Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2019, 23:24   #18
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Sylvania, Teufelheim
5. Brauzeit
Przed południem
Duża Krata


Kiedy zjawa już zniknęła gdzieś w otchłani kanalizacyjnych korytarzy, a kroki Klausa przestaly rozbrzmiewać echem, Dietrich opatrzył jako tako rany swoich towarzyszy, po czym naradziwszy się krótko, postanowili ruszyć za Klausem i wrócić drogą, którą przybyli. Wiązać się to musiało z ponownym przejściem przez salę pełną starożytnych kości, a pamięć o szeptach, które tam krążyły, powodowała u młodego medyka gęsią skórkę. Teraz jednak nie słyszał nic – być może to tylko zjawa robiła sobie z nich żarty, próbowała nastraszyć? Czwórka śmiało ruszyła przez salę pełną kości i mimo obaw i nerwowego spoglądania dookoła, udało im się przejść przez salę bez żadnych trudności. Choć jeszcze, gdy wchodzili w dziurę, z której wyszli idąc w pierwszą stronę, ucho Dietricha wyłapało jakieś dziwne dźwięki płynące z kierunku szczątek. Równie dobrze jednak mogła to być jego wyobraźnia.

Przeszli więc wąski korytarz, przeszli – już bez szwanku – śliski przesmyk nad przepaścią i powrócili do obozowiska Klausa. Ogień się już nie palił, ale chłopak musiał zignorować pozostawiony tu koc i pójść dalej. Wciąż wisiała jak nietknięta lina, po której spuścili się, schodząc tutaj. Co również rzuciło im się w oczy – trupa zabitego nowicjusza nie było tam, gdzie go ostatnio widzieli. Nie było go nigdzie. Nie było też żadnych śladów ciągnięcia zwłok po ziemi. Nie przejęli się jednak tym na tyle, by zaprzestać podążania śladami Klausa. Dzięki linie dostali się na poziom, na którym już znajdowało się miasto i gdy zobaczyli kratę, poczuli w nozdrzach dziwny, stęchły odór, które trudno było szukać w Teufelheim nawet w dni, gdy co płytsze segmenty kanałów wybijały. Co ciekawsze – odór zdawał się dochodzić z miasta.

Podeszli do kraty. Ta była jednak przekluczona – ktoś musiał w międzyczasie ją zamknąć. Mimo że słońce było już wysoko na niebie, przy kracie nie było strażników. W ogóle, nikogo nie było. Nigdzie. Fragment placyku, który widać było zza kraty na ogół tętnił życiem o tej porze, teraz tymczasem panowała tu głucha, martwa cisza. Tylko szczur przebiegł szybko z jednej bocznej uliczki w drugą. Wtedy to usłyszeli za sobą wyraźny, zwielokrotniony i zbliżający się szczęk kości…

Spojrzeli za siebie. Odgłos dochodził gdzieś z dołu, tam, skąd przybyli. Był coraz głośniejszy i wyraźniejszy, dudnił echem w wielkiej sali na niższym poziomie. Jeden z chłopaków, Pieter, cofnął się kilka kroków, tak, by widzieć jako tako co mogło się dziać na dole... i zobaczył.

Na dole, pośród ciemności, kłębiła się jasna, zwarta masa szkieletów. Poskładanych nieudolnie, często wybrakowanych, złożonych z tych samych, starych kości, które widzieli głębiej. Upiory pozbawione nierzadko ręki, nogi, kilku żeber czy z rozbitymi czaszkami wchodziły na siebie wzajemnie, tworząc coś w rodzaju żywej góry. Te bardziej wybrakowane, pozbawione kończyn kładły się na podłodze tak, by umożliwić sprawniejszych wejście na górę. Było zbyt ciemno, by ocenić skąd, ale bez wątpienia wciąż napływały nowe szkielety, a góra kości rosła i rosła, niebezpiecznie zbliżając się do krawędzi, na której stał chłopak…

 
MrKroffin jest offline