Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2019, 08:26   #77
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Gdy magowie wyszli z lokalu, wampiry zostały we własnym gronie. Olaf wyglądał na lekko zestresowanego, aby nie powiedzieć strapionego.
- Coś się nie popisałeś.
Tremere zwrócił się do Olafa lekkim tonem obdarzając go zimnym spojrzeniem. Zastępca księcia chyba nawet nie chciał tracić sił aby się mu odgryźć czy zganić go wzrokiem, dopiero po chwili rzucił zrezygnowany:
- To na ciebie ten cały profesor patrzył jak na debila… Leif, wiesz o co może w tym chodzić?
- Domyślam się. - Stary einherjar skinął głową. - Acz pewności nie mam.
- Zechcesz się podzielić swymi przypuszczeniami? - Olaf wyglądał na lekko poirytowanego.
- Oczywiście - Leif warknął. Znajdował się w stanie mocnego podkurwienia - Nie mniej niż wy w kwestii informacji o Burzookich.
- Chciałbym wiedzieć wcześniej, że interesuje cię ten temat - Olaf stwierdził poważnie. Tremere milczał w napięciu.
- Myślałem, że dostatecznie to rzekłem dziś. - Einherjar uspokoił się nieco. - Od kiedy przybyłem do Lilehammer słyszę zagadki, niedopowiedzenia. Proszę o szczerość i jasność. Odwdzięczę się.
- Chciałbym wiedzieć więcej - Tremere pokręcił głową - wydaje się mi, że te istoty mogą być związane z tutejszymi… miejscami mocy. Tylko, że są to wyłącznie przypuszczenia. Wydaje się mi… Leif, ten diabolizm to nie był żart. Co jeśli on wraca po swoją krew?
Olaf spojrzał na czarownica z pewnym sceptycyzmem.
- Eynstein I? - Leif spytał by upewnić się.
- Nie - Tremere pokręcił głową zdziwiony - przedpotopowiec. Nasz drogi Eynstein I już od dawna nie żyje. Mogę Cię zaprowadzić do jego grobu, jeśli chcesz, spoczywa w rodzinnej kaplicy naszej rodziny książęcej.
- Tak. Chętnie rzucę okiem. Aczkolwiek w jaki niby sposób przedpotopowiec miał wracać, skoro został zniszczony? Zdiabolizowany, jak wy to nazywacie.
- Starzy… - Tremere zaczął niezręcznie - ...starsi często dysponują mocami dla nas niezrozumiałymi. Dobrze wiesz Leif, że każdy kto zrozumiał swą naturę w większym stopniu, jest w stanie rozwinąć pewne unikalne zdolności, jeśli tylko miał na to czas. Jakimi dziwnymi zdolnościami może dysponować ktoś tak bliski źródła?
- Nie wierzę w te teorie - Leif prychnął. - Śmierć to śmierć. My jej umykamy, ale nie jesteśmy na nią odporni. - Einherjar zabębnił palcami po stole. - Cieszyłbym się myślą, że to przedpotopowiec wraca, bo mam informacje, że czai się tu coś bardziej potężnego. Wasz starożytny byłby przy tym zabawą. Powiedz mi o przypuszczeniach związków istot o których mówiliśmy, z miejscami mocy.

Czarownik chciał coś powiedzieć, lecz tylko spojrzał na Leifa z dziwną wyższością. Przyglądał się mu badawczo, dopiero po kilku chwilach wrócił do tematu. Olaf wyglądał na niezainteresowanego rozmową.
- Leif… - Tremere zaczął delikatnie - ...jeśli już, to był jeden z waszych. Pomyśl. Jeśli których z najstarszych pośród nas przybyły tutaj przed nami, znaczyłoby, iż najpewniej wy od niego pochodzicie. Tak nie jest, jak wiemy - uśmiechnął się dziwnie - a podróż takiej siły nie umknęły uwadze świata. To mógł być jeden z najstarszych pośród was, jeśli nie obrazisz się na takie insynuacje. - Na chwilę przerwał, po czym znów zaczął mówić. - Miejsca mocy. Tak, wedle mojej nikłej wiedzy, złożonej głównie z przypuszczeń, wysnułem pewną teorię. Co jeśli wampir, nazywamy go dalej, umownie, przedpotopowcem, nie tylko czerpał z nich korzyść w postaci mocy, ofiar wyznawców czy wpływu na religijnych śmiertelnych, lecz jednocześnie trzymał w ryzach zaklęte tutaj moce? Jeśli one bez odpowiedniej opieki zaczynają dziczeć, uwalniać się, wykręcać w nieznaną formę? Lub też, jeśli coś posługuje się nimi, abyśmy tak myśleli.
- Jest to możliwe - Leif pokiwał głową. - Najstarszym z nas jest Canarl, który dostał dar krwi od Odyna. Losy jego potomków są znane w sagach, jak choćby mej matki w krwi, Odindisy. Jego już nie. Jest możliwe, że Canarl pilnował tutaj mocy o których mówisz, może nawet po to w ogóle Wszechojciec obdarował go potęgą i nieśmiertelnością. W tym jednym celu. Mniej możliwe jest, że któryś z was go zniszczył i jak to mówicie: zdiabolizował. Ale załóżmy, że to prawda. Eystein zniszczył pierwszego z nas. Dlaczego zatem te moce wyrywają się dopiero teraz, a nie z chwilą śmierci Canarla? Kiedy i jak zginął pierwszy z Eynsteinów?
- Też chciałbym to wiedzieć - wtrącił Olaf poważnie. - Daleki jestem aby wiązać te wydarzenia z chorobą księcia, jednakże może to się na nim obijać. Poczyniliśmy pewne starania aby te miejsca zabezpieczyć, ale wiesz jak to jest. Z wiekami wszystko parszywieje, syn nie wie tego co ojciec, ojciec tego co dziadek, stare sojusze kruszeją, a wraz z nimi zapomina się o ich roli.
Wampiry wymieniły spojrzenia.
- Co do śmierci naszego założyciela… Nasza rodzina książęca umiera zazwyczaj ze starości, Leif. Nasz książę też ma swoje lata. Od kilku lat chcemy zachęcić jego syna do powrotu tutaj, lecz woli zgłębiać tajniki świata na wschodzie.
- Ze starości… - Einherjar znów przesunął paznokciami po blacie stołu. - Wampiry nie umierają ze starości.

Olaf wyglądał na lekko zdziwionego, lecz było to niczym przy szczerym oburzeniu wymalowanym na obliczu czarownika.
- Nasi książęta są czymś więcej niż ludzie i wampiry! - Parsknął zniesmaczony, może nawet obrażony.
- Wytłumaczcie mi to zatem. - W tonie Leifa zadrżały niebezpieczne nuty. Pochylił się nieco. - Albo wykasujcie mój numer telefonu.

Olaf zmierzył Leifa wzrokiem złowrogim. Na moment starszemu błysnęły w pamięci sceny z ich ostatniego spotkania. Tremere mógł być błaznem, lecz zastępca księcia był z całą pewnością niebezpieczny. I zdecydowanie bardziej złowrogi od szeryfa.
- Niektóre rzeczy bierzemy takimi, jakimi są - Olaf zaczął spokojnie - ale nie jest to tajemnica, kim jest książę. Kwestią pozostanie zrozumienie doskonałości jego bytu, mistycyzmu, przenikliwej prawdy płynącej w jego żyłach. Jesteś zawsze mile widziany w naszych progach, jestem przekonany, że książę nie odmówi ci audiencji, wtedy z chęcią wyjaśni ci szczegóły swej osoby, to bardzo miły gość. Czasem, mam wrażenie, że zbyt miły. Zapewne zrozumiesz z tego kompletnie inne rzeczy niż ja. Taki los Prawdy, każdemu dany jest tylko fragment.
- Nie interesują mnie fragmenty. - Leif wstał mierząc spojrzeniem obu Kainitów. - Nie w trakcie Ragnarok. Żegnajcie. - Spojrzał na Sigurda. - Choć nie… zanim się rozstaniemy… czy wyświadczysz mi honor pokazania mi grobu pierwszego z Eynsteinów?
- Zostaniesz - Olaf wypowiedział słowa tak stanowczo, iż wampir niemal poczuł jak wciska się w siedzenie. Nie był pewny czy to jego własna wola lub moc krwi powstrzymałą tą falę przymusu. Lub po prostu Olaf nie do końca chciał stosować na nim sztuki, a tylko pokazać swoją frustrację.
- Sądzę, że do tego zadania nada się równie dobrze jeden z moich sług, jeśli pozwolisz - Sigurd odpowiedział przymilająco.
*Szczerze w dupie mam, kto to będzie* - Leif odpowiedział wślizgując się wolą do umysłów obu wampirów. W trakcie tego zauważył dwie ciekawe, acz spodziewane rzeczy. Umysł Sigurda przypominał z wierzchu wielowarstwową plątaninę labiryntu, coś czego mógł spodziewać się po czarowniku - wiadomość trafiła na swego rodzaju wydzielone “przedpole”. Dotyk umysłowości Olafa był za to bardzo nieprzyjemny. Posłane myśli trafiły ugrzęzły w lepki, gorącym bagnie czarnej magmy.

- Wyjaśnisz mi co z tą unią im chodziło? - Tremere zaczął jak gdyby nigdy nic, może chcąc rozładować atmosferę. - Może byłbym w stanie załatwić im dotacje, na fundacje nie jest to trudne - szczerze się zadumał.
Olaf wyglądał na poirytowanego, lecz milczał.
- Gra słów, która pokazuje jak mało o nich wiesz - Leif odpowiedział Sigurdowi, jednocześnie patrząc tylko na Olafa. - Unia magów chcących zniszczyć magię. Mówiąc o Europejskiej wyszłeś na… nie obraź się, ale głupka.
Czarownik zakłopotał się. Wyglądał na wystraszonego reakcją Olafa.
- Dziękuję - powiedział twardo, z wyraźną gorzką wdzięcznością.
- Moja krew w waszych szeregach. To zobowiązuje - einherjar teraz mówił już definitywnie do Olafa. - To znaczy więcej niż moje zatargi z Sabatem. Dla mnie jesteście jednak gospodarzami, których prawa i zasady muszę szanować. Bo chcę, to prawa i obowiązki gościny. Wasza wola jak to wykorzystacie, jak w przypadku wysypiska, czy tego Rasmusa. Spróbuj jednak na mnie jeszcze raz przymusu Olaf i pokażę wam nordycką furię.
- Jutro porozmawiasz z księciem - Olaf stwierdził twardo. - Łatwiej z nim uzgodnisz inne kwestie, a i ma większy dar do zjednywania sobie ludzi. Miejmy nadzieję, że zdrowie mu na to pozwoli.
- Niech Frigg pobłogosławi mu zdrowiem. - Leif skinął głową. - Ale póki nie zrozumiem czym jest Eynstein, to nie będę z nim rozmawiał.
- To jedyna droga aby to zrozumieć - zastępca księcia zmrużył oczy - ja jestem tylko marnym pełnomocnikiem. Gdyby nie stan zdrowotny Eynsteina, byłby tu razem z nam. Ledwo mu wyperswadowałem wizytę. O ile mógłbym go do czegokolwiek przekonać wbrew jego woli.
- Widziałem się z nim, wciąż nie rozumiem. To ślepa uliczka - Einherjar pochylił się lekko. - Może zrozumiem coś przy grobie Eynsteyna pierwszego tego imienia, ale nie przy samochodowej kule - warknął.

Oba wampiry wyglądały na szczerze zdziwione.
- Ty znowu o tej kukle - Tremere próbował się zaśmiać nerwowo - gdybym wcześniej cię nie poznał, śmiałbym sądzić, żeś synem Malkava. Ale tak nie jest, prawda? - Zapytał lekko niepewnie.
- Znam opowieści o “Szaleńcu” i jego potomkach. To ród kainicki. My na północy nazywaliśmy ich dziećmi Lokiego. Nie jestem synem pana ognia. - Leif odchylił się na siedzisku. - Jeżeli książę będzie chciał skontaktować się ze mną, zrobi to. Przyszedłem do Elizjum zadośćuczynić prawu domeny i gościny. Oddałem mu co jego. Kolejne kontakty… tylko ja i on, jak zechce sam mnie znajdzie. - Zmrużył oczy i znów się pochylił. - Jestem ze starej krwi, jednym z tych, co rządzili tymi ziemiami zanim przybyliście z południa. Nie uchybi mu to zatem. To chyba uczciwe?
- Telefon może być? - Olaf zapytał bez pośpiechu, sięgając do kieszeni.
- Te urządzenia są przydatne, ale nie zastąpią rozmowy twarzą w twarz.
- Nie sądzisz aby godne władcy było uganianie się osobiście z zaproszeniami. Od tego każdy ma posłańców, w tym mnie. - Olaf wyglądał na jeszcze bardziej zirytowanego - Dałem ci telefon abyś osobiście mógł potwierdzić chęć jutrzejszej rozmowy.
- Władcy? - Leif uśmiechnął się. - Wasz książę, to opiekun jednego miasta w Norwegii. Poza pierwszym tysiącem z listy największych w Europie. Jam kiedyś władał dziczą dużej części Skandynawii. Oddałem mu co jego dziś, mam prawo chyba jednak zastrzec, by choć jeden raz przyszedł on do mnie, sam na rozmowę. Nie uważasz, że to uczciwe?
- Nie, nie uważam - Olaf powiedział wstając. - Ostatnie czym władałeś to milenium w błocie. Wychodzę zanim kogoś zabiję.

Blondyn skierował się ku wyjściu. Co ciekawe, w sali pozostał Tremere odprowadzając go wzrokiem. Kiedy ten wyszedł, wyglądał na zaskoczonego.
- Masz dar do irytowania, wiesz o tym? - Chyba zażartował.
- Ot praktyka. Jesteście bardziej skomplikowani niż wiewiórki, wilki i górskie niedźwiedzie. Nie mam ni chęci, ni umiejętności pouszania się w waszym towarzystwie.
- Brak umiejętności można wybaczyć, chęci to już trochę lekceważenie. Skoro Olaf odszedł, to i ja będę bywał. Żegnaj Leif - Tremere podał mu dłoń w geście pożegnania.
- Bywaj - Einherjar podał mu dłoń i mocno uścisnął. - Kto poprowadzi mnie do grobu Eynsteina I?
- Mój człowiek zadzwoni do ciebie, nie martw się szczegółami.
Leif skinął głową i wstał.
- Pozwól mi zadośćuczynić tradycji. Niewłaściwym byłoby, aby gość został dłużej u gospodarza niż on sam. Odejdę zatem i wiedz, że cieszę się, że to ty byłeś jednym z gospodarzy.


Po wyjściu z restauracji Leif przez jakiś czas szedł rozmyślając, aż wyciągnął telefon. Wybrał numer Moniki.
- Taaak - miły, acz lekko skrzekliwy głos potworzycy rozbrzmiał w słuchawce.
- Chciałbym się spotkać. - Einherjar powiedział spokojnie, lekko zamyślonym tonem.
- A gdzie? Ja sem myślała już spać iść, późno.
- Dam miejsce, ale oprócz plotek z tobą chciałbym też porozmawiać z kims od twoich. Z decyzyjnych. - Leif wspomniał pamiątkę jaką zostawił w domu Rasmusa. - Zawieszenie broni, możliwe kontakty z magikami, ot takie tam duperele.
Cisza w słuchawce. Namysł.
- Jesteś phewny? Ja żem nie radzę, nie teraz. Ale jak chcesz, to mogę.
- Niczym nie zaryzykuję, a chciałbym pogadać z waszymi. Potrzebuję tego do układanki.
- Jesteś pewny? Na twoje ryzyko Leif.
Głos nosferatki brzmiał dziwnie. Jakby się czegoś bała. Lub była zaniepokojna.
- Jestem. Za godzinę, pod skocznią narciarską. Pasuje?
- Nie, nie wiem. Zadzwonię zaraz, powiedzą.
- Czekam zatem.
Leif rozłączył się i skierował ku hotelowi, gdzie miała zatrzymać się Hannah.
Po kilku chwilach zadzwoniła Monika, ledwo zdążył przebyć kilkanaście metrów.
- Chcą na wysypisku, zaraz podam ci adres. Najszybciej jak tylko dasz radę.
- Nie. Znam te wasze wysypiska - Leif prychnął lekko rozbawiony. - Skocznia.
- To samo powiedzieli. Że ty już żeś będziesz wiedział które, spalone. Powiedzieli, że tylko tam.
- Powiedz im, że wiem co kryje się pod wysypiskiem i jak działa. Nie spotkam się z gnojami co chcą mnie zniszczyć w miejscu gdzie działa runa Heimdala.
- Zaraz zadzwonię.
Monika rozłączyła się.
Kilka chwil po tym zadzwonił nieznany numer. Po odebraniu, głos w słuchawce milczał.
- Halo? - Leif zagaił odruchowo.
- Mówi się dobry wieczór - spokojny głos brzmiał na lekko rozbawiony. - Wysypisko albo spierdalaj.
- No to spierdalaj i pozdrów Rasmusa. - Leif rozłączył się.
Idąc w stronę hotelu Leif znów wybrał połączenie do Moniki.
- No nie wyszło. Ale nasze ploteczki aktualne?
- Tak. Dalej chcesz pod skocznią czy ze mną walki nie planujesz, hę?
- Lubię skocznię. Ciebie też lubię. Nie planuję walki gdy kogo lubię. Będę za godzinę.



Leif zapukał delikatnie do pokoju hotelu, który zajmowała Hannah. Otworzyła mu po chwili, zaspana i ubrana w pidżamie. Wyglądała na zaniepokojoną. Spojrzała na próg.
- Nie muszę cię zapraszać, prawda? - spytała z uśmiechem i cofnęła się w głąb pokoju.
- Wiesz jak to z nami jest, musimy mieć zaproszenie… - przestąpił próg, wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. - Ale jak dałaś raz, to działa zawsze. - W jego tonie humor mieszał się z żartobliwą groźbą.
- Ta, a zapachu czosnku nie lubicie bo macie po prostu czulszy węch - odpowiedziała bez entuzjazmu, siadając na krześle. Była chyba zbyt zmęczona na bycie czujną.
- Nawet nie wiesz jak reagujemy na francuskie sery… - Leif rozejrzał się po pokoju. - Słyszałem, że zabrałaś tę dziewczynkę. Cieszę się.
- A co miałam robić? Trzeba było, chyba. - Przetarła oko.
- Spotkałem w życiu tysiące, którzy by tego nie zrobili. Co z nią? I gdzie koty?
- Koty są w drugim pokoju, czekają na naszego gwiazdora - uśmiechnęła się jadowicie. - Służby miejskie zajmą się dzieciakiem.

Leif usiadł na łóżku.
- Będę potrzebował schronienia, nie w ziemi. Jontho już powinien dotrzeć, wezwij go… - Zmrużył oczy. - Coś nie tak? Wyglądasz dziwnie.
- Wyrwałeś mnie ze snu. Ludzie o tej porze śpią. Jon będzie jutro, temu mu pokój szykuję - powtórzyła, chyba zadowolona ze swego diabelskiego planu “kociarni”. - Mogę też nająć ci pokój.
- Nie trzeba, tymczasowo zajmę jego miejsce. - Einheriar uśmiechnął się lekko i wstał. - Idź spać, ja mam trochę do roboty - rzekł zgarniając ze stolika klucz do drugiego pokoju.
Ziewnęła i kiwnęła głową.

[MEDIA]https://www.animallama.com/wp-content/uploads/2017/07/Happy-cat.jpg[/MEDIA]


Gdy einherjar otworzył drzwi pokoju obok, trzy koty zerwały się z łóżka. Jeden, Maine Coon z pewną godnością, ale pozostałe dwa jak wariaty rzuciły się ku wampirowi. Związane krwią dachowce zabrane ze schroniska, które przeżyły ‘wyprawę na Rasmusa’ reagowały euforycznie na obecność tego, który związał je krwią. Klommander wydawał się również uradowany obecnością Leifa, ale lata więzi czyniły jego reakcje stonowanymi. Nieumarły wziął jednego z dachowców pod pachę i uniósł łóżko. Była tam klasyczny pojemnik na pościel. Leżąc na płask zmieściłyby się tam nawet dwie osoby.Wciąż z mruczącym kotem Leif wślizgnął się do środka, ułożył i opuścił łóżko z powrotem.



Brunetka o skołtunionych włosach nie była smukła, była po prostu nieprzytomnie wychudzona. Nie była ładna, a jej oblicze wręcz epatowała czymś zwierzęcym. Krótkie czarne i miękkie włosy były lekko potargane. Jej ciało okrywał jedynie biały, szlafrok frotte, a bose stopy kryła w prostych hotelowych kapciach. Przeciągnęła się lekko patrząc na skocznię narciarską. - Monika? - zawołała tyleż beztrosko, co z zaciekawieniem, akcentowanym rozglądaniem się na boki. - To ja Leif.
- Źle się poruszasz - dobiegł głos z ciemniejszej wnęki pod trybunami.
- Nie aspiruję na modelkę. - Leif obrócił się tam skąd dobiegał głos. - Może kiedyś.
- A już sem myślała, że gustujesz w przebierankach. Tera to jest modne.

Nosferata wyłoniła z mroku dłoń, z której pokracznych kształtów rzucał się w oczy lakier do paznokci barwy fuksji. Gestem zaprosiła go bliżej, na co zabiedzona brunetka w szlafroku zbliżyła się nieco.
- Jesteś na mnie zła o to co się stało? - powiedziała przekrzywiając głowę. - Zginęło wielu waszych.
- Moich tylko dwoje - pociągła z pewną nutą żalu. - Takie czasy, nie? Widziałam ostatnio magołaka Leif - entuzjazm wrócił w głosie wampirzycy - rozmawiał z ogniem, chyba go zaklinał.
- W mieście jest sporo czarodajnych. Ich sprawy, ich działania. - Brunetka uśmiechnęła się lekko. - Z pewnością zobaczysz ich więcej.
- Taaaak - zaciągnęła powoli.
- Wysypisko i Rasmus, to był przypadek. Mam tu pewną misję Moniko i nie interesuje mnie wojna Sabatu z Camarillą.
- Więc to był tylko przypadek - nosferatka zbierała myśli, była chyba zdziwiona. - A żem myślała, że trudno tak wielkie rzeczy przypadkiem robić.
- Przypadek. Przypadkiem stanąłem na drodze Rasmusa. Za pierwszym razem. Drugi raz z tego wynikał po prostu. To był… - Leif przez chwilę szukał słowa. - Godny, bardzo godny przeciwnik. Ale to, że stanęliśmy przeciw sobie, to tylko los. Nie szukam tu krwi sabatu.
- Nie widziałeś? Co się tam działo? - Nosferatka była rozczarowana. - To po co chciałeś się spotkać, co?
- Na plotki. - Brunetka uśmiechnęła się promieniście. - Z tobą. Na plotki. Z Twoimi z góry chciałem się zobaczyć, by im rzec, co ci właśnie powiedziałem.
- Nie sądzę aby to ich uspokoiło. Wiesz, Leif… Raczej masz przerąbane.
- “Story of my life” - Kobieta w białym szlafroku pokiwała głową. - Nie jestem dyplomatą, jestem wojownikiem, mordercą. Przynajmniej gdy jest czas wojny. W czasie pokoju… Jestem nikim. Tu w Lillehammer jest czas wojny. Innej niż znacie. Mojej… Starożytnej. Chcę pokoju z wami, by móc prowadzić własną bitwę, rozumiesz? - Brunetka delikatnie położyła dłoń na obrzydliwej twarzy Moniki.

Nosferatka wyglądała na zaskoczoną.
- Dlaczego wszyscy tutaj mówią zagadkami? To jest tchrohę ihhhrytujące. Wątpię w pokój, twój klan nie pomaga - spojrzała ponownie na ziemię, potem na brunetkę. - Coś phlanujesz?
- Istoty burzy. Jestem tu by je zniszczyć. Wiem, że zginę próbując, ale furda to. To moje przeznaczenie. To moja bitwa, nie Camarilli z Sabatem czy konszachty magołaków. Chcę stanąć do walki i zginąć w niej, tyle.
- Drmaty… Dramatyss… Tragedia się wasz trzyma - Monika z wysiłkiem wymówiła trudne słowo. - To chyba nase ostatnie spotkanne. Wiesz czemu.
- Te burzookie to wasza sprawka? - Kobieta o ciemnych włosach zmarszczyła brwi.
- Sprawka nie. - Nosferatka machnęła ręką.
- Czym je widzicie?
- Nie rozmawia się o tym. Szefostwo coś wie, ja sem nie dotarła.

Mogła kłamać.
Mogła mówić prawdę.
Temat wyglądał dla niej jako niewygodny.

- Po naszej rozmowie telefonicznej i negocjacjach gdzie się spotkać, to myślę, że szefostwo tu jest. Ja pragnę teraz twojego spojrzenia na to co się w Lilehammer dzieje.
- Nie podałam im twojej propozycji - nosferatka uśmiechnęła się odsłaniając wielgachne, potworne kły - za długo phracuję aby tak łatwo wpaść. Ale będę musiała być ostrożna, temu się nie spotkamy.
Wyminęła odpowiedź na temat własnych opinii.
- Czym są burzookie istoty w pojęciu sabatu? - Leif nie zamierzał odpuszczać. Brunetka naparła lekko ciałem na wampirzycę. - Macie wiedzę wy, ma Camarilla, mają czarodajni. Jestem tu by je zniszczyć. Czemu do kurwy nędzy wszyscy unikają tematu prowadząc mnie do naturalnego wyjmowania informacji razem z kręgosłupem?!
Nosferatka syknęła, w nagłym, niespodziewanym geście odepchnęła od siebie Leifa. Gdyby nie wrodzony refleks oraz, częściowo, siła, najpewniej poleciałby kilka metrów dalej.
- Czhhego chcesz? Ja shhama nie wiem?! Tabu, tajemnica, plotki. Mało jest już sthharych co się tym przejmuje, thheraz to ja jestem sthhara.. A nie jhhestem! Nie rób shhobie ze mnie wroga… - Monika trochę ochłonęła.

Chuda kobieta naprzeciw niej stała w bezruchu po odzyskaniu równowagi.
- Nie chcę - powiedziała cicho. - Chcę zrozumieć co tu się dzieje. Z kim mam walczyć, kogo zabijać.Tylko i aż tyle. Mam w dupie tabu. Mogę czynić tutaj to co zapisane jest w moim przeznaczeniu, na złotych taflach i przez Norny. Mogę też się miotać zabijając i niszcząc by przybliżyć się do zrozumienia z czym walczę. Nie lubię odbierać żyć Moniko. To gorsza droga.
Nosferatka długo milczała.
- I? Jha dużo nie wiem, a i dowiedzieć się to teraz przepadło. Po propozycji spotkania jesteśmy na oku.
- Wiem o tym. Zadzwoń do swoich by przybył ktoś. Ja nie ryzykuję niczym, a i w tej formie mam mniejsze możliwości - Leif przesunął dłonią wzdłuż ciała przemienionej w kobietę kotki. - Dam też obietnicę, na Odyna, że nic nie uczynię złego.
Monika wyglądała na rozbawioną, tyle odczytał z jej zdeformowanego oblicza.
- Oni się ciebie nie boją, Leif.
- Mam w dupie czy się boją czy nie, Moniko.
- Na nic im twe zapewnienia - wyjaśniła spokojnie - muszą pokazać władzę. W twoich czasach chyba było podobnie? Polityka wewnętrzna na użytek zewnętrznej - nosferatka wymówiła zwrot nienaturalnie, jakby recytowała zasłyszaną formułę.

Brunetka patrzyła przez dłuższy czas na obrzydliwą wampirzycę. Bez słowa.
- Niech i tak będzie. Mam gdzieś waszą politykę, ale to wy atakujecie miasto, w którym mam swoje cele i misję. Może po którejś zniszczonej sforze ktoś jednak będzie chciał ze mną pogadać. Żal istnień, ale nie spędzi mi to snu z powiek. - Leif położył dłoń zajmowanego przez siebie ciała na ramieniu Moniki. - Jak wojna, to wojna. Bywaj miła Lillehammerko i zapamiętaj ten znak: - kobieta ułożyła palce w runę ochrony. - Ominę w mordzie tych, co przede mną tym znakiem się ochronią. Nie rozpowszechniaj go zbytnio.
- Dziękuję - powiedziała cicho. - Uważaj na siebie, Leif. - Zamyśliła się. - Nie chciałam naciskać na ciebie, ahhhle… - potworzyca uśmiechnęła się szeroko, nienaturalnie - ...poprzeszkadzałam trochę Rasmusowi. Nie był tak przygotowany jak chciał. Nie mów o tym - mrugnęła.
Ciemnowłosa, chuda kobieta uśmiechnęła się do nosferatki uśmiechnął się.
- Zmykaj Moniko - klepnęła ją lekko w pośladek. - Dziękuję. I przeżyj to co tu się stanie.
Sabatniczka kiwnęła głową, znikając w ciemności pod trybunami. Dopiero po chwili Leif zauważył, iż na niebie chmurzyło się.



Leif stanął przed wysypiskiem, które nie tak dawno było areną jego nader spektakularnej ucieczki. Chciał zbadać runę, która chroniła to miejsce i sprawdzić, czy jej moc działa również na dar Odyna zmieniającego zwierzęta w ludzi. Gdy dotarł na miejsce, rozpadało się na dobre. Powolne pomruki grzmotów zwiastowały przebudzenie się siły żywiołów. Chociaż kto wie, może tylko na przyjemnym deszczu się skończy. Wokół roztaczał się swąd spalenizny.
- Wiedziałam - popłynął głos z ciemności gdy starszy przechadzał się pomiędzy kupami wypalonych, schnących po akcji gaśniczej, śmieci.
- Zbrodniarz zawsze wraca na miejsce zbrodni - odpowiedział, choć coś w głębi jego jestestwa kazało uciekać. Natychmiast. Leif nie zignorował tego będąc przygotowanym, by w każdej chwili zerwać więź ze zwierzęciem obdarzonym ludzkim ciałem. Irracjonalnie czuł przerażenie, był jak żołnierz trzymający palec na spuście. Spuście ucieczki.
- Ostatni raz szybciej uciekłeś - miły, dziewczęcy głos kpił z niego. - Może teraz nie będę wychodziła z cienia, aby nie przerazić cię ponownie?
Przeciągnęła ostatnie nuty wypowiedzi jak w jakimś dziwnym flircie.

Burzooka.
Leif cofnął się odruchowo. Przerażenie walczyło w nim z desperacją powinności. Paradoksalnie roześmiał się. Nerwowo, z nutami strachu.
- Nikt nie jest w stanie - jego głos był niczym grubo ciosane drewno - powiedzieć czym jesteście. Ty też mi tego nie rzekniesz.
- Lubię cię, Leif. Jeszcze mnie bawisz. Mogę ci powiedzieć, dlaczego nie - przeciągnęła głos. - Dobijemy targu. Mogę cię skaleczyć za to, ale nie zabić. Możesz też zdjąć runę z tego miejsca.
- Mogę też ją zostawić. Ktoś postawił ją tu z jakiegoś powodu.
- Możesz też tu zginąć. Nie czekałam tutaj aby wyjść z niczym, należy się mi odrobina zabawy.

Coś szurnęło w ciemności.
Chuda brunetka trwożliwie rozglądająca się na boki nagle wysunęła z palców pazury. Normalnie byłyby długie na kilka cali, ale runa Heimdala niszczyła wszelkie przemiany wokół. Wysunęły się z ciała na nie więcej niż pół cala. Jednak to wystarczyło. Szybkim ruchem ciemnowłosa kobieta w szlafroku przeorała nimi własne przedramię. Pociekła krew.
- Jak silna może być ofiara? - głos kobiety drżał odzwierciedlając strach Leifa. - Zabij me ciało, poświęcę je Freyi i mocy run.
- Odrzucasz moją ofertę - usłyszał cichy, pytając szept, jakby zewsząd.
- Ta runa musi tu stać. Nie zdejmę jej. Zabij mnie, to wzmocnię ją swoją krwią i wiarą.

Nie widział. Po prostu nie widział, lecz czuł, że coś się zbliża. Myśli gnały jak spłoszone konie, ciało próbowało je dogonić. Wciąż za wolno. Sylwetka, chyba tej samej nastolatki co wtedy, przemknęła mu przed oczami. Poczuł uścisk w nadgarstkach, rozwichrzone włosy niewysokiej dziewczyny przed twarzą. Piekielny ból ramion. Chciał zawyć.
Surealizm. Ostatnie co widział to jego własne ręce rzucone na ziemię. Wyrwane, zakrwawione, wyrwane. Bolało, oceany bólu.
- Miałeś szansę - leżał na ziemi - a tak zapłaciłeś nie dostają nic w zamian. Chociaż, z tego co widzę, nie jest to prawdziwa zabawa.
Groza odchodziła. Słyszał jeszcze tylko zimny głos ludzkiej dziewczyny.
- To ma być wybraniec Freji?

Atak był tak szybki, że Leifa jako wojownika przeraziło to bardziej niż ten mistyczny strach, który niesła ze sobą ta istota.
“Szansę…”, “Freyi” kołatało mu się w myślach gdy ta nastolatka wręcz rozczłonkowała ciało, które zajmował.
Ciemność przywitał z pełną ulgą. Zbyt późno, ale wrócił do swego ciała, leżącego pod łóżkiem w hotelowym pokoju. Przerażenie wciąż buzowało w nim, ale mała suka popełniła jeden błąd. Albo może zrobiła to specjalnie i to Leif łapał się na haczyk.
*To ma być wybraniec Freji?*

Nieumarły ze wściekłością odwalił łoże i powstał. Obok zaraz zakręciły się dwa koty. Klommander i ostatni z tych, które zabrał ze schroniska.
- Dobra ty suko. To bawimy się dalej? - wycedził przez zęby wchodząc w umysł mruczącego radośnie zwierzęcia.




Tym razem nie zmieniał ciała kota w ludzkie. To nie miało sensu.. Bury kształt przeskoczył ponad złomem zagłębiając się głębiej w wysypisko.
Burzookiej grozy nie było, wszędzie jedynie pachniało spalenizną, toteż einherjar w ciele kota zaczął szukać miejsca, gdzie najmocniej emanowała runa Heimdala. Zajmowała całą powierzchnię wysypiska i jej wytrawienie musiało być naprawdę dużym (acz nie legendarnym) wyczynem. Leif mógł wywnioskować po swoich ostatnich wizytach, iż ta runa trochę różni się od tego, za co wziął ją pierwotnie. Badanie tylko utwierdziło go w przekonaniu. Runa z samej swej natury źle reagowała na zmianę kształtów, lecz wydawała się szczególnie mocno wyczulona na istoty nieumarłe, pozwalając wejść na swój teren przemienionemu, ale żywemu kotu. W przypadku oddziaływania na żywą istotę nie próbowała odczynić przemiany, a i same akty transformacji były tylko tłumione, nie negowane w przypadku żywych istot.
Leif rozsiadł się kocim cielskiem na samym środku emanacji runicznej i ledwo powstrzymał się przed tym, by wylizać sobie łapę. Wysunął pazury i skaleczył się. Popłynęła krew. Powolnym ruchem wymieszał posokę z ziemią w kształt runy poznania. Jednocześnie sięgnął po dar Odyna.

Runa nie przejawiała większych właściwości, a mocą run i krwi Leif nie potrafił określić jej pochodzenia.
To frustrowało. Starszy zdążył się już zorientować, iż runa ma wyjątkowo agresywny wpływ na zmiany kształtów nieumarłych, lecz w przypadku istot żywych działanie jej było słabsze. Nie była to cecha wynikła z typu runy bezpośrednio, a raczej ktoś ją taką zrobił. Niestety, poza tym, nie zawierała charakterystycznych elementów które pozwoliłby powiedzieć coś więcej.
Tylko, że runy przez te lata się zmieniły. Czy raczej zmienił się sposób korzystania z nich, tradycyjne ścieżki zarosły. Być może wampir wciąż wiedział zbyt mało o “nowej drodze run” aby wykryć w znanym sobie symbolu cechy wiążące go z twórcą i celem.

Kocia natura ciała które zajmował walczyła o to by obsikać to miejsc i nieumarły nie tłumił tego instynktu. Kilka minut później rwał skokiem przez Lillehammer.
Był niewiele mniej wkurwiony niż gdy budził się o zmroku.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline