Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2019, 13:27   #79
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
MERVI & WALERIA

Było tak źle, już tak źle...

W tym momencie Mervi mocno zaczęła się zastanawiać czy odstawienie morfiny było dobrym pomysłem. Czasami chciała po prostu usiąść na bruku i płakać, czasami próbowała trzymać się tej myśli, która ją przekonała do próby walki. Glitch... Jej cholerny Avatar... Ona sama?
Kiedy to cierpienie będzie zbyt wielkie?

Dopiero gdy Waleria podeszła bliżej, Mervi skupiła się na jej osobie. Czemu chciała tego spotkania z Verbeną? Czy to było aż tak ważne akurat teraz?
Spać...

- Dzięki... że przyszłaś. - odezwała się na powitanie czując się zmarznięta.

- Nie ma sprawy - odpowiedziała, nie bardzo rozumiejąc o co w tym wszystkim chodzi wszak musiała współpracować z innymi magami, przynajmniej mniej więcej. - Mam ze sobą swoje rzeczy - potrząsnęła torbą - to co będziemy dzisiaj robić?
- Potrzebuję twojej wspomocy przy jednym z eksperymentów. - odparła Mervi próbując się skupić - Nie będziesz musiała oczywiście nic obliczać... chcę, abyś mi dała dane do obliczeń.
Waleria szybko zamrugała powiekami
- Dane do obliczeń - powtórzyła nie za bardzo rozumiejąc o co chodzi - możesz mi powiedzieć o co konkretnie chodzi? Jaki eksperyment ? Jakie dane?
- Wyliczenia dotyczące różnicy w sposobie gromadzenia energii magycznej pomiędzy magyą mistyka a technomanty. Czy są jakieś różnice, gdzie przechodzi ta subtelna linia między mistycyzmem a technologią... - wzdrygnęła się, gdy dreszcz ją przeszedł - Gdy otrzymam dane dotyczące formy mistycznej kreacji, będę mogła je porównać z własną. Muszą być różnice, których natura mi wciąż umyka.
- Wchodzę w to. Jak chcesz mogę robić za królika doświadczalnego w tych badaniach. Tylko czy masz jakąś aparaturę która pozwoli Ci zbierać takie dane? - zapytała - bo generalnie robię wszystko na wyczucie…
- Ty nie musisz robić nic inaczej, niż normalnie. O moją aparaturę się nie martw. - potarła oczy - Po prostu... bądź tylko tak wulgarna, jak tylko potrafisz. - uśmiechnęła się lekko dwuznacznie.
- Potrafię być bardzo wulgarna jeśli potrzeba - roześmiała się - ale postaram się wyjść poza moje zwykłe granice, jeśli to w czymś pomoże. To gdzie idziemy? - zapytała - Rozumiem, że nie rozkładam się z moim majdanem na parkingu..

- Może... - Mervi przymrużyła oczy - ...a masz jakieś zamysły co do magyi? Tak by było łatwiej ustalić miejsce.
- Dziś do magy potrzebuję miejsca którego nie sięgną niepotrzebne oczy - powiedziała cicho acz z naciskiem na ostatnie słowa, mając nadzieję że Mervi chociaż w złym stanie zrozumie co próbuje jej przekazać.
Mervi spojrzała na Walerię w zamyśleniu, ale wyraźnie nie mogła złapać sensu jaki chciała przekazać Verbena.

- Chodźmy do twojego samochodu. Pojedziemy gdzieś, aby miejsce wybrać...
Waleria skinęła głową. Ponieważ pomimo upływu czasu uczucie niepokoju nie mijało spróbowała podążyć myślami w ślad za tym uczuciem zastanawiając się kto lub co je wywołało. Poszła w stronę samochodu niespiesznym krokiem nie dając po sobie poznać niepokoju. Waleria wyczuła, iż lokalna przestrzeń wydawała się lekko naruszona. Trudno było jej ustalić jakiś kierunek w którym prowadziła więź sympatyczna, ani też czy jakikolwiek kierunek istniał, lecz była pewna, iż coś naruszyło struktury odległości tutaj. Zamknęła oczy skupiając się na istocie naruszenia. Starała się dostrzec jej cechy charakterystyczne tej aberracji. Zastanawiała się czy nie jest to czasem objaw czyjeś zabawy współprzestrzenią. Chwila dłużej uwagi zdradziła Walerii.. W zasadzie nie zdradzila nic szczegółowego, natomiast rozwiała wątpliwości. Raczej nie były obserwowane z daleka. Tylko, że jak to bywa z tego typu sytuacjami, rodziło to kolejne pytanie - dlaczego przestrzeń została naruszona? Czyżby ślady dawnej magy (czy po prostu magii) lub też po prostu zwykły fenomen których na ogarniętej władzą Technokracji ziemi było coraz mniej.

Technomantka starła się pomimo nudności, bólu głowy i ogólnego poczucia beznadziei fizycznej, wpierw zwrócić uwagę na otoczenie widzialne dla magów... aby w ten sposób móc określić czy w ogóle jest powód do niepokoju. Wysunęła z kieszeni urządzenie przypominające odtwarzacz mp4, na którym miast coverów piosenki czy krótkich filmików miały wyświetlić się dane odnośnie możliwego powodu zaaferowania Walerii. Rutynowa dla adepta (a także Adepta) magya odniosła spodziewany skutek. Mervi wykryła, iż nie istnieją okna przestrzenne ani inne metody podglądu dalekiego zasięgu w jej obecnym położeniu. Mimo, iż przestrzeń wydawała się poszarpana, to nie nie została nigdzie ani rozerwana, ani też szczególnie mocno nadszarpnięta. Wszędzie ślepe uliczki pomiędzy silnymi, naturalnymi barierami korespondencji.
Waleria w międzyczasie wsiadła do samochodu, przekręciła kluczyki i włączyła radio. Czekała aż dołączy do niej Mervi.

Mervi dość apatycznie ruszyła za mistyczką. Schowała przy okazji odtwarzacz, nakładając podczas drogi Bluetooth, pewno sparowany z odtwarzaczem.
- Nie myślałaś, aby zapytać Patricka o podrasowanie bryki? - odezwała się, gdy weszła do samochodu - Chyba by się przydało.
- Najważniejsze, że się toczy - zanim jednak skończyła mówić uświadomiła sobie, że Mervi starała się być dla niej miła dlatego uśmiechnęła się do technomantki i dodała - ale może to dobry pomysł nie pomyślałam o tym.
Masz przy sobie cały potrzebny sprzęt? Czy będziemy gdzieś zajeżdżać po drodze?
- Mam... - odparła technomantka bawiąc się ustawieniami Bluetootha - Mnie to wszystko jedno gdzie... tobie nie, co? - to powiedziawszy włączyła ustawione urządzonko.

Na telefonie technomantki przez moment wyświetliła się mapa aktywności psychicznych, obrazująca skupiska memów i psionów (wedle nomenklatury części Synów Eteru) w postaci rozlanych plam. Tych plam było trzy.
- W sumie mogę robić swoje wszędzie, ale wolę dalej od większych skupisk ludzi. Masz chęć na małą wycieczkę za miasto?
- Chwila. - mruknęła technomantka spoglądając na ekran laptopa, który wyjąwszy położyła sobie na kolanach - Gdzie jesteś, suczysunu...
Mervi przez chwilę myślała nad jedną możliwością, ale szybko porzuciła ten pomysł.
Jasna cholera, bolała ją wciąż głowa...

Chciała... nie, musiała wiedzieć. Kto robi za peeping Toma oraz co pomięło przestrzeń. Zamknęła na razie komputer, a na jego klapie położyła czytnik ebooków. Trzeba sprawdzić co tu się odprawia...
Waleria wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę granic miasta.
- Bądź tak miła i jedź powoli. - odparła na działanie. Skoro mogła zrobić coś jeszcze...

Otworzyła laptop i odbierając dane, które wskazywały na niepowiązaną z nimi dwoma jednostkę. Po długich próbach Mervi wreszcie połączyła się z satelitą i namierzyła cel. Musiała przyznać, iż w domu będzie potrzeba poprawić kilka skryptów. Jednakże ostatecznie osiągnęła swój cel.
Stream z satelity, wygładzony zestawem heurystyk prezentował ostry, acz czarno-biały obraz wysokiego, barczystego jegomościa o gęstej, ciemnej brodzie. Nosił lustrzane okulary, czarne, długie, kręcone włosy opadały mu na ramiona. Przyodziany stylowo, coś jak skrzyżowanie dorosłego fana muzyki metalowej oraz cowboya. Palił papierosa.

Verbena zmieniła stację w radiu. Nigdzie się nie spieszyła.
- Jakiś barczysty koleś z brodą odwróconego Świętego Mikołaja i włosami metalowca nami się interesuje. Chyba mu wpadłaś w oko. Masz powodzenie. - odezwała się Mervi.
Oderwała dłoń od kierownicy i przeczesała odruchowo włosy, potem spojrzała na technomantkę
- Czas leci a ja dalej taka piękna i młoda - roześmiała się zastanawiając się czy zna kogoś pasującego do opisu. - Niestety musiałam zrobić na nim większe wrażenie niż on na mnie bo, nie kojarzę kolesia. Jesteś pewna, że on nie leci na Ciebie?
Merv nie odpowiedziała od razu, jednak gdy to zrobiła, to najwyraźniej miała plan.
- Wal. - zaczęła twardo - Wysiądziesz i pójdziesz do miłego pana. Brzmi dobrze? Będę cię asekurować.
Zamrugała powiekami,
- Że niby gdzie mam iść, dobrze się czujesz?
- Do swojego ciemnobrodego psychofana. Zapoznasz się, pogadasz, dekolt uwydatnisz. Trzeba wiedzieć kto to i czego chce. Daj mi jakąś swoją rzecz, proszę. Podepnę się pod nią, łatwiej będzie mi pomóc w razie czego. - odparła nie wchodząc w temat samopoczucia.
Wal bez słowa wyciągnęła z kieszeni starą lekko spraną materiałowa chustkę do nosa. Z zewnątrz nie było widać, że była już używana. Jechała dalej.
- Zaparkuj niedaleko... - spojrzała na ekran laptopa - ...miejsca, gdzie się spotkałyśmy. Aby samochód nie był na widoku. Szukaj tego pana. - pokazała wyświetlony obraz - Najwyżej cię pokieruję. Podłączę mentalnie.

Wal skręciła w pierwszą przecznicę w prawo. Nie była zbyt dobrym kierowca postanowiła więc jechać spokojniejszą trasą. Nigdzie jej się nie spieszyło, jak to mówią co ma być to będzie a śmierć czeka nas wszystkich.
- Jest lepszy sposób... - zatrzymała swoje starania - Ale potrzebuję do tego trochę twojej krwi... choć to chyba nie problem dla Verbeny?
- Oddawanie krwi w cudze ręce to bardzo duży problem dla Verbeny. Więc albo wytłumacz mi do czego dokładnie jest Ci ona potrzebna i co konkretnie planujesz z nią zrobić albo znajdź jakiś sposób do którego nie będzie Ci ona potrzebna.
- Do łatwiejszego i szybszego nawiązania połączenia w razie sytuacji awaryjnej. Bardziej pewnego i niezakłóconego. - wytłumaczyła - Nakieruje bezbłędnie na twoje położenie.
-jeśli oddasz mi również kroplę swojej - odpowiedziała.
- Co? Po co? - odparła zaskoczona.
- Na wszelki wypadek -odpowiedziała - nie oddaje się tego co najcenniejsze bez zabezpieczenia. Zresztą widzę że nie jesteś w najlepszej kondycji przydałoby Ci się trochę wsparcia wiec jak załatwimy podglądacza podjedziemy do mnie i połączymy te twoje eksperymenty ze starą dobrą magyą życiaa.
- Możemy i pojechać... ale za krwodawstwo jednak podziękuję. Nie wiem też po co ta afera z magyą życia. Muszę po eksperymencie wrócić do Tomasa, on mi pomoże.
- Nie oddam ci mojej krwi jeśli ty nie dasz mi swojej - odpowiedziała twardo - nie wiem coś ty ze sobą zrobiła dziewczyno ale sama widzę, że wzorzec życia masz rozchwiany jak stare krzesło bez nogi i wali od Ciebie entropią. - wzięła głęboki oddech i kontynuowała już bardziej łagodnym tonem - Sama wiesz, że w przypadku żadnego człowieka nie mówiąc już o magu taka sytuacja nie jest bezpieczna. Wiesz też, że ja mogę coś zrobić żeby Cię ustabilizować, a do tego przyda mi się twoja krew. Jak chcesz możesz porobić sobie w tym czasie te swoje badania jeśli od tego będziesz się z tym lepiej czuła. - wzruszyła ramionami.
- Uhm... - finka spojrzała lekko zakłopotana - Naprawdę dzięki za ofertę, ale już mi Tomas ma pomóc... Dam sobie radę, a o krew już pytać nie będę... - wróciła pospiesznie do pracy nad połączeniem z chusteczką.
- Przyjdź do mnie jeśli Tomas nie da rady, wiesz że twój stan nie może dłużej trwać.

###

Wal zaparkowała samochód prawie wjeżdżając w krzaczory. Następnie spojrzała technomantce przez ramię na jej …. tablet...to się chyba tablet nazywało. Gdy wyszła odetchnęła z przyjemnością zimnym czystym powietrzem a następnie przeciągnęła się. Nie lubiła spędzać czasu w metalowej puszce, a już napewno nie więcej niż było to niezbędne. Nigdy nie było w niej wystarczająco dużo przestrzeni. Cieszyła się teraz każdym krokiem, każdym ruchem. W dłoni trzymała parasolkę i jak gdyby nigdy nic zbliżała się w stronę palącego mężczyzny. Jegomość nawet na nią nie spojrzał (w każdym razie - nie w sposób który dostrzegłaby) będąc bardziej przetęty popękanymi ścianami pobliskiego sklepu.
Zbliżając się starała mu się w miarę możliwości dobrze przyjrzeć, gdy już go mijała zapytała z pewną nieśmiałością w głosie.
- Przepraszam bardzo czy poczęstuje mnie pan jednym, papierosy mi się skończyły.. - na studiach popalała i wielokrotnie widywała takie akcje w wykonaniu koleżanek. Nałóg nie do takich rzeczy skłania ludzi.

Jegomość buchnął jej dymem w twarz, wypuszczając go wąskim strumieniem niczym przeciążona lokomotywa. Chwile odczekał, aż część oparów rozwieje się.
- Wypierdalaj - odpowiedział krótko, bez zbędnej agresji, jakby trochę od niechcenia.
- Wyluzuj facet, co się tak wpieniasz i tak nie widzę abyś miał coś lepszego do roboty niż dać mi z sobą zapalić. Nie bądź kutafonem, jak masz to się podziel, no chyba że czekasz tu na jakąś pannę i boisz się, że się sfoszy, jeśli tak im szybciej dasz mi szluga tym szybciej pójdę w pizdu…- przyglądała mu się uważnie acz nienachalnie starając się znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Analizowała wszystko począwszy od jego stroju poprzez gestykulację skończywszy na akcencie i sposobie mówienia. Miała nadzieję, na jakieś skojarzenie które pozwoliłoby jej lepiej zrozumieć sytuację.

Waleria widziała w lustrzanych okularach mężczyzny swoje odbicie spowite w tumany dymu papierosowego wydychane przez tamtego. Trudno było wyczytać coś z mimiki jegomościa o stałym, pasywno-agreswnym obliczu doprawionym morzem niezmiennej obojętności. Zaciągnął się papierosem. Nie odpowiedział nic.


###

Mervi zdążyła się pozbierać, gdy ze śmiechu prawie spadła z laptopem z fotela, gdy Waleria rzuciła slangiem. Zastanowiła się chwilę, aby zaraz przystąpić do pracy. Tak... Odwrócone mikrofale powinny dobrze zadziałać na ciepłotę papierosa tego kolesia i na chama go zgasić... a komórka Verbeny będzie pomocna.

###

- To jak będzie, da się coś zrobić aby pomóc damie w opresji … - spojrzała na niego niewinnym spojrzeniem pewnego kota z ulubionej kreskówki jej młodszej siostry - Pan da szluga…
- Czego nie rozumiesz w poleceniu spierdalania?
Jegomość chciałby zaciągnąć się teraz papierosem gdyby nie to, że ten zgasł mu idealnie w momencie zaciągania się. Bez zbędnego przeciągania, acz z wyraźna irytacją, wyjął ciężką, stylową, benzynową zapalniczkę aby ponownie odpalić papierosa.
- No i Pana pokarało - powiedziała Waleria wystarczająco głośno aby usłyszał - następnie sięgnęła do torebki i zaczęła ostentacyjnie czegoś w niej szukać. - A może ja gdzieś kurwa mam jednak te szlugi…
Jegomość skrzywił się ponownie odpalając szluga, lecz tym razem nie zaciągał się. Po prostu wyprostował się i ruszył w swoją stronę zostawiając Walerię samą.
Wal wyciągnęła z torebki skręta doprawionego szałwią i podążyła za nim
- Ej ty, mam jednak szluga, nie bądź kutwa podziel się chociaż ogniem, od tego Ci nie ubędzie - gdy to mówiła jej uwaga kierowała się głównie w stronę otaczającej ich przestrzeni. Myślami poszukiwała innych osób którym mógłby towarzyszyć ten przystojniak.
Na jegomościu nie zrobiło to jednak wrażenia. Nie sprawiał wrażenia osoby na która działaby podobne teksty albo która przejmowałaby się tego typu zachowaniami bardziej niż w kategoriach ewentualnej bitki lub kiepskiego żartu.

###

Mervi przetarła oczy, czując jak znowu gorączka atakuje. Postanowiła zrobić coś innego... co w razie błędu w kalkulacji miałoby bolesne konsekwencje.
Korzystając z generowanej zmiennie poświaty halogenów neonu sklepu monopolowego, wytworzyła hologramowy gif, który nakleiła na wewnętrzną stronę okularów tego faceta.

Magya chyba zadziałała. Chyba, gdyż Mervi była pewna uruchomienia skryptów, działania algorytmów, braku wyjątków w programie czy też innych symptomów niepowodzenia. Tylko, że reakcja faceta nie pasowała jej kompletnie. Zdjął okulary, przetarł je rękawem, a następnie założył ponownie nie przyspieszając kroku, zniknął za rogiem.
Wal skręciła dosłownie sekundę później, trzymała się przecież w bliskiej odległości. Kilka zakrętów, kilkadziesiąt metrów chodnika oraz zdezelowanych kontenerów na śmieci - ta droga przebiegała całkiem sprawie w postaci akcji “śledzenie” przebiegała pomyślnie, do momentu gdy Verbena nie wyszła zza rogu i musiała gwałtownie wyhamować kroki aby nie wpaść na czekającego na nią metalwca. Po prostu stał i przyglądał się jej.
Waleria stanęła jak wryta przyglądając się człowiekowi.

###

- Wal jestem a ty? - przedstawiła się odruchowo, w końcu przez jakiś czas była osobą całkiem nieźle wychowaną. - może pogadamy jak już tu stoimy?
- Masz rację - odpowiedział bardzo wolno - źle zaczęliśmy.
Jegomość zbliżył się do niej, zdecydowanie zbyt blisko na komfortowy dystans i podał jej rękę. Przebudzona miała w tym momencie piekielnie złe przeczucia, jakby spadła na nią cała energia fatum.
Cofnęła się krok do tyłu. Nie podała mu dłoni za to ścisnęła tylko mocniej parasol.
- Grzecznie byłoby się przedstawić i powiedzieć czemu mi się przyglądałeś.
Jegomość zawahał się, skrzywił gdy nie podano mu dłoni.
- O czym ty pierdolisz?
- Grzecznie pytam czemu mnie podglądasz?
Jegomość wyglądał na lekko zaskoczonego.
- Czy to ty nie zaczęłaś najpierw żebrać o szluga, a potem za mną łazić?
Wzruszyła ramionami
-zależy od tego które zdarzenie uznasz za początek rzeczy, gdy zorientowałam się że jestem podglądana postanowiłam podejść jak człowiek zagadać i spróbować zorientować z kim mam do czynienia. No i już wiem że nie jesteś człowiekiem a priori nastawiony życzliwie do drugiego. Więc wracając do meritum kim jesteś i czemu mnie podglądałeś.
- Rany, mała - jegomość tym typowym zwrotem skomentował niesamowitą różnicę wzrostu między nimi - bujną masz wyobraźnie.

Zgasił peta na murze, rzucił na ziemię, przydeptał i po prostu odwrócił się do niej plecami idąc w swoją stronę.Waleria podążyła za nim mrucząc coś pod nosem. Miała nadzieję, że Merv podjedzie bliżej samochodem. Jegomość jak tylko zauważył, że Waleria idzie za nim, zapytał.
- Chcesz mi ponieść zakupy czy co?
- Wiesz czego chce, jeśli warunkiem sensownej odpowiedzi jest to aby drobna mała niewiasta nosiła zakupy wielkiego dryblasa biorę to na klatę. Gdzie masz siatkę?
Jegomość nic nie odparł, po prostu poszedł dalej, do przodu.
- Jeśli myślisz, że odczepię się od Ciebie tak łatwo to się mylisz - powiedziała donośnym głosem - jak już zauważyłeś mam charakter wrzoda na dupie i łatwo nie odpuszczam nie chcę być niemiła ale sam zacząłeś tą zabawę w stalking.
Facet odwrócił się szybko, odrobinę nawet za szybko. Spojrzał na Walerię i… parsknął z rozbawieniem pod nosem. Następnie ponownie ruszył w drogę odwracając się od niej. Wszystko wskazywało na to, iż obiera na cel pobliski sklep nocny.

Całe szczęście Waleria była cierpliwa i szła za nim wspierając się na parasolu mrucząc coś pod nosem. W pewnej chwili zatrzymała się stuknęła trzy razy parasolem o bruk, a następnie sprawnym ruchem wycelowała go w buty mężczyzny. W tym momencie stały się dwie rzeczy. Pierwsza, po myśli Verbeny. Skoncentrowany chaos, siła fatum, lub ujmując rzecz mniej górnolotnie, pech, trafiły do celu. Verbena splotła los i posłała go jak dobrze wycelowaną strzałę przeznaczenia.

I w tym samym momencie stała się rzecz druga. Zaatakowany człowiek odwrócił się w jej stronę z nieludzką niemal szybkością (albo się tak jej wydawało, adrenalina robi swoje). Uczynił jeden krok w jej kierunku, czy raczej sus. Drugi…
...upadł na Verbenę. Nie zdążyła uskoczyć, ciężkie cielsko gościa przygwoździło drobniutką kobietę do ziemi. Nie wiedziała czy bardziej bolą ją plecy od kontaktu z twardym betonem brudnej alejki, godność czy też przód ciała na które zwalił się dryblas.
Ale, po prawdzie, nie było to jej największe zmartwienie. Ledwo nabrała powietrza, a kilka potężnych razów spadło na jej twarz. Po pierwszym ciosie czuła się jak ogłuszona, po drugim pociemniało jej w oczach, a metaliczny posmak krwi zagościł w ustach. Następnych nawet nie liczyła, do momentu gdy poczuła dogniatające przeponę kolano jegomościa.
Traciła przytomność. Nie wiedziała czy bił ją dalej, czy nie. Oczy miała zalane krwią. Na tle zlewającego się ze sobą blasku latarni, czarna sylwetka zdzieliła ją glanem prosto w twarz. Szczęka młodej przebudzonej pękła wraz z tym jak traciła przytomność.

###

Mervi trzęsły się ręce. Nie wiedziała czy to nerwy czy delirka. Największym szokiem dla niej było, iż tak późno się zorientowała. Ogólne rozkojarzenie sprawiło, iż w jednym momencie patrzyła w ekran na którym nie działo się nic specjalnego, a po chwili widziała jak leżący na Walerii dryblas masakruje ją. Dopiero kilka chwil pozwoliło jej poukładać wydarzenia w jeden ciąg przyczynowo-skutkowy.
Teraz próbowała odzyskać łączność. Jegomość uciekał biegiem z miejsca pobicia, jednocześnie technomantka zdała sobie sprawę, iż chyba wiedział o podglądzie. Może nie zdawał sobie sprawy z jego natury, lecz dość silna kontramagya zaczęła jak wirus wyżerać kolejne routery zapewniające zadowalający transfer i kontakt z satelitą. Sprawy nie ułatwiał fakt, iż im dalej od Walerii był, oraz pierwotnego miejsca uzyskania połączenia, tym więź z samej swej natury mogła słabnąć.

###

Waleria zadziałała instynktownie jak każde najbardziej nawet podłe stworzenie chciała żyć. Czuła że niedługo odpłynie dlatego działała póki jeszcze była w stanie. Skupiła się na swoim ciele, w pierwszej zaś kolejności na jego najbardziej groźnych uszczerbkach. Magya udała się, że tak powiem częściowo dalej bolało jak jasna cholera ale przynajmniej przestała odpływać w nicość. Jak to mówią, zawsze warto patrzeć w jasną stronę. Zaklęłaby gdyby nie pieroński ból w szczęce. Przesunęła się odrobinę w celu zajęcia odrobinę bardziej komfortową pozycję. Czuła narastający wkurw, a facet awansował na jej osobistego wroga i cel vendetty. Zrozumiała, że zaatakował w strachu czując wzbierającą się w powietrzu magyę, ten atak był racjonalny i uzasadniony. Sama postąpiłaby podobnie nie czuła więc o to żalu. Nie czułaby też żalu o zadane jej obrażenia, sama wiedziała że jest krucha a facet wydawał się jej nieludzko szybki, gdyby były one kierowane wyłącznie złym losem lub instynktem. Jak pierwsze kilka uderzeń. Tu jednak było inaczej, ten chory skurwiel przewrócił ją, poddusił, kopał gdy była zupełnie bezbronna, znacznie dłużej niż było to konieczne i na swoje nieszczęście pozostawił ją żywą. Wal zamknęła oczy szukając wzorca życia tego człowieka, za wszelką cenę chciała go zapamiętać aby móc mu się odwdzięczyć w bardziej dogodnej chwili.

###

Mervi patrzyła na swoje drżące dłonie. Po co odrzuciła morfinę, no po co?
Później spojrzała na ekran. No i zajebiście, znowu ją o coś oskarżą...

Mogła próbować dalej chipować tego dupka już teraz.
Mogła pójść do Wal i pomóc jej... swoją obecnością?
Mogła ją olać, bo powód ciekawości właśnie uciekał.
Ale Verbenie mogło coś się stać więcej...
...
Dylematy...

Sprawdziła czy Verbena zostawiła kluczyki. Bingo...
Ociężale wygramoliła się z auta z torbą... jezu, jakie to nagle zrobiło się ciężkie...
Zamknęła samochód. Jeszcze tego by brakowało, aby auto zwinęli.
Po dłuższej chwili wyciągnęła swój rekwizyt... Taaak... Pora ruszyć do panny w kłopotach...

Technomantka dopiero po chwili zauważyła, że jej próby zaowocowały zranieniem. W sumie... Może gdyby mogła kombinować to doszłoby do niej skąd ono się wzięło. Uderzyła dłonią w drzwi pewnie?
Miała dość. Efekt nie dał rezultatu, a i na ekranie rekwizytu na chwilę pojawił się szum. A może to szumiało jej w oczach...? Czy może szumieć w oczach? Glitch?
Czy serio było warto znowu próbować?

Nie, no kurwa nie!

Trzymane urządzenie zawarczało złowrogo, a na jego wyświetlaczu pojawiły się glitche... Zupełnie jakby to sam Glitch się znowu cieszył. Zanim technomantka zdołała wyłączyć ten okaz elektroniki, urządzenie wydało bolesny jęk, nim samo poddało się złemu losowi.
W powietrzu unosił się swąd przypalonych przewodów...

Mervi powróciła do samochodu, drżąc z gorączkowego zimna. Komendą głosową wybrała numer komórki Tomasa korzystając z szyfrowanego połączenia.

Musi w końcu zebrać się w sobie i zrobić linię dla Fundacji…

###

Może to gniew, może upokorzenie, albo to wszystko sprzęgnięte ze sobą razem wyostrzyły zmysły. Waleria była pewna, że gdy spotka ponownie tego jegomościa, czy chociaż będzie w pobliżu, to bezproblemowe rozpozna ślad jego wzorca życia. Jak ją bolało, jak ją bolało… Była jednak magiem. Mogła założyć, iż obędzie się bez wizyty w szpitalu, chociaż będzie musiała dość solidnie napracować się.
Ciemniało jej w oczach. Nie wiedziała czy to z obrażeń czy krew mocniej zalewała oczy przebudzonej.

###

Tymczasem w telefonie Mervi zabrzmiał spokojny, profesjonalny głos Eutanatosa.
- Słucham.
- Jest problem. Znowu. - Mervi odezwała się z bólem - Chodzi o Walerię. Jest... - spojrzała na ekran laptopa - ...w złym stanie. Trochę bardzo ją pobito. Ja do niej idę... - powoli zaczęła człapać na miejsce - ...to może chwilkę zająć. Mnie nie pobito, tylko... Cóż... Wiesz. - urwała na chwilę - Nie chciałam, aby tak to wyszło…
- Bardzo jest gorąco? Ciągle jestem w pracy.
- Co dla ciebie oznacza "gorąco"?
- To znaczy, iż potrzebujesz natychmiastowej pomocy gdyż inaczej zagrożone jest czyjeś życie lub moc.
- Natychmiastowej... chyba... nie? - odparła niepewnie - Waleria niby powinna sobie dać radę... pomóc. Dam znać, jeżeli jednak tej rady nie da... Jeździć też powinna być w stanie. Mam nadzieję... - westchnęła - Kiedy zamierzasz wrócić do domu?
- Nie wiem. Pacjent umiera, może to się skończy za chwilę, może za godzinę, a może będę z nim do rana. Wolałbym mu towarzyszyć. Zawsze możesz przedzwonić do innych, Jonathan zapewne wyśle Hannah do was. Jeśli sprawa nie jest mocno nadnaturalna, nasz drogi Iwan - coś drgnęło w zimnym głosie eutanatosa - ma za sobą rzeszę duchownych.
- Za Iwana podziękuję, ale Jonathana w razie co przemyślę. - oparła się o ścianę - Skoro taką masz sytuację to nie śpiesz się. Zrozumiałe. Zostań z nim. - odparła najspokojniej, jak tylko nudności jej pozwalały - Już idę do Walerii.
- Nie wiem co masz do Iwana.
- A ty? - zapytała dalej kierując się ku Verbenie.
- Ja nic. Nie toleruje mnie zbytnio. Będę wracał do pracy.
- Do zobaczenia później. - po tych słowach rozłączyła się.
Byle już być na miejscu, a później móc wrócić do łóżka... i zapomnieć o morfinie.

###

Gdy Mervi dotarła na miejsce obdarzyła Walerię zmęczonym, ale też (zapewne) zatroskanym spojrzeniem.
- Coś ty zrobiła? - przykucnęła przy kobiecie wyraźnie nie wiedząc co zrobić.
- Nebrzezka but elka - wyszeptała Waleria. Miała nadzieję, że Mervi domyśli się żeby szukać w drewnianej szkatule, którą nosiła w podręcznej torbie.
- Uhm... - zaczęła przetrząsać torbę Walerii - Po co ty go atakowałaś? Pojebało cię? - wyciągnęła w końcu niebieską buteleczkę i postawiła przy mistyczce - Miałaś tylko porozmawiać!
Sięgnęła po nią niezgrabnie w duchu klnąc nad brakiem domyślności technomantki, z trudem odkręciła korek i pociągnęła dwa łyki. Wiedziała że trzeci ją otumani a czwarty może jej już zaszkodzić. Nim odłożyła butelkę poczuła już pierwsze oznaki nadchodzącej ulgi a może był to wyłącznie efekt placebo. Po prawdzie nie obchodziło jej to jednak.
- Gupa to bywo tyko zwroczene uwogy.
- Poprzez wymachiwanie mu magyczną parasolką w kwiatki za plecami?
- Pher dohol she - Odpowiedziała próbując się zebrać do kupy - Dash rad e podjehat?
- Eee... Nie. - odparła krótko.
- Zamow takszuwke.
- Przyczłapiesz się ze mną do samochodu, nie płacz. Niech to cię nauczy, że wymachiwanie parasolkami w czyjeś plecy nie jest bezpieczne.

Waleria zawsze wiedziała że Merv to wredna pizda, nie spodziewała się jednak że jest z tych którzy lubią kopać leżącego i wygłaszać monologi w stylu nielubianej ciotki na urodzinach. Niestety szczena dalej ją napierdalała więc postanowiła darować sobie rozwijanie tego tematu, przynajmniej na chwilę. Powoli zwróciła się w kierunku samochodu.
- Jak chcesz - Mervi pozwoliła Walerii wesprzeć się na niej - to mogę do kogoś od nas zadzwonić, żeby pomógł. Chyba, że sama się uleczysz w samochodzie?
- Szprubuje.
- Świetnie. Damy radę...

Po zbyt długim czasie dotarły do auta Walerii. Tam też obie wgramoliły się do środka.
- Więc... - Mervi spojrzała wyczekująco.
Waleria zajęła miejsce na tylnym siedzeniu, włączyła lampkę samochodową i przyjęła najmniej dyskomfortową pozycję jaką tylko udało jej się znaleźć po czym umyła ręce korzystając z butelki z wodą którą zwykle woziła pod siedzeniem na wszelki wypadek. Gdy była już gotowa przystąpiła do przeglądu swej skrzyneczki. Wyciągnęła z niej zioła mające działanie antyseptyczne oraz przyspieszające gojenie ran i zrastanie się kości następnie starła je wraz z solą w małym przenośnym moździerzu. Gdy zawierał już wszystkie istotne substancje rytualnym sztyletem otworzyła swe żyły i spuściła do niego odrobinę krwi dla wzmocnienia efektu. Zatamowała krwawienie dopiero gdy zawartość moździerza napęczniała. Ponownie utarła zawartość, aż powstała gęsta szarobrunatna i wyjątkowo nie apetyczna papka. Zamruczała coś pod nosem. Następnie delikatnie badawczo przesunęła palcami jednocześnie po po obolałej połowie żuchwy jak i jej zdrowym odpowiedniku.
Bolało, ale na szczęście leki przeciwbólowe zdążyły zabrać już większość cierpienia. Powoli zaczęła więc opatrywać ranę. Pierwszą część powstałego medykamentu wsadziła do ust w lukę pomiędzy zębami a policzkiem po wewnętrznej strony żuchwy tak głęboko, tak blisko kości jak było to tylko możliwe. Przez całe ciało jej przeszedł dreszcz nagłego bólu. Zdołała go jednak opanować i po chwili rozsmarowała resztę po twarzy począwszy od jednej kości jarzmowej aż do drugiej, tak z przodu i boku twarzy jak i pod jej spodem. Gdyby nie ściągnięta bólem twarz wyglądałaby jak dziecko które zbyt długo bawiło się w błocie. Gdyby zobaczył ją jakiś postronny człowiek zapewne bardzo by się zdziwił, na szczęście nie było tu żadnych postronnych ludzi, a przynajmniej Waleria nie była świadoma ich obecności. Zamknęła oczy, jej wola skupiła się po zdrowej części żuchwy by po chwili podjąć próbę przeniesienia jej lustrzanego obrazu na część uszkodzoną. Gdy tylko udało jej się wyobrazić dwa nakładające się obrazy kości zdrowej na kości pękniętej w myślach rozpoczęła powtarzanie inkantacji których nauczyła się od Ruty, z każdym powtórzeniem wpuszczając w nie odrobinę więcej mocy tak aby wraz z każdym kolejnym oddechem obraz zdrowej kości wydawał się być coraz bardziej i bardziej realny.

###

W trakcie jak Waleria zaczynała się łatać, Mervi sama postanowiła nie marnować czasu. W końcu nie będzie później męczyć Verbeny.
Miała zamiar utworzyć na karcie SD zapis danych dotyczących czasu i przestrzeni, które opisywałyby moment w jakim Waleria wykonałaby swoją magyę. Dzięki takiemu zapisowi mogła w końcu uzyskać później potrzebny materiał porównawczy. Odpowiednia przepustowość łącza oraz moc obliczeniowa trinarki wspomogą proces.

###

Waleria spociła się jak mysz. Nie zdążyła się nawet dobrze obmyć z krwi gdy z dźwiękiem łamania suchych gałęzi kości szczęki powracały na swe miejsce. Mieszanina tępego bólu, dziwnego uczucia przemieszczającego się po żyłach bólu mieszała się z zawrotami głowy oraz mrowieniem zakończeń nerwowych. Szczególnie dziwnym uczuciem było gdy wraz z falami ciepła naruszone zęby prostowały się (czy może nawet odrastały, przebudzona wolała nie patrzeć na to co zrobił jej brutal). Wiedźma mogła być dumna ze swych mikstur.
Odrobinę mniej duma, lecz w dalszym ciągu zadowolona była Mervi. Wyekstraktowany ślad k-średnich cech charakterystycznych został odpowiednio przetworzony dodając kilkaset nowych wymiarów. Każda z cech osobno, ani nawet wprost razem nie niosły informacji. Natomiast Mervi wiedziała, że potraktowane odpowiednim algorytmem pozwaolą wrócić do tej sytuacji. Czy równie łatwo? To było pytanie typu czy N równa się NP.
Gdy tylko ból odpuścił Wal jego miejsce zajęła euforia, brak tego tępego pulsowania był dużo cudowniejszym uczyciem niż pamiętała. Miała ochotę śpiewać tańczyć i gwizdać, wmiast tego jednak sprawnym wytrenowanym ruchem odłożyła na bok skrzyneczkę z wiśniowego drzewa, po czym wzięła się za porządki zastanawiając się jak korzystając z tego co zostało jej w dwulitrowej butelce wyszorować zarówno narzędzia jak i facjatę. W końcu jednak postanowiła się nie zastanawiać, tylko wziąć za robotę. Ponieważ była jednak ciekawską babą zapytała Mervi.

- Co tam kombinowałaś ciekawego, rozumiem że nie zamawiałaś taksy do domu?
- Wykorzystywałam okazję. Nie będę cię już męczyć eksperymentem, bo i właśnie tyle było mi trzeba. - odparła chowając z czułością kartę SD - A taksówki to chyba mi nie trzeba? W końcu mam ciebie i twój samochód. - uśmiechnęła się uroczo.
- Udało Ci się ściągnąć wszystkie dane? Zapraszam Cię do mojej chatki, napijemy się herbaty i powtórzymy doświadczenie, tak jeszcze ze dwa, trzy razy aby mieć wystarczający materiał badawczy do analizy.
- Tak, ściągnęłam co potrzebowałam. Niestety, muszę odmówić zaproszenia, przynajmniej teraz, bo... - dreszcz gorączki wstrząsnął jej ciałem - Nie marzę o niczym bardziej, niż o powrocie do mieszkania Tomasa i zakopania się w kołdrze na kanapie…

Waleria zlustrowała Merv począwszy od stóp aż do czubka głowy, nie podobało jej się to co widziała, bardzo jej się nie podobało…
- Obawiam się, że sama drzemka na kanapie dużo Ci nie pomoże, naprawdę nie chcesz abym Ci pomogła? Jestem przekonana, że dałabym radę ustabilizować Twój wzorzec - zawiesiła głos nie chcąc się narzucać.
- Nie zamartwiaj się o mnie. Poradzę sobie. - wzięła głębszy oddech - Wiesz, że jutro znowu narada? Już się na nią cieszę. - uśmiechnęła się gorzko.
- Narada, jaka narada? - zapytała zmieszanym głosem - Działo się ostatnio tyle że albo nie zdążyłam się o niej dowiedzieć albo wyleciało mi to z głowy, ganz egal najważniejsze, że już wiem, dzięki Merv. Powiedz mi jeszcze tylko o której będzie i gdzie?
- W tym samym miejscu co ostatnio o 17:30 - Mervi była zdziwiona, że Waleria mogła nie zostać zawiadomiona - Sądziłam, że każdy został powiadomiony.
Wal wzruszyła tylko ramionami
- Pewnie i tak, ale trochę ostatnio miałam na głowie. - Usiadła za kierownicą i zapaliła silnik.
- Jak wrócę to pewnie zanim mnie zmoże, będę jeszcze pracować. Wierz mi, znam trud związany z zajętością, więc rozumiem. - przymknęła oczy już wyobrażając sobie miękkość posłania. Musiała po powrocie też sprawdzić czy Fireson wie o jutrze, eteryci...
Waleria nic się nie odezwała skupiając się na prowadzeniu samochodu.

- Więc... - Mervi odezwała się ostrożnie - Czego się dziś nauczyłaś?
Wal spojrzała na nią z ukosa.
- Możesz rozwinąć temat? - zapytała nie wiedząc o co chodzi technomantce.
- Czego nauczyłaś się ze spotkania z panem w glanach. - wytłumaczyła cierpliwie.
- Dowiedziałam się, że muszę go zabić - odpowiedziała z uroczym dziewczęcym uśmiechem na ustach - a ty czego się nie nauczyłaś - zapytała.
- Musisz go zabić? - zapytała z niechęcią w głosie - Nie wiem czego ja się nie nauczyłam, ale ty chyba wciąż nie rozumiesz, że sama zawaliłaś... A jego reakcja była prawidłowa. - wzruszyła ramionami - Ale może następnym razem się nauczysz.
- Może następnym razem będziesz jednością a nie cieniem samej siebie, może następnym razem pozwolisz sobie pomóc zamiast bez sensu się zapierać, może nie będziesz mnie irytować - odpowiedziała dociskając pedał gazu, chciała jak najszybciej pozbyć się technomantki która jeszcze nie wkurzyła jej na tyle aby wysadzić ją w przypadkowym miejscu.
- Już irytuję? - zapytała z zaskoczeniem Mervi - Przecież jeszcze nie chciałam zacząć. A, jedź spokojniej, rozbijesz nas o coś.
Wal w milczeniu kierowała się w stronę kwater Merv.

Po kilkunastu minutach ciszy, zmącił ją odgłos telefonu Mervi. To samo, wielokrotnie szyfrowane połączenie, routowane przez komputer trinarny (który na szczęsćie zidentyfikował nadawcę i tym razem Mervi nie musiała ręcznie odblokowywać firewalla) zwiastował nijaki głos Firesona w słuchawce.
- Cześć. Dzwoniłaś, prawda?
- Dwa do zera. - odparła z zadowoleniem Mervi, trochę słabszym niż chciała głosem - Czemu dopiero teraz się odzywasz?
- Sorry - odpowiedział szczerze zakłopotany - byłem bardzo zajęty. Mam to co chcieliśmy.
- Ja też mam coś fajnego. Może wymienimy się doświadczeniami na żywo?
- To może jutro, dziś jestem trup. Araby chciały mnie stłuc jeszcze na odchodne. Masz jakąś dyskretną miejscówkę?
No tak, Adam był jednak przewrażliwiony na punkcie bezpieczeństwa - mogła stwierdzić Mervi.
- Nie mów nic o byciu trupem. Tobie przynajmniej nie zrobiono pijawkowego najazdu na dom. Tak, w tym momencie nie mieszkam tam, gdzie mieszkałam. - westchnęła - Temu wtedy pytałam czy z tobą ok.
- Cóż… - Fireson brzmiał na zakłopotanego - to kiedy i gdzie jutro?
- Po naszym uroczym spotkaniu? - zaproponowała niepewnie - ...bo ty wiesz o nim, prawda?
- Tak, wiem. Od jakiś osiemnastu sekund. Gdzie mamy spotkanie?
- Taka parafia jest aniołka gabiego. Ja się dowiedziałam, jak do Tomasa przyszedł przydupas Iwanka. Po 17 ma być ta impreza.
- Nie mam wyboru, muszę się pojawić - nuta smutku pojawiła się w głosie Firesona - masz chociaż kły tych wampirów? Podobno sproszkowane działają na męskie siły, pewnie nasz hermetyk dałby dobrą cenę - nuta rozbawienia w głosie maga pojawiła się nagle - to cześć.
- Sam skołuj miejscówę, kochanie. Tylko przytulną. - dodała jeszcze.
Cisza w telefonie.
- Cześć, coś załatwię.
Koniec połączenia.
Mervi uśmiechnęła się do siebie układając wygodnie w fotelu. Wróci do domu to sprawdzi czy eteryci wiedzą o spotkaniu, bo hermetyków to nie sądziła, że musi sprawdzać.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline