Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2019, 17:44   #17
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
“O kurwa…” pomyślał Rudy. Ta sytuacja go przerastała. Co jeśli trupy wstaną? Co z tego, że kruche, skoro magia mogła dać im mocy? Jak wróci, to opętani towarzysze go usieką… “Kurwa!”.
Nie myślał wiele. Grunt to dostać się za rozpadlinę i czekać. Wątpił by truposze umiały latać… przynajmniej miał taką nadzieję. Cokolwiek tu się odpierdalało napędzało mu stracha i chciał się znaleźć w potencjalnie bezpieczym miejscu! ...i miał cichą nadzieję, że jego towarzysze się ockną i wrócą w w miarę jednym kawałku, ale… nie mógł przejść przez pole truposzy! Dobywając sztyletu zdecydował się wrócić. Najciszej jak tylko potrafił.

Walka zaś trwała w najlepsze. Pieter począł się powoli wycofywać, widząc, że jego adwersarze zwrócili się przeciw sobie. Dietrich skradał się powoli w ich kierunku. Nagle usłyszeli huk w sali, w której stało widziadło. Potężny wybuch rozsadził kratę, dzielącą ich od owej sali. To sprawiło, że wszyscy zastygli na moment, a w tej samej chwili Klaus i Emil poczuli, że piekąca nienawiść i pożądanie, które nimi powodowały, ulotniły się nagle i nie pozostawiły po sobie śladu. Ręce z mieczami zatrzymały się, w oczach Klausa, Beksa zobaczył zaskoczenie.

W tym samym momencie dziewczęcy chichot zaczął jakby się przemieszczać. Najpierw słyszeli go od sali, następnie wędrował gdzieś w murach, by ostatecznie znaleźć się gdzieś za plecami Dietricha. Medyk obrócił się nerwowo. Za nim stała piękna, czarnowłosa kobieta o perlistym uśmiechu, ubrana w szarą włosiennicę. Uniosła wesołe oczy i popatrzyła na nich z zaciekawieniem.
- Tfu - splunął pyłem który zalegał mu w gardle i odwrócił się by ujrzeć nieznajomą kobietę. - Uspokójcie się wreszcie, kto to jest? - zdziwił się Pieter na widok kobiety, przecież nikt ich nie śledził, a może odgłosy walki Ją tu przyciągnęły.
- To nie jest bezpieczne miejsce… - powiedział z zadziornym uśmiechem pomimo ogromych wątpliwości i pietra Dietrich do dziewczyny - ...lepiej jeśli wrócisz na powierzchnię.
Jedna tylko myśl rudemu nie dawała spokoju… jakim cudem dziewczyna przebrnęła przez wyrwę i trupy… była to bardzo niepokojąca myśl, ale nadrabiał uśmiechem.
Dziewczyna zachichotała raz jeszcze i spojrzała na nich zalotnie.
- Chętnie… - Jej głos brzmiał w ich głowach, odbijał się niczym echo, drażnił i bolał jakby małe opiłki szkła.
Po tym słowie dotknęła swojej twarzy dłonią. Dłonią odartą ze skóry i mięsa. Potem swoim kościstym palcem wskazała salę za nimi, tę, w której widzieli tańczącego trupa. Gdy odwrócili na powrót głowy, dziewczyny już nie było, ale jej krzyk roznosił się po całych jaskiniach. Oddalał się, oddalał, aż wycichł całkowicie.
- Lorelle! - krzyknął Klaus. - Tam, za tą salą jest wyjście, wyrwa w ziemi. Możecie się wydostać - powiedział pospiesznie i rzucił się biegiem w kierunku oddalającego się głosu.
Dietrich poczuł jak mu żołądek podchodzi do gardła gdy ujrzał jej dłoń.
- Chłopaki… - powiedział cicho powoli uspokajając rozdygotane dłonie. Rozdywotane… dopiero teraz uświadomił sobie że drży - ...mam złe przeczucia… bardzo złe… wypierdalajmy stąd, byle szybko… tylko którędy?
-Tam… gdzie nie ma… Jebanych rzeczy które by mogły nas zaatakować!- odpowiedział Korwin. Wstał szukając podparcia w ścianach, czy prętach krat. Ciągle trzymał się na paskudną ranę, znajdującą się na czole. Krwawił ale żył, choć ciągle kręciło mu się w głowie. -Zaufajmy… Ostatni raz Klau… temu chujowi… Jak to jego kolejny ,,genialny” plan, to w Królestwie Morra zostanie z niego kadłubek!- Korwin chwiejnym krokiem zaczął iść w kierunku dziury za kratami.
Dietrich rozglądał się niepewnie.
- No, nie wiem… - powiedział i zwrócił się do rannego - … Korwin, chodź tu. Opatrzym i pomyślim, bo nawet zjawa wskazywała nam ten kierunek, więc… - urwał zdanie, bo sam nie wiedział co myśleć.

Rzut na leczenie dla Dietricha: 84 (nieudany)



-To gdzie idziemy w takim razie? Rudy mógłbyś się trochę bardziej pośpieszyć… nie czuje się w tym miejscu za dobrze…- Korwin jest wyraźnie blady z kilku powodów, dwa razy prawe zginął, stracił sporo krwi, i osoby którym jako ostatnim nie zaufał, zrobiły z niego ofiarę dla… czegoś. -Możemy iść za Klasuem, i drogą którą przyszliśmy. Lub iść drogą, która wydaje się nielogiczna, podejrzana, i bezsensu. Ale właśnie nią zaproponował Młody. Wrona popatrzył się po wszystkich, a zwłaszcza na Emila. -Jak stąd wyjdziemy, to albo coś mi dajesz, albo ci kurwa tak przywale w rzyć że się zesrasz! A więc, nastał czas zdecydować co robimy… Przyjaciele.
Skołowany, ciężko dyszący Beksa, do którego pogróżki Wrony jeszcze nie do końca docierały, przez co mogło się niesłusznie wydawać, że je zignorował, zdjął kolorową chustę, którą zwykle wiązał pod kolanem wokół cholewy wysokiego buta i zawiązał prowizoryczny opatrunek wokół zranionego przez Klausa nadgarstka. Musiało wystarczyć, skoro Dietrich nie spieszył mu z pomocą. Sam nigdy o nic nie zamierzał prosić, chyba że o szybką śmierć, jak brzmiała jedna z jego utartych, karczemnych przechwałek. A jeśli już o karczmach mowa, Emil potrzebował kilku piw i dużej ilości czasu, żeby poukładać sobie ostatnie kilkadziesiąt bić serca w swym zakutym łbie. Teraz był skupiony na czynach, nie myślach czy słowach. Mówił przez zęby, zaciągając węzeł szmaty:
- Idę po Młodego! Nie możemy tak sobie odejść. Ten mały karakan wdepnął w takie gówno, że bez naszej pomocy nie ruszy palcem. Poza tym, nikt bezkarnie nie będzie nawijał mi na uszy sigmaryckich słów i tępił o mnie miecza. Gnojek zasłużył sobie na bardzo ciężkie lanie. Jeśli nie ruszacie ze mną... to niech Ranald was zaszczyci! - Syknął przekleństwo, ocierając twarz z łez.
-Mi też pasuje pomóc Klausowi… NIe możemy mu pozwolić zginąć, bez kary.- Korwin wstał i się otrzepał z brudu, głównie się ruszył by sprawdzić jakość pomocy Rudego. -Oby twoja pomoc cyrulicza mi pomogła. Ale czas zadecydować waszej dwójce. Dietrich, Pieter, i lepiej mówcie to szybko.-
- Może i lepiej za Klausem… ale jak tam byłem to kości… dziwne to. - powiedział Rudy po czym zwrócił się zadzirnie do Emila podchodząc o niego - Nie becz Beksa, pora i Ciebie opatrzyć, choć kończą mi się bandaże. Idę za wami. Rozdzielać się to głupota.*

Rzut na Leczenie: 57, PS: 99 (nieudany)



Dietrich mówiąc to, opatrywał ze spokojem Emila, ten jednak w pewnym momencie wrzasnął przeciągle. Młody medyk lekko naruszył jedną z ran, powodując niepotrzebny ból.
- Mając takiego felczera jak ty, obejdziemy się bez wrogów - syknął złośliwie Emil.
- Ciesz się. - odpowiedział zadziornie rudy medykus - Boli, czyli żyjesz.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline