Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2019, 14:18   #14
Kesseg
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Czas nie działał na ich korzyść…
- Może zanim pojedziemy dalej, mógłbym na szybko się czegoś napić? Okolice tego klubu się chyba nadają...
- Śmiało, nie krępuj się - odparła Sierra, parkując w jednej z bocznych uliczek, gdzie między śmietnikami jakiś bezdomny uwił sobie całkiem przytulne gniazdko; gdzie nieco dalej dwa wielkie, czarne kocury toczyła walkę o dominację; i gdzie, na samym końcu, dealer w podkoszulku i dzwonowatych spodniach kończył właśnie transakcję z trójką młodych turystów.

Leo poczekał chwilę aż dealer skończy transakcję i jego klienci się oddalą, po czym skierował się w jego stronę.
- Cześć, koleś, miałem ciężki dzień i potrzebuje czegoś mocnego - zagaił.
-No, mam coś co poprawi ci nastrój, Hera czy coś mocniejszego? - odparł dealer, młody murzyn, który chyba jeszcze nie osiągnął pełnoletności.
- Na razie może być hera…. - odparł Ravnos - Pokaż co tam masz?
Kiedy dealer zabrał się za wyciąganie towaru, Leo nagle jednym wprawionym ruchem, korzystając ze swojej nadludzkiej szybkości, zasłonił mu usta, jednocześnie wbijając kły w szyję. Zduszony krzyk zmienił się w cichy jęk rozkoszy, jaka towarzyszyła zazwyczaj wysysaniu przez wampira. Leo nie przestawał wysysać rozkosznego Vitae ze swojej ofiary, jednocześnie czując jak opuszcza ją życie, aż bicie serca gwałtownie przyspiesza… by potem zamilknąć na zawsze.
W końcu powoli odsunął kły od martwego już śmiertelnika, czując jak euforia powoli go opuszcza, choć oczywiście miał teraz dużo więcej sił.
- No dzięki chłopcze, szkoda że tak skończyłeś, ale pewnie i tak byś więcej w tym parszywym życiu nie osiągnął - skwitował, ograbiając trupa z cennego dobytku. Następnie zalizał ranę po kłach na szyi i wrzucił zwłoki do kontenera na śmieci. Potem, zadowolony z siebie, wrócilł do samochodu. - Emma jesteś tu gdzieś? - rzucił w powietrze w drodze powrotnej, przypominając sobie o duszycy. Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi.
- Dobrze, moje panie, zgarnijmy tą kolejną z waszych sióstr i ruszajmy do tych całych Rekinów. Mój spec od mokrej roboty też jest w drodze.

- O? Masz kogoś takiego? - zainteresowała się Sierra.
- Super! Im nas więcej, tym weselej! - ucieszyła się Bubbles.

Rancher ruszył na północ, w stronę Vice Point. Neonowe morze zdawało się nie mieć końca, a setki, tysiące stworzeń przemykały na wszystkie strony podążając za własnymi, grzesznymi pragnieniami. W tej chwili nie miały jednak znaczenia dla znajdujących się w samochodzie wampirów. To był plankton, one zaś stały wyżej w łańcuchu pokarmowym. Tylko czy dość wysoko, żeby stawić czoła Rekinom?

- Bubbles, zadzwoń no po Wave - nakazała Sierra, parkując samochód przy wielopiętrowym, trzygwiazdkowym hotelu, który górował nad całą okolicą.
- Już dzwonię… albo i nie - odparła tamta, po czym otworzyła drzwi i zaczęła energicznie machać w kierunku grupy rozgadanych, mokrych imprezowiczów. - Heeej! Tutaj!
W odpowiedzi od grupy odłączyła się wysportowana brunetka o kredowobiałej cerze, różowych oczach i kształtnym nosku, którym co jakiś czas poruszała, przez co przywodziła na myśl królika-albinosa. Miała na sobie jednoczęściowy, ciemnogranatowy kostium kąpielowy, na który zarzuciła niedbale widocznie za dużą hawajską koszulę - z bliska wprawne oko mogło zauważyć zaschnięte plamy krwi przy kołnierzyku.

- Widzę, że macie gości - powiedziała, zerkając do wnętrza samochodu przez otwarte drzwi, głosem, którego ton przywodził na myśl kojący szum morskich fal. - Witajcie, jestem Wave, Druga z Kwartetu.
- Nie musisz być taka oficjalna - skarciła ją żartobliwie Bubbles. - Wskakuj mi na kolanka - poklepała się po nogach dla wzmocnienia swoich słów. - Jedziemy na spotkanie z Rekinami, a ty musisz mnie bronić!
- Do tego lepiej nadawać się będzie Sierra - stwierdziła przybyła, wciskając się do wnętrza samochodu.
- Nie wiem czy siła w takim wypadku wystarczy… Nie wymiguj się - zaprotestowała Bubbles - jesteś starszą siostrą, a starsze siostry powinny bronić młodsze rodzeństwo!
- Zamknij drzwi, jedziemy! - warknęła Sierra, a gdy jej polecenie zostało spełnione, wyprowadziła samochód na ulicę i skręciła prawo. Jechała powoli, bo między hotelem a znajdującym się po przeciwnej stronie klubem "Malibu" przemykali ludzie, często znajdujący się pod wpływem alkoholu lub innych odurzających środków.
- To Leo i Tasha - przedstawiła Bubbles. - Rekiny porwały im kolegów i kazały się zjawić przy plażowym torze. Chciałam, żeby poprosili o pomoc Billa i Mabel, ale Sierra naopowiadała im o nich nieprzyjemności.
- Więc przyjechałyście po mnie. Rozsądnie - stwierdziła bezemocjonalnie Wave, po czym zwróciła się do siedzących z tyłu. - Nie wiem, co wam naopowiadały moje siostry, ale zachowajcie spokój. Rekiny są niebezpieczne i mogą się wydawać dzikie, ale można się z nimi dogadać. Pewnie złapały waszych, gdy ci przypadkiem zapuścili się na ich teren i teraz chcą was trochę nastraszyć, pokazać siłę. Okażcie szacunek, obiecajcie poprawę, zgódźcie się na warunki rekompensaty jakie wam wyznaczą, a powinno obejść się bez problemów.

Kiedy czarnowłosa mówiła, do Leo przyszedł sms: "Wymoczek zabunkrował się w starych budynkach na Prawn Island. Znalazłem punkt obserwacyjny. Czekam na rozkazy."

Tasha skinęła głową i spojrzała na Lea znaczącym wzrokiem
- Nie będziemy robić nikomu problemów, prawda - powiedziała z dużym naciskiem - nie mamy powodu wszczynać burdy, a już na pewno nie wtedy gdy nie jesteśmy na swoim terenie - "ani w pełni sił" dodała w myślach.

- Tak, myślę że znajdziemy rozwiązanie, przy okazji miło cię poznać Wave…. - odparł nieco wymijająco Leo.

Wave uśmiechnęła się lekko.
- Cieszę się, że się rozumiemy.

- Mendoza z mojej Sfory ma chyba scysję teraz z jednym z Rekinów na Prawn Island - oznajmił Leo. - Jedźmy tam, ok?
Po czy odpisał Mendozie - “zaraz tam będę ze wsparciem”.

Siostry spojrzały po sobie z pewnym niepokojem.
- W sumie… zawieźć was tam mogę - stwierdziła Sierra.
- Nie będziemy jednak mogły zrobić nic więcej - oznajmiła Wave. - Nie możemy nawet wysiąść z samochodu, bo na mocy umowy między naszymi Sforami, nie mamy prawa postawić stopy na Prawn Island.
- To ich prywatny teren - dodała Bubbles. - Możemy przez niego przejeżdżać, ale nic więcej.
- Nie możesz odwołać tego Mendozy? - zapytała czarnowłosa. - "Scysja", bo tego słowa użyłeś, może łatwo przerodzić się w bójkę, a stąd już tylko krok do konfliktu w pełnej skali.
- Wojny, znaczy się - mruknęła Sierra.
- Tak - zgodziła się Wave. - A podczas wojny los jeńców jest co najmniej niepewny.

Leo zawahał się, liczył na wsparcie Nietoperzy w konfrontacji z Rekinami, ci pierwsi chyba chcieli mieć w nich sojusznika.. W przeciwnym wypadku, czy chciał ryzykować starcie z nieznaną bliżej Sforą na jej terenie….choć z drugiej strony w Sabbacie okazywanie słabosci, też nie było rozsądne. … Zaczynał prawie żałować, że wziął na siebie rolę Ductusa i podejmowanie tych wszystkich decyzji.
- Tak, oczywiście nie chcemy tutaj żadnej wojny rozpętywać, szczególnie bez aprobaty Biskup, ale też nie mogę pozwolić by te Rekiny robiły co chciały… Oni zaproponowali spotkanie na neutralnym gruncie, skoro nie chcecie eskalacji to czy mogę liczyć na waszą obecność przy negocjacji, lub przynajmniej waszego przedstawiciela? - odparl po chwili.

Tasha wsparła się na ramieniu ductusa, dyskretnie je ściskając
-Tak jak już mówiłam, wiemy,że jesteśmy tu obcy i nie możemy iść na wojnę ze wszystkimi. Porozmawiamy na spokojnie z Rekinami, okażemy im szacunek a jeśli wszystko pójdzie ok, odwołamy Mendozę. - spojrzała na dziewczyny.

- Nie obawiajcie się, na neutralnym terenie staniemy za wami murem - oświadczyła Wave.
- Jeśli o mnie chodzi to i na Prawn bym wam pomogła - stwierdziła Sierra. - Ale Biskup bardzo poważnie podchodzi do takich spraw jak umowy i zbiłaby mnie na miazgę, gdybym naraziła zawieszenie broni.
- Co i tak byłoby łagodną karą - wtrąciła Wave beznamiętnie.
- Dzięki - prychnęła Sierra. - Tak czy inaczej, kontynuując naszą wycieczkę, po lewej możecie teraz zobaczyć dzielnicę willową. Na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat zlikwidowano tutaj każdy budynek, który nie spełniał wyśrubowanych standardów i zastąpiono czymś nowym, lepszym, bardziej wypasionym. Teraz mieszkają tu lokalni bogacze…

Leo z ciekawością słuchał informacji o mieście, wszelka wiedza mogła się przydać w nowym miejscu. Jednocześnie wysłał kolejną wiadomość do Mendozy - “Wstrzymaj się na razie ze szturmem, wpierw idę z ludźmi Biskupa negocjować.”

- Nie tylko! - wcięła się Bubbles. - Niektóre wille należą do znanych muzyków, aktorów i innych VIPów, którzy od czasu do czasu odwiedzają miasto żeby odpocząć, rozerwać się, albo spełnić swoje najdziksze zachcianki… - uśmiechnęła się.
- Jest tu też szpital "Shady Palms" - poinformowała Wave. - Znajduje się pod kontrolą książęcych Nosferatu. Podobno ich Primogen był dość znanym aktorem zanim…
- Stracił medialną twarz? - zaproponowała Bubbles.
- He, niezłe - zarechotała Sierra. - Dobra, trzymajcie się. - Skręciła gwałtownie i, śmignąwszy wejściem dla pieszych, wjechała na plażę. Jej rancher znakomicie radził sobie z piaszczystą powierzchnią.
- Tor jest po lewej… ktoś ich widzi?
- Tam! Tam są! Przy budce ratownika! - radośnie wykrzyknęła Bubbles. - Jest ich tylko dwójka i nie mają krokodyla. Kamień spadł mi z serca! - odetchnęła głęboko.
Rzeczywiście. Na schódkach siedziały dwie czarnowłose kobiety. Drobniejsza z nich, ciemnoskóra, przykucnęła na barierce w dziwnej, żabiej pozycji. Druga zaś, wysoka i wysportowana, opuszkami palców gładziła swoją deskę surfingową.
- Mała to Ollow, Tzimisce, kapłanka Sfory - rzuciła Wave, kiedy Bubbles wysiadała z samochodu. - Duża jest Gangrelem, to Lani Maisa zwana Tiburon, z hiszpańskiego "rekin". Jest ductusem.

Tasha skinęła w milczeniu głową i silnym sprężystym krokiem skierowała się w stronę Rekinów.

- Widzę że lokalny Sabbat całkiem dobrze sfeminizowany - stwierdził Leo, również ruszając się w stronę Rekinów.

- W naszej Sforze mamy jedenaście kobiet - odpowiedziała Wave, idąc tuż obok Ravnosa - trzech mężczyzn i jedną osobę… płci nieokreślonej.
- Nosferatu - dodała wyjaśniająco Bubbles, krzywiąc się lekko.

- Wygląda na to, że tej nocy spotykam same kobiety o gorącej krwi… - zażartował podchodząc.

- Uważaj, żebyś się w końcu nie sparzył - rzuciła Sierra.

- Witam Panie, jestem Leo, ductus Sfory Księżycowych Wilków - wyciagnął rękę na powitanie.

- Tiburon, ductus Surfujących Rekinów - odpowiedziała Gangrelka zaskakująco miękkim, niemal uwodzicielskim głosem. Uścisnęła dłoń Leo, który poczuł, że jej skóra jest szorstka niemal jak papier ścierny. - Bez owijania w bawełnę, jak ductus z ductusem… Twoi weszli na nasz prywatny teren. Jakby tego było mało sprowokowali Camarillę... zagrozili naszej własności…

- Sprowokowali Camarillę? A to w jaki sposób, nie sądzę, by zrobili to świadomie? - Dopytał się Ravnos, marszcząc brwi.

- Twiedzą, że to był nieszczęśliwy przypadek, ale nas to nie obchodzi. Zła wola czy zwykła głupota, na jedno wychodzi. Takiego zachowania nie możemy tolerować. Jesteście nowi w mieście, więc nie będziemy żądać zwyczajowej kary. Zamiast tego domagamy się rekompensaty. Za dwóch waszych dostarczycie nam dwóch innych. Nie chcemy szczeniąt, w których nowa krew jeszcze nie okrzepła. Tacy się nie nadadzą. Wampir za wampira. Rozumiemy się? Nie obchodzi nas skąd ich weźmiecie. Widzę, że z Nietoperzami już współpracujecie, ale są inne Sfory. Jest Camarilla. Przy dużej dozie szczęścia może wytropicie jakichś Pariasów zanim dorwie ich Szeryf.

- Przed podjęciem jakichkolwiek zobowiązań musimy wiedzieć co się konkretnie wydarzyło? Chcemy również skontaktować się z naszymi - odezwała się Tasha wyprzedzając odpowiedź ductusa.

- Wiecie już wszystko, co musicie - ucięła Lani. - Macie tydzień.

- Nie możecie im po prostu odpowiedzieć?! - wtrąciła się Sierra. - Poza tym przydałby się dowód, że rzeczywiście ich macie…

- Dowód? - Ollow uśmiechnęła się krzywo. - To powinni rozpoznać. - Z jej wyciągniętej dłoni zwisało teraz na łańcuszku złote oko Horusa, szczęśliwy amulet Tiena.

- W zasadzie wasz opór w kwestii wyjawienia tego budzi wątpliwości co do prawdziwości tej historii, ta zaś zabawka nie oznacza, że nasi jeszcze żyją - wzruszyła ramionami.

- Tak, chcielibyśmy wam wierzyć, ale wątpliwości mojej towarzyszki są słuszne. Rozumiem, że macie u siebie Tiena, azjatę i młodego Brujah o imieniu Ray?

- Tak, mamy tych dwóch, o których mówisz, chociaż nie zadaliśmy sobie trudu, żeby ustalić ich przynależność klanową - odpowiedziała Ollow, widząc, że jej ductus wzięła swoją deskę surfingową, oparła się plecami o schody i wydawała się niechętna dalszej rozmowie. - Słuchajcie, nie znamy was, nie wiemy czy jesteście czegokolwiek warci, czy przeżyjecie w tym mieście choć kilka nocy… Dajemy wam szansę na pokojowe rozwiązanie, to więcej niż zaoferowały by wam Czerwone Oczy. Doceńcie to.

- Chciałbym zauważyć, że tego rodzaju spory pomiędzy Sforami powinien rozstrzygać biskup… - zwrócił uwagę Leo, ale Ollow przerwała mu pogardliwym prychnięciem.

- Biskup? Nasz, ich - wskazała na siostry ze sfory Nietoperzy - czy może macie własnego? - zakpiła.

- W kwestii Camarilli, to oni nas zaatakowali wczorajszej nocy w porcie, niczym ich nie sprowokowaliśmy, a ponieśliśmy straty. Chyba w takiej sytuacji bracia i siostry z Sabatu powinni się wspierać, a nie wbijać sobie noż w plecy?

- Jeśli was zaatakowali, to ich sprowokowaliście, nawet jeśli tylko przez fakt swojego istnienia - odparła Ollow. - Doświadczyliście na własnej skórze, że Szeryfowi brakuje finezji. Jeśli wasi towarzysze pojawiają się bezprawnie na naszym terenie i dają się wykryć Camarilli, co prowadzi do ataku ludzi Szeryfa… cóż, uważamy ich za odpowiedzialnych za cały wynikły burdel. Gdyby coś takiego zrobiły wampiry z Czerwonych Oczu albo Neonowych Aniołów, to dostałyby kołkiem w serce, a potem nieodwołalnie zostałyby wrzucone w paszczę Wielkiego Rekina.
Tiburon syknęła.
- Ale wy jesteście nowi w mieście… - kontynuowała kapłanka, nie okazując czy zauważyła reakcję ductus. - Więc zamiast "wbijać wam nóż w plecy", jak to określiłeś, ukryliśmy waszych przed pościgiem i traktujemy jak gości. Przymusowych, ale jednak gości. Lepsze to niż gdyby miał ich dorwać Szeryf. On nie wahałby się chwili, tylko rozwaliłby im łby - wykonała gest, jakby dwukrotnie wystrzeliła ze strzelby.

- A swoją drogą to od kiedy drżymy ze strachu przed Camarillą? - Ostatnie słowa wypowiedział z nutą ironii.

Ollow już otwierała usta, by odpowiedzieć, gdy Tiburon odstawiła deskę, podeszła do Leo i rzekła głosem, w którym pod powierzchnią opanowania wrzał gniew:
- Wiedz, że jeśli jeszcze raz zarzucisz Rekinom tchórzostwo, wyrwę ci język i wypalę ranę gorącym żelazem, by prędko nie odrósł.

- Spokojnie, nikt nikomu niczego nie zarzuca. - powiedziała Tasha ni to spolegliwie ni to dominująco - sami widzicie, że jesteśmy tu nowi i nie dokońca rozumiem zasady działania tego miasta. Wy nie macie powodu aby nam ufać, my nie mamy powodu aby brać wasze słowa za dobrą monetę - wzięła głęboki oddech - jednak na znak naszej dobrej woli mogę ofiarować wam mojego potomka, którego już dawno odstawiłam od piersi i który już powinien podążyć własną drogą w innej sforze. Muszę być jednak pewna, że nie uczynicie mu żadnej krzywdy na którą sam sobie nie zapracuje…

Leo spojrzał z ciekawością na reakcję Tashy, czyżby aż tak miała dosyć Raya… w sumie się nie dogadywali. Jej interwencja (chociaż nie powinna tego proponować bez konsultacji z nim) była mu na tyle na rękę, że nie musiał bezpośrednio zareagować na wyzwanie Tiburon. Nie był pewien swoich szans w starciu z agresywną Gangrel, gdyby Nietoperze ich wsparli to byłoby 5 na 2, ale czy mógł liczyć na ich pomoc gdyby doszło do walki?
- Dokładnie, nie wątpimy w waszą odwagę, tylko chcieliśmy zweryfikować waszą wersję. Przybyliśmy tutaj by pomóc w walce z Camarillą a nie szukać zwady z innymi Sforami. - dodał pojednawczo. Jak widzicie jesteśmy gotowi w imię pokoju oddać wam członka naszej Sfory i myślę że możemy przemienić kilku ludzi - ten kto przeżyje mógłby was wzmocnić.

- Nie mniej jednak chcielibyśmy wiedzieć, co takiego odstawili nasi chłopcy - roześmiała się Tasha, aby ich w razie czego stosownie ukarać.

Tiburon spojrzała jeszcze surowo na Leo, po czym powiedziała:
- Nie tłumacz się, tylko zapamiętaj.
Ollow tymczasem przekręciła lekko głowę, przyglądając się Tashy. Kiedy jej ductus wróciła na swoje miejsce przy schodach i desce surfingowej, uśmiechnęła się drapieżnie i zaczęła mówić:
- Niestety nie mogę złożyć takiej obietnicy, bowiem nie zrozumieliśmy się. My nie szukamy rekrutów. Potrzebujemy za to ofiar, by zaspokoić głód Wielkiego Rekina. Skoro przybyliście walczyć z Camarillą, to nie powinniście mieć problemu z wzięciem jeńców, czyż nie?

- Wielkiego Rekina? Ciekawe, nie słyszałem o takich wierzeniach. Brzmi jak potężna istota.- Leo wyszczerzył się, maskując w ten sposób napięc
- A co nasze przyjaciółki z Nietoperzy, jako neutralni arbitrzy, sądzą o tej propozycji? - Spojrzał w stronę Wave i pozostalych.

- Na tyle potężna, by zasługiwać na tytuł biskupi przynajmniej w równym stopniu co ta dziewczynka od Nietoperzy - odparła Ollow, tym razem posyłając krzywy uśmiech w kierunku przysłuchujących się rozmowie sióstr.

- Nasze dotychczasowe relacje z rekinami - zaczęła ostrożnie Wave - nie dają nam podstaw, by wątpić w ich słowa. Jeśli mówią, że wasi towarzysze są w tej chwili bezpieczni i że wypuszczą ich, gdy dostarczycie im… zamienników, to uważam, że można im wierzyć.
- Aczkolwiek porywanie i szantażowanie nowoprzybyłych to dość podłe zagranie! - rzuciła Bubbles, kryjąca się za plecami Sierry.

- Podłe? - skrzywiła się Ollow. - Co ty wiesz o podłości, dziewczynko? Wróć lepiej do swoich kwiatków i pluszowych misiów, prawdziwy świat mroku może być dla ciebie zbyt straszny…

Kiedy wampirzyce zaczęły się kłócić, Leo w w miarę dyskretnie pisał wiadomość do Mendozy.
“Oni sporo chcą, jesteś w stanie pojmać tego Rekina?”

"Pojmać? Gdybyś chciał, żebym go sprzątnął, to nie byłoby problemu, nawet by nie zauważył co go trafiło i jeszcze bym ruderę podpalił na wyjściu. No, ale rozkaz to rozkaz, powinienem dać radę. Jakieś dodatkowe wytyczne?"

"Przeżyj i nie daj się złapać" - odpisał.

"Wiadomo. Ruszam." - przyszła szybka opowiedź.

- Prawdziwy świat mroku? - Sierra prychnęła. - Prawdziwy to jest Jyhad. Walka przeciwko staruchom Camarilli. A nie pływanie, surfing i podlizywanie się waszemu Wielkiemu...
- Nie kończ! - warknęła Tiburon.
- Jak chcecie walczyć przeciwko Starszym, to co robicie w mieście pełnym młodzików? - zapytała złośliwym tonem Ollow. - Nic nie robicie, bo jesteście mocni tylko w gębie.

- Bez niepotrzebnych sporów drogie Panie, odezwała się Tasha - jak pozbędziemy się Camarilli zdążymy jeszcze się pospierać - następnie zwróciła się w stronę Rekinów - Wracając do naszego dealu, teraz kiedy zrozumiałam o co chodzi, nie sprawy. Podrzucimy Wielkiemu Rekinowi przekąskę tak szybko jak się da. Mamy parę interesów do załatwienia więc i okazja rychło się znajdzie. W jakim stanie powinna być ofiarą? - zapytała. - Czy dużo życia powinno się w nim tlić?

- W im lepszym stanie będzie, tym lepiej, ale póki się cokolwiek tli, to się nada - oparła Ollow.

- Dużo macie jeszcze tych pytań? - mruknęła Tiburon, patrząc niechętnie.

- Dobrze byłoby mieć jakiś kontakt do was, używacie telefonów? - odparł Leo.

- Ty myślisz, że my co, jakiś ciemnogród? - prychnęła Ollow. - Dam wam numer do Marco Ceratto, on zajmuje się opieką nad gośćmi… - Z pamięci, bez zająknięcia wyrecytowała ciąg cyfr.

Leo zapisał cyfry.

- A to prawda, że macie w Sforze krokodyla? - wypaliła niespodziewanie Bubbles. - Bo ja zawsze myślałam, że jesteście naprawdę straszni, ale wy dwie wcale się takie nie wydajecie. Tylko tak trochę straszne, ale nie okropecznie straszne.

Ollow zarechotała.
- Tak, mamy w Sforze krokodyla. Ale nie jest on wcale najstraszniejszy…

- Niemożliwe! Co może być straszniejsze od krokodyla?! - Bubbles była w szoku.

- Najstraszniejszy… - zaczęła kapłanka, ale przerwała, bo drzwi budki ratownika otworzyły się i wyszedł z niej wysoki mężczyzna noszący dżinsowe spodnie i czarną, dresową bluzę z obszernym kapturem.

- Raisa przysłała mi wiadomość. Mamy problem - oświadczył chrapliwym basem. - Ktoś atakuje naszą kryjówkę na Prawn. Są ofiary wśród squatersów i Marco też chyba oberwał z kałasza…

- Ruszamy - rzuciła rozkazująco Tiburon.

- Do następnego spotkania - pożegnała się Ollow.

Trójka rekinów ruszyła biegiem w kierunku wyjścia z plaży.

- Poczekajcie, może wam pomóć? - zawołał Leo, biegnąc za Rekinami. - Jeżeli to Szeryf i jego ludzie to mamy z nimi na pieńku.

- Nie trzeba. Sami bronimy swojego terytorium! - odkrzyknęła Ollow.
- Nikt bezkarnie nie stawia stopy na naszym terenie - warknęła Tiburon.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline