Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2019, 22:06   #89
Dhagar
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Lekko utykając jeszcze Marcus dotarł wraz z Vesną na spotkanie.Teraz skupić się należało na szlachciance, z którą przyszli porozmawiać.
- Typowe opóźnienia, których nie da się przewidzieć ani uwzględnić w planach. Musieliśmy opóźnić całą drogę przez tubylców z wioski po porwaniu i teraz “dyplomatycznie” musimy im pomóc by wypuścili naszych ludzi. - Marcus odezwał się pierwszy, w typowy dla siebie sposób, nie owijając w bawełnę. Słowo dyplomatycznie wypowiedział z ironią czy też niechęcią, co też mogło wskazywać że nie podobał mu się ten sposób załatwienia sprawy. - W tej chwili dostarczamy list od szefa oraz zabitych w akcji.

Stojąca obok niego panna Holden skłoniła głowę przy wejściu, jak nakazywała kurtuazja i cała otoczka potocznie zwana etykietą. Przywołała na twarz miły uśmiech, który nic przecież nie kosztował. Odchrząknęła i wystąpiła krok do przodu, sięgając do kieszeni.
- Wybacz proszę milady, że niepokoimy cię i przerywamy odpoczynek, jednak proszę nam wierzyć… nie zrobilibyśmy tego, gdyby nie było innej możliwości. Jak Buźka zdążył wyłożyć, wyprawa odrobinę się skomplikowała. Pozwoli pani, milady, że wręczę jej list od monsiuer van Urka, który opisał całe zajście - wyjęła kopertę i po kolejnym kroku, wyciągnęła przesyłkę w stronę Federatki.

Federatka lekko uniosła brwi gdy Marcus się odezwał. Najwidoczniej oczekiwała na dalsze wyjaśnienia słów które już padły. Gdy wtrąciła się Vesna skierowała uwagę na nią. Spojrzała na kopertę w jej dłoni i kamerdyner który jej towarzyszył w lot pojął niemą aluzję. Podszedł do Vesny i wyciągnął dłoń po kopertę. Gdy ją otrzymał wrócił do stolika i oddał ją adresatce. Ta sięgnęła po całkiem przyzwoicie wyglądający sztylet który wyglądał i gustownie ale i nie zatracał swoich praktycznych funkcji. I tym ozdobnym sztyletem otworzyła kopertę następnie znów chowając ozdobne i praktyczne narzędzie do pochwy.

- Jakich zabitych w akcji? Ilu? Kto? - nie było pewne czy Amari i kamerdyner jakoś niemo się porozumieli czy też mieli już tak opracowane schematy, że on teraz przejął rozmowę gdy jego pani czytała list.

- Dwóch zabitych, jeden ciężko ranny. Ci dwaj to ludzie zwerbowani tutaj, w Nice City. Ranny został ochroniarz… albo kierowca pana von Urka. - Vesna odpowiedziała spokojnie - Niestety co do imion nie jestem pewna. Rozdzieliliśmy się już na początku trasy, padł jeden z wozów. Z Alexem zostaliśmy przy nim aby dokonać koniecznych napraw, podczas gdy reszta kolumny ruszyła do Espanioli. Tam się spotkaliśmy wieczorem, tuż przed całą tą niefortunną akcją. Z tego co mi wiadomo miejscowi z buszu… pożyczyli sobie jeden samochód ze sprzętem. Ludzie pana von Urka ich namierzyli. To niewielka osada ukryta w głębi dżungli. Wyalienowana, praktycznie odcięta od cywilizacji… w takim znaczeniu tego słowa, jakie powszechnie uważa się teraz za normę - westchnęła prawie niezauważalnie - Doszło do walki, lecz nie między nami. Nie między ludźmi. Dojechaliśmy tam akurat gdy osadę atakowało stado zdziczałych psowatych. Duże, szybkie i zwinne… liczne - skrzywiła się - Zrobiło się gorąco. My byliśmy na zewnątrz, nie mieliśmy się gdzie schronić, więc Alex staranował bramę, gdy go o to poprosiłam. Zrobił wyrwę w obronie, przez którą dostaliśmy się do środka. Dalej - przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech - Była rzeź, najbardziej oberwali miejscowi. Dużo trupów, dużo rannych, niemniej udało się dzięki współpracy, wspólnymi siłami dotrwać do świtu z bilansem dwóch zabitych i paru rannych z naszej strony. Burmistrz… czy jak zwać jegomościa dowodzącego tamtą wioską… sołtys… w
Nieważne - machnęła zbywająco dłonią - Powiedział, że odda nam sprzęt, jeśli pomożemy im pozbyć się tych kreatur, dzikunów. Tak je nazywają. Niemniej chodzi o to, by odnaleźć ich gniazda, legowiska i je wypalić. Przetrzebić stado. Mogę zrobić bomby, nie ma w tym problemu. Jeśli dostanę półprodukty. Tutaj, w mieście, nie powinno to stanowić żadnego kłopotu. Dodatkowo… rozmawiałam z jedną z miejscowych kobiet, Lee. To zielarka, znachorka. Ktoś kto bardzo by się nam przydał w dalszej podróży. Sołtys jest gotów ją puścić, lecz chce zastawu. Leczyła człowieka który wrócił z bagien i mówił o czołgu. Stracił rękę - spojrzała na Federatkę znacząco - Zna rośliny z bagien i ich właściwości, mówiła też o mgle znad rzeki. Być może sama okolica wraku jest toksyczna. Przydałoby się zaopatrzyć w maski i ciężkie, gumowe płaszcze. Profilaktycznie… ale to jedynie sugestia - kiwnęła na koniec głową.

- Cóż, jeśli chodzi o moje zdanie co do całej sytuacji, to nie byłoby problemu gdyby nie porwali naszych ludzi oraz sprzętu. Z tego co się zorientowałem brak współpracy z ich strony i wyjaśnień spowodował te wszystkie straty. W tej chwili zaś nas obwiniają za całe zamieszanie które zapoczątkowali i mamy za nich rozgromić legowisko bestii. - Marcus miał inne zdanie i podejście do całego tematu. I nie miał zbyt pochlebnych myśli o tubylcach. - Skoro jednak von Urk zgodził się na drogę dyplomatyczną i uległą wobec tubylców to nie mamy już innego wyjścia jak wypełnić to zadanie. Według mnie w takiej sytuacji potrzebna jest spora siła ognia przeciw bestiom. Są szybkie i twarde, przez co trudne do zabicia. Wspomniane bomby, ogień sam w sobie powinny być przeciw nim skuteczne. Myślę że również środki silnie podrażniające ośrodki węchu sprawdziłyby się przeciw dzikunom. Skoro mają wyczulone zmysły, to wykorzystałbym ich najsilniejszą cechę przeciw nim.

- Ochroniarz pana van Urka jest ranny?! I dopiero teraz mówicie?! Dajcie go tutaj natychmiast! - kamerdyner czyli starszy już wiekiem pan z ładnie zaokrąglonym brzuszkiem i jeszcze ładniejszym, kostiumie przyjmował spokojnie relacje z wyprawy od obojga pracowników dopóki nie padła informacja o rannym ochroniarzu szefa wysłanej w dżunglę karawany.

- Dobra, to ja pójdę. Ktoś mi pomoże? - Alex dziwnie chętnie zaoferował się do pomocy zupełnie jakby znalazł pretekst, żeby znaleźć się gdzie indziej. Kamerdyner machnął ręką w stronę widocznego baru i barman zareagował od razu. Krzyknął coś na zaplecze i zaraz na salę wyszło dwóch kucharzy czy kogoś takiego z obsługi i nawigując za pomocą gestów i półsłówek przeszli przez bar i podeszli do Runnera. Ten machnął głową i poprowadził ich na zewnątrz do zaparkowanego wozu.

- A tobie młody człowieku radzę się zwracać per “pan van Urk”. To jest poprawna forma dla kogoś o takiej pozycji. - sapnął kamerdyner w stronę Marcusa gdy widać nie mógł przeboleć takiego uchybienia w protokole. Odwrócił się do tyłu aby zerknąć na szefową ale ta nadal była skoncentrowana na treści otrzymanego listu. Ledwie skinęła dłonią jakby dając znak aby kontynuował. Niezbyt jednak miał co bo do halu wrócili ci dwaj pracownicy lokalu dźwigając między sobą ciężko rannego ochroniarza Federaty. Wtedy Federatka złożyła list, schowała szybko do koperty a kopertę przekazała kamerdynerowi. Sama minęła dwójkę pracowników i zatrzymała się przed trójką jaka właśnie weszła.

- Elias? - zapytała ciężko rannego mężczyznę który chyba niezbyt ogarniał co się dookoła dzieje. Jak na poziom wyrafinowania jaki reprezentowała dotąd szefowa wydawała się mówić zaskakująco miękko i troskliwie. - Elias, nic się nie bój. Tjime napisał wszystko w liście. Świetnie się spisałeś. Oboje jesteśmy z ciebie bardzo zadowoleni. Nie ominie cię nagroda. - powiedziała cicho do ledwo przytomnego mężczyzny. Ten trochę jakby się uśmiechnął ale nawet nie było wiadomo czy to przez przypadek czy jednak wyłapał, że się mówi do niego i co. - Zanieście go do pokoju na górze. - rozkazała pomocnikom i ci skinęli głowami i ruszyli ku schodom prowadzącym na piętro.

- Dobrze. - skoro mieli załatwioną jedną sprawę Federatka wróciła do roli profesjonalnej szefowej. Popatrzyła na swoich gości i pracowników jakby widziała ich po raz pierwszy. - Macie jeszcze dwóch zabitych. Prawda? - zapytała patrząc na Marcusa i Vesnę a potem na stojącego w drzwiach wyjściowych Alexa. Ten pokiwał głową, pokazał dwa palce a potem kciukiem za drzwi. - Dobrze, podjedź od zaplecza. Trzeba wypakować ciała. Ralf, zajmij się tym. - zwróciła się płynnie rozdzielając zadania pomiędzy obydwu mężczyzn. Kamerdyner skinął głową i ruszył ku barmanowi a co dziwne Alex też skinął głową tylko wyszedł na zewnątrz pewnie do swojej gabloty.

- Teraz wy. - Amari zwróciła się do ostatniej jeszcze nie rozdysponowanej dwójki. Minęła ich z powrotem i znów stanęła przy stoliku przy jakim ją zastali. Tylko nie siadła przy nim tylko odwróciła się do nich frontem aby się rozmówić na swobodnie. - Tjime wyraża się o was z uznaniem. Mówi, że jak na razie to się na was nie zawiódł ani razu. Bardzo mnie to cieszy. Doceniam lojalnych i solidnych pracowników. Mam nadzieję, że na koniec współpracy to wrażenie się tylko pogłębi. - szefowa zaczęła od tego co pewnie było w liście. Mówiła z uznaniem ale jednocześnie i tak szło się czuć jak na odprawie u jakiegoś generała. Nie brakowało jej pewności siebie ani nie dało się wyczuć wahania w gestach, słowach czy grymasie twarzy.

- Macie bardzo ciekawe pomysły. Aby nie uleciały wam z głowy proszę abyście napisali co waszym zdaniem można by zrobić aby zwiększyć nasze szanse. Listę rzeczy jakie mogą się przydać. Ralf wam w tym pomoże. - wskazała na bar gdzie kamerdyner właśnie znikał na zapleczu wciąż rozmawiając z barmanem. Sądząc z gestów i mimiki to barman wyrażał gorącą chęć współpracy. A z tego co było słychać na zewnątrz Alex pewnie właśnie odjeżdżał z parkingu przed lokalem aby zajechać od zaplecza.

- Czy oprócz tego jest jeszcze coś co powinnam wiedzieć? - spojrzenie Federatki wróciło z powrotem do dwójki pracowników i czekała dając im szansę się wypowiedzieć. *

Marcus zmrużył tylko oczy lekko na słowa kamerdynera. Niewiele sobie jednak z tego robił, niewiele go obchodziłą opinia osobnika który nie odpowiadał za jego wypłatę. Teraz znów spojrzał na Federatkę, zastanawiając się co może im się przydać.
- Amunicja, maski, ubrania ochronne, gaz pieprzony. To chyba nasze jedyne potrzeby. - Buźka wzruszył ramionami i spojrzał na Vesnę. Nic nie przychodziło mu do głowy innego w tej chwili.

- Fe2O3 i Al... albo KMnO4 i Al... saletra, pył magnezowy, siarka - panna Holden zmrużyła oczy, wodząc spojrzeniem po suficie przez dłuższą chwilę, aż potrząsnęła głową i wróciła do szlachcianki uwagą - Zrobię listę. Te stwory polują nocą - wzruszyła ramionami, zmieniając wątek w jednej chwili - Milady, czy w waszym zaopatrzeniu znalazłby się karabin samopowtarzalny na 5.56? Chodzi o tę dziewczynę o której wspominałam. Bardzo przydałaby się nam w dalszej drodze. Kwestia zastawu za nią, broni - popatrzyła spokojnie na Federatkę - Mam też osobne pytanie, niezwiązane z wyprawą. Czy wielkim nietaktem będzie, jeśli poproszę o krótką rozmowę z Nemesisem?

Lekko zmrużone brwi Federatki sprawiały wrażenie, że takich odpowiedzi się chyba jednak nie spodziewała. Przyjęła je jednak z typowo arystokratycznym spokojem i taktem. - Dobrze, tym zajmie się Ralf. Przekażcie jemu co wam potrzebne. - Amari wskazała dłonią jakby nie była zainteresowana detalami zamówienia o które przecież już nie pytała. Ralfa było widać kawałek w przejściu. Dokładniej kawałek jego eleganckiego surduta. Pewnie nadal z kimś rozmawiał na zapleczu. Na koniec zwróciła uwagę na Vesnę. - Rozmowę z Nemezisem? - zapytała jakby sprawdzając czy mówią o tym samym. - Właściwie to prosiłabym cię abyś została tutaj na chwilę. - wskazała na miejsce przy sobie jakby właśnie zezwalała ciemnowłosej podejść we wskazane miejsce i niejako oznaczało to zakończenie rozmowy z Marcusem.

Buźka skinął głową i ruszył do wyjścia skoro sprawa została załatwiona pozytywnie jak mu się wydawało. Spojrzał na Vesnę, która miała jeszcze zostać ale nic nie rzekł. Pewnie jakieś kobiece sprawy, zatem mało go to obchodziło. Uznał jednak, że poczekanie na towarzyszkę będzie dobrym pomysłem, gdy już skończą gadać. Po drodze wedle słów Federatki miał zamiar przekazać informacje o zamówieniu Ralfowi, który czaił się za rogiem. Niech będzie przydatny a nie tylko marudzący w stosunku do tych, którzy odwalają brudną robotę.

Technik odczekała aż zamkną się drzwi i z tą sama uprzejmą miną wpatrywała się w Amari, czekając aż wyłoży o co chodzi. Mogła pomyśleć że shultzówna chce skorzystać z jego usług zawodowych. Byłoby to prościej wyjaśnić niż to, o czym naprawdę chciała z nim porozmawiać.

“Buźka” podszedł do baru za jakim było widać plecy rozmawiającego szambelana. Ten widocznie coś ustalał z kimś czy wydawał komuś instrukcje sądząc z tego co dochodziło do jego uszu. Ale i tak skończył prędzej niż pozostawione za plecami kobiety. Wyłonił się z powrotem wracając do sali głównej i spróbował zorientować się jakie zmiany zaszły podczas jego nieobecności. - Tak. Teraz ty. - kamerdyner skinął głową w stronę Marcusa i sięgnął po jakiś notatnik i ołówek leżący na barze. Wyrwał z niego kartkę i podał ten zestaw Marcusowi. - Zrób listę tych rzeczy o jakich mówiłeś. - poinstruował.

- Amunicja do strzelby, 9mm, 5.56mm, maski przeciwgazowe, ubrania ochronne na bagna, gaz pieprzowy lub coś w tym stylu, granaty łzawiące ewentualnie też by były dobre. - zaczął wymieniać listę wyszczególniając jaki kaliber im brakuje. On sam nie potrafił za bardzo pisać i nikt go tego nie nauczył do tej pory. Jedynie czytać jako tako ogarniał, dlatego też nie wziął kartki a jedynie dyktował co potrzebowali. Tak według Marcusa powinno pójść szybciej.
Następnie miał w planach uiścić opłatę za posiłek oraz wygodną kąpiel w miłym towarzystwie. W końcu należało mu się trochę przyjemności od czasu do czasu, zwłaszcza po dobrze wykonywanej pracy.
- Z chęcią skorzystam z uroków tego baru, które serwujecie. Ta kąpiel w miłym towarzystwie byłaby najlepszym wyborem. - rzekł do barmanki uśmiechając się znacząco. Skoro Vesna już tutaj tak dobrze się rozgościła to samemu też miał zamiar skorzystać.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline