Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2019, 13:35   #80
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

Wreszcie wróciła! Mervi nie cieszyła się bardziej z niczego, co dziś się działo... może prócz tego, że Fireson w końcu się odezwał. Miała pewne dodatkowe sprawy do niego odnośnie ostatnich zdarzeń, ale to dopiero jutro... Dziś i tak czuła się jak wrak.

Kiedy tylko weszła do domu usłyszała Tomasa, który okupował łazienkę. Sama z westchnieniem ulgi zdjęła z siebie torbę stawiając ją na kanapie. Przetarła spocone czoło i skierowała się do kuchennego aneksu zastanawiając się czy jej brzuch wytrzyma próbę zjedzenia czegoś. Pizza wciąż zdawała się niebezpiecznie leżeć jej na żołądku...

- Chcesz coś zjeść?! - krzyknęła do Tomasa, gdy akurat woda jej nie zagłuszała.
- Nie - spokojny głos eutanatosa popłynął zza drzwi. Po kilku chwilach ujrzała wychodzącego z łazienki Tomasa przyodzianego tylko w ręcznik od pasa. Nie wyglądał na skrępowanego, przywitał się kiwnięciem głowy i ruszył do swej sypialni, najwidoczniej w celu przebrania się. Mervi zauważyła, iż ciało maga cechowało się tym specyficznym typem umięśnienia charakterystycznym dla ludzi pracujących swym ciałem, lecz nie odnajdujących przyjemności w rzeźbieniu go (ani nie mających ku temu predyspozycji). Może wygląda zbyt chudo, a mięśnie przebijały się na wysuszonej skórze, gdzie indziej nadmiar osadzonego tłuszczu przykrywał rzeźbę. Jednak Tomas wyglądał na wojownika. Sporadyczne, płytkie blizny na torsie, plecach oraz powyżej przedramion potwierdzały to. Co ciekawe, Mervi była przekonana, iż nie było tam żadnej znaczniejszej pamiętki po obrażeniach.

Może i Mervi zafascynowałoby bardziej ciało eutanatosa, gdyby nie czuła się teraz jak wycieraczka. Niemniej po zrobieniu sobie szybkiej kanapki z wędliną znalezioną w lodówce (wolała więcej niż jednej, dość niewielkiej, nie próbować w siebie wmłócić), wróciła na kanapę, gdzie osiadła ciężko.
- Zapiszę sobie nowy achievement w życiu - "zobaczenie Eutanatosa w samym ręczniku".

Ubrany Tomas wrócił. Nie wyglądał na szczególnie rozbawionego, usiadł na fotelu przy kanapie widocznie zmęczony. Jednak minę miał trochę nazbyt poważną, nawet jak na swe standardy.
- Następnym razem prosiłbym abyś nie myszkowała w moich rzeczach.
No i świetnie...
- Nic nie zabrałam. Chciałam tylko, no... Popatrzeć...? - Mervi wyglądała w tym momencie na prawdziwie zawstydzoną - To było głupie. Przepraszam…
- Jeszcze tego brakowało abyś coś zabrała - Tomas wzruszył ramionami. - Nie przeszło ci nawet przez myśl, że nawet jeśli nie znajdują się tam żadne klątwy czy zwyczajne pułapki, to być może zrobisz sobie krzywdę? Równie dobrze mogłem trzymać tam neurotoksyny, Mervi. Zmarłabyś, stracilibyśmy maga, a do tego ja miałbym problemy.
Wbił w nią pytający wzrok.
- Uhm... Cóż... - Mervi zmierzwiła włosy - W sumie przeszło... Tylko... No... - spojrzała zakłopotana, nie wiedząc co ma powiedzieć.

Eutanatos kiwnął głową.
- Czymś ciekawym zajmowałaś się na mieście?
- Byłam u Klausa i... - zamyśliła się jak to ująć w słowa - ...spotkałam się z Walerią? Natrafiłyśmy na takiego maga... Może to jeden z tych Opustoszałych? I... Powiedzmy, że Verbena... dostała wpierdol. Dosłownie…
- Trzyma się? Co się stało?
Eutanatos wyglądał na zaintrygowanego.
Technomantka westchnęła ciężko.
- Miała tylko pójść i pogadać z nim. Dowiedzieć się czemu nas obserwuje, bo i to robił. Nie szło jej, ale to Verbena, one są przecież kiepskie w interakcjach... Nie wiem co jej strzeliło do głowy robić mu magyę za plecami, dla której wymachiwała tą cholerną parasolką! - Mervi wyglądała na podłamaną - Zmasakrował jej fizycznie twarz. Tak w skrócie. Już ma się dobrze…
W miarę jak Mervi opowiadała, na twarzy mężczyzny zaczął pojawiać się nikły uśmiech, coraz to szerszy. Na koniec oczy Tomasa wypełniała czysta wesołość gdy przebudzony wybuchnął śmiechem wyrażającym szczere rozbawienie.
- Brzmi jak historia z mojego życia. Sam kiedyś dokładnie w ten sam sposób dostałem po łbie. Skończyło się na odbitym płucu, pękniętej wątrobie i kilkunastu złamaniach.
- Ona miała złamaną szczękę i ogólną masakrę na twarzy. Glanem jej przywalił po uderzeniach zwykłych. - Mervi uśmiechnęła się lekko - Musiał się dopakować. - przetarła oczy - Trochę mogłam zawalić, skoro miałam ją ubezpieczać.. ale nie podejrzewałam, że zorientuję się tak późno! Dopiero przed spotkaniem z Walerią zaczęłam się czuć... jak wycieraczka, na którą ktoś zwymiotował i nasrał.
- Jutro, mniej więcej od południa będę w stanie dość łatwo pomóc ci z objawami fizycznymi. Jeśli jest bardzo źle, mogę zrobić to dziś, lecz będzie to nieco bardziej wymagające.

- Chyba dam radę... - ugryzła maleńki kęs kanapki i zmieniła temat - Wiesz, że nikt nie kwapił się poinformować Firesona o jutrzejszym spotkaniu?
- A masz z nim dobry kontakt? - Tomas zapytał zdziwiony. - Jonathan strasznie narzekał, że od potwierdzenia przylotu trudno mu się z nim skontaktować.
- No... radzę sobie z kontaktem z nim. - odparła - Choć w sumie teraz rozumiem... Czemu tylko nikt nie postanowił mnie zapytać? - technomantka wyglądała na urażoną pominięciem.
- Może uznano to za oczywiste - Tomas zamyślił się - mnie samemu nie przeszło przez myśl aby specjalnie cię pytać co z Firesonem. Założyłem, że jeśli masz kontakt, to korzystasz z niego… Dowiedziałyście się czegoś użytecznego z Walerią?
- Może i tak było. - skomentowała udobruchana - A z Walerią... Nic konkretnego. Prócz tego jak koleś wygląda i tak dalej... Będę próbowała go znaleźć i nawiązać kontakt... na odległość. Lubię swoją twarz, a ten gość może i Wal nie zabił, ale swoje zrobił. - zamyśliła się - A, ona chce go zabić.
Tomas ciężko odetchnął.
- Verbeny… To podobno my nie szanujemy życia.
- Zastanawiam się w tej chwili kto tego życia nie szanuje. - westchnęła - Próbowałam jej wytłumaczyć. Niby wie, że się bronił, ale fakt, iż jej nie zabił sprawia, że to był zły wybór. Już nie komentowałam. Nie chciałam mówić czegoś w stylu "Następnym razem może postarać się lepiej".
- Mam tylko nadzieję, że nie jest to mag ani nikt ważny. Byłoby źle zaczynać naszą bytność w mieście od zabójstwa innego przebudzonego.
- Będę próbowała go znaleźć tak czy inaczej. Po prostu nie wybiorę kontaktu... bezpośredniego. - wzruszyła ramionami - Też nie sądzę, aby agresja, której dopuściła się Verbena wedle niego, była najlepszym wyborem.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz.
- Ja też. - uśmiechnęła się uroczo w akompaniamencie - Ach, pewnie widziałeś. W łazience zostawiłam zwykłe leki przeciwbólowe. Pomyślałam, że może przydadzą się któremuś z twoich pacjentów. Morfiny... już nie ma. - dodała ze smutkiem.
- Tak myślałem - eutanatos przyznał chłodno.

- Przecież... - spojrzała niepewnie na Tomasa - ...czemu skazywać kogoś na cierpienie bólu, prawda?
- Powiedz to części chórzystów lub bractwu - wzruszył ramionami.
- Gdyby cierpienie wzmacniało ducha czy uodparniało, to cały świat byłby już po Wstąpieniu. - na chwilę przymknęła oczy - Czy złe będzie, jeżeli zapytam... Kim była ta osoba, której towarzyszyłeś dziś na końcu?
- Mężczyzna, lat czterdzieści osiem. Chory na raka - Tomas wykazał się beznamiętną precyzją. - Miał silny organizm, ogólnie był bardzo silny na duchu i ciele. Co okazało się jego przekleństwem. Wielu ludzi poddałoby się wcześniej, lub ich organizm nie wytrzymałby kolejnych przerzutów. Nagrodą za wytrzymałość było tylko większe cierpienie.
- Sądzisz, że to źle, że chciał walczyć?
- To była jego decyzja. Czy to nie jest, w istocie, definicja samostanowienia? Jeśli ktoś decyduje o sobie, nie rusza to innych osób, to zazwyczaj nie ma źle ani dobrze.
- A jeżeli ktoś decyduje o sobie, jednak te decyzje przynoszą szkodę i cierpienie innym?
- Wtedy wkraczam ja - uśmiechnął się lekko.
- Po prostu zastanawiam się... - skupiła pozostałą sobie pamięć - Jest miejsce w Śpiącej Sieci, które pływa w... czymś co nie powinno nigdy było powstać. Oczywiście, trzeba umieć znaleźć czego się szuka. Niemniej za informacjami tam zawartymi stoją ludzie, a część z nich... Woli się nie wiedzieć, że naprawdę tacy istnieją. - spojrzała na Tomasa - Wyszukiwałam wszelkie informacje, na temat tych których uznałam za... osoby, jakimi twoja Tradycja może się zainteresować. Po zbadaniu prawdziwości tych informacji podawałam je waszym, ale oddawałam dalsze osądy, decyzje i możliwe czyny Eutanatosom. Chyba nie chciałam wiedzieć więcej... - spojrzała na swoje dłonie - I nie wiem czy powinnam udawać, że to tylko dane, że nie byłam w jakiejś części odpowiedzialna za to, co na te osoby możliwie spadło.

Tomas wyglądał na zaskoczonego. Zbyt długo ważył odpowiedź.
- Nie, nie powinnaś się tym przejmować.
- Nie powinnam się przejmować, ale... czy skoro zdawałam sobie sprawę co może stać się dalej, to nie byłam też odpowiedzialna? - spojrzała poważnie na Tomasa.
- Nie powinno być to twoim zmartwieniem - powiedział bardziej zdecydowanie.
- Jeżeli tak sądzisz... - odparła technomantka, choć ta odpowiedź jej nie zasycała, jednak nie drążyła tematu - Czy mógłbyś mi jutro towarzyszyć, gdy wrócę do swojego domu? - zapytała nagle.
- Tak. I tak chciałem sprawdzić efekty ostatnich wydarzeń - Tomas odpowiedział krótko. - Wiesz… Nie chcę brzmieć jak dupek. Po prostu obowiązki życia i śmierci spoczywają na mojej Tradycji. Po to jesteśmy aby zabierać ten ciężar innym z ramion. Być tam gdzie nie ma dobrych recept.
- Większość to raczej nie jest wdzięczna za trud zdejmowania ciężaru. - odpowiedziała wprost - To jednak nie zmienia faktu, że nie zawsze jest całkowite zdjęcie możliwe... i jest najlepszym rozwiązaniem.
- Prawda - kiwnął głową.

- Zapytałam o twoją obecność jutro u mnie - zmieniła temat - bo prawdę mówiąc na myśl o powrocie czuję się niepewnie. Zastanawiam się w ogóle czy będę chciała tam na stałe wrócić, czy lepiej już szukać coś nowego.
- Jak na przedstawicielkę najbardziej znienawidzonej przez Unię Tradycji, dość źle znosisz poczucie zagrożenia.
- Raczej nie cieszy mnie opcja niepotrzebnego taplania się w tym, gdy i Glitch nie czuł się najlepiej. Tamten kontakt... był mówiąc delikatnie nieprzyjemny.
- Zawsze możemy egzorcyzmować dom. Mamy do dyspozycji Iwana, sądzę, że jak mu tylko napomkniesz, to będzie trzeba go powstrzymywać aby od razu nie oczyścił twego domu - eutanatos uśmiechnął się kwaśnio. - Ten typ tak ma.
Za słowami Tomasa stało jakieś drugie dno którym nie chciał się podzielić.

- Co masz na myśli? - Mervi nacisnęła na temat - Czemu sądzisz, że w mojej sprawie tak chętnie przybiegnie?
- Nie chciałem nic złego powiedzieć. Mogę Iwana nie lubić, ale byłbym kłamcą gdybym zarzucił mu brak zaangażowania.
- Hej, nie musisz się tłumaczyć. Możesz lubić czy nie kogoś, nie ocenię. Dziwi mnie jednak czemu to on został wybrany na szefa, a ciebie pominięto.
- Czemu zakładasz, że chciałem być szefem? I mogłem?
- Bo to ma sens. - odparła spokojnie - Skoro to ty byłeś inicjatorem, to raczej twoja rola nie miała w zamyśle być jedynie pomysłodawcza.
- Do tego trzeba więcej wpływów, pieniędzy, kontaktów w Radzie oraz prestiżu.
- To ostry bullshit. - stwierdziła wprost - A jak rozumiem z Iwanem w żaden sensowny sposób dogadać się nie da? Przecież tak to samo w sobie rozpirza całą ideę Fundacji.
- Dlaczego nie da? - Tomas był lekko zdziwiony. - Iwan wygląda mi na gościa co jest przyzwyczajony do rządzenia. Lecz nie jest jakimś potworem… Zresztą, widziałem i fundacje, i kabały działające niemal pod wojskowym rygorem.
- Pytam czy się nie da. - odparła, zastanawiając się jaka była jej nieszczęsna Kabała - Może i potworem nie jest, a jednak go nie lubisz.
- Mało kogo lubię - przyznał zimno.
- Ale z nim masz chyba większy problem?
- Nie. Dlaczego miałbym mieć?
- Bo kręcisz, aby nie wytłumaczyć czemu nie kochasz się z Iwankiem.
- Doszukujesz się czegoś, czego nie ma. Równie dobrze mogę powiedzieć, że nie do końca pasuje mi Klaus bo to gryzipiórek, Patrick bo udaje Rambo albo Hannah bo jest szczeniakiem na dobrą sprawę - wzruszył ramionami.
- Cieszę się, że ktoś jeszcze widzi, iż Patrick udaje Rambo. - wyszczerzyła się - Może i ja mam zbyt małe doświadczenie z grupami magów... a to co mam jest mało godne pochwały. - Mervi wzruszyła ramionami - Ale i tak się nie cieszę z niej, ale to ja.

Tomas nic nie odpowiedział.



TELEFON DO PATRICKA

Eteryta poczuł wibracje swojej komórki, gdy nadeszło połączenie nieznane, które wyświetliło na ekranie jedynie ciąg przypadkowych znaków zamiast nazwy nadawcy.
- Szlag.- mruknął pod nosem Healy widząc to i odebrał.- Słucham?
- Hej Rambo. - przerywany głos Mervi dotarł do ucha Patricka.
- Co? - odparł zaskoczony Irlandczyk i podrapawszy się po karku spytał.- O co chodzi?
- Wiesz o naszym jutrzejszym pikniku?
- Czym?- zapytał Healy zmęczonym głosem.- Jakim pikniku?
- Rany, jesteś taki niedomyślny. - mruknęła Mervi - Powiedziano ci o jutrzejszym, czy tam dzisiejszym, spotkanku?
- Aaa to. Tak. Powiedziano.- odparł lakonicznie Patrick.
- Szczęściarz.
- Taaa… w czepku urodzony.- Healy niemal “tryskał entuzjazmem”.
- Waleria nie wiedziała dopóki się nie dowiedziała ode mnie, choć z nią nie wiadomo. Mogła zapomnieć czy coś. Fireson na pewno nie wiedział. Ktoś się nie postarał.
- Mhmm… - odparł bez entuzjazmu Healy.- Do spotkania jeszcze jest czas. Bez bezpiecznej od Technokracji sieci komunikacji, jesteśmy skazani na powiadamianie się w bardziej tradycyjny sposób, a Waleria mieszka gdzieś w głuszy. Batiuszka pewnie prześle zaproszenia przez ojca Adama. A Fireson… diabli wiedzą, gdzie jest Fireson. I jak się z nim skontaktować… nie wszyscy żyją w sieci i siecią.
- On też nie... - Patrick mógł mieć wrażenie, że Mervi przewróciła oczami - To Legionista.
- Chodzi o to, że… wszyscy pewnie zostaną powiadomieni przed spotkaniem. Niekoniecznie wszyscy na raz.- odparł zmęczonym głosem Healy.
- Powiadomieni przed spotkaniem o spotkaniu? - zdziwiła się Mervi - Łaska już niepotrzebna. Uświadomiłam Walerię i Firesona.
- Acha…- Irlandczyk wykazywał zerowe zainteresowanie tą wiadomością.- To miło. Coś jeszcze chcesz mi powiedzieć tak późno w nocy?
- Jest już prawie szósta, to nie noc. - mruknęła Adeptka - I nie ma za co. Następnym razem nie będę wykazywać zainteresowania.
Połączenie zostało przerwane.
- Uwierzę jak zobaczę. - mruknął pod nosem Healy, ziewnął i znów zasnął.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline