Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2019, 21:52   #114
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Można dać w ryj, ale czasem nie można. To Georg wiedział. Czego nie wiedział to to, że trzeba brać łapówki, ale czasem nie można. Mógł rzucić odznaką na stół i wykrzyczeć z honorem, że sam się zwalnia. Mógł zagrozić, że on już dobrze wie, kto z przełożonych również poprawia w ten sposób budżet domowy, po czym wcale nie wydaje tych pieniędzy w domu. Mógł paść na kolana i błagać o przebaczenie i przywrócenie do służby. Zamiast tego wyszeptał – O ja cię pierdolę... – i ze łzami w oczach poszedł do domu.

Poświęcił straży najlepsze osiemnaście dni swojego życia. To były piękne czasy. Tyle wspomnień. Rudi biegnący w jego stronę w zwolnionym tempie... Nie, to akurat trzeba zapomnieć. Ale cała reszta... Jedną decyzją zniszczono jego marzenia. Czuł się, jakby wyrwano część jego duszy. Bolało podobnie, jak po wyrwaniu zęba, ale w innym miejscu. Wtedy felczer poradził mu, żeby Gie gryzł drugą stroną. To była dobra rada. Teraz znów był moment, kiedy należało gryźć drugą stroną.

W takich chwilach tworzy się albo złoczyńców, albo bohaterów. Los ex-strażnika balansował na krawędzi. Szkolenia z pracy pod przykrywką przydały się. Najpierw – zmiana wyglądu. Georg obciął swoje włosy.


Nie poznał sam siebie, więc uznał, że to wystarczy. Potem – ubranie konspiracyjne. Obowiązkowy kaptur. Na koniec – zmiana zachowania. Tu nie był jeszcze pewny, więc odłożył to na później. Tak oto zakończyła się (przynajmniej tymczasowo) historia Wielkiego Gie, świniopasa, rzeźnika, poety i strażnika miasteczkowego.

* * *


Werner, stara pijaczyna i kapłan Morra, trzęsącymi się palcami prawej ręki pokazywał na mroczną postać przed sobą.


- Ty...

- Nie. To nie ja. To ktoś zupełnie inny.
– Głos dobiegający spod kaptura brzmiał, jakby ktoś mówił z głębokiej studni. – Musisz coś dla mnie napisać.

Następnego dnia właściciel odbudowywanej stopniowo karczmy wezwał inkwizycję, gdy na progu znalazł figurkę demona o imieniu wyrytym na podstawce.

BŻEBRAŻAMY-ZDRAŻ

Tak oto zaczęła się historia (cokolwiek krótka, jak się wydaje) tajemniczego, zakapturzonego mściciela.

* * *


Strażnicy nie wiedzieli, że od następnego dnia towarzyszył im cień. To znaczy, wiedzieli, że rzucają cień, ale nie o tym cieniu mowa. Gdzie nie poszli, tam był i on, obserwujący wszystko uważnie i niewiele rozumiejący. Tajemniczy, zakapturzony i mszczący się.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline