Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2019, 14:28   #67
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 16 - 1940.III.15; pt; przedpołudnie; Dunkierka

Czas: 1940.III.15; pt; przedpołudnie; godz. 11:00
Miejsce: północna Francja; Dunkierka; port, zamknięta policyjna strefa
Warunki: pogodnie, słonecznie, nieprzyjemny chłód, słone morskie powietrze



Noémie Faucher (D.Adley), Kenneth Hawthorne (M.Tweed), George Woods (R.Cromwell) i Evelyn Leigh (A.Croft)



Po niecałej godzinie spotkali się ponownie w porcie. Z rozmów z rybakami, marynarzami, oględzin pojazdów i raportów pozostawionych przez kapitana Corbina dało się wyłowić nieco danych. Skrótowiec nazwy kutra należał do holenderskiego portu Eemshaven położonego u zachodniego ujścia zatoki Ems. Wschodnia część tej zatoki należała do Niemiec. Jednak świadkowie z nabrzeża zapamiętali, że burta w rejonie nazwy była tak świeżo malowana, że aż zalatywało farbą. Co nieprzyjemnie kojarzyło się z zamalowaniem poprzedniej nazwy jednostki. Sąsiedzi z nabrzeża zapamiętali, że co było dziwne ale załoga kutra praktycznie nie opuszczała pokładu. Grzebali coś przy silniku ale i tak było zastanawiające, że nikt nie poszedł do miasta. A gdy przepakowali kanistry z ciężarówki to zawinęli się i odpłynęli. Wyglądało jakby czekali tylko na nich i nagle wszystko działało jak trzeba więc rybacki kuter popyrkotał sobie z portu. No i mieli puste ładownie. Co też było trochę dziwne ale może awaria złapała ich na początku połowów gdy jeszcze nie zdążyli czegoś sensownie nałapać.

Samą nazwę i pochodzenie jednostki udało się zdobyć w kapitanacie portu. Tam też okazało się, że kuter “EEM 56” zgłosił awarię i wpłynął do Dunkierki 2 dni temu, 13-go marca. Opłatę uiścił szyper jednostki, Arief Tillemans. Dokumenty i opłaty były w porządku. Kasjer jakiego wezwano do kapitanatu zapamiętał go jako średniego wieku, postawnego, brodatego mężczyznę o wyglądzie zawodowego wilka morskiego. Przyzwoicie mówił szkolnym francuskim na tyle, że szło się dogadać, zwłaszcza w standardowej sprawie opłat portowych. Podczas rejsów rybackich nie było zwyczaju podawania portu docelowego bo zazwyczaj kutry wypływały w morze na połów a potem wracały z mniej lub bardziej pełnymi ładowniami do portu rodzimego. Co prawda dla “EEM 56” Dunkierka nie była portem macierzystym no ale skoro mieli awarię to nie było takie dziwne, że wpłynęli do pierwszego lepszego portu. W kapitanacie uważali, że skoro dokonali napraw to pewnie wrócili na morze albo do Eemshaven. Czy mogli tam dopłynąć? Cóż, wyruszyli prawie dobę temu. Kutry rybackie do jednostek pościgowych nie należały ale prawie doba powinna wystarczyć, żeby dopłynąć do zatoki Ems. No chyba, że znów mieli jakąś awarię albo popłynęli gdzieś jeszcze.

Za to Noémie wróciła z bardziej alarmującymi wieściami z centrali. Mimo, że nie mogli mówić wprost to jednak porozumieli się całkiem dobrze. Trafiła na kapitana Lloyda ale francuski oficer też musiał gdzieś być w pobliżu bo słyszała jak rozmawiali ze sobą gdy Brytyjczyk przekazywał wieści od niej albo naradzali się krótko co tu teraz zrobić. Ale robić trzeba było! Sytuację uznali za poważną, prawie gardłową. Groziło, że przesyłka wymknie im się z rąk i zdąży dotrzeć do Niemiec co bardzo utrudniłoby wykonanie misji. Wyglądało na to, że Noémie dobrze oszacowała sytuację jako na tyle poważną aby skorzystać z telefonu.

W Londynie kończyli właśnie “odpisywać list” na ten który wysłała ostatniej nocy. Obaj oficerowie postanowili go jednak wysłać nie do Paryża skoro adresatów już tam nie było tylko do Zeebrugge, gdzie mieli być adresaci. Miał tam wylądować wodnosamolot który przywiezie i raport i dokumenty tożsamości. W pośpiechu niestety nie udało się wyrobić nowej tożsamości dla Evelyn więc młoda Brytyjka nie miała szans na względnie bezpieczny wjazd na teren Niemiec. Dalszą misję musieli kontynuować we trójkę.

Kapitanowie pozostawili agentom w terenie zorganizowanie sobie transportu do Zeebrugge. Ale prawdopodobnie najszybciej byłoby koleją lub samochodem. Chyba rzeczywiście z pobliskiej Dunkierki można było tam dotrzeć w ciągu góra dwóch godzin jeśli nie stanie się nic nieprzewidzianego. Wodnosamolot albo łódź latając powinien tam dotrzeć prawdopodobnie gdzieś po południu. Belgijka dostała też namiar gdzie powinna odebrać paczkę z raportem i nowymi dokumentami. Wskazywano na jedno z biur magazynów portowych. Nie trzeba było więc nawet opuszczać portu niezależnie kto pierwszy by przybył na miejsce spotkania. Sami też nie musieli zbliżać się do samolotu w brytyjskich barwach co mogłoby zainteresować niepożądane osoby. Co prawda ktoś mógł śledzić lotników gdzie poszli z paczką a wrócili bez a potem dojrzeć kto tam się udał niedługo potem ale jednak w takiej sytuacji musieli wszyscy improwizować.

Oficerowie z Londynu byli zdecydowani nie dopuścić do przechwycenia przez Niemców paczki. Tak bardzo, że obiecali zrobić “co się tylko da” i wyraźnie zasugerowali możliwość zniszczenia ładunku byle tylko nie wpadł w ręce Niemców. Resztę rozkazów czy wiadomości mieli zawrzeć w kończonym właśnie raporcie który miał czekać w belgijskim porcie. Generalnie rozmowa odbyła się w alarmującym trybie i wyglądało to na pełną mobilizację sił Agencji a może i nie tylko. Agencja sugerowała aby na miejscu grupka pod wodzą Belgijki zmobilizowała się kogo się tylko da do odszukania i zatrzymania zbiegów na rybackim kutrze z bezcenną paczką na pokładzie. To był absolutny priorytet i agenci dostali wolną rękę co do środków motywujących odpowiednie osoby. Nie dało się jednak ukryć, że machina poszukiwawczo - pościgowa dopiero ruszała swoje tryby a zbiegowie mieli jakąś dobę przewagi. A dookoła, gdy siedzieli sobie w ten raczej chłodny ale słoneczny i pogodny dzień tuż przed samym południem nic nie wskazywało, że właśnie gdzieś na morzu mogą się ważyć losy tej wojny. Mewy skrzeczały, pikowały na dół i żarły się o kawałki ryb czy inne resztki. Małe i duże jednostki gibały się na falach zacumowane w porcie a niektóre wpływały lub wypływały z portu. Marynarze, rybacy, magazynierzy, biurowcy załatwiali swoje bardzo ważne i codziennie sprawy. Kilku policjantów nadal pilnowało miejsce zdarzenia. Ale poza tym wyglądało jak na kolejny dzień życia pełnomorskiego portu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline