Spać, jeść, trenować I tak w kółko. Czasami trafiała się jakaś niedojda co to miała tyle szczęścia że sobie łapę przecięła albo wstawiła ją nie tam gdzie trzeba, to i szycie mógł poćwiczyć. Stan nie wyrywał się przed szereg a i nie miał zamiaru przyciągać uwagi. Nie będzie przecież biegał za karę albo dla popisów jak Ci dwaj z oddziału. Na dodatek jak można kurwa hodować sukulenty i zabierać je na wojnę. To by już lepiej świece zapalił.
Z drugiej strony medyk sam nie uciągnie. Dlatego zaprzyjaźnił się z operatorką broni ciężkiej Svietą. Odpowiadał mu jej charakter. Była jak jej broń – wycelować pociągnąć za spust i czekać aż się rozkręci. Czasami trochę to trwało ale jak się już rozkręciła to na dobre. Svieta nie jednemu już dała w pysk podczas podróży, nikt z kompanii nie wchodził jej w drogę, a że wykonywała polecenia bez pytania i co do joty to nikt z przełożonych nie mógł się skarżyć. Relacja między nimi budowała się już od kilku miesięcy. To była ta no... Symbioza – Ona go obroni podczas walki a on ją w razie czego pozszywa albo powie gdzie strzelać jeśli będzie taka potrzeba. Uśmiechnął się pod nosem myśląc o tym że jednak na tym statku jest ktoś kogo można nazwać towarzyszem.
Spojrzał na zegar w kajucie. Czas iść po broń. Oby tylko nic nie spieprzyli przy przeglądzie. Nie po to palił świece i oporządzał sprzęt aby teraz mu go wymienili na jakiegoś starego rzęcha.
- Dobrze że chociaż nie muszę nosić takiego ustrojstwa jak Svieta. – mruknął pod nosem i poszedł do najbliższej windy.
Ostatnio edytowane przez Smothir : 23-05-2019 o 22:12.
|