Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2019, 20:54   #66
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Elizabeth, w prostej, odpowiednio skrojonej, jednakże nie tak krzykliwej jak wcześniejszego wieczoru sukience szła dość powoli w kierunku swojego domu. W ten ciepły, lipcowy wieczór, czy też bardziej noc, niewiele osób już się po bazie kręciło.
Ale w tych niewielu wliczała różowowłosa lekarka i jej biały pies. Dr. Hansen zapewnie przeoczyła by swoją panią sierżant, ale Butch który pamiętał tego człowieka przyspieszył by się radośnie przywitać. Szczeknął trzy razy i zaczął biegać między Ashley a Lili.
Kiedy znalazły się na odległość by nie musiały po nocy krzyczeć do siebie lekarka uśmiechnęła się zwracając uwagę na strój jaki ubrała była druga kobieta.
- Czy mam rozumieć, że wzięłaś byka za rogi i jednak spróbowałaś?- Zapytała bardziej pytając o ogólny sukces że Lili jednak poszła na randkę niż co się na niej działo.
Sierżant opowiedziała również uśmiechem, chociaż bardziej było to wykrzywienie ust w coś jakby uśmiech.
- Jak widać. - Powiedziała dość sztywno. - Dosłownie i w przenośni. - pogłaskała przy tym psa.
- Mhmmm, nie wyglądasz na zbytnio zadowoloną. Moralny kac czy było tak beznadziejnie? - Być może było to zbyt śmiałe ale Ash nadal zostawiała van Erp furtkę by odpowiedzieć ogólnikami i nie wdawać się w szczegóły.
- Było dobrze. - Westchnęła Lili. - Nawet bardzo dobrze. Dopóki nie przypomniałam sobie, że nie powinnam… - zawiesiła głos na krótką chwilę. - Robić niektórych rzeczy.
Ash spojrzała się dziwnie na przełożoną. - Mówisz o spotykaniu się z podwładnym ….czy spędzaniu miło czasu z kimkolwiek kto nie jest Tedem? - Ashley czuła że wchodzi na cienki lód. Dobrze wiedziała że tematyka zmarłego męża Lili to nadal delikatny temat.
- Nie wiem co jest bardziej naganne.- Lili roześmiała się gorzko.
Ashley nie powiedziała najpierw nic tylko rozchyliła ramiona, trudno było jej powiedzieć czy Sierżant Van Erp skorzysta z okazji by po prostu ktoś ją przyjacielsko przytulił. - Zamierzam cię teraz przyjacielsko bez podtekstów przytulić. Ok?-
- Matko, Ash. - Lili wpadła lekarce w objęcia. - Jak ja mogłam to zrobić? Sobie… jemu…- załkała cicho.
Hansen po prostu trzymała drugą kobietę, kiedy upewniła się że ta nie chce dalej się wygadywać sama zaczęła ostrożnie. - Poraz kolejny zamierzam uraczyć cię pewną ilością “mądrości” które pewnie jak je wypowiem na głos wydadzą się, nie dość że niedorzecznie oczywiste to jeszcze żywcem wyjęte z jakiegoś podrzędnego filmu obyczajowego...Tak więc...Masz prawo chcieć być szczęśliwa. To jest najbardziej podstawowa potrzeba każdego człowieka. Masz prawo czuć się kochana, chciana, szanowana, pożądana i kokietowana przez kogoś innego niż Ted. I o ile nie podpisałaś z nim jakiejś umowy, że po śmierci jednego z was drugie ma obowiązek uschnąć w samotności to będę cię zachęcać do każdej randki i każdego spotkania na jaką choć trochę się ucieszysz. - Hansen wiedziała, że nie jest wstanie wejść w buty Lili i zrozumieć jakie emocje nią szamoczą. Wiedziała jednak, że nikt nie powinien być samotny. I każdy ma prawo do bycia szczęśliwym. I dążenia do spełnienia i uzupełniania braków w życiu. Van Erp czegoś do szczęścia brakowało, być może był to partner być może coś innego. Hansen wiedziała, że dzięki tym odważnie podejmowanych krokom, Lili na pewno sama dojdzie do tego czego jej potrzeba i jak to zdobyć.
- Żeby to chodziło tylko o spotkanie… umówienie się z kimś. - Elizabeth dalej tkwiła w ramionach Ashley. - Ale to było coś więcej, rozumiesz? Na pierwszej randce.
- No to przeskoczyłaś parę kroków, to też jest OK. - Hansen nie ruszała się z miejsca. Tylko Butch był niezadowolony, że jest pomijany w tej wymiane czułości. - Sama musisz sobie odpowiedź co się stało, że tak szybko poszło, czy było tak dobrze, czy byłaś tak “spragniona” czy Hauser tak cię zbałamucił. Prześpisz się z tym a jutro na spokojnie sobie odpowiesz. Jak uznasz że było fajnie, było dobrze i czułaś się pewna siebie i bezpieczna to kolejne pytanie powinno brzmieć “Kiedy chce to powtórzyć?”
- Kilka? - Lili zaśmiała się, tym razem już trochę rozbawiona. - To był spory dystans. I byłam gotowa na więcej. Ale Dwight przypomniał mi o tym czego nie wypada robić. - W jej głosie zabrzmiał lekki zawód. - Gdyby nie powiedział, że chyba nie powinna zostać na noc… to byłoby… pewnie niewłaściwe, ale chciałam. - Lili znów załkała. - Ależ jestem… powiedziałbym rozpustna, ale do tego
jeszcze trochę mi brakuje.

- Dużo ci brakuje. A jego słowa...były niefortunne, chyba typowo jak facet nie pomyślał zanim to powiedział. - Aż Przypomniała sobie niefortunne sformułowanie Hamato “Niczego dzisiaj nie oczekuje”. - Faceci tak mają,...niestety. Możesz mu to przy okazji powiedzieć jak się poczułaś po jego słowach,...Hauser raczej tego nie zignoruje. Choć możesz go przetrzymać w niewiedzy przez parę dni jeśli uważasz, że jego głupota cię dostatecznie zabolała. - Lekarka pogłaskała Lili po plecach pocieszająco. Czuła zaskoczenie, nie spodziewała się że Lili poszłaby na całego na pierwszej randce. Niemniej wydawało się że było jej dobrze póki BFG tego nie zepsuł co znaczyło, że Lili nie zakuwa się w zbroje wiecznej wdowy.
- Gdyby to było takie proste.- Westchnęła Lili dając jednocześnie delikatnie znać, że już starczy tego przytulania. Nie to, żeby to jakoś przeszkadzało jej. Jednak dwie stojące pośrodku nocy i bazy laski, które się obejmują mogłyby wywołać niepotrzebne emocje u zdecydowanej większości męskich osobników będących czy to na patrolu czy też powracających z mniej czy bardziej upojnych wieczorów. - Ale nie jest. Chyba trzeba było trzymać się małych kroczków.
- Nikt nie obiecywał że sprawy sercowe są łatwe, …- Zaśmiała się cicho lekarka puszczają Lili z uścisku. -... zawsze możesz zwolnić teraz...albo przyspieszyć i zobaczyć co jest na mecie. Cokolwiek się stanie jestem pewna że sobie poradzisz. A jak uznasz że sobie nie radzisz...zadzwoń coś wymyślimy razem.
- Tak.- Odpowiedziała Elizabeth jakby się nad czymś zastanawiając. Spojrzała przy tym na lekarkę i na jej psa i znów na lekarkę. - Nocny spacer, bo Butch potrzebował czy Ty? - Zmieniła temat. A przynajmniej próbowała, dochodząc do wniosku, że wypłakiwanie się na ramieniu Ashley i tak nie cofnie czasu.
- Butch. Ja padam i potrzebuje snu. Wyszłam tylko dlatego, że boska kolacja dała mi trochę extra energii. - Hansen nie miała nic przeciwko zmianie tematu i tak skończyły się jej mądrości życiowe z podręczników o samorealizacji. - Liczę że dzięki temu będe mogła poleniuchować i wstać koło dziesiątej a nie o szóstej.
- Boska kolacja?- Lili zachichotała przyglądając się Ash dokładniej. - No, no…- Powiedziałam z pełnym uznaniem.
Ashley uniosła dłoń z trzema wyprostowanymi palcami. - Pożywna. Zrobiona dla mnie. Darmowa. - Przy każdym określeniu jeden pacel się zaginał w wyliczance. Kiedy żaden nie został Ashley się zaśmiała. - Wiem mam trochę obniżone standardy z uwagi na mój dzisiejszy dzień, ale najważniejsze rzeczy spełniała...to co rozchodzimy się i widzimy się w nowym lepszym jutro?
- Tak, miejmy nadzieję, że lepszym.- Lili uśmiechnęła się. - Dzięki- Przez chwilę sierżant wahała się i w końcu uściskała lekarkę. - Dobranoc.

***

Marge stanęła na wysokości zadania. W tak krótkim czasie udało jej się zebrać drużynę oraz kilkoro widzów. Co prawda nie wszyscy byli z jej rodzimej jednostki. Ale byli zainteresowani oglądaniem tego widowiska. Stół został przygotowany do gry. Nagrody także. Piloci postawili prawdziwą baryłkę piwa, z dębowej klepki. Skąd ją wytrzasnęli? Trudno było powiedzieć, ale nagroda była dość wysoka jak na przyjacielski turniej.
Do samej rozgrywki bilardowej Marge udało się zaciągnąć czwórkę osobników. Z których Doomguys mogli rozpoznać Ginę. Lili wystawiła swoją ekipę, która po pewnych turbulencjach składała się z jej samej Pearsona, Ash oraz BFG. Meyes widząc, że nie musi brać w tym udziału, życzyła im powodzenia i pożegnała się wspominając coś o swoim małym projekcie, który zaczęła.
Marge podeszła do Lili i spytała.- To jak rozgrywamy? W parach? I kto wygra więcej pojedynków przejmuje nagrody. Czy może turniej?
- Turniej. Drużyna, której czempion pokona konkurencję, wygrywa. - opowiedziała van Erp stawiając na stole ich część nagrody - trzy butelki whisky, bardzo starej whisky.
- Dobrze. To kto z waszej ekipy będzie pierwszy?- zapytała pilotka zerkając za siebie na swoją “drużynę”.
- Ja - sierżant zadecydowała szybko. - Ponieważ to my was zaprosiliśmy, to wy zaczynacie.
- Dobrze… to kogoś wybierasz? W sumie sama możesz sobie wybrać przeciwnika.- oceniła po krótkim wahaniu Marge.
Lili spojrzała najpierw na Ashley, później na obie kobiety z przeciwnej drużyny.
- To przyjacielska rozgrywka - Uśmiechnęła się przy tym lekko. - Twoja koleżanka. - Wskazała na Ginę.
- Jesteś pewna? Ona jest całkiem niezła.- odparła z wahaniem Marge szepcząc cicho.-Może być za mocna, jeśli nie masz za dużo doświadczenia w bilardzie.
- Trudno - van Erp wzruszyła ramionami. -[/i] To tylko zabawa.[/i]
- Ok… to wybierz kijek i podejdź do stołu. Powiem Ginie, że to jej kolej.- odparła z uśmiechem Marge ruszając do swoich towarzyszy.
Wybranie kija zajęło sierżant chwilę. Poczekają aż jej przeciwniczka również dokona wyboru i można było rozpocząć zabawę.
Gina podeszła do stołu przyglądając się Lili i “ostrząc” czubek kija bilardowego.
- Nie bierz tego do siebie, ale cię zniszczę. Marge argumentowała, że taki bilard to bezpieczny sposób spuszczenia pary. Tylko dlatego tu jestem. Nie będzie żadnej litości.- rzekła na powitanie.- Ale dam ci fory. Zacznij pierwsza.
- Przecież powiedziałam, że jako nasi goście zaczynacie. - Odpowiedziała jej Lili i ruchem ręki zaprosiła do stołu.
Gina przyglądała się podejrzliwie Elizabeth przez chwilę i wzruszając ramionami dodała.
- Nie możesz zarzucić mi, że cię nie ostrzegałam.
I rzeczywiście zrobiła to zapowiedziała. Kolejne bile wpadały jedna po drugiej, nie dając Lili okazji się wykazać przez długi długi czas. Gdy wreszcie Gina popełniła błąd, Elizabeth zdołała wbić jeszcze kilka honorowych punktów dla siebie, a potem Greczynka dokończyła tą “masakrę”. Na koniec podała dłoń Lili mówiąc.
-Dzielnie walczyłaś.
- Ty również. - odparła van Erp ściskając dłoń Giny i z uśmiechem oddała kij następnej osobie, czyli Ashley.
Tej przyszło się zmierzyć z Marge, podczas gdy piloci świętowali zwycięstwo swojej czempionki.
-Kumple Marge walczą na serio.- wtrącił Giles podchodząc do Lili i podając jej piwo.-Możemy stracić nasz wkład.
- Dam z siebie wszystko. Obiecuję.- dodał BFG, choć w jego dłoni kij przypominał patyczek i były wątpliwości, czy będzie w stanie użyć go skutecznie.
- A ja to traktuję jak zabawę. - Odpowiedziała niewzruszona Elizabeth przyjmując szklankę z piwem i lekkim skinieniem głowy dziękując Russellowi.
- To dobrze.- odparł Giles, choć akurat Ronnie patrząc tęsknie na nagrody miał chyba inne zdanie.
- Oj nie martw się - Lili szturchnęła Ważniaka biodrem. - Nawet jeżeli przegramy, to dostaniesz ode mnie nagrodę pocieszenia.- Sierżant usiadła wygodnie i przyglądała się dalszej rozgrywce.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 28-06-2019 o 21:50.
Efcia jest offline