Cedmon ze starannie ukrywanym niezadowoleniem przyglądał się tacy, która nie wiadomo skąd pojawiła się w rogu pomieszczenia. Tacy na której spoczywał stos jedzenia.
Bez wątpienia grubas miał rację - ne dało się zabrać jedzenia i zagłodzić mieszkańca tej izby. Czy to on jakąś przeklętą sztuką magiczną stwarzał to jedzenie, czy też była to zasługa kogoś innego - trudno było orzec. I, w gruncie rzeczy, nie było to ważne.
Ale widać też było, że tłuścioch (jeśli nie oszukiwał) ma inne problemy.
- Może i masz jedzenie - powiedział - ale masz chyba trochę z krótkie ręce, by z niego skorzystać.
Podszedł do tacy z jedzeniem, cały czas poza zasięgiem rąk grubasa, i wziął do ręki udko kuropatwy.
- Przepięknie pachnie - stwierdził. - Jeśli powiesz, jak się stąd wydostać, to my zarazimy na twój problem. Inaczej będziesz mógł najwyżej patrzeć, jak my jemy.