Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2019, 22:28   #97
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 34 - 2037.III.21; sb; ranek

Czas: 2037.III.21; sb; ranek; g. 06:40
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Oakville; stare Tesco
Warunki: spustoszone Tesco, chłodno, wilgotno, szarówka, mgła




20 km. Samochodem spokojnej jazdy to jakieś dwadzieścia minut. Może nawet kwadrans jakby puste drogi były. Gdzieś taka czasoprzestrzeń dzieliła stare Tesco od jeszcze starszego browaru Lempa. Niby niezbyt daleko. Kwadrans spokojnej jazdy, może trochę więcej. Nic strasznego. Nie ma się czego bać. Ale jednak sytuacja zmieniała się diametralnie gdy chodziło o grę w kotka i myszkę z całą kawalkadą rządową na kołach i w powietrzu. Wówczas taka trasa zapowiadała się iście karkołomnie.

Dla xcomowców problemem było to, że mieli tylko jednego kierowcę z prawdziwego zdarzenia. Czyli Rubena. Dlatego on zasiadł za kierownicą najważniejszego pojazdu czyli alvarezowej ciężarówki z kontenerem i MECiem na pace. Pozostali zajęli miejsca w xcomowej furgonetce i pickupie używanym wcześniej przez Rando.

Przeszukiwanie wozów nie okazało się zbyt owocne. Alvarezowcy albo nie mieli albo nie zabrali na akcję żadnych obciążających dowodów jakich mogłyby się okazać trefne w razie policyjnej rewizji. Nie było broni, narkotyków czy ładunków wybuchowych. A jeśli było coś to musieli zabrać ze sobą. Znalazł się tylko mały kanister benzyny który można było spożytkować na jakąś pomocniczą bombę czy eksplozję. Prawdziwa bombę przyniósł jednak George.

- Law… Słuchaj… Carter chce z tobą gadać. - George zaczął mówić tak jakby nie chodziło o dobre wieści. Ale szybko urwał i w słuchawkach dał się słyszeć głos szefa xcomowych szpiegów w tym mieście.

- Law, nie macie zezwolenia na bezpośredni powrót do bazy. - wywiadowiec nie bawił się w owijanie w bawełnę tylko od razu przeszedł do rzeczy. Ruben siedzący już za kierownicą spojrzał na szefa wytrzeszczając oczy z niedowierzania jakby sprawdzał czy ten usłyszał właśnie to samo. - Zbyt duże ryzyko, że przyjadą za wami jak po sznurku i zdemaskują bazę. Przyprowadzicie kota pod mysią dziurę. Nie macie zezwolenia na bezpośredni powrót do bazy. Znajdźcie jakąś dziuplę i tam spróbujcie zgubić pogoń. Wrócicie gdy się uspokoi. Przeszukujemy dane aby coś wam na szybko znaleźć ale nie obawiajcie się wykazać własną inicjatywą. Przykro mi. Bez odbioru. - gdy w słuchawkach partyzantów przebrzmiał głos agenta w kabinie zapanowała głucha cisza. W innych pewnie też. Na logikę każdy z partyzantów zdawał sobie sprawę, że HQ z bazy ma rację. Prawie na pewno pakowali się w kłopoty z rządowcami w roli oponentów. Wystarczyłby jakikolwiek dron, radiowóz czy nawet przypadkowy gliniarz w niewłaściwym czasie i miejscu aby dojrzeć jak podejrzane pojazdy znikają w czeluściach starego browaru. A przecież na tym etapie świeżo założonej bazy nie mieli innych przygotowanych kryjówek nie mówiąc o zapasowej bazie. Do tej pory była szansa, że miejscowe władze jeszcze nie zorientowały się o nowej kryjówce X-COM w tym mieście. A tu wpadliby w sam środek znienawidzonego wroga.

A jednak wiadomość z HQ nie podziałała zbyt budująco. Teraz gdy zaciskała się pętla na szyi, gdy szykowali się do powrotu do jedynego bezpiecznego miejsca jakie znali odmówiono im azylu w tym miejscu. Zostali sami, wewnątrz zaciskającego się krodonu sił rządowych w praktycznie obcym dla siebie mieście i trefnym towarem na pace kontenera.

- To słuszna decyzja. - odezwał się mechanicznie wzmocniony głos sierżanta Lei. Dalej brzmiał dziwnie obco. Ale wydawało się, że ludzki umysł powoli budzi się z trwającego dwie dekady letargu. Na razie chyba jednak wciąż głównie uaktualniał najbardziej potrzebne dane jak to gdzie i kiedy jest.

- Chrzanię to! Znam kogoś kto zna lepiej to miasto. - Ruben ze złością uderzył w kierownicę i z zaciśnietymi zebami sięgnął po holo. Szybko wybrał jakiś numer i przyłożył do ucha. - Rando? Słuchaj brachu jesteśmy w dupie. Potrzebujemy drugiej dziupli. Tak. Na trzy wozy. Dobra dzięki. - skończył rozmawiać pewnie w krócej niż pół minuty. Podał swoje holo szefowi siedzącemu obok. - Ma przysłać namiar. Wrzuć na GPS jak poda. - zwrócił się do szefa nieco spokojniej.

- Tu Dunkierka. Jesteśmy gotowi do odjazdu. - snajper najwidoczniej przejęła dowodzenie nad obsadą pickupa i zameldowała się zgodnie z wojskową tradycją.

- My również Law. Nie jest dobrze ale nie możemy za długo zwlekać. - z drugiego wozu poparł ją Frank siedzący za kierownicą furgonetki jaka miała jechać w środku.

- Pod Muzeum Wojny Domowej jest schron. - niespodziewanie odezwał się MEC. Od razu zaznaczył na xcomowych mapach budynek o jakim mówił. Nie było aż tak daleko. Po prostej z 5 km. Drogami trochę więcej. Muzeum było po sąsiedzku z dawnymi koszarami gdzie niedawno xcomowcy wykonywali nieszczęsną misję w gnieździe chryzalidów. Ale było o wiele bliżej niż Lemp.

- Ściany są grube. Żaden skan nie powinien nas wykryć. To jednak schron cywilny. Nie ma połączenia z inną infrastrukturą wojskową. Chyba, że coś się zmieniło przez dwie dekady. No i pojazdy trzeba będzie zostawić na górze. - sierżan Lei doprecyzował to co wiedział o wskazanym miejscu. W praktyce oznaczało to, że jeśliby udało się dotrzeć do schronu była szansa przeczekać w nim całą zawieruchę. Gdyby jednak znaleźli ich rządowi to znaleźliby się w pułapce. Niepewne zostawały wozy. Gdyby udało się wyjechać z Tesco bez wzbudzania podejrzeń być może policja i reszta przepuściłaby ich jako kolejnych uczestników drogi. Jeśli jednak wyszłaby jakaś heca to wszystkie trzy pojazdy trafiłby na czerwoną listę i policja przeszukałaby okolicę w jakiej by je namierzyła. Czy znalazłaby wejście do schronu nie wiadomo.

Zanim się zdecydowali zabrzęczało holo Rubena trzymane przez Lawa. Przyszła wiadomość z jakimś adresem. Po wbiciu w GPS okazało się, że to jakieś nieciekawe magazyny na terenie podtopionym przez rzekę. To było prawie dwa razy dalej niż wskazany przez MEC-a adres. Zaraz na północ od kanału odwadniającego jaki obecnie stanowił jakby półmetek do starego browaru zajętego przez xcomowców. Ale Ruben też dzwonił więc miał i coś do powiedzenia.

- To stare magazyny. Powinny być puste. Najwyżej jakieś menele. Jak się uspokoi możemy was stamtąd odebrać. Przerzucimy was dalej. Jak się da, to porzucimy tam kogoś od nas ale nie wiem czy zdąży przed wami. Czym prędzej mińcie 255-kę zanim psy ją zablokują. Będą poruszać się głównymi arteriami. Póki się da nie rzucajcie się im w psie pyski. Ich zawsze jest więcej i zawsze latają jakieś gówniane drony. Jak zacznie się syf najpierw rozwalcie drony inaczej nigdy ich nie zgubicie. No i jak im pokażecie waszego blaszanego drwala no to szału dostaną aby go dorwać. Nara. - Ruben mówił szybko ale wydawał się być pewny tego co mówi. 255-ka o jakiej mówił to ta międzystanówka przez jaką przechodził most nieco na północ od sztucznej wyspy od jakiej wszystko zaczęło się kilkadziesiąt minut temu.

- Tak naprawdę oba namiary są w miarę po drodze. To dokąd szefie? - Ruben naniósł oba adresy na mapę. Można było jechać jedną trasą i po prostu zdecydować czy skręcając ku muzeum czy jadą dalej do magazynów. Po mapie magazyny wyglądały bardziej obiecująco. Były zalane wodą ale na tyle, że pewnie dało się tam dojechać skoro Rando tam im wskazał adres. Były też na tyle duże, że podobnie jak Tesco w jakim teraz byli, dało się wjechać samochodem a nawet ciężarówką.


---



No to ruszyli. W obu wypadkach powinni kierować się na północ i trzymać się dość blisko rozlanej rzeki. Pierwsza na ulicę wyjechała ciężarówka z kontenerem. Za nią pozostałe dwa wozy. Rando miał na tyle silne nerwy, że jechał dość spokojnie. - Zaraz z przeciwka nadjedzie radiowóz. Policyjny dron leci w waszą stronę. - w słuchawkach zabrzmiał skoncentrowany głos Yoshiaki. Rzeczywiście Law zauważył za oknem latającego szpiega w tradycyjnych barwach policyjnej pandy. A ledwo ujechali kawałek z przecznicy wyjechał wolno jadący radiowóz. - Spokojnie, bez nerwów. Nie róbcie nic głupiego. Schowajcie broń. - w słuchawkach zabrzmiała Dunkierka wzywając do opanowania się.

Rzeczywiście wolno jadąca kolumna minęła radiowóz który dał im się minąć. Za przednią szybą widzieli dwóch umundurowanych policjantów którzy im się uważnie przyglądali. Jeden coś gadał do drugiego a może przez radio ale radiowóz stał spokojnie. - I jak? Jadą za nami? - Rando który jechał na czele miał najsłabszy wgląd na tył kolumny. Pytał więc przez komunikator innych.

- Nie. Zostali na skrzyżowaniu. Oj. Ruszyli za wami. Macie ze 100 m przewagi. Ale macie ogon. No i drona. - w głosie Chinki najpierw było słychać cień ulgi gdy radiowóz z miejsca nie zaczął pościgu ale to znikło gdy na bieżąco przekazała im gorsze wieści. Gliniarze widać może nie byli pewni czy trzy pojazdy są jakoś podejrzane czy nie ale też i czuli pismo nosem. Na szczęście na razie był tylko jeden radiowóz.

- Spokojnie na razie tylko nas śledzą. Jak coś zwęszą to włączą syreny i zaczną nas gonić. - Dunkierka nie traciła zimnej krwi i próbowała pomóc w tym reszcie. Wtedy jak na zamówienie usłyszeli za plecami policyjną syrenę.

- Przyspieszyli! Skracają dystans! - Yoshiaki meldowała co widzi dzięki latającemu szpiegowi. Chociaż po słyszalnej syrenie za plecami można było się tego samemu domyślić.

- Wstrzymać ogień! Nie strzelać! Bez paniki! - snajper podniosła głos na wypadek gdyby kogoś kusił zbyt szybki cyngiel.

- Ej co jest? - zdziwił się Junior który siedział obok niej.

- Ktoś strzelał?! To oni?! Strzelają do nas? - Frank ze środkowego wozu też pewnie słyszał to co i inni. Ale mieszało się z syrenami i warczącymi silnikami. Niemniej brzmiało jakby rzeczywiście ktoś strzelał za ich plecami.

- Nie, chyba nie! Nawet się nie wychylili! Zwalniają! Zatrzymali się! - sądząc po zdumionym tonie głosu Dunkierki sama też musiała być tym zaskoczona co widzi. Ale odgłos syren rzeczywiście zaczął cichnąć.

- Tam ktoś jest! Ktoś do nich strzela! Ale słabo widzę kto to. Ktoś w kapturze. - zaskoczenie musiało się udzielić i Chince.

- Skręcamy. - Rando z ulgą skręcił w następny zakręt i cała policyjna strzelanina zeszła na dalszy plan.


---



Czas: 2037.III.21; sb; ranek; g. 06:45
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Mehlville; droga obok Waffle House
Warunki: otwarty teren, chłodno, wilgotno, widno, rzadka mgła


Ledwo parę minut i zakrętów później zbliżali się do 255-ki. Rando miał rację. Z obu stron ślimacznicy, i od mostu i od strony miasta, nadjeżdżały kolejne radiowozy. Ale zdarzały się jeszcze i zwykłe samochody. Na razie trzy jadące pojazdy chyba aż tak się nie wyróżniały z tego samochodwego tłumu ale tutaj widać było jak na dłoni jak poważnie rządowi traktują sprawę sygnału wysłanego z MEC. Zapowiadało się oblężenie dzielnicy podobne jakim niedawno poczęstowano Dutchtown. Widać było i zwykłe radiowozy, i specjalistyczne furgonetki i ciężarówki. Nawet jeden pojazd naziemny ADVENT-u do pacyfikowania zamieszek mieszał się z radiowozami. Ale większość kierowała się w stronę z jakiej nadjeżdżały trzy pojazdy.

- No to jak do muzeum to zaraz powinniśmy gdzieś skręcać w prawo. A jak do magazynów to dalej prosto. - Ruben odezwał się dopiero gdy przejechali przez ruchliwą ślimacznicę. Wydawało się, że zdążyli opuścić najbardziej podejrzany rejon gdzie szanse zatrzymania były największe.

- Dwa radiowozy przed wami. Zaraz powinniście ich zobaczyć. Chyba sprawdzają samochody. - w słuchawkach znów usłyszeli głos droniary.

- Widzę. - Rando jej odpowiedział ale zza łagodnego łuku widać było już tą zawalidrogę. Jeszcze trochę i stały rzędem trzy osobówki. W poprzek drogi stały dwa radiowozy. Dwie sylwetki w mundurach stały za nimi a dwie najwidoczniej przeprowadzały rutynową kontrolę pierwszego z zatrzymanych pojazdów.

Ciężarówka i dwa jadące za nią samochody zwolniły. Ale i tak mieli mało czasu do namysłu. Zanim by dojechali do zderzaka najbliższego pojazdu była jeszcze jedna przecznica w jaką można było zjechać. Tylko była ona ślepa, prowadziła w jakieś jednorodzinne domki. Ciężarówka co prawda pewnie mogła się przebić przez płoty i ogrody no ale to by już pewnie zwróciło uwagę policji i dronów. Do muzeum nie było już tak daleko. Z 1.5 km po przekątnej, ulicami czy trawnikami pewnie trochę więcej. Minuta czy dwie szalonej jazdy. Ale pewnie z glinami na karku. Do magazynów było jeszcze dalej.

- Cholera a może się uda? Zobacz szefie, chyba sprawdzają tylko papiery. - Rando zbystrzał gdy właśnie pierwsza para gliniarzy skończyła kontrolę i dała przejechać pierwszej osobówce. Drugi pojazd zajął miejsce pierwszego i po gestach widać było jak para gliniarzy salutuje na przywitanie i pewnie gada standardową gadkę aby pokazać dokumenty i trzymać łapy na kierownicy. Gdyby się udało prześlizgnąć no to mieliby z górki. Dalej mogliby przenikać zamiast się przebijać. Do muzeum, do magazynów no albo do kolejnej zawalidrogi. No ale jak się nie uda może być krucho. Co prawda były tam tylko dwa radiowozy i czwórka gliniarzy. Ale prawie tuż za plecami trzech pojazdów była ruchliwa 255-ka i prawie dowolna ilość pojazdów wsparcia. Z trzeciej strony gdyby mieli taranować to właśnie teraz bo ciężarówka musiała mieć odpowiednio dużo miejsca na rozbieg aby uderzyć w zawalidrogą z pełną mocą. Tylko wtedy zacznie się już pościg pełną ręką, nawet bez dronów ci na wiadukcie jaki właśnie minęli zorientowaliby się w czym rzecz.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline