Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2019, 21:55   #355
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Góry Miecza
24 Marpenoth, popołudnie



Potępieńcze wycie kapłanki jeszcze przez jakiś czas niosło się echem po podziemnych korytarzach. W końcu ucichło. Stimy ostrożnie wystawił głowę nad krawędzią urwiska mając nadzieję, że cisza nie oznacza, iż coś półelfkę zeżarło. Nie dojrzał żadnego drapieżnika, zobaczył za to jak Melune wstaje znać ciała Jorisa z nożem w ręku, po czym chowa coś do kieszeni. Potem podeszła do ciała Marduka, schyliła się z nożem i schowała coś do drugiej kieszeni. Wreszcie spojrzała w górę.
- Wyciągnij mnie stąd, proszę - rzekła do niziołka ochrypłym od płaczu głosem.
Podniesienie dziewczyny w zbroi na taką wysokość nie było proste, ale z pomocą mięśni i magii Trzewiczek dał radę. Sapiąc ciężko niziołek z niepokojem przyglądał się kapłance, która bez słowa zaczęła zbierać rzeczy zmarłych rozsypane na podłodze. Jej milczenie niepokoiło go bardziej niż wcześniejsze szlochy. Uznał jednak, że skoro kapłanka zajęła się porządkami to nie ma zamiaru skoczyć z urwiska na główkę by dołączyć do ukochanego w zaświatach. Słyszał, że porządki uspokajają kobiety, więc czekał majtając nogami nad przepaścią i starając się oddychać przez usta. Smród wybebeszonego robala bił zarówno z dołu jak i od półelfki. Nizołek był ciekaw czy na dole nie ma magicznych pozostałości po dawnych ofiarach robala, lecz magiczny blask tarczy Jorisa skutecznie blokował jego dzikomagiczny wzrok.
- Chodźmy - drgnął na dźwięk matowego głosu Tori. Kapłanka zarzuciła na ramiona plecaki i torby, przez co wyglądała jak juczny muł i ruszyła w drogę powrotną. Stimy pobiegł za nią, nie zapomniawszy wszak o zaznaczeniu miejsca, w którym kończył się korytarz a zaczynała przepaść. W końcu iluzja-pułapka nadal działała.

Po powrocie do sali z kominkiem Torikha zrzuciła swój bagaż i zabrała się za rozpalanie ogniska. Przenikliwy ziąb przypominał o tym, że na górze panuje zima, a przed nimi długa droga powrotna. Bo będą wracać… prawda? Niziołek niepewnie zerkał na półelfkę nie wiedząc, czy pytanie o plany na przyszłość - nawet tą najbliższą - nie wywoła kolejnej fali rozpaczy. Postanowił pomilczeć jeszcze chwilę… tak długą, na jaką starczy mu cierpliwości.

Tymczasem to, że Melune milczała nie oznaczało, że zatraciła się w żałobie. Wręcz przeciwnie. Była skupiona i zdeterminowana, tak jak w chwilach gdy opatrywała rannych i umierających, gdy wszystko zależało od niej, gdy musiała działać szybko i skutecznie, a każdy błąd mógł kosztować życie. Tu nie było miejsca na żałość i codzienne rozmemłanie. Toteż trybiki w głowie półelfki działały jak dobrze naoliwiony mechanizm. Wiedziała co musi zrobić. Szczęście w nieszczęściu dzięki przedwczesnej śmierci Shavriego technikalia wskrzeszania istot rozumnych miała opanowane do perfekcji. Przynajmniej w teorii. Warunki, składniki i cena - to znała. Pozostawało zaplanować wykonanie.

Tori wiedziała, że nie ma szans dotrzeć do Neverwinter w ciągu dziesięciu dni. Nie miałaby nawet wtedy gdyby okolicy nie pokrywał śnieg. Oznaczało to, że na wskrzeszenie Jorisa będzie musiała zapłacić dużo, dużo więcej złota niż potrzebowali w przypadku Traffo. Melune gotowa była sprzedać wszystko, z Trzewiczkiem włącznie byleby tylko uzbierać potrzebną sumę. Miała jednak niejakie pojęcie o cenach magicznych przedmiotów, a tych uzbierało się w czasie ich przygód całkiem sporo. Wtedy nieśmiała Tori nie dopominała się o swój równy udział, brała co dawali i niezbyt pamiętała co wzięli inni, ale i smok miał skarb, i drow magiczne utensylia, i księgi Omara na pewno kosztowały niejeden mieszek złota… Z nagłym zainteresowaniem łypnęła na Stimiego przypominając sobie jego zacięcie do handlu, które prezentował zarówno kupując ekwipunek jak i próbując sprzedać wyroby własne. Odruchowo pogłaskała kieszeń, do której wsadziła solidny pęk włosów Jorisa. W jej głowie plan wskrzeszenia ukochanego (a jak wystarczy również i reszty kompanów) rysował się coraz wyraźniej, a śmierć nie wydawała się tak ostateczna jak wcześniej.



Po niespokojnej, wypełnionej koszmarami nocy Tori zaprzęgła Stimiego do roboty. Z pomocą lin i haków znalezionych w plecakach (Marduk miał nawet bloczek) udało im się zejść na dół bez pomocy magii, którą Stimy postanowił zachować by powrócić na górę. Prócz sporej ilości robactwa, które dobrało się do czerwia przez noc w rozpadlinie nie było innych stworzeń. Zresztą było mało prawdopodobne by coś niebezpiecznego żyło w okolicy, w której przebywał tak wielki drapieżca. Stimy ruszył na poszukiwanie łupów, a Tori zajęła się ciałami. Miała nadzieję, że magiczny dysk niziołka zabierze je na górę ale artificer uświadomił ją, że dysk porusza się jedynie w poziomie. I nie wiadomo jak zachowałby się na stromych schodach między piętrami. Tori mogła próbować wyciągnąć ciała przy pomocy liny i bloczka by złożyć je w tutejszej krypcie, gdzie będą bezpieczne przed drapieżnikami i znieumarleniem (choć nie miała gwarancji, że nie będzie musiała dźwigać zmarłych po schodach na własnych plecach) lub pochować ich tu, pod kamieniami, których miała dostatek. Póki co zajęła się, nie owijając w bawełnę, ograbianiem zwłok. Nie czuła się z tym dobrze, ale każdy grosz się liczył, zwłaszcza że Trzewik uświadomił jej, iż Marduk był chodzącą magiczną zbrojownią nawet zanim obłowił się na tutejszych orkach.

Poza magiczną identyfikacją Stimy nie garnął się do pomocy przy brudnej robocie; zamiast tego obszedł jaskinię poszukując pozostałości po innych ofiarach robala lub upadku z wysokości. Podejrzewał, że w procesie defekacji czerw mógł zostawić sporo cennych rupieci w pobliskich korytarzach, jednak obawiał się zapuszczać głębiej. Prócz przeróżnych przedmiotów podróżnych, zardzewiałego rynsztunku i wypalonych pochodni niziołek znalazł w pobliżu szkieletów trochę biżuterii, monet i szlachetnych kamieni (do wyniuchania większej ilości potrzebowaliby Turmaliny). Całość była z pewnością warta kilkaset sztuk złota, ale z dokładną wyceną musiał poczekać na bardziej sprzyjające warunki. Jeden z medalionów wyglądał na magiczny. Ponad to znalazł glewię, po której ostrzu (gdy się dobrze przyjrzał) pełzały malutkie błyskawice, magiczny plecak i misternie rzeźbiony róg.

Stimy podał zaklęty plecak Tori, która z otępiałym wyrazem twarzy stała nad dwoma pokiereszowanymi ciałami i stosem rynsztunku. Pewnie nie wszystko nadawało się już do użytku, ale sortować będą potem. Kapłanka bez słowa zaczęła wciskać rzeczy do magicznej przestrzeni, z furią dopychając co większe przedmioty, które nie chciały się zmieścić w otworze. Niziołek zaś, unikając patrzenia na zwłoki, zaczął przygotowywać się do powrotu na górę. W końcu tam w Phandalin, całkiem niedaleko, czekał na niego Vigogle!



Droga powrotna do Osady zajęła im sporo czasu. Śnieg był już głęboki nawet między drzewami. Na szczęście podróż przebiegła bezpiecznie; magiczne sztuczki wystarczały by odpędzać drapieżniki, a orki nie wróciły jeszcze w te strony po masakrze, jaką urządził im Marduk. Ominęli kopalnię - Tori nie miała siły by opowiadać Turmalinie o śmierci Jorisa, a Stimy nadal był tam niemile widziany - i zanocowali dopiero w gospodzie w Dolinie. Pełne współczucia spojrzenia, jakimi obdarzali ich mieszkańcy świadczyły o tym, że każdy rozumiał co znaczy powrót z gór połowy drużyny. Jedynie traperzy, których wynajął Joris podeszli by złożyć Tori wyrazy współczucia. Polubili tego postrzelonego młodziana i żal im było zarówno myśliwego, jak i jego lubej. Potem wrócili do stolika by opić śmierć ex-pracodawcy.

Melune też miała ochotę zapić smutki; powstrzymała się jednak. Zamiast tego poszła spać za przepierzenie, tuląc do piersi magiczne torby tak mocno jak kiedyś przytulała Jorisa. I poniekąd tak było - w końcu za skarby wewnątrz nich miała zamiar wykupić od bogów jorisowe życie!

Opcji, że myśliwy może nie chcieć opuścić boskiej domeny nie brała nawet pod uwagę. Była pewna, że do niej wróci tak samo mocno, jak swej wiary w Selune.



 
Sayane jest offline