Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2019, 16:44   #56
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

319
Myśliwi nie zamierzali zostać w lesie na noc, kilkugodzinna podróż doprowadziła ich do skał pośród których znajdowały się mniejsze i większe jaskinie. Właśnie do jednej z tych ostatnich Kirrok zaprowadził swoich ludzi oraz Olgę.

Łowcy rozpalili ogień, pokroili mięso i część przeznaczyli na wieczerzę. Oczywiście Olga miała jeść pierwsza.

Ludzie spali na raty, po kilka godzin a skoro świt grupa ruszyła w dalszą podróż.

Po kolejnych kilku godzinach podróży, kiedy przebijające się między konarami ogromnych drzew słońce stało już w zenicie, nos Olgi zwęszył zapach dymu. Nie minęło dużo czasu gdy 319 wypatrzyła inną grupę ludzi. A potem kolejną i kolejną. Wszyscy wyglądali podobnie do Kirroka i jego krewnych, prawdopodobnie też należeli do jego dalszej rodziny. Wszyscy oczywiście zwracali uwagę na Olgę, która nie tylko miała jaśniejszą skórę (choć i tubylcy byli biali) ale i posiadała jasne włosy oraz niebieskie oczy. Do tego wszystkiego była od nich wyższa i posiadała mniej włosów niż którykolwiek czy którakolwiek z nich.

Ludzie zajmowali ogromną pieczarę przy rozlewisku rzeki. W jej wnętrzu znajdowały się drewniane szałasy, poprzytwierdzane do naturalnych ścian jaskini. Mogło tu żyć setka ludzi, może i dwie. Próż tubylców, grotę zamieszkiwały psy, kozy, koty, kury oraz kilka innych bardziej lub mniej udomowionych gatunków. Oraz oczywiście szczury.


- Kirrok - zawołał jeden z mężczyzn - co to za kobieta? skąd ona jest? nie widziałem takiego plemienia?
- Ani ja - odezwało się kolejno wiele głosów. Olga nagle została otoczona przez kilkunastu ludzi, głównie mężczyzn. Nikt nie był agresywny, czy nawet specjalnie nachalny. Ludzie byli po prostu ciekawi. Ktoś dotknął jej włosów, ktoś inny ją wąchał, znalazł się nawet jeden odważny który zajrzał jej pod kocie futro…

- Proszę, nie... - szepnęła w nagłym zrywie wstydliwości, delikatnie, acz zdecydowanie odgradzając się od ciekawskich dłoni.
- Jestem Olga. Pochodzę z niebios. Przynoszę wam w darze mięso tego zwierzęcia. Jeśli zgodzicie się mnie ugościć, zapewniam, że nie będziecie musieli głodować.
Podobną kwestie mówiła jedna aktoreczka, której Olga była managerką. Teraz ten tekst po drobnej modyfikacji wydawał się idealny do sytuacji. No i faktycznie mogła pomóc tym ludziom, o ile oni pomogą jej.
- Odsuńcie się! wszyscy! - gardłowy, nieprzyjemny głos doleciał z głębi jaskini. Po chwili z tego samego kierunku wynurzyła się przykurczona, kuśtykająca postać starej kobiety.
[MEDIA]http://i1.wp.com/www.freaklore.com/wp-content/uploads/2018/03/old-hag.jpg[/MEDIA]
Tubylcy kolejno schodzili babie z drogi.
- Nie rozumiecie - starucha mówiła podchodząc coraz bliżej Olgi, sprawiając jednocześnie iż wszyscy wcześniej zainteresowani Polką mężczyźni cofnęli się na znaczną odległość.
- Witaj Olgo - kobieta nie podnosiła za wysoko wzroku, sprawiało to wrażenie iż czuje jakąś trwogę, choć mogło to też być spowodowane jakąś starczą dolegliwością których zapewne jej nie brakowało - Jestem Wiwiszecha, Starsza plemienia. Poznałam wasz boski ród i wiem co możecie, wiem wystarczająco. Nikt ci tu źle nie życzy boginko i jeśli chcesz tu pozostać, zostaniesz. Powiedz mi tylko i nie bądź zła, czy pozwolisz nam odejść jeśli to my zechcemy odejść?
- Powiedz mi... nie bądź zła... czy ty mi rozkazujesz, kobieto? - odezwała się z nagłą wyższością Polka. To był ton Olgi-agentki, która nie kochała chyba niczego tak, jak wygrywania w wyścigach szczurów, poczucia, że ma władzę i może brylować. Zaraz jednak została zduszona przez drugą Olgę, tę, która nigdy nie straciła wiary w ludzi.
- Nie! oczywiście, że nie, pytam tylko, nie bądź zła boginko. - Wiwiszecha potrafiła mielić językiem wcale elokwentnie, widać było, że przynajmniej ten mięsień w jej ciele jeszcze daje radę.
- Nie przybyłam tu dla was. Szukam mężczyzny z mego rodu. Opowiedz mi wszystko, co o nas wiesz i... czy ty lub ktoś z twoich przodków spotkał kogoś mi podobnego. O więcej nie proszę. - wyjaśniła Olga.
- Mhm… - zgodziła się Baba, wyglądało na to, że cała spowiedź Wiwiszechy wydarzy się u podnóża groty, nikt nie zbliżał się już do Olgi i jej rozmówczyni.
- Już jako dziecko wiedziałam z opowieści innej Starszej, której imienia już nawet ja nie pamiętam, że gwiazdy które świecą na niebie nocą, są każda jedna jako słońce, gdzieś dla innych plemion, żyjących bardzo, bardzo daleko. A tędy są nie jak słońce duże, tylko małe, bo właśnie tak bardzo są daleko. Tak daleko, że nawet jakby człowiek mógł latać jak ptak, czy nawet smok, to nawet jakby leciał bez przerwy całe życie, nawet jakby żył długo jak smok, to by nie doleciał. Tak jest daleko.
No ale skoro tak, to jak to jest, że tam są plemiona ludzi i skąd w ogóle to wiadomo? - tak pytałam razem z innymi dziećmi i tak i teraz dzieci pytają.
Bo to bogowie, duzi, silni ludzie z oczami w kolorze nieba, którzy przywieźli plemiona do tych wszystkich gwiazd.


Bogowie są nie tylko silniejsi od wszystkich zwierząt i ludzi razem wziętych ale i mądrzejsi. Tak jak lis umie kopać norę, a człowiek łupać kamień, palić, ogień, zrobić łuk i strzały, budować schronienie, tak bogowie umieją jeszcze więcej. Tyle znają słów, że umieją nawet mówić do żywiołów i te ich słuchają, potrafią przekonać wiatr, żeby wiał im pod stopy tak mocno, że aż uniosą się do góry, jakby latali a nie mają skrzydeł. Innym razem, zrobią skrzydła z błyszczących kamieni, z których niektóre plemiona robią noże i każą powietrzu nieść je do góry, chociaż one są ciężkie jak to kamienie. Bogowie żyją w jaskiniach tak jak i ludzie, ale ich jaskinie, całe góry w których są potrafią latać, jak wielkie smoki. To w tych górach Bogowie przylecieli do każdego słońca i zostawili tam ludzi. Tak jak kukułka. A plemiona niech rosną aż będą takie wielkie i silne i mądre jak sami bogowie.
To wiedziałam już jako dziecko a potem bóg przyszedł do naszego plemienia. Tak jak w opowieści, był duży… tak jak ty Olgo i miał oczy w kolorze nieba, tak jak ty. Łamał kamienie w rękach i czaszki też, taki był silny. I mądry… kiedy mówił… tak potrafił kogoś przekonać, że ten jeden sam swoje życie kończył. Zabrał wielu ludzi ze sobą, tych których nie zabił, pokazał im dużo wiedzy, oni poszli za nim. Moja matka uciekła, ukryła się, tylko kilku się udało. - Wiwiszecha zerknęła na ludzi w oddali - I tak tylko moja matka, jej siostra i kuzyn zostali z plemienia i ich dzieci. A za czasów mojej wnuczki spotkaliśmy inne plemię i teraz jesteśmy jedno.
Wiem, że choć tacy jesteście silni i mądrzy to też myślicie jak ludzie i wszystko zrobicie, co chcecie, bo wszystko możecie i nikt wam nie zabroni.
“To niesprawiedliwe” - powiedziała w myślach Olga - powstaniec. Czuła na krzywdę słabszych i szczerze oddana sprawie, która nie miała zbyt wiele szans na wygraną wzruszyła się opowieścia starowinki. I nawet ten drugi, sarkastyczny i bardziej kalkulujący głos w głowie nie był w stanie przebić siły jej uczuć.
- Gdyby to była prawdziwa mądrość, nie byłoby w tym niczyjej krzywdy. Skoro wciąż ktoś zostaje skrzywdzony, to ten, który skrzywdził wciąż nie jest dość mądry, by znaleźć właściwe rozwiązanie. Chciałabym wiedzieć jak najwięcej o tym bogu, chcę wszak go odnaleźć. W zamian... pomogę wam siłą moich mięśni w czymkolwiek zechcecie. Dopóki będę tu z wami, jesteście pod moją ochroną.
Wiwiszecha odchrząknęła.
- Poszli na wschód, przez wielki las, tam gdzie nigdy nigdy nie chodzą plemiona ludzi, gdzie zwierzęta są zbyt groźne, gdzie gniazdują smoki. Bóg powiedział, że z nim będą bezpieczni, że obroni ich przed lasem.
Olga skinęła głową.
- Zostanę z wami jeszcze jedną noc, jeśli nie macie nic przeciwko. Następnego dnia z rana jeden z was wskaże mi drogę, którą tamci podążali. Nie musi iść ze mną do końca, wystarczy tak daleko, jakbyście wypuszczali się na łowy. Chciałabym też prosić o jakieś odzienie i broń. W zamian... przez cały dzień będę pracować dla was. Mogę polować, mogę... robić, co tylko byście chcieli, wchodzić tam, gdzie wy nie mogliście…
- Mhm - zgodziła się chrząknięciem starucha - chodź tędy do środka Olgo, siądź przy ogniu.



Nawet po monologu Wiwiszechy, miejscowi nie byli jakoś wystraszeni, wciąż pozostawali przede wszystkim ciekawi. Z drugiej strony ludzie z którymi tu przyszła nie trwożyli się też przed drapieżnikami jakie spotkali po drodze, po prostu je omijali. Czy tak widzieli Olgę? jak część natury, żywioł na który nie mają wpływu. Cieszyć się słońcem kiedy świeci i płakać gdy pali.

W jaskini paliło się wiele ognisk, Olga usiadła przy tym gdzie zauważyła znajomą twarz to jest Kirroka. Razem było tam kilkanaście osób, mężczyzn, kobiet nie licząc dzieciaków. Wymienienie skóry wielkiego kota jaką okrywała się Polka nie stanowiło żadnego problemu. Na zdrowy rozsądek taki okaz musiał mieć u miejscowych wzięcie więc Olga mogła w zasadzie wybierać co chce pokazując na elementy garderoby tubylców. Oni i one zdejmowali z siebie te przedmioty i podawali Oldze. Ostatecznie ona też będzie musiała się rozebrać.

Kobieta przyglądała się krytycznie oferowanym częściom odzieży. Ponieważ nie dokuczał jej tak bardzo chłód, zdecydowała się zrezygnować ze skórzanych spodni, które w każdym przypadku wydawały jej się sztywne i przeszkadzające w bieganiu czy skakaniu. Zdecydowała się a skórzaną przepaskę, wysokie, ocieplane futrem, skórzane buty oraz futrzaną kurtkę z kapturem, która sięgała kobiecie do połowy uda.
[MEDIA]http://collections.musee-mccord.qc.ca/ObjView/5553.jpg[/MEDIA]
Ponieważ wszyscy ubierali się i rozbierali bez względu na płeć i wiek, Olga postanowiła przemóc się i nie robić cyrku z poproszeniem o nieco przestrzeni intymnej na przebranie. Po prostu w trakcie ubierania nagle bardzo zainteresowała ją pobliska ściana jaskini i to do niej Polka obróciła się przodem.
Wielka biała kobieta mimo wszystko była pewnym wydarzeniem w życiu tubylców więc nie obyło się bez kilku komentarzy, które wydawały się pochlebne.
- Ale duża…
- Ale biała…
- Nogi duże, silne, dobre…
Jednak biorąc pod uwagę jak dużo było tu ludzi, można powiedzieć, że jej mały pokaz przeszedł “prawie” bez echa. No i co najważniejsze, pomni słów Wiwiszechy miejscowi, nie starali się już Olgi dotykać.

Kobieta starała się te uwagi znosić obojętnie. Kiedy przebrała się, popatrzyła na starą.

- No dobra, w czym mogę wam pomóc? - Zapytała cybnetka. To pytanie zawisło przez jakiś czas w powietrzu, nim ktoś wreszcie nie wpadł na pomysł:
- Głazy na ścieżce, starzy mówią, że kiedyś ich nie było, i każdy, nawet dzieci i starcy mogli tamtędy przechodzić.
- Hmm… A no racja.
W czasie tej wymiany CCI podsunął Oldze z pamięci obraz owego przejścia.
[MEDIA]http://www.ihikesandiego.com/wp-content/uploads/2016/01/rock-blocking-the-way.jpg[/MEDIA]

Kobieta już miała odmówić, lecz przypominając sobie swoje ostatnie wyczyny, stwierdziła tylko:
- Dobra, spróbuję.


***

Polka mogła spać na jawie wiedząc, że CCI wybudzi ją gdy tylko będzie to konieczne. To stało się dopiero o wschodzie słońca.

Na zewnątrz jaskini większość plemienia znajdowała się niedaleko głazu, którego przeniesiania Olga podjeła się zeszłego wieczora. Zapewne każdy chciał zobaczyć jak cybnetka próbuje niemożliwego.
Niemożliwego dla ludzi przynajmniej.

Stojąc naprzeciw górującego nad sobą głazu, Olga mogła go dobrze ocenić.
CCI dawał optymistyczne prognozy: O ile próba podniesienia mogła być nieco ryzykowna, można było spróbować go na przykład trochę rozbić. Choćby pięściami…
Polka walnęła więc głaz ściśniętą dłonią, wkładając w to umiarkowaną siłę. Zapiekło, a głaz wciąż pozostawał w przejściu, jednak w miejscu uderzenia powstało wyraźne odkształcenie z pajęczyna odchodzących od niego pęknięć.

- No dobra... - mruknęła do siebie Olga i odsunęła się nieco - spróbujmy inaczej.

To rzekłszy wymierzyła w skałę potężny kopniak z półobrotu.
To bolało, nawet bardzo, jednak spod stopy cybnetki posypał się gruz. Kolejne uderzenie, kolejny siniak, kolejne stłuczenie, kolejne kamienie posypały się spod kończyn kobiety, kolejne pęknięcia pokryły wielki głaz. To mogło trochę potrwać, jednak mogło skończyć się tylko w jeden sposób.
Przyglądający się z dystansu tubylcy milczeli zafascynowani i zatrwożeni siłą Polki.

Krzywiąc się z bólu, Olga kontynuowała swoje dzieło zmieniając tylko część ciała, którą uderzała - prawa noga, lewa noga, prawa ręka, lewa ręka... Tylko nie zaryzykowała “główki”. Zresztą nie trzeba było, wreszcie skała uległa sile kobiety.

Ta uśmiechnęła się lekko, uruchamiając w głowie jakiś program uśmierzania bólu.

- Coś jeszcze?
Tubylcy patrzyli na nią zamurowani.
- Eeee… Nie. - Kirrok podrapał się po głowie.


***

330

Lot na M0376, bo taką dezygnację miała planeta, trwał kilkadziesiąt godzin. Pilotem była młodo wyglądająca azjatka. Elżbieta już dawno mogła przywyknąć do tego iż we współczesności panowało całkowite równouprawnienie płci i nie istniało stanowisko którego nie mogłaby się podjąć dama.
Jednak, “Dwór Set’Ana” brał cały “parytet” w zupełnie przeciwną stronę. Fizyczna atrakcyjność była chyba jednym z niezbędnych kryteriów jakie trzeba było tu spełniać by w ogóle móc robić cokolwiek, do tego nawet bez kalkulacji CCI, więc doprawdy “gołym okiem” 330 widziała, że więcej jest tu kobiet.
Ładnych kobiet.
Pilotka, wyglądała na ledwo pełnoletnią (w dwudziestowiecznym pojęciu). Oczywiście mogła mieć i osiemdziesiąt lat.

Warunki bytowe na M0376 były naprawdę zatrważające. Kilkaset lat temu, ludzka kultura osiągnęła tu wysoki, przedsłoneczny poziom technologiczny, okiełznano energię jądrową a politycy przygotowywali się do stworzenia rządu światowego. Administracja Domeny zacierała ręce i ponoć była już zaplanowana oficjalna wizyta jej przedstawicieli. Mieszkańcy M0376, mieli dowiedzieć się, że nie są sami i ludzka cywilizacja wypełnia cały widziany przez nich wszechświat.
Niestety sprawy potoczyły się inaczej. Tubylcy nie mogąc się dogadać rozpoczęli wojnę, która skończyła się atomową zagładą.

Wciąż, według administracji Domeny, M0376 miała potencjał…

- Burza piaskowa - Pilotka wypowiedziała na głos to co Elżbieta poprzez swój CCI widziała już od kilku sekund - nie będziemy w stanie tu wylądować.
Polka przytaknęła ruchem głowy niezbyt miała co mówić. Cała ta misja zanosiła się na wielką porażkę.

Do powierzchni było kilkaset metrów. Elżbieta znała wszelkie procedury lądowania. Sama może i potrafiłaby posadzić tu szalupę, ale wątpiła by maszyna była w stanie jeszcze kiedyś wzbić się w powietrze.
Jedynym co można było zrobić było wyskoczyć.
Tak też zrobiła.

***

330 wbiła pionowo w drobny żwir. Nie można było tu oddychać, ale nie będzie musiała tego robić przez kolejne kilkanaście minut. Mogła być dosłownie kilka centymetrów pod powierzchnią.
Lub kilka metrów
Lub głębiej…
Wiedziała, że gwałtowne ruchy raczej jej nie pomogą. Poprosiła CCI o instruktaż jak może się wydostać z takiej pułapki, a sama zaczęła szukać stopami podparcia dla nich, by móc zacząć wspinać się ku górze.
CCI przede wszystkim potwierdził, ułożenie kobiety względem powierzchni - wyjście bezsprzecznie znajdowało się nad głową Polki. Chip zaproponował też sekwencje ruchów które miały pomóc w wydobyciu się ze żwiru przed upływem tlenu…
Powoli acz miarowo, Elżbieta zaczeła grzebać się ku górze a im wyżej była, tym więcej dźwięków do niej docierało, okrzyki, gwizdy, ryk silników i huki. Było to niepokojące, ale Polka wiedziała, że pozostanie pod ziemią może skończyć się dla niej dużo gorzej. Powoli przemieszając się ku upragnionemu powietrzu sprawdziłą, czy w razie czego jest w stanie… zahibernować swoje ciało? Obawiała się, że gdy tylko wysunie głowę ponad powierzchnię, może w nią zarobić ewentualną kulkę.
Owszem mogła, CCI nie pozostawiał wątpliwości, Elżbieta mogła świadomie wprowadzić się w stan suspensji dzięki czemu tlenu wystarczyłoby na kilka miesięcy. Po kilku miesiącach wciąż byłaby w stanie wybudzić się sama pod warunkiem, że miałaby czym oddychać. Byłaby słaba, ale przytomna. Pod warunkiem że nic nie uszkodziło by jej ciała, mogłaby pozostać w suspensji przez kilka lat nawet na otwartej przestrzeni, ale wtedy ktoś musiałby pomóc jej z wybudzeniem się.
W sprzyjających, ambulatoryjnych warunkach, suspensja mogłaby trwać w zasadzie wiecznie. Niestety najpierw…. Musiała sobie zapewnić dostęp do tlenu, a tego jej wyjątkowo brakowało. Powoli zbliżała się ku powierzchni, starając się wyczuć odpowiedni moment na wychylenie głowy.
Taki nigdy nie nadszedł, gdyż wiele rąk wygrzebało jej własne ramiona i zaczeło szarpać ją do góry. Ela spięła się, ale jeszcze nie atakowała. Nie wiedziała z kim na do czynienia i czego może się po nim spodziewać.
Gdy dłonionie wyrwały ją wreszcie ze żwiru i do jej płuc dostało się powietrze… choć na pewno nie świeże ( i według CCI dość toksyczne) powietrze dostało się do jej płuc kobieta ujrzała z kim ma doczynienia.
[MEDIA]http://i.pinimg.com/564x/f3/58/7f/f3587fe244c6767e6e612402bc5561df.jpg[/MEDIA]
Mężczyzna (jeśli to był mężczyzna) i reszta ludzi (jeśli to byli ludzie) niemal natychmiast starał się zedrzeć z Elżbiety jej uniform lub, jeśli to nie będzie możliwe, to przynajmniej jego rękaw. Wyglądało na to, iż to czy przy okazji zabierze ze sobą znajdującą się wewnątrz rękę kobiety czy nie, nie miało znaczenia.
Polka zamachnęła się, wyprowadzając cios z całej siły. Nie planowała się tu rozbierać, a na pewno nie przed tą zgrają.
Zamaskowany złożył się w pół jak książka a jego maska niemal wybuchła wypchnięta potokiem gęstej krwi wylewającej się z jego ust. Smierdziało tak, że równie dobrze mogła to być odwrotna część jego ciała…
Łapska przestały Elżbietę “macać”, zamiast tego kobieta usłyszała straszny huk i niemal ból w prawym uchu, pieczenie na prawym policzku i coś w prawym oku. Gdy w nim pogrzebała, wyjęła spod powieki mały kawałek… ołowiu?
Ktoś właśnie strzelił jej ze śrutówki w twarz.
Była w szoku, że to przeżyła… czy jej ciało się zregeneruje? Pochwyciła ciało zamaskowanego mężczyzny by osłonić się nim przed kolejnym atakiem i zyskać chwilę na rozeznanie się w sytuacji.
Nie była jakoś specjalnie ranna, przy jej metabolizmie po porządnym posiłku powinna mieć siniaka na policzku (pytanie czym tu karmią…) Polka zasłoniła się w porę gdyż kilku miejscowych wzięło ją właśnie w ogień krzyżowy i to większym jeszcze kalibrem. Kobieta obserwowała jak jej nie-żywa tarcza powoli rozpada się pod ostrzałem. Jedno było pewne: ten facet się nie zregeneruje.
Polka rozejrzała się za jakimś przejściem by wydostać się spod ostrzału i gdy tylko takowe wypatrzyła ruszyła jak najszybciej w jego kierunku, pozostawiając za sobą swoją tarczę.
Dostała kilka razy w plecy, nic specjalnego, może tylko przedziurawiło jej ubranie. Huki broni szybko ustały, a odgłosy za jej plecami świadczyły, że napastnicy sami zdecydowali się na odwrót. Elżbieta znajdowała się na otwartej przestrzeni, choć kiedyś to chyba był las?
[MEDIA]http://i.ytimg.com/vi/P-PyqYtbCNA/maxresdefault.jpg[/MEDIA]
Polka przysiadła pod jednym z konarów, pozwalając by CI zdał jej relację z odniesionych szkód. Sama spróbowała zorientować się w terenie starając się odnieść do miejsca, w którym miano ją zrzucić i widoku planety, który widziała u So'Ana. Musiała znaleźć jakąś osadę i zdobyć odpowiedni strój… i broń.
Elżbieta nie była ranna, co najwyżej poobcierana i poobijana. Tubylcy nie starali się za nią podążać, padło jeszcze kilka strzałów po czym miejscowi uciekli. Po paru minutach Polka usłyszała ryk silników i chwilę później zobaczyła tumany kurzu wzbijające się za oddalającymi się pojazdami, którym najbliżej było do motocykli.
Elżbieta sama nie wiedziała czy to jej własna dedukcja czy też CCI, ale przecież osobnik, którego użyła jako tarczy też mógł mieć motor.
A jemu się już nie przyda…
Elżbieta przesunęła dłonią po znajdującej się na szyi opasce i wydała komendę by strój dostosował się do tutejszych realiów. Jak zwykle to co otrzymała nie do końca była tym czego się spodziewała i co udało się jej dojrzeć na ciałach napastników, ale nie miała czasu i chęci na zabawę z tym urządzeniem. Najwyżej potem coś upoluje.
[MEDIA]http://i.pinimg.com/564x/74/fd/72/74fd72b90229ffbac2594c71de99cdbc.jpg[/MEDIA]
Poprawiła szmaty, które obecnie były jej strojem, tak by nie przeszkadzały jej w marszu i ruszyła na poszukiwanie motocyklu, który jak miała nadzieję, pozostawiła gdzieś jej tarcza. Idąc starała się w CI zakodować w którym kierunku odjechali tamci.
Jeden rzut oka na maszynę pozwolił CCI wydać wyrok.
Działa…
[MEDIA]http://m.roadkillcustoms.com/wp-content/uploads/2017/09/traqctorcycle-feature-1030x438-1.jpg[/MEDIA]
Elżbieta dzięki swojej wiedzy mogła co prawda sprawić by “motor” działał nawet lepiej, ale w tym momencie nie było to konieczne by ruszyć w drogę.
Trasa była klarowna, Polka musiała jedynie podążać za chmurą kurzu. Polka usadowiła się na maszynie. Gdyby nie CCI byłaby niemal pewna, że to po prostu jakaś sterta złomu. Dobrze, że siodełko jednoznacznie wskazywało gdzie powinna usiąść. Zgodnie z instrukcjami odpaliła maszynę i ruszyła za grupą, która zapewniła jej na powitanie nieco rozrywki. Jeśli dezerter gdzieś tu był… raczej na pewno trzymał się ludzi, a przynajmniej istniała szansa, że ktoś go widział.
Tym sposobem po pięćdziesięciu kilometrach Elżbieta zauważyła przed sobą jakiś rodzaj fortecy…
[MEDIA]http://vignette.wikia.nocookie.net/lotr/images/5/57/Black_gate.png[/MEDIA]
Żelbetowa ściana wysoka była na kilkanaście, a miejscami kilkadziesiąt metrów. Cybnetka widziała kilka stalowych bram. Jedna była otwarta.
Polka zatrzymała swoją maszynę za jedną ze skał i spróbowała się przyjrzeć nietypowym murom. Czy były na nich patrole? Jaka była szansa, że da radę przejechać nie będąc ostrzelaną?
Jej wzrok przybliżał i przybliżał obraz, aż Elżbieta mogła dokładnie obejrzeć sobie postacie przechadzające się po murach. Strażnicy stali co kilkanaście metrów i nosili przewieszone przez ramię karabiny różnej konstrukcji i kalibru.
Nie ulegało wątpliwości, że zostanie zauważona jeśli podjedzie pod bramę.
W trakcie kilkudziesięciu minut, z za muru wyjechało kilka pojazdów, kilka też przyjechało pod bramy i bez problemu je przekroczyło. Kto wie.. Może jej też się uda. A jak nie będzie musiała się szybko ewakuować z zasięgu ostrzału. Ela wzięła głęboki wdech i ponownie odpaliła silnik ruszając w kierunku otwartego przejścia.
Okazało się jednak, że nikt nie starał się Elżbiety zatrzymać. Za murem życiem tętniło spore osiedle, w zasadzie miasto.
[MEDIA]http://vignette.wikia.nocookie.net/roadwarrior/images/8/8e/Thunderdome.png[/MEDIA]
Musiały tu w istocie mieszkać setki jeśli nie tysiące osób. Polka widziała stragany, miejsca które musiały być jakiegoś stoiskami gastronomicznymi, warsztaty pełne “złomu”. Tubylcy powszechnie nosili przy sobie broń, głównie białą choć zdarzały się i większe czy mniejsze kusze, muszkiety, czy pistolety. Żadne dwa przedmioty nie były jednakowe, każda broń została zrobiona, przerobiona czy złożona w jakiś indywidualny sposób. Wielu ludzi (jeśli to jeszcze byli ludzie) nosiło oznaki strasznych choć starych obrażeń. Braki włosów, skóry, kończyn. Blizny były powszechne. Trudno było znaleźć przechodnia któremu nie brakowało choćby palca czy ucha. Wielu ludzi, szczególnie starszych nieustannie kaszlało i ksztusiło się. Życie ewidentnie nie było tu lekkie.
Ela zatrzymała maszynę wśród innych tego typu urządzeń i zaczęła nasłuchiwać. By jakoś zacząć szukać swojego dezertera musiała się choć odrobinę dowiedzieć o tutejszym świecie. Jak wyglądało tu życie? Polka patrzyła co jedzą ludzie i czym za to jedzenie płacą. O czym rozmawiają? Kto wie, może uda się jej dowiedzieć kto przewodzi tej zbieraninie? Powoli ni to prowadząc maszynę ni to na niej podjeżdżając nasłuchiwała strzępków rozmów, starając się rozeznać w strukturze tej pokracznej osady.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline