Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2019, 16:27   #22
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Marduk wyprostował się nieśpiesznie, gdy ujrzał otwierające się portale.
Kto nadejdzie? Czy przez wrota wysypie się piekielny legion? A może przybędzie któryś z książąt, wraz z świtą?

Nie tym razem.

Od pokrytego pancerną blachą kolosa biła aura strachu. Potężna i przygniatająca.
Gdyby nie ochronna magia, Marduk zapewne by uległ.
Bliźniacy jednak nie posiadali obrony... lecz to można było zmienić. Należało to zmienić.
Marduk wyrwał kawałek czasu i wcisnął weń swe działanie. Kojąca moc rozlała się po Kinbarak'u oraz Kylem. Ich umysły otoczyła nieprzebyta bariera.

Marduk otaksował przybyłych. Bez słów porozumiał się z bliźniakami, podzielili wrogów między sobą.

Marduk wraz ze swym klonem zaatakowali. Wzięli przeciwnika z dwóch stron, nacierając z powietrza.
Zielona kula ektoplazmy wystrzeliła oplatając Kolosa i utrudniając mu poruszanie się.
Potem trzaskające pomarańczową energią bicze wystrzeliły z łap cienia Marduka. Uderzyły i przeniknęły pancerne płyty, rażąc potworną mocą samą duszę przeciwnika.
Żywy konstrukt powinien paść bez życia. Nie martwy, lecz i nie do końca żywy.
Stało się jednak inaczej. Coś ochroniło kolosa. Okazał się odporny.

Widząc brak efektów, Marduk spróbował czegoś innego.
Wyzwolił w umyśle kolosa podwójną spiralę śmierci. Nie spodziewał się, że wróg ulegnie natychmiast.
Starczyło jednak podtrzymać spiralę. Poczekać aż z każdą upływającą chwilą spirala narasta, powoli rozrywając umysł przeciwnika.
Marduk mógł teraz po prostu unikać wroga i czekać.
Zdecydował jednak inaczej.
Cisnął w przeciwnika kolejną mocą. Tym razem mającą na celu powiększyć jego rany, gdy już uda się je zadać.
A następnie spróbował dokonać właśnie tego, czyli zadać rany.
Zaatakował z całą gwałtownością. Pazury skrzesały iskry. czasem wgniotły pancerz. Lecz ku pewnemu zdziwieniu oraz niezadowoleniu, niewiele wskórał.

W pewnej chwili, z trzewi konstruktu wydobył się szaleńczy ryk.
I nagle zniknął. Puff i już go nie było. Umknął z pod gradu ciosów jakimi Marduk zasypywał jego opancerzone cielsko.
Pojawił się w mgnieniu oka, gdzieś za Mardukiem. Tak, że miał teraz zarówno samego Marduka jak i jego klona przed sobą w jednej linii, jednego za drugim.
Lord Zeno'Tzul zaklął paskudnie. Nie zdążył się jednak obrócić, nim potężna fala niszczącej energii uderzyła go w plecy i przetoczyła się przez niego samego jak i jego cienia.
W odpowiedzi z obu Marluków wyzwolony został automatycznie, trzaskający łuk napięcia, które uderzyło w kolosa wzniecając chmurę iskier.

Konstrukt był wyjątkowo odporny. Wyzwanie - Uśmiechnął się Marduk. Pierwszy raz od wielu stuleci napotkał na wymagającego przeciwnika.
Przez chwilę wahał się. Przeciągnąć to w czasie? Delektować się wysiłkiem i ryzykiem? Myśl była kusząca ponad miarę.
Lecz nie. On nie żył dla krotochwili, dla błahych uniesień ani szybko mijającego dreszczyku.
Do walki nie stawał by walczyć. Nigdy. On stawał by wygrać. By zabić. By unicestwić opór. By przezwyciężyć wszelkie przeciwności.
Za wiele widział w uciążliwie długim życiu. Ci, którzy bawili się swymi ofiarami, nie doceniając ich, często ginęli właśnie z rąk niepozornych i słabych.

Kyle i Kinbarak najwidoczniej hołdowali podobnym zasadom. Bliźniacy uporali się już z swoimi przeciwnikami. Oporządzili ich profesjonalnie i bez tracenia czasu.

Marduk uniósł rękę rozczapierzając zakończone wielkimi szponami palce. zatrzymał czas.
Wszystko stanęło. Dookoła niego unosiły się spirale kurzu, wzbitego gdy uprzednio stalowy kolos przysiadł pod gradem jego ciosów. W oddali zastygła fala mocy, którą kolos wyzwolił. W powietrzu wisiały krople krwi.

Jego wielkie ptasie oczy błysnęły błękitnym blaskiem. Nagle jego ciało zaczęło się zmniejszać, przekształcać. Równocześnie jego psioniczny kryształ odłączył się od niego i poddał pokornie tej samej zmianie. Już po chwili obok siebie stały dwie czarne zbroje z dziwnymi, nielicznymi złotymi ornamentami.
Marduk wykorzystał możliwości nowego wcielenia by nałożyć na siebie dwa dodatkowe, niezwykle potężne zaklęcia. Natychmiast urósł do rozmiarów giganta.
Potem powrócił do swojej poprzedniej postaci, lecz był tym razem jeszcze większy. Wysoki na dobre 70 stóp, górował wyraźnie nad, nadal zastygłym w bezruchu przeciwnikiem.
Jego kryształ zaś przyjął formę zmierzchowego giganta.
Marduk uśmiechnął się i wyciągnął zapraszająco oba ramiona w stronę swego kryształu. Za jego plecami rozwarły się z szelestem żelaznych piór gigantyczne skrzydła.
Zmierzchowy gigant postąpił krok do przodu. Ich dłonie zetknęły się i zlały w jedno, jakby były płynne. Obaj zrobili krok do przodu i ich ciała zespoiły się ze sobą, tworząc niepokojący amalgamat obu stworów.

Trzask rozrywanego czasu przetoczył się bezgłośnym gromem nad polem walki, gdy Marduk wrócił do rwącego głównego nurtu temporalnego.
Zerknął na swego klona. On również właśnie wyszedł z nad czasu. Swojego własnego. I zrobił tam dokładnie to samo co on. Choć niezależnie.

Potem nie bawiąc się w subtelności runął z góry na stalowego kolosa. Płyty pancerza jęknęły przeciągle, wginane potężnymi ciosami.
Pazury darły ciężki pancerz niczym papier.
Ogromny konstrukt runął na ziemię, a obok niego spadały oderwane ciężkie blachy pancerza.

***

Druga część dialogu po zakończonej walce...
- Tylko nie stawaj nam znów
- na drodze
- dodał Kinbarak, a może Kyle.
- bo teraz wierzymy,
- że może masz jakiś rozsądek
- i nie przeszkodzisz nam znów.
- I dlatego cię puszczamy.
- Ale jeśli sytuacja się powtórzy…
- TO ZATRACIMY TĘ WIARĘ
- warknęli jednocześnie bliźniacy.

- Doceniam, doceniam - Płomień skinął głową - Zaraz - rzekł zdumiony - Wy naprawdę chcecie mnie puścić? Na pewno? Gdybym ja był w waszej sytuacji zabiłbym po prostu. Lepiej nie zostawiać wroga przy życiu, nie? - tu uśmiechnął się uprzejmie do pochylającej się nad nim śmierci.
- Ale skoro tak...cóż...dziękuję. Zapewne nie spotykamy się więcej.
- Co do tego kto wyciągnie po was rękę, nie mam pojęcia. Ale ponieważ czasu coraz mniej spodziewałbym się ciężkiej artylerii.
- A ponieważ jestem wam coś winien, oto mój dowód wdzięczności
-
Płomień rozpostarł palce wypowiadając formułę. Przejście prowadzące do futurystycznego krajobrazu zafalowało i zmieniło się w arkadyjski raj pełen upojnie pachnących kwiatów i przyjaznego słonecznego blasku stworzonego specjalnie po to by wędrowców mógł chłodzić cień i pieścić wiatr - To - rzekł - moja przystań. Ale to jest, jak widzicie, portal o podwójnej destynacji. Jeszcze przez jakieś pół godziny będzie prowadził was do waszej przytulnej kawerny. Pół godziny, a w świecie waszego mesjasza jest już po północy. Pójdziecie? Wasza wola.
- Powodzenia
- rzekł, można by przysiąc, całkiem szczerze. Chwilę później wstąpił w portal, a rajski ogród zmienił się w wizerunek waszej bezpiecznej jaskini.


***

Po wszystkim Marduk podszedł do bliźniaków.
- Pozwólcie - rzekł. Między jego żelaznymi szponami trzasnęły białe wyładowania. Jakby uruchamiała się jakaś dziwna maszyna. Potem trzaski przeobraziły się w niebiesko lśniący poblask otaczający dłonie Marduka. Gdy dotknął bliźniaków, poświata rozlała się po ich ciele, koncentrując na odniesionych przez nich ranach. Poszarpane rany zamknęły się. Opalenia zblakły i zanikły.
- Czuję, że teraz nadejdzie prawdziwy wróg. - rzekł spokojnie.

Niechętnie Marduk podszedł do portalu. Jedno spojrzenie na bliźniaków zdradziło mu, iż oni również za grosz nie ufają Płomykowi.
Sprawdził jednak swymi mocami, czy uda mu się wykryć podstępną pułapkę.
Choć nawet jeśli nie, nie zamierzał korzystać z szczodrej oferty diabła.
 
Ehran jest offline