Fyodor, przygotowując rytuał, musiał sam przed sobą przyznać, że reakcja Marka zbiła go nieco z tropu. Wejrzał wcześniej w jego serce i wie co w nim zobaczył. Czy teraz kłamał? Na ogół ciężko było nakłamać Fyodorowi, ale… gdy ktoś nie wierzył w możliwość wykrycia jego kłamstwa jego ciało i mimika nic nie zdradzały, bo nie gościł w jego sercu strach przed odkryciem prawdy, ale to chyba nie było to… Zastanowił się w chwili wolnej… jego umysł powiedziony boskim błogosławiestwem znalazł odpowiedź. Marek wierzył w Boga. Nawet tego właściwego. A patrząc w jego serce ujrzał serce poganina, bo wierzy on też w wielu innych bogów. W wiele innych rzeczy. Panu bogu świeczkę, a diabłu ogarek, jak to mówią. Może nawet wierzy, że On może dawać moc swym sługom, a wtedy sytuacja robi się bardziej skomplikowana, bo aby wypełnić jego serce fanatyzmem trzeba będzie udowodnić mu wyższość Boga nad pozostałymi.
- Tak. To może mieć sens - przytaknął mu Fyodor - daleko do niej się idzie? Albo raczej na koniu jedzie?
- Od zewnętrznego pierścienia miasta to mniej niż by nam zeszło na odmówienie różańca - powiedział przerzucając wielki topór na ramiona. - Kobiety piechotą do niej chodzą po herbatę miesięczną.
- Dobrze. Przejdziemy się tam, ale teraz czym innym muszę się zająć. Pomożesz mi w tym.
Zadecydował Fyodor i zabrał się do szykowania rytuału. Uświęcenie Ziemi, wedle wersji którą go obdarzono podczas nieprzespanej nocy pozwalała tymczasowo przesycić obszar boską chwałą. I to teraz chciał osiągnąć.