Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2019, 00:36   #89
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Zawada szybko podjęła decyzję. I chociaż sytuacja w lesie się jej wybitnie nie podobała to rozkazy były jasne. Znaleźć sojuszników i ich wspomóc. Bebok po dłuższym namyśle przypomniał sobie, że rzeczywiście Kuklicki było nazwiskiem jednego z czołowych badaczy skażonych terenów na Mazurach. Najwyraźniej poczuł w trakcie pracy tam jakieś “powołanie”.

Krasnolud i elfka zostali zaprowadzeni do jednego innego budynku, który był swego czasu domem jednorodzinnym. Porośnięty bluszczem wyglądał jak swojski wiejski dom, bo ktoś zadbał o to, aby “cywilizowany element” nie odłaził tynkiem i farba się na nim nie łuszczyła.
Na progu przywitał ich niechlujnie ubrany krasnolud. Obrzucił ich szybkim spojrzeniem, a na skinienie jednego z ich przewodników od razu wpuścił do środka. Wnętrze pogrążone było w półmroku. Przygaszone ledówki dawały odrobinę światła. Okna były pozasłaniane, aby na zewnątrz nie było widać, że coś w budynku się dzieje “nienaturalnego”.
A można było spokojnie powiedzieć, że jest to najbardziej nienaturalne miejsce w Kęszycy. Krasnolud przeprowadził dwójkę powstańców szybko do piwnicy gdzie w dużej sali rozłożyło się tutejsze centrum informatyczne. Na zespół składał się oprócz krasnoluda, elf, gnom i człowiek. Wszyscy nosili na sobie dość już staromodne jeżeli chodzi o aktualne trendy gadżety, ale bez wątpienia wyglądali na maniaków. Może piwnicowych, ale jednak maniaków. Rozstawione pod ścianami komputery, laptopy i serwery były połączone zgrabnie uporządkowanymi kablami.
Jedyne co nie pasowało do tego wystroju to na oko dość nowoczesny sprzęt stojący w kącie. Deckerzy potwierdzili że to jest to po co przybyli powstańcy. Zapytani o hardware i software z pewnym zakłopotaniem wyjaśnili że większość sprzętu to składaki (decki też mieli raczej podstawowe), a dostęp do sieci czerpią przez kabel.
- Kiedyś położono światłowód od Międzyrzecza tu, trochę pokombinowaliśmy by tam był odbiornik sygnału, decki zaś mamy tutaj. Najnowocześniejsze mamy zabezpieczenie, gdyby coś się tam działo odcina nas nim cokolwiek się tu przedostanie.

Potem bez pierdzielenia się przedstawili zdobycze z Wędrzyna. Była to dość bycza jednostka z podłączonymi do niej dyskami jeszcze kilkoma komponentami. Fachowym okiem Bebok ocenił, że sprzęt wygląda na robiony pod zamówienie, jednak kiedy zajrzał w bebechy stwierdził, że nie jest tak źle, bo ktoś przyciął trochę na kosztach. Może nie będzie tak źle. Może
Zawada szybko przedstawiła plan deckerom, a ci bez gadania się podporządkowali. Zrelacjonowali to co zdołali się rozeznać - przede wszystkim że wierzchnia warstwa zabezpieczeń była standardowa - ot tak by nie wzbudzać podejrzeń jednak dalej.

- Dalej jest ciężko - stwierdził krasnolud - Sama zobaczysz… to… to przerasta meta-ludzkie pojęcie. To jazda bez trzymanki… to…

- Konkrety! - warknęła Zawada.

- Środowisko niby bardzo proste, ale rozbudowane. Poszli na ilość, nie jakość, acz w pewnych miejscach masz do czynienia z czarny w przypadku mocnego naruszenia procedur bezpieczeństwa. Może w czterech byśmy zajebali któryś z programów strażniczych z zaskoczenia przy dobrej taktyce. Ale… hmmm… nie nasza liga.

Zapowiadała się ciężka przeprawa.


Krasnoludzki decker pozostał w świecie mięsnym by opiekować się resztą. Monitoring odczytów to nie przelewki… szczególnie, że to co znajdowało się na ruskim serwerze ich samych przyprawiło o mieszaninę trwogi i zdumienia.

- Zapowiada się przednie LAN-party, co nie?
- rzekł radośnie gnom.


***

Reszta drużyny zajęła się zebraniem informacji o Wędrzynie i tajemniczym kompleksie. Miejscowość znajdowała się niedaleko z punktu widzenia transportu kołowego - ot tyle co mniej więcej z Kęszycy do Świebodzina. Dla entów był to mały spacer, a kiedy wyżyli się na bazie to niewiele z niej zostało. Kuklicki i reszta mieli sporo roboty, ale udało im się nieźle udokumentować pobojowisko i zebrać relacje entów do kupy.

Wedle opisów wjazd do podziemi na terenie koszar był mocno obwarowany i wymagał potężnej ilości magicznej energii, aby się przezeń przebić i stworzyć wejście.

- Magia nie magia, muszą mieć jakieś awaryjne wyjścia. - rzekł w pewnym momencie Kocięba.

Wedle relacji i pamięci niektórych mieszkańców wejścia mogły się jeszcze znajdować tam gdzie pierwotnie znajdowały się hangary. Parę dekad temu Lasy Państwowe postawiły sobie za punkt honoru zamaskować tamto miejsce i je przypudrować tak aby nikt więcej nigdy go nie zobaczył. Na bunkry i hangary wysypano ziemię i zasadzono rośliny, aby nie mógł znaleźć pozostałości radzieckiej instalacji nikt kto o miejscu nie wiedział. Nie powstrzymało to miłośników fortyfikacji, ale kto wie, może znajdowała się tam jakaś ukryta wartownia i wejście?
W pewnym momencie Kowalik przypomniał o dziwnych szynach w MRU i drezynie. To zastanowiło wszystkich, bo gdyby to miało być jakieś tylne wejście to by oznaczało, że pod nosem leśnych ktoś wykopał prawie dziesięć kilometrów tuneli, a oni nawet się nie skapnęli. Z drugiej w dobie magii to nie było nic niezwykłego, a Ruscy już pokazali, że posiadają całą paletę środków z których nie wahają się korzystać. No i jeszcze notatki dowódcy garnizonu który wspominał o czarownikach.

Wieści rozeszły się, więc w parę godzin zorganizowała się grupa ochotników. Około trzydzieści meta-istot o różnym wyposażeniu i zdolnościach. Dziesiątka była w stanie korzystać z magii, pozostała dwudziestka była mieszanką adeptów i partyzanckich wojaków. Zgłosiło się też paru entów, ale przy ich gabarytach najpewniej będą musieli zostać na powierzchni - mogli jednak zapewnić względnie bezpieczne przejście przez las i asystować rannym wyniesionym z podziemi.

Po paru godzinach badania posiadanych przez Zielonych materiałów i relacji, Powstańcy uznali że niewiele wskórają bez pójścia w teren i zobaczenia tego wszystkiego osobiście… jednak zostało im to oszczędzone. Nad ranem z siedziby deckerów wyszła Zawada i Bebok, z nowymi informacjami.

***

Para Powstańców w asyście trójki leśnych deckerów przeniosła się do świata spisanego kodem ociekającym brutalizmem, surowością i siermiężnością. Kodem, którego struktura nie miała w sobie żadnej finezji i opierała się na solidnym fundamencie żelaznych zasad kodowania. Kodowania wprowadzonego setkami spracowanych dłoni socjalistycznych przodowników programowania. Ich nieubłagana ciężka praca pozwoliła stworzyć coś co deckerów gustujących w zaawansowanych narzędziach wirtualnej rzeczywistości przyprawiało o odruch wymiotny.

A wszystko to było skąpane w czerwieni i podniosłej, dumnej nucie.

Krajobraz zamiast zwyczajowego błękitu i czerni, miał czerń i soczystą czerwień. Soczyste jądra dysków pełne informacji i danych znajdowały się za zatrważająco grubymi warstwami czerwonego lodu - warstwowych zabezpieczeń, przez które trzeba było się przebijać pojedynczo. Jeden z lokalsów wskazał Zawadzie jednak większe niebezpieczeństwo. Pośród warstw tych brył znajdowały się uśpione czarne IC.
Zawada po chwilowej analizie problemu doszła do wniosku że jest w stanie poradzić sobie z tymi cudami radzieckiej myśli programistycznej. Wymagało to tylko skrupulatności i cierpliwości. I trzymania ręki na pulsie.

Rozdysponowała zadania, lokalsom kazała ubezpieczać wyjście z sieci oraz monitorować stan czerwonego lodu i czarnych IC. Sama zaś dobrała sobie kilka programów, którymi zaczęła przebijać się przez najbliższą strukturę. Lód okazał się kruchy, chyba o to chodziło, aby pęknięcia w kodzie po przebiciu się rozchodziły się i alarmowały programy strażnicze. Na szczęście subtelne oprogramowanie wykorzystywane przez elfkę pozwalało robić precyzyjne wycięcia w strukturach bez wszczynania niepotrzebnego alarmu.

I robota szła całkiem sprawnie. Chociaż rozlegający się zewsząd hymn w pewnym czasie zaczął już działać jej na nerwy. Po dobiciu się do pierwszego banku danych i obrabowaniu go, zajęła się za następny. Trwało to jak na robotę w matrixie cholernie długo co też wpływało niekorzystnie na psyche. Ktokolwiek to projektował miał chyba za dużo czasu i kiepskie poczucie humoru.

Błąd popełniła kiedy robota była prawie na ukończeniu. Po niewiadomo jak długim czasie i przebiciu się przez niezliczone ściany straciła cierpliwość i nieostrożnie przeszła przez barierę. Pęknięcie w kodzie dotarło do zatopionego w czerwonym lodzie czarnego IC.
Tylko niezły refleks i pomoc lokalsów ocaliły Zawadę przed usmażeniem mózgu. Program był agresywny i pognał za elfką, która wycofała się do przygotowanej zasadzki. Zmasowana akcja deckerów, Beboka i Zawady pozwoliły zneutralizować Czarnego, ale ten zanim padł zdołał dopaść do gnomiego deckera i wysłać go na flatline. Lokalsi byli tym przerażeni, jednak robotę trzeba było dokończyć. Zawada przebiła się przez ostatnie bariery i ostatnie z tajemnic garnizonowego komputera znalazła się w jej ręku.

A było co czytać. W komputerze znajdowały się informacje o wszystkich okolicznych jednostkach, żołnierzach, którzy przewinęli się przez garnizon, o akcjach prowadzonych wobec lokalsów oraz sporo informacji poufnych i tajnych o zaopatrzeniu jakie wprowadzano do kompleksu.
Nie można było określić co dokładnie tam robiono, ale patrząc jak “egzotyczne” surowce i materiały sprowadzano pod ziemię bez wątpienia urzędowali tam magowie i to z pewnością ze specyficznych tradycji magicznych.
W komputerze byli określani jako Red Druids. Dzięki ich czarom agresywne zapędy przyrody mocno przystopowały w okolicach bazy i kompleksu. Dowódca garnizonu Major Strzałkowski prowadził też korenspondencje wewnątrz garnizonu z paroma osobami w języku rosyjskim. Były tam wspomniane raporty o poszczególnych żołnierzach, kto się za bardzo interesuje. Wedle informacji tam znalezionych regularnie komuś ciekawość kazała zaglądać gdzie nie trzeba i kończyło się egzekucją ze strony “komisarzy”, rodowitych Rosjan.
No i była też korenspondencja z Pułkownikiem Pawulickim. Strzałkowski zdołał jakoś ukryć w komputerze to że najwyraźniej szpiegował kacapów na polecenie Pawulickiego. Przejrzenie tego zapisu było strzałem w dziesiątkę - Zawada znalazła tam to czego potrzebowała.

Po odłączeniu się elfka zobaczyła deckerów zebranych wokół stanowiska które zajmował gnom. Roślina. Tyle zostało z amatora cyber-przestrzeni. Pozostali kęszyccy deckerzy zaczęli cicho opłakiwać towarzysza. To byli amatorzy, nie zawodowcy i prawdziwe niebezpieczeństwa z którymi musieli sobie radzić profesjonaliści były im obce.
Teraz najwyraźniej poczuli w pełni co znaczy zajmować się hackowaniem sieci.

***

Kompleks w którym Rosjanie prowadzili badania, a raczej sformowana przez nich kabała Czerwonych Druidów rozciągała się na parę kilometrów pod ziemią zaczynając od wjazdu w Wędrzynie, pod dawnymi hangarami atomowymi, aż do Templewa. I potwierdziło też to, że jest tylne wejście w MRU. Strzałkowski zdołał zdobyć informacje, że wysłanników kabały widywano w okolicach Międzyrzecza i wychodzących z systemu bunkrów we wsiach. Ile osób musiało zapłacić życiem, aby informacja ta mogła trafić do majora nie wiadomo. Kiedy Zawada przedstawiła zdobyte informacje przed pozostałymi szczególnie czarodzieje pokiwali głowami.

- Kombinowane rodzaje magii. Magiczne napisy, zbiorniki, czary… Pewnie tą drezyną sobie dojeżdżali tam gdzie chcieli… - rzekł Kocięba.

- Ale na cóż im to wszystko? Po co tam wychodzą? - zapytał Hipolit.

- Nie wiadomo… ale fakt, że tak bezkarnie się panoszą, znaczy, że mają sposób na maskowanie się przed lasem. - stwierdził Kuklicki.

***

Szybko opracowano plan. Entowie mieli udać się do Wędrzyna i zająć się “węszeniem” za jakimś ukrytym wejściem i forsowaniem bramy. Tymczasem mniejsi meta-ludzie pod dowództwem Zawady mieli znów zejść do MRU i odnaleźć wejście do kompleksu. Prócz grupy ochotników dołączył także sam Kuklicki. Chciał się przekonać co właściwie dzieje się na dole. Najwyraźniej obecność Powstańców wzbudziła w mieszkańcach Kęszycy jakieś nowe pokłady odwagi bo nawet krążący po okolicy Prastary Ent przestał wzbudzać w nich trwogę i potrzeba chodzenia na palcach we własnym domu.

Po krótkim odpoczynku dla Powstańców nastąpił przemarsz do głównego wejścia w asyście drzewiastych. Las rzeczywiście wydawał się teraz w dzień spokojniejszy niż był w nocy. A może była to kwestia większej ilości użytkowników magii, którzy aktywnie starali się blokować zgubną aurę lasu? Tak czy tak minęli ruiny garażu i zanurzyli się w ciemność wejścia z którego wiało straszliwym chłodem jak na letnią pogodę.

***

Północ a potem zachód. Kiedy dotarli do skraju systemu tuneli MRU odkryli, że jeden z nich został znacząco rozbudowany i prowadził na zachód. Na podłożu położono tory. Dało się wyczytać na nich cyrylicę, a pod płytami wyczuć kolejny przewód natury magicznej. Po drodze mieli okazję zniszczyć kilka zbiorników podobnych do tego który rozwalił Kocięba. Za każdym razem z jego pobliżu działy się niewytłumaczalne i straszliwe rzeczy, ale szybkie interwencje pozwalały uciąć koszmar i uspokoić rozgniewaną ziemię. Kuklicki po przyjrzeniu się i krótkiej medytacji rzekł do Zawady, że chyba wie o co chodzi.

- Te konstrukcje… wysysają moc zawartą w glebie na której rośnie las. Wysysają moc Lubusza. To brutalna magia. Nic dziwnego że Opiekun wpadł w szał.

Przebudzeni spojrzeli na druida i pokiwali powoli głowami. Wyglądało na to że udało się rozwiązać zagadkę… teraz trzeba było zakończyć działalność Rosjan i przywrócić porządek.

***

Dobudowanym tunelem szli dobre kilka kilometrów. Brak rozgałęzień, oświetlenia też nie było. W pewnym momencie jednak tunel gwałtownie skręcał i kończył się pancerną śluzą.

Kuklicki przyłożył dłoń do głowy i pomruczał coś niezrozumiałego.

- Dałem znak by zaczęli działać. - kiwnął w końcu głową.

Dywersja się rozpoczęła. Przy wejściu do kompleksu Powstańcy wraz z leśnymi założyli ładunki i wycofali się. Chwilę potem nastąpiła eksplozja, która naruszyła właz. Robotę dokończyli magowie swoimi przebijającymi zaklęciami. Wejście do środka stało otworem.

Za włazem przywitał ich korytarz prowadzący w dół, zdobny w dziwne runy. Jednak nie spodziewali się tego, że panować będzie… cisza i wyraźny zapach krwi, który raczej nie powstałby tylko z kilku kałuż, które dostrzegli na podłodze korytarza.

Przebudzeni poczuli gęsią skórkę i wiejące z głębi korytarza… zło. Po prostu zło. Inaczej się tego nie dało określić odczucia jakie ich dosięgnęło.

- Cokolwiek tam odwalają… trzeba to skończyć. - rzekł Kocięba.

 
Stalowy jest offline