, wyczaj kiedy tą chałupę tu postawili! Truskawka, ty się czaj!
Rozkazy rozkazami, ale strażnicy i tak zrobili, co chcieli. W raporcie będzie stało, że wykazali się inicjatywą.