Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2019, 22:34   #35
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Pontonem dopłynęli do Gwiazdy Północy.
Sonia z jej plecaczkiem. Dragan w swoich okularach.
I trójka wojskowych.

Na statku powitał ich mężczyzna o twarzy zmęczonej życiem.


- To Zhyzhak, weźmie udział w transakcji wymiany. Pokieruje twoimi ludźmi - wypalił na start Oleg.
- To jest Sean. Sean Brown. Prawdopodobnie najlepszy marynarz na tej łajbie. Zanim się pojawiłaś, to on miał być “tym złym”. Skoczymy na mostek, tam zadzwonię do kolegów z Moskwy. Potem możecie z Seanem dogadać szczegóły.

- Cześć Sean. Wyciągnąłeś najkrótszą słomkę? - Żenia uśmiechnęła się do ważnej figury.
“Krewniak, co?”
“Nie.. nie wiem…”
Sean uśmiechnął się krzywo. Być może w historii o słomce było więcej prawdy niż przypuszczała.

Podreptała za Olegiem rozglądając się bezczelnie i otwarcie. Wyczucie “swoich” zdawało się być interesująco ważne gdy maszerowała przed Maksimem.

Wszyscy na statku nosili piętno Żmija. Co do jednego. Czuła kilkadziesiąt osób. Na kilku pokładach.

“Rany to musi być nuda. Siedzieć w dryfującej puszce.” Żenia toćnęła zmorę.
„To musi być straszne żyć wśród tylu trupów” odpowiedziała Zmora grobowym tonem.
“Niektórzy łowią dusze, inni skóry. Co się robi ze skórami wiem. Co się robi z duszami?”
„Biorąc pod uwagę ile ich tu jest, to chyba tylko się zbiera”
„No ale zbiera się też z jakiegoś powodu. Chyba”

Sonia po drodze nastukała smsa do Marka informując go o przebiegu wydarzeń.
„Facet zbiera też uran. Może chce mieć broń masowej zagłady w umbrze? Nie wiem. Szamana zapytaj!”
Tymczasem telefon odmówił wysłania wiadomości. Do dziewczyny dotarło, że od ponad doby nie miała też wiadomości od Marka. Kompletny brak zasięgu mógł być spowodowany brakiem anten sieci komórkowych rozstawianych na morzu. Mógł też wiązać się z obecnością wojskowej aparatury na statku Olega. Wiadomość zapisała się w roboczych.
Odruchowo usunęła wiadomość i schowała komórkę.

Faktycznie nie tylko ona miała problem z telefonem. Na mostku korzystali z połączenia satelitarnego. Oleg zdawał się być w przednim humorze. Wywołał przez telefon faceta imieniem Igor. Jak się okazało tamten dopiero wstawał. Moskwa jednak była kilka stref czasowych od nich. Potem padło wiele nieznaczących słów, które były stałą formą załatwiania interesów w Rosji. W końcu po około trzech minutach pytań o kuzynki i restauracje Oleg przeszedł do tematu swojej pasierbicy, która bardzo chciałaby dołączyć do „interesu”. Proponował wspólne spotkanie w najbliższy piątek w jednej z restauracji Igora. Rosjanin zgodził się. Wilkołaczka wyczuła dużą sympatię jaką darzyli się obaj mężczyźni. Albo jaką doskonale udawali.

Potem Alfa Łowców Dusz przeprosił Zhyzhak. Musiał się przygotować. Dragan i ona zostali przekazani pod opiekę Sean’owi. Wcześniej jednak Volkov poinstruował swojego człowieka w temacie moździerza. Toteż omawianie szczegółów akcji odbywało się na lądowisku dla helikopterów, gdzie dziewczyna mogła zmierzyć się z wyrzutnią.

- Z grubsza sprawa wygląda tak, na dolny pokład i do maszynowni idzie dwudziestu ludzi. Oni nie istnieją. Oficjalnie załoga Gwiazdy ma trzydzieści cztery osoby. To za mało na taki statek, ale Shinzou ma być przekonane o przewadze. Przygotowujemy uran. Będzie czekał na lądowisku. Wyładujemy ekstraktory. Wtedy z drugiej łodzi robimy desant. Dostaniesz automat ze ślepakami i możesz strzelać po naszych. Drugi magazynek dostaniesz z ostrą amunicją. Myślę, że Shinzou będzie mieć jakieś jedenaście osób maksymalnie. W tym dwóch pilotów, którzy nie powinni wyjść z kokpitu.
My mamy dziesięciu ludzi tutaj i dwudziestu z drugiej łodzi.

Żenia Bondar tymczasem regulowała ustawienia moździerza. To nie był jej pierwszy raz. Robiła to odruchowo. Profesjonalnie. Znała tę broń. Brała poprawkę na wiatr. Na fakt, że ich łódka pozostawiona sama sobie odpływała.

- To będzie czysta akcja - zakończył Sean.
- To rzadko kiedy bywa czysta akcja jeśli do czynienia się ma z Pentexem lub Shinzou. - Żenia skupiona była na broni i celu i zdawaćby się mogło, że mówi do siebie. *
Maks pokiwał głową. W końcu wspólnie już raz atakowali placówkę Shinzou.

- Sean, mamy problem - odezwał się Oleg w krótkofalówce marynarza przypiętej do wojskowej kurtki. - Z Okinawy w naszą stronę lecą trzy helikoptery. Shinzou zabrało obstawę.
- No.., to byłoby na tyle jeśli chodzi o czystą akcję - powiedział Maksim.

- Lepiej nie można było tego ująć - Syk wystrzału zagłuszył ostatnie słowa Zhyzhak.

Z hukiem wybuchu w tle dziewczyna wcisnęła przycisk na krótkofalówce:
- Masz coś na cyborgi albo inne roboty? - z jakiegoś powodu Żenia zaczynała być w dobrym humorze. Zachichotała odpuszczając komunikator. A mimo to spojrzała na Maksima wzdychając.


***



Ustalili nowy plan. Z pokładu Gwiazdy nie miał prawa paść żaden strzał. Przykrywka to przykrywka. Dlatego właśnie po wylądowaniu helikoptera i otwarciu jego ładowni miała zapaść ciemność. Oleg uświadomił wilkołaczkę, że przecież wezwanie ciemności to jedno z najbardziej podstawowych zagrań Tancerzy Czarnej Spirali.

Wkrótce na niebie pojawił się Chinook i dwa Belle. Wszystko przebiegało zupełnie normalnie. Chinook kołował. Belle zawisły. W końcu transportowiec odwrócił się i zaczął podchodzić do lądowania.

- Potrzebne ci te dwie Belle? - mruknęła Żenia do Olega - Bo to chyba dobry moment na ich zdjęcie. Na co nam dwa ruchome cele?
- Sean je zdejmie. Daj chwilę jego ludziom. Chodźmy obejrzeć te ekstraktory.

Jak powiedział tak zrobił. Na lądowisku stała jedynie mała paleta, na której były ułożone szare sztaby. Było tego niewiele. Na pewno nie wyglądało jak blisko dwie tony uranu.

W końcu Chinook zakończył manewr lądowania. Na powierzchni wody po prawej stronie Gwiazdy Północy coś zabulgotało. Wilkołaczka dojrzała wielki czarny kształt.

- Teraz - powiedział Sean i ogłuszył Olega.

Z łodzi podwodnej jaka nagle się pojawiła ktoś odpalił rakietę w jeden z helikopterów. I wtedy zaczęła zapadać ciemność.

“Albo mu bardzo ufa albo Sean coś kombinuje na boku.”

Żenia ostrożnie podchodziła do szykującej się rozwałki.
Zarzuciła i swoją porcją ciemności, kierując się w stronę Maksima i Chinooka.

Również wilkołaczkę i jej smoczego towarzysza pochłonęła ciemność. W ułamku sekundy cała blisko siedemdziesięcio metrowa jednostka była spowita mrokiem. A obok niej łódź podwodna usiłowała zestrzelić drugi z helikopterów. Jednak tam pilot był ostrożniejszy. Wykonał zwrot, a na pokład łodzi już na linach zjeżdzały kolejne uzbrojone sylwetki. Żenia naliczyła sześć osób bez strachu wpadajacych w ciemność.

- Maksim, Chinook. Ja lecę po Bellę - nim skończyła mówić Żenia machnęła już cienistymi skrzydłami i wzbiła się w powietrze. W locie zmieniła formę na glabro. Zignorowała póki co zjeżdżających ochroniarzy Shinzou i skupiła na uziemieniu drugiej jednostki latającej.

‘Bkhto pomoż z modulacją głosu” - dziewczyna parsknęła dopadając boku czopera. Wzięła zamach i walnęła pięścią w pancerną szybę.

- Zhyzhak nie lubi konkurencji! - wrzasnęła chociaż i tak była pewna, że nikt jej nie usłyszy. Złapała pilota i szarpnęła nim odbijając się od helikoptera nogami jak pływak od brzegu. Unieruchomić trzeba było i pilota. Szybki ruch pozbawił go przytomności, a Żenia pozbyła się balastu nurkując w ten obszar gdzie sama zarzucała ciemnością.

Maksim zamienił okulary na noktowizor i teraz wodził po wychodzących z Chinooka celownikiem karabinu. Również z tego helikoptera wychodzili przeciwnicy. Zdawać się mogło, że ciemność w żaden sposób im nie przeszkadzała.

Szóstka prowadząca desant spadła z hukiem, nieco wcześniej niż helikopter pozbawiony pilota. Ten zdawał się spadać wręcz wyjątkowo wolno. Na lądowisku trwała regularna strzelanina. Było to o tyle niepokojące, że lądowisko ze względu na swój charakter nie posiadało wielu osłon. Dwaj ludzie Seana padli. On sam wraz z Maksimem ukrywali się za paletą z uranem. Z osłony helikoptera korzystali zbrojni Shinzou. I właśnie na to nadlatywała ona, niczym anioł zagłady na skrzydłach z cienia.

Zbliżając się zobaczyła jak dziwnie ubrani są ludzie z Shinzou



Latająca wilkołaczka przyjęła formę bojową. Wykorzystała przewagę wysokości. Wylądowała i skorzystała ze smoczego daru. Ciemność rozświetlił zielonkawy płomień. Zajęło się czterech.
Natychmiast wykorzystali to Sean i Dragan, którzy w swoich półludzkich formach teraz zaczęli szyć seriami w przeciwników. Tymczasem Żenia oberwała od jednego z przeciwników, których nie widziała wcześniej. Poczuła dotkliwy ból, gdy srebro rozcinało jej skórę.

I wtedy uwolniła swój gniew. I siłę Nahajki.

Dwóch z przeciwników poleciało za burtę. Trzeciego cisnęła w głąb pustego śmigłowca, tak, że wbił się z drzwiami do kabiny pilotów. Właśnie… pustego helikoptera.
To nie Oleg rozgrywał Shinzou w tej wymianie. To oni wykorzystali okazję, żeby załatwić watahę spirali. Teraz była tego pewna, co przepełniło ją jeszcze większym gniewem.

Wpadła jak burza do helikoptera i zobaczyła jedną osobę. Kobietę. Z bronią szyjącą srebrnymi nabojami. Obecna scena przypomniała jej walkę sprzed kilku miesięcy. Tam też była kobieta, tam też był przeciwnik oko w oko. Nim którakolwiek z nich zdążyła mrugnąć, wadera Żenii przejęła inicjatywę i wyprowadziła cios. Tym razem nie przez gardło ale wprost w skroń. Ogłuszyć, przesłuchać, zebrać informacje…

- Pułapka - Wrona warknęła do słuchawki. - Dobić ich…

Wielka czarna pięść uderzyła w głowę kobiety z wielką precyzją. Brzdęknięcie pękających kości. Chrupnięcie kręgosłupa. W tym co stało się z ciałem kobiety było jakieś perwersyjne skojarzenie z grzechotką i Fedirem. Szaman też grzechotał. Jej ciało bezwładnie osunęło się po ścianie transportowca.

Poszło im niezwykle dobrze. Ale mieli na pokładzie Gwiazdy drugą grupę, która zdawała się radzić sobie dużo lepiej.
W kilku susach Żeni ruszyła by dobić ostatki z ekipy Chinooka.

W szybie helikoptera była wielka dziura. Żołnierz uciekł. Pilotów zabiła zanim zdążyli zareagować.

Na ostatek zdarła z twarzy zabitego żołnierza dziwną maskę.
Odsłoniła coś dziwnego. Twarz mężczyzny miała pod skórą dziwnie proste żyły. Kojarzyły się z nadrukiem na płytkach drukowanych. Oczy też wyglądały jakby należały do robota. Sama zaś maska zdawała się nie mieć żadnych nadludzkich właściwości, mimo, że Żenia przyłożyła ją sobie do twarzy.

“To roboty. Jakaś robokalipsa. Czy roboty umieją pływać?”
“Mam nadzieję, że nie. Szkoda byłoby gdyby odpłynęły łodzią podwodną.”

Żenia zmieniła formę i nadała wiadomość do Maksima:
- Upewnij się, że nie przejęli łodzi podwodnej. To jakieś roboty. Ludzie Olega niech ruszą zady. Jeden stąd nawiał. Nie puszczać żywych.

Wygrzebywała się z helikoptera by wbić się w powietrze i sprawdzić stan obecny. Zabrała ze sobą automat jednego z robotów.


Sean i Dragan przegrupowali się i ruszyli pomóc ludziom Olega. Żenia z powietrza widziała ciemność nad całym okrętem. Strzały dochodziły wyłącznie z prawej burty. Słyszała też jęki przyprawiające o gęsią skórkę.

“Umarli”
“Póki nic nie robią tylko jęczą to są mi zbędni.” - warknęła Żenia zajęta zwiadem.

I wtedy zauważyła ich wszystkich. Z szóstki przetrwała czwórka. Wyskakiwali z pokładu, żeby wpław płynąc do łodzi podwodnej. Za to od strony rufy całkiem sprawnie płynął kolejny żołnierz. Ten, który uciekł z helikoptera przed Wilkołaczką. Nie wyglądał na rannego…

- Maksim… moździerz. Spróbuję zdjąć uciekającą piątkę. Jak nie to zestrzelimy łódź podwodną. - Żenia spikowała niżej i odbezpieczyła opcję full auto - Gdzie ten cholerny Oleg? Ile można spać?

Po raz pierwszy od czasu nauki tego daru, sięgnęła po podarunek ducha przodka.
Jeśli mogła ułatwić sobie zadanie to czemu tego nie zrobić? Skoncentrowała się i poczuła mrowienie pod palcem. Jakiś mistyczny duch broni stał się z nią jednością.
Pociągnęła pieszczotliwie spust niczym amorek z piekła rodem. Srebrne kule zaczęły pruć wodę wbijając się w ciała uciekających żołnierzy.

Draganowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Dopadł moździerza i zawahał się. Otaczała go ciemność. Nie miał jak wycelować w łódź. Załadował granat i zaczął rozciągać wielkie błoniaste skrzydła.
Sonia zaś przyłożyła się szczególnie do zdjęcia robota który uciekł z helikoptera. Równie dużą uwagą otoczyła dwójkę jego kumpli. Pozostała dwójka jakoś zarobiła mniej pieszczot.

“Czy wszystkie alfy tak mają? Nie wiem czy chcę być alfą jak dorosnę…”

- Dragan… to chyba działa. Zgarnij kolejny riffle - Żenia wrzasnęła w słuchawkę próbując przebić się przez kakofonię wystrzałów.

Pociągnięcie serią opróźniło magazynek ze srebrnych kul. Dziewczyna poczuła ulgę. Wcześniej nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że coś jest nie tak. Rzadko miała do czynienia z czystym srebrem.

Uciekinier w którego wilkołaczka celowała z wyjątkową zawziętością zakończył już szalony taniec na wodzie. Jego ciało szarpane kolejnymi pociskami podrygiwało. Wokół rosła plama krwi… czy oleju jak przypuszczała dziewczyna. Kolejny cel podzielił jego los, natomiast ostatnia trójka miała sporo szczęścia w tym, że amunicja już się skończyła. Każdy dostał kilka kul, ale nawet ich to nie spowolniło.

„Zdajesz sobie sprawę w jak wielkie gówno wdepnęłyśmy.”

Teraz z powietrza było bardzo dobrze widać obraz bitwy. Łódź podwodna, o której wilkołaczka myślała, że to jakiś mały oddział dywersyjny, była pełnoprawnym atomowym okrętem podwodnym. Długością przewyższała Gwiazdę Północy o dobre dwadzieścia metrów. Cóż, w tym momencie opcja strzału z moździerza żeby ją zatopić była równie skuteczna co próba zatrzymania rozpędzonego autobusy łapką na muchy.

Oleg utrzymał to w tajemnicy. Co jeszcze? Miał okręt podwodny. Ba, miał flotę. Handlował uranem. Czy był w stanie uzbroić swój okręt w głowice nuklearne? Newykrywalna dla radarów wyrzutnia głowic kierowana przez sługę Żmija.

I nagle nikt na świecie nie może być pewnym, że nie zginie w zagładzie atomowej.

„Sojuszników też umie sobie dobierać”
Wtrąciła Zmora w umyśle dziewczyny.

Cienie nad statkiem Olega znikały ukazując wynik walki. Górny pokład był usłany ciałami. Ciemność musiała nie służyć wilkołakom Olega tak dobrze jak zakładali. Nie spodziewali się też robotów ze srebrną amunicją. Co ciekawe z pokładów rzucali się do wody kolejni ludzie. Ci, których Sean pokazał im jako „drużynę zdrajców”. Wskakiwali do wody i… zmieniali się w rekiny!

Ale nie takie rekiny, jakie widywało się na National Geographic. Te rekiny wyglądały jak potwory ze szczęk. Zwłaszcza Sean Brown. Zmienił się w ogromną bestię. Wilkołaczce ciężko było operować wymiarami, bo lot, wielki okręt i jeszcze większa łódź podwodna były czymś, czego nie oglądała na co dzień. Ale wydawało jej się, że Sean Brown był teraz większy od jachtu, który zatopiła strzałem z moździerza. Był wielki jak…. Maksim w swojej formie smoka.

Nie mogła skupiać się na wszystkim. Gdy z zapamiętaniem przekonywała ducha z karabinu do pomocy to uciekający żołnierze Shinzou już dopadli kadłub łodzi. Jedna z nich dotknęła stali i nagle uformował się tam właz. Przyjęła na ramię kulę posłaną w całej serii przez latającą wilkołaczkę. W tym czasie jeden z jej towarzyszy już przeskakiwał do wnętrza łodzi podwodnej. On dostał w plecy zanim zniknął we wnętrzu okrętu.

Ten który ich osłaniał stał i również samemu kierował ostrzał w stronę statku z ludźmi Olega. Mierzył spokojnie, jakby był na strzelnicy, a nie na morzu w czasie otwartej walki z kilkumetrowymi rekinami. Opróżnił magazynek tak samo jak Sonia. No może nie tak samo. Spokojnie i jednostajnie. W jeden konkretny punkt.

Na Gwieździe Północy stał opierając się o burtę wielki Crinos, którego uszy sterczały na boki, a oczy płonęły zielonkawym płomieniem. Długa i postrzępiona grzywą przesiana była pasmami siwej sierści. Poza tym istota była kompletnie czarna. Pomimo rozwianej już ciemności nadal zbierały się wokół niej jakieś dziwne cienie. Jakby wilkołacza skóra parowała ciemnością.

Srebrny nabój trafiał w czoło potwora. Raz za razem. W czasie gdy Sonia trafiła strzelca ledwie dwiema kulami, ten wpakował ich ponad dwadzieścia w łeb Olega Volkowa. Po kilku sekundach pysk Olega wyglądał jak poduszka naszpikowana igłami. Łapa uzbrojona w szpony wyglądające jak sztylety z obsydianu zgarnęła srebro z twarzy. Oleg zrobił krok i wbił się pazurami w poręcz na burcie, wyginając ją, a potem ryknął.

Chyba pierwszy raz wywołał zaskoczenie wśród żołnierzy Shinzou. Ten, któremu właśnie skończyła się amunicja stał jak wryty. Nie zdążył nawet zareagować jak dwudziestopięcio metrowy rekin wyskoczył z wody i pożarł go w całości jednym kłapnięciem szczęki.

Nagle nie było już widać nikogo z Shinzou. Ludzie Olega kontrolowali statek. Rekiny panowały we wodzie, a w powietrzu do Sonii doleciał Maksim na błoniastych skrzydłach dzierżący moździerz w jednej ręce, a zdobyczny karabin mając przewieszony przez ramiona.

- To w co strzelać?
- Już w nic. - Żenia utrzymywała się na cienistych skrzydłach w powietrzu oglądając się kilka razy - Była jeszcze dwójka, którą wyrzuciłam przez burtę.
Liczyła w myślach…

Podleciała w zasięg głosu do wielkiego crinosa odpornego na srebro.
“Ej weź poszukaj co to. Czemu on jest odporny na srebro? Ja też chcę!”
„To jego umarli…. przyjmowali za niego kule….”

W głosie Zmory było coś takiego… taki dziki strach… że Sonię aż zmroziło.
- Oleg! Każ przeszukać trupy i helikopter. Mogą mieć system naprowadzający. Albo zabezpieczenia samoniszczące, bomby…

Żeńka pamiętała sztuczki Pentexu.
- Łódź! - Crinos warknął tylko wskazując na okręt podwodny. Rekiny zmieniały się w formy z rękami i nogami. Wbiegały na właz na szczycie wieży. Niestety właz był jeden, a rekinoludzie wielcy… i powolni po wyjściu z wody. A łódź zaczynała się zanurzać.

- Dobrze by było się stąd wynieść bo te roboty pewnie przekazywały przebieg na żywo… Możemy mieć towarzystwo wkrótce.
Dodało wronie chuchro na czarnych skrzydłach.

- Szefie, są w maszynowni. Statek tonie. - Mówił jeden z marynarzy z karabinem. Wyraźnie był w formie Glabro

Oleg zmienił formę, choć nadal przypominał neandertalczyka, to teraz mógł już spokojnie ruszyć w wąskie korytarze statku.
- Daj mi broń! - wrzasnął do podwładnego, który niemal natychmiast oddał Alfie swój karabin.

- Mają srebrne noże - krzyknęła za nim Żenia, robiąc piruet w miejscu. Frunęłą ku łodzi podwodnej.
- Zhyzhak! - wrzasnął Oleg z wnętrza statku - sprawdź te helikoptery!

- Hej! Wy trzej - wrzasnęła do najdalej stojących rekinołaków - Spróbujcie dopchać się od strony wody i powstrzymać roboty. Wciągnięcie ich w głębinę albo co… mają srebro ze sobą.

Żenia machnęła na Maksima i pofrunęła do helikoptera stojącego na pokładzie.
Pierwsze co ją uderzyło gdy tylko spojrzała na lądowisko, to brak zwłok dwóch żołnierzy załatwionych przez Maksa i Seana.

- Maksim, nie da się ich zabić normalnie. Trzeba ich znaleźć i wrzucić w umbrę. Inaczej ciągle będą się reaktywować. Albo załatwić ich elektrycznością.

Maks kiwnął głową, na znak tego, że rozumie. Wylądował na pokładzie i przyklęknął w miejscu w którym leżał wcześniej typ, przez którego wizjer spoglądała jego towarzyszka. W pokładzie były nadszarpnięcia. Jakby powierzchnię wycięto precyzyjnym narzędziem.
- To możliwe, żeby facet naprawił się blachą z pokładu i uciekł? - powiedział w przestrzeń gdzie przed chwilą unosiła się dziewczyna.

“Skoro tamta laska zmieniła blachę we właz, to może ten zmienił blachę w nową zbroję”

Wilkołaczka widziała do tej pory tylko dwie kobiety w ekipie Shinzou. Tę zmieniającą strukturę łodzi podwodnej i tę, którą ogłuszyła w helikopterze…

- chyba są dwa modele. Kobiety kształtują blachy. Faceci nie wiem co. W helikopterze...
Maksim przerwał jej słowa unosząc broń.
- Nie ma. Helikopter pusty. Twoja pieszczoszka dała nogę.
- no to możliwe… spróbujmy zobaczyć czy da się coś z tym helikopterem zrobić. Ten zestrzelony chyba nie wypłynie nagle? - spytała retorycznie.
- Zobacze, czy w tym który wysadzili są jakieś zwłoki. - Maks poderwał się szybko i tylko rzucił w locie magazynek w stronę Sonii.
- Przeładuj i nie daj się zabić.

Helikopter wydawał się w miarę sprawny. Nie było śladu po ogłuszonej dziewczynie. Ale na przykład obaj piloci leżeli na pulpitach. Żenia nie umiała latać taką bestią… ale Mike znał na to sposób.

“Chcesz zjeść pilota?”
“Waham się czy ich ratować.”
“Oni dla ciebie nie zrobiliby nic.”

Poza uszkodzoną szybą nie było widać żadnych zniszczeń. Większość wskaźników było wyłączonych. Dziura w szybie też nie była ułatwieniem, ale z wilkołaczą regeneracją powinni sobie poradzić.

- Hej! Wy! - Żenia wynurzyła się z helikoptera i wrzasnęła na kilku ludzi Olega - Ładować biegiem ten uran i wszystko co można uratować z Gwiazdy. - Ruszać się. Ty leć po Olega. Ewakuacja.

Sonia użyła całego swojego autorytetu.
Trafiła na jednego z mężczyzn biegnących między pokładami. Nie musiała się specjalnie starać. Od razu wziął krótkofalówkę i przekazał informacje. Z grubsza przekazał to co mówiła, po czym ruszył w stronę palety z uranem. Nie miał jej jak ruszyć, więc zaczął rozglądać się za pomocą. W końcu złapał pierwszą z szarych sztab w dłonie i ruszył biegiem do helikoptera.

Tymczasem Żenia zmieniła się w wielką, czarną waderę pozwalając Nahajce wydłużyć kły i nadać groźniejszy wygląd. W kilku kłapnięciach pożarła truchło jednego z pilotów i nim zdążyła przełknąć ostatni kawałek zawyła. Wzywała wszystkie Spirale do siebie.

Czuła jak mięso nie tylko niesie ze sobą wspaniały smak. Ono niosło ze sobą wiedzę. Akademia wojskowa. Strzelanie. Pilotowanie. Setki godzin za sterami helikopterów. Dziesiątki godzin na poznawanie ich mechaniki. Cała ta wiedza wypełniała jej umysł, gdy tylko mięso zjadanego człowieka wypełniało jej brzuch. W tym czasie kolejni Tancerze Czarnej Spirali zbierali się na lądowisku. Olega nigdzie nie było.

Maksim wylądował obok niej. Rzucił spojrzenie na rozszarpane zwłoki i wilczycę o czarnych niczym obsydian kłach spływających ludzka krwią.
- W wysadzonym helikopterze były tylko ciała pilotów. Żadnej załogi. Jeżeli masz rację, to ich jest w sumie osiemnaścioro - mówił do niej po ukraińsku, toteż niewielu z zebranych coś zrozumiało. Zresztą i tak byli zajęci mocowaniem uranu wewnątrz helikoptera.

- Poleć do Seana i powiedz o ewakuacji i uzgodnij miejsce spotkania. Potem każ poszukać Olega. Jeśli jest gdzieś w maszynowni to rekin lepszy. I wracaj. Zbieramy się stąd. - wycharczała zmieniając formę. Zaczęła wydawać rozkazy Łowcom Dusz do załadunku i ekstrakcji w ciągu następnych minut. Sama siadła za sterami i wyrzuciła ciało drugiego pilota.


***



Została sama z maszyną. Nie widziała startującego Maksima, ale była pewna, że wykona wszystkie jej “rozkazy”. Sprawdziła poziom paliwa. Bez problemu dolecą do wybrzeży Japonii. Uruchomiła wirniki. Najpierw przedni, potem tylny. Nie miała czasu na normalną procedurę startową, więc od razu wrzuciła większe obroty. Jedyny alarm jaki mrugał to otwarta klapa ładowni. Silnik zaczynał być na tyle głośny, że przestała słyszeć pozostałe wilkołaki na pokładzie.

Obserwowała z uwagą zegar. Sekundy leciały. W końcu pojawił się Oleg. Razem z nim jeszcze dwa inne wilkołaki. Nie trzeba było ich namawiać.Wskoczyli na pokład śmigłowca. Mogła spokojnie startować. Wszyscy w ładowni byli niespokojni. Żółte pasy spinały upchany w kącie uran. Dziewczyna bardzo wyraźnie czuła nierówny rozkład ciężaru w maszynie. Ale szybko się dostosowała. Wzniosła się lekko bokiem. Po prawej stronie zobaczyła kołującego Maksima. Nadal miała otwartą ładownię, więc nie spodziewała się problemu z jego lądowaniem. Nie pomyliła się zbytnio.

Odruchowo kontrolowała wysokościomierz. Pamiętała jak szybko Oleg zauważył nadlatujące helikoptery na radarze. Teraz z nie swoją wiedzą domyśliła się, że wynikało to ze wzniesienia się w zasięg radarów. Ona nie mogła sobie na to pozwolić. Leciała niżej niż wznosił się ostatni poziom Gwiazdy Północy. Jeżeli tonęła to tonęła bardzo powoli. Oleg rzucił na środek ładowni dwie głowy. Maksim po lądowaniu uruchomił zamykanie ładowni. Na pokładzie helikoptera było sześć wilkołaków poza Olegiem. Została ich siódemka z kilkudziesięcioosobowej załogi. Miała tylko nadzieję, że lepiej poszło rekinom.

I wtedy przyszedł największy problem. Podmuch wiatru wprost do kabiny. Zimny wiatr, który smagał jej ciało utrudniał pilotowanie. Powinni lecieć ponad 300km/h… ale to oznaczało, że wiatr z taką prędkością miał hulać po kabinie pilotów. Poczuła już też, że w jej udzie nadal tkwią kule. Zupełnie o nich zapomniała.

- Dragan, znajdz coś na dziurę - wrzasnęła do słuchawki - Nie dam rady inaczej utrzymać prędkości!
Bondar widział, że dziewczyna krzyczy. Dlatego właśnie ruszył w stronę kabiny i założył słuchawki na uszy.
- Hej - odezwał się jego miły głos w jej słuchawkach. - Za cholerę nie wiem co próbowałaś wykrzyczeć. Strasznie tu wieje.

- Nosz job twoju mać - Żenia rozbawiona roześmiała się wesoło, odwracając twarz do ukochanego. Dla Spiral jej radośnie ubawiony profil musiał dolewać oliwy do ognia - Akurat teraz nauczyłeś się poczucia humoru? Piździ tu. Bez załatania dziury nie dam rady utrzymać prędkości. A potrzebne to nam by dolecieć na ląd. I trochę boli mnie udo. - tym razem poskarżyła się niczym dziecko.
Zaczął od ostatniego. Dotknął jej nogi dłonią i przymknął na moment oczy. Po chwili podniósł rękę i pokazał jej trzy srebrne kule w otwartej dłoni. Noga zagoiła się momentalnie.
- Dobra, muszę pomyśleć.
Ruszył z powrotem do ładowni i zaczął przeglądać to co znajdowało się na wyposażeniu helikoptera. Tymczasem wilkołaczka za sterami walczyła ze zmiennym prądem powietrznym, źle zamocowanym ładunkiem i zastraszającym poziomem wilgotności z nad morza. Czuła jak krople ze wzburzanych wirnikiem fal wpadają do kabiny. Stała przed wyborem dać się zobaczyć na radarze, czy zalać aparaturę i ryzykować katastrofę.

Z drugiej strony Chinook miał możliwość lądowania na wodzie. Wiedziała to. Wyssała tę wiedzę ze szpikiem kostnym. Zwinęła przy tym podwozie.

Maksim otworzył właz, co zaowocowało alarmem na konsolecie. Wyfrunął z jakimś ładunkiem. Po chwili przestała widzieć cokolwiek. Zdaje się, że otworzył na zewnątrz jakiś spadochron?

- Wybacz… źle mi się lata koło tych twoich śmigieł - powiedział w słuchawkach.
- Najważniejsze, żebyś latał w pobliżu, Dragan - Żeńka stwierdziła czule tonem pełnym podtekstu. - inna opcja to użyć helikoptera jako łodzi. Mogę posadzić to bydle na wodzie. Pytanie czy te roboty nas dościgną gdybyśmy skorzystali z linii Ra?

- Nie zabiorę wszystkich… nie dam rady więcej niż pięcioro. A i wtedy prawdopodobne, że zgubię kilka osób. - Powiedział bez cienia ironii.

W tym samym czasie poprawił spadochron odsłaniając część horyzontu dziewczynie. Siedział na przedniej szybie, a ciąg silników przyciskał jego błoniaste skrzydła do kadłuba.

- No dobra. Spróbujmy zatem polecieć. Gdybyś mógł wybrać jedną supermoc to co by to było? - zażartowała. - I gdzie umówiłeś się z Seanem?

- Sterowanie maszynami - powiedział bez wahania.

„Jak Wojtek tą ciężarówką? Ciekawe czy mógłby pilotować helikopter? Albo łódź podwodną… ciekawe czy mógłby wyłączać te roboty? I ciekawe czy one mają takie możliwości.”

- Taka wyspa… - dodał po chwili szarpiąc się z jakąś liną, po czym nagle wrzasnął i zniknął z pola widzenia. Żenia wrzasnęła pół uderzenia serca później mając przed oczami podsunięty przez wyobraźnię obraz befsztyku ze Smoka. Minęły około trzy sekundy zanim odezwał się znowu.
- Jestem, nic mi nie jest. Lecisz ciut szybciej niż moje skrzydła dają radę.

Faktycznie leciała już przeszło trzysta na godzinę.
- Zwolnię - stwierdziła skruszonym tonem. Po chwili dopytała:
- Jaka wyspa, Maksim?
- Taka Ra i Ma? Mówi ci to coś? - zapytał i dodał: - Wracam. Zimno tutaj!
- Ogrzeję cię przy pierwszej możliwej okazji!

Takarajima mówiło za to coś Sonii. Czy też poprzedniemu pilotowi. Nie było tam lotniska. Był mały port turystyczny. I w zasadzie nie latało się tam wojskowo tylko widokowo. Mało lokalnych mieszkańców, ale za to gęsto od turystów. Przynajmniej w miesiącach cieplejszych niż październik.

„To była hekatomba wiesz?”

Rozległo się w jej głowie gdy spadochron się naciągnął, a Maksim faktycznie ruszył do ładowni pełnej zmarzniętych wilkołaków.

„Co? Ta akcja?” - Żenia była nieco skołowana bezkontekstowym pytaniem Nahajki. - „no dość ciężko znaleźć pozytywy. Zimno mi wiesz? Nie pomożesz ze sztucznym ogrzewaniem?”

„Umarli. Odeszli. Większości już nie ma. Nawet ci przy Olegu. Zniszczeni. Przepadli w niebyt. Zostało z nimi tylko kilku.” Zabrzmiało to dziwnie nostalgicznie jak na mrocznego ducha zaklętego w broni, który większość czasu spędzał pod skórą dziewczyny.
„Mogę wyłączyć ci czucie, ale to sprawi, że nie będziesz wiedzieć kiedy twoje cialo przestaje dawać radę”
„ Nic nie rozumiem.” - przyznała się Sonia - „Jak najazd robotów pozbawił ich dusz? Co? Oddawali za nich siebie? Jak ci ze srebrem? Trzeba będzie poprosić Wojtka o nauczenie tej sztuczki.

„Oleg… on ma nad nimi władzę. On zmuszał je, żeby go broniły. Ich tam zniszczono setki. A Oleg przytaszczył ledwie dwie głowy. Osiemnastu żołnierzy i niezliczeni polegli z naszej strony. Jeżeli to zapowiedź wojny, to zaczyna się nieciekawie. A co do Wojtka… zaryzykujemy spalenie przykrywki? Uciekliśmy, żeby związać się ze Spiralami”

„ Niekoniecznie teraz. A co wojny… to wojna trwa od kilkunastu pierdyliardów lat. Roboty, nieroboty, fomory i inne. Nie mam odpowiedzi na wszystko. Mogę robić tylko jedno na raz. Może wcale się nie uda? Wtedy planeta zostanie planetą robotów królujących na dziedzinie zniszczenia.”

„Jeszcze jedno. Atakujący przypominali mi bardzo mocno twojego chłopaka. Rzekłabym bliźniaczo podobni. Uważaj”

W tym momencie Maksim wszedł do kabiny rozcierając zmarznięte ramiona. Pozostał w formie człowieka-jaszczura, bo prowizoryczna naprawa nie dawała jakichś bardzo dobrych efektów.

„On przynajmniej ma twarz i nie grzechocze. Jak się go walnie, to zostaje ślad. Ale skoro jest bliźniaczo podobny to znaczy, że tamci też muszą mieć jakieś zdolności. Jak łaki. Za chwilę Umbra i Malfeas będą najbezpieczniejszymi z opcji. Może dlatego Shinzou chce GLS…”

„Nie zostaje żaden ślad! Regeneruje się jak ty! Czy jak inne wilkołaki. Jedyna różnica, to że jego pająki są spętane, a tam wyglądało mi to tak, jakby pająki wzorca spętały ciała. A powiedz mi jeszcze czy czasem przebudowywanie ścian okrętów podwodnych nie wyglądało ci na „jakieś zdolności”?

“Niekoniecznie muszą to być zdolności. Obecnie technika jest dość zaawansowana jak widać. Lasery, szmery, bajery. A każdy z nas jak się go walnie dostatecznie mocno to zostaje ślad. Pamiętasz poskładanego Wojtka z wstrząśnieniem mózgu? No… więc Wojtek się nie poskładał z powrotem po kilku sekundach po ogłuszeniu, nie wyciął dziury, ani nie naprawił kumpla i nie poleciał przejmować statku. Tą laskę walnęłam dostatecznie mocno…”

Wtedy odszedł cały ból i zimno. Zmora zrobiła to o co ją poprosiła. I trudno powiedzieć czy ktoś przetrwałby ten szalony lot, gdyby tego nie zrobiła.

Żenia olała kwestię dyskretnego lądowania. W zasadzie nie zakładała opcji dyskrecji przy wyspie wielkości naparstka bo inaczej nie wyobrażała sobie lądu o powierzchni 7 km kwadratowych.

Lądując rozwalonym Chinookiem na niewielkim lotnisku przez chwilę pomyślała o Pasikoniku. Tak musiał się czuć lądując na stoliku kawowym w mieszkaniu krewniaczki Zaara.

Ciekawa była co na to wszystko Oleg…
 
corax jest offline